Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2009, 00:32   #73
Storm Vermin
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Nieco paniczne przygotowania do szturmu przebiegały chaotycznie, ale osiągały zamierzony efekt. Plecaki rakietowe, przekształcone w prowizoryczne bomby, ustawiono na najbardziej prawdopodobnych ścieżkach natarcia. Wszyscy żołnierze upewnili się, czy mają wystarczającą ilość amunicji. Działon Brygady Broni Ciężkich wycelował meltaguny w zbliżającą się hordę. Ci, którzy nie byli zbyt ranni aby walczyć, dostali broń. Spadające co chwilę na atakującą hordę pociski artyleryjskie podnosiły nieco na duchu, tak samo jak ostrzał z głównych dział nielicznych Leman Russów. Silniki trzech nieuszkodzonych Chimery należących do 17. plutonu dudniły cicho, a wieżyczki obracały się, gdy celowniczy wybierali najlepsze punkty do ataku. Sami Gwardziści czekali w równych szeregach, z kolbami lasgunów przyłożonymi do policzków, gotowi w razie niebezpieczeństwa schronić się za jednym z opancerzonych transporterów lub betonowym murem.

Tymczasem orkowie nic nie robili sobie ze zmasowanego ostrzału, prąc cały czas naprzód z potępieńczymi wrzaskami na ustach. Co gorsza, okazało się, że zielonoskórym nie brakuje ciężkiej broni, gdyż gdzieś z głębin nieprzeliczonych szeregów Xenos odezwały się działa i wyrzutnie rakiet, którym brakowało jednak precyzji, by dokonać znaczących uszkodzeń. Wydawało się, że orkowie mają znaczący problem z dyscypliną - co większe lub bardziej krwiożercze osobniki wybiegały przed resztę hordy, pędząc na spotkanie z Gwardzistami.

Taki właśnie oddział, składający się z mniej więcej dwudziestu zielonoskórych, ruszył na pozycję obronną 17. plutonu. Nie zważając na takie drobnostki, jak taktyka czy plan, orkowie biegli z rykiem, potrząsając toporami. Wiódł ich szczególnie wielki potwór, wysoki na jakieś dwa i pół metra. Wydawał sięon jeszcze wyższy przez to, że na plecach niósł sztandar z prymitywnym malunkiem wyszczerzonej czaszki. Naturalnie, Gwardziści nie przyglądali się napastnikom bezczynnie. Chimery natychmiast otworzyły ogień, a w ich ślady ruszyła piechota. Tak jak poprzednio, ostrzał nie wydawał się mieć dużego wpływu na orków. Ci po chwili rozdzielili się na dwie grupy. Jedna, liczniejsza, uzbrojona przeważnie w broń do walki wręcz i wiedziona przez olbrzyma pobiegła na pozycje obronne ludzi. Druga, składająca się ze strzelców, ustawiła się nieco dalej i otworzyła huraganowy ogień. Cokolwiek by nie mówić o celności orków, ich broń nadrabiała brak umiejętności operatora niesamowitą szybkostrzelnością. Wkrótce Gwardziści musieli skryć się za dostępną osłoną, by nie dostać którymś z setek orczych naboi.

Dekares zdołał na chwilę wychylić się zza Chimery, za którą przykucnął. Zauważył, że wrodzy strzelcy stanęli niedaleko ustawionej na polu bitwy rakiety. Cofnął się na chwilę, wyszeptał najkrótszą modlitwę, jaka przyszła mu do głowy, po czym wychylił się znów, wycelował w jeden z przewodów paliwowych improwizowanej bomby i wystrzelił. Eksplozja była niesamowicie głośna, ale i efektowna. Wszystkich strzelców pochłonęła kula ognia, spopielając ich. Odłamki poleciały tak daleko, że jeden szrapnel wbił się nawet w plecy olbrzymiego orka. Zachwiał się on, sztandar zielonoskórych dotknął ziemi. Cała reszta bandy zatrzymała się na chwilę, spoglądając to na resztki wsparcia ogniowego, to na kołyszącego się sztandarowego. Jednak gdy ten wyprostował się, orkowie ryknęli i kontynuowali natarcie, z żądzą mordu w oczach.
 
Storm Vermin jest offline