Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2009, 21:58   #26
Morfidiusz
 
Morfidiusz's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwu
Dziewczyna przerwała modlitwę i opadła na siedzenie powozu. William z niedowierzaniem patrzył w Jej oczy gdy mówiła do niego twarz mu głaskając. Nie rozumiał jej do końca. Zawsze Jej ufność i odwaga zaskakiwały go. Zawsze brnęła naprzód nie patrząc na konsekwencję. Była jego nadzieją, inspiracją, była wiara w lepsze jutro...

Młodzian wiedział, iż nie sposób Jej zatrzymać. wiedział, że jak podjęła decyzję, nie było siły by Ją powstrzymać. Wierzył w Jej osądy, wierzył w Jej słowo, wierzył, iż ich losy są w rękach sił wyższych. Drzwi ustąpiły, nie miał sił by się Jej przeciwstawić. W myślach Ja chwytał, do pozostania upraszał, jak pies wejścia bronił. widziała to w jego oczach. Wiedziała co zamierza. Stawiła czoła niebezpieczeństwu z dumnie podniesiona głową.

William obserwował Ja jak stanęła na przeciw zwyrodnialców. Do jego uszu doszły zbereźne szepty hołoty. Nie zdzierżył ich myśli, nie wytrzymał tej presji. Niczym zwinny kot wyskoczył z powozu. W locie niedźwiedzie futro opadło na błoto z głośnym plaśnięciem. Stanął przed Mariettą dzielnie niewiastę zbrojna piersią zasłaniając. Ciało w bojowej postawie, tarczą zasłonięte z mieczem nad tarczą w prostej ręce dzierzonym. Osłaniał on Panne jak lew broniący swej wieczerzy, do czasu ... do czasu, gdy głosu napiętych cięciw nie posłyszał. Pewnie trzymał by dalej na śmierć gotowym będąc, gdyby nie dłoń kuzynki na jego ramieniu nie spoczęła. nie musiał się odwracać by wejrzeć w Jej oblicze. Wiedział bez słów, co przekazać raczyła.

Młodzian wyprostował się dumnie w oblicze jeźdźca wpatrzony. Wyuczonym sposobem pod nogi swe tarczę odrzucił. Niby tak niechętnie, ale tak zakręconą by prostym ślizgiem jednym ruchem dobytą być mogła. Miecz trzymał opuszczony, czując zaciekłe spojrzenia kuszników w niego mierzących nie czół komfortu, lecz napełniony wiarą lwiej odwagi nabrawszy, do opancerzonej postaci warunki wprzódy dyktującej hardo się odezwał.

- Jak śmiesz człeku plugawy niewinnych napadać, co ledwo za podróż pogłowne zapłacili! Jak śmiesz dyskomfort damom fundować, co w daleka podróż udawać się zamiarowały! Parszywcze obleśny, takiej samej jak ty kompani przewodzący! Rankor wielki uczyniłes obecnym tu damą!! Za takiego wielce hardego się uwazać raczysz?! Więc do walki w pojedynkę stań proszę!! Niedźwiedziu brunatny, czy odwagi ci nie zbraknie by z rysiem się zmierzyć?? - William perorowałz wielką fantazją w głosie. Niczym natchniony kaznodzieja kazanie głoszący. Wielkim posłuchem słowa się odbiły, gdyż wszyscy jako jeden mąż zamilkli. Jeno wiatr zawył i koni chrapanie słychać się zdało, a w oddali jakie odliczanie milczącym słyszeć się zdało ... sześć, siedem, dziewięć...

- Wygram, wolno nas puścisz! Mnie i dziewkę ową, co za moimi plecami stoi. Przegram, to dziewkę puścisz, a ja na twe posługi ostanę i resztki majętności naszych, do stóp Ci rzucę szubrawcze!! Decyduj więc, czy jaj Ci starszy!! - i ze słowami tymi, mieczem z nad głowy bijąc, przed siebie do połowy w brejowatej glebie go nasadził.
 
__________________
"Nasza jest ziemia uwiązana milczeniem; nasz jest czas, gdy prawda pozostaje niewypowiedziana."
Morfidiusz jest offline