Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2009, 21:54   #12
Aveane
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny


Imię i nazwisko:
Nik Imnieyest

Wiek:
28

Pochodzenie:
Maroko, Sus-Masa-Dara, Agadir-Ida-Utanan, Agadir

Znajomość z Benjaminem Gerthartem:
Szedł, otoczony przez mlecznobiałą mgłę. Stukot jego podeszew niósł się cichym echem po opustoszałych ulicach Chicago. Światła w oknach były zgaszone, zza niektórych słychać było zgłuszone przez ściany chrapanie. Noc była ciepła, więc rozpiął grafitową, prążkowaną marynarkę, odsłaniając bladożółtą koszulę. Lekki wiatr z zachodu uderzył go w tył głowy, rozwiewając pół-długie włosy koloru hebanu. Przyniósł z sobą odgłos innych kroków, cichych, spokojnych, jakby właściciel nie chciał być usłyszanym. Mężczyzna wiedział, co jest celem jego prześladowcy. Szedł dalej spokojny, pewny siebie. Zdawał sobie sprawę z tego, jak niebezpieczne mogą być ulice trzeciego co do wielkości miasta Ameryki. Nie przystanął jednak, nie zmienił tempa, nie dał po sobie poznać, że wie o obecności innej osoby. Kroki się zbliżały. Ktoś był tuż za nim. Odwrócił się i zdzielił nadchodzącego w twarz, łamiąc mu nos. Napastnik, niewiele młodszy od swojej ofiary, choć o głowę niższy i znacznie chudszy, padł na ziemię, ale po chwili się zerwał i uciekł, gdzie pieprz rośnie.

Wyciągając z kieszeni chusteczkę zauważył na ścianach czerwono-niebieskie refleksy. Ze stoickim spokojem zaczął wycierać dłoń ze szkarłatnego płynu i spojrzał na wysiadających z radiowozu gliniarzy. Jeden z nich wyciągnął broń i wycelował w stojącego na chodniku mężczyznę.
- Jesteś oskarżony o pobicie – powiedział beznamiętnie ten drugi. – Pójdziesz po dobroci czy mamy użyć siły?
- A kto mnie oskarża? – odrzekł spokojnie podejrzany. Policjant z gnatem zaśmiał się rubasznie.
- My. Widzieliśmy, jak pobiłeś tamtego faceta.
- Ja też widziałem – z boku rozległ się czwarty głos. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Stał tam młody mężczyzna. Wyciągał w przód rękę, pokazując jakąś legitymację. - Benjamin Gerthart, FBI. Naoczny świadek. Widziałem całą sytuację. Ten pan był niedoszłą ofiarą, nie napastnikiem. Postanowił nie wnosić oskarżenia. A teraz spływać, ale już!

Po chwili wymiany kąśliwych uwag wściekli mundurowi wsiedli do samochodu i ruszyli z piskiem opon. Agent spojrzał na mężczyznę, który kontynuował wycieranie ręki.
- Dzięki – powiedział spokojnie, kierując wzrok na federalnego.
Benjamin ciągle mu się przyglądał. W końcu otworzył usta i rzekł:
- Powiedz mi coś. Ten chłopak należał do bandy opryszków, którzy są doskonale wyszkoleni w takich napadach. Mają prawie stuprocentową skuteczność. Są najlepsi i najszybsi w swoim fachu. Powiedz mi… Jak?
- Ha! No patrz! – mężczyzna odrzucił zakrwawioną chusteczkę. – A ja po prostu - roześmiał się, jednak nie na tyle głośno, żeby pobudzić mieszkańców – ja po prostu nie wiedziałem, że on jest tak strasznie szybki.
Zapadła chwilowa cisza, przerywana tylko ich oddechami i odgłosem chusteczki higienicznej ocierającej się o skórę. W pewnej chwili zaatakowany wcześniej mężczyzna westchnął i powiedział spokojnie:
– Straszne miasto. To już w Agadirze byli bardziej cywilizowani ludzie - spojrzał w niebo jakby z utęsknieniem.
Twarz funkcjonariusza FBI stężała w skupieniu, ale po chwili rozjaśnił ją uśmiech zrozumienia pomieszany ze zdziwieniem.
- Calahan? Jesteś…? Przecież - zawahał się, samemu nie wiedząc, czy to wszystko jest realne - Ty nie żyjesz. Jake?
Mężczyzna zmrużył oczy i dla odmiany to on zaczął wpatrywać się w rozmówcę.
- Już nie, od kilku lat. Nik Imnieyest. Skąd wiedziałeś?
Benjamin zniżył głos do szeptu.
- Bo jesteśmy podobni, a ja mam swoje źródła. A teraz spadaj stąd, żeby policja znów Cię nie dorwała. Jakbyś czegoś potrzebował – wyciągnął do Nika wizytówkę – dzwoń.

I odszedł w gęstą mgłę.
 
Aveane jest offline