"-Czyżbyś był Panie rycerzem? Tak przynajmniej zrozumiałem Twe słowa. Znałem Ci ja rycerza w Bretonii, ba nawet podróżowałem przy jego boku... honorowy i światły jegomość. Rzadkość wśród rycerzy jakich podróżując po Bretonii poznałem. Zwał się Sir Robert de Bleis." -Byłem giermkiem znakomitego wojownika, Pana Laufree. Jednak omamił go jego tytuł i władza jaką posiadał dzięki niemu. Lecz ta opowieść nie jest na tą chwile. Dotrzyjmy gdzie mamy dotrzeć i zakończmy te "potworne" dzieło. - Mimo, że Mathieu był młody jego słowa posiadały pewną dojrzałość i szlachetność, zapewne była to cecha wszystkich ludzi pochodzących z bretoni. Ludzi wychowanych przez Feudałów na Feudałow. Cicha rozmowa, pozwoliła się trochę rozmarzyć chłopakowi gdyż zdjął on ręke z miecza, zajmując ją przeprawą przez wąskie uliczki miejskie, wydające się dla bretończyka istnym labiryntem.
*
- Nosz Kurwa, Panowie! Co to za manewrny? Toczymy otwarty bój? - Gdy spowrotem znaleźli się pod Rzeźnią, Mathieu odważnie wykrzyczał to co czuł, był pewiem, że wszyscy zmierzają wykonać zadanie a nie biegać po mieście w poszukiwanie fantów tych nędznych bandziorów. Jego urażenie wyraziła także obfita gestykulacja oraz mimika twarzy, która przybrała posępny wyraz.
Po chwili jednak, z jego ust dało się słyszeć przeprosiny.
- Zachowajmy spokój - powiedział do siebie po czym kontynuował. -
Czy któryś ze zgroamdzonych posiada jakiś plan, ponieważ nie zamierzam tracić cennego mi czasu na nocne zwiedzanie tej nory. - Słowa te brzmiały dość specyficznie, ponieważ nie przemawiała przez nie duma, a raczej miały zachęcić kogoś do przejęcia dowodzenia i uporządkowaniu całego chaosu ogarniającego "drużynę".