Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-12-2009, 02:40   #11
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Levan cieszył się, że coś zaczynało się dziać, bo obmierzło mu już siedzenie na dupie. Krótki spacer wraz z Miżochem upewnił go, że ktoś za nimi był. Udając lekko wstawionego to potykał się, to delikatnie zataczał, omiatając wzrokiem zaułki. Niemal czuł tę osobę za nimi, ale za cholerę nie mógł jej zlokalizować. Ten ktoś był dobry, to może być ktoś od samego Szefa. Z tego co zdążył się dowiedzieć o tym mieście, inni nie byli tak sprawni.

- …A ja od północy do świtu czekał będę w starym młynie. Nie spóźnijcie się. – gdy ostatnie słowa Miżocha zastygały w mroku miasta, Levan zobaczył Go. Cień raczej pilnował zleceniodawcę, niż go śledził, ale warto było się o tym przekonać. Tupik był tego samego zdania. Mimo, że Kryuk nie do końca jeszcze łapał te jego zasrane sekretne znaki, to musiałby być imbecylem, by nie zrozumieć o co chodzi. Śledzić, a potem do Szefa. Niewiele może potrafił robić dobrze, ale śledzenie obu postaci, szczególnie, że Miżoch się nie ukrywał nie powinno być trudne. Ścisnął mocno poły płaszcza aby nie trzepotały i przemykając między cieniami przesuwał się przez miasto. Miał wrażanie że kierują się właśnie w okolice starego, niedziałającego już młyna.

Bardzo nie podobało mu się to co usłyszał kilka chwil wcześniej. Czarny Kupiec i jego bestialskie praktyki. Gardził wszelkimi mrocznymi praktykami. Jeśli cokolwiek łączy tego Karla z chaosem, to chętnie wypruje mu flaki, najlepiej tępym widelcem. Levan wiele nie wyniósł z domu, ale niejednokrotnie opowiadane przez jego ojczyma historie o hordach chaosu i jego własne doświadczenia z czarami nauczyły go jasnego postępowania z nimi. Zabijać jak najszybciej. Jak można zjadać ludzi? – zastanawiał się, mimo wielu potworności, które widział – to nie mieściło mu się w głowie.

Poruszanie się po mieście, które zdołał jako tako już poznać nie nastręczało mu wielu problemów. Omijał błoto, które hałasowało i można się było potknąć. Omijał drzwi lokali, które lubiły się nagle otwierać oświetlając ulice mdłym światłem. Przemykał od ściany do ściany mając swój cel kilkanaście metrów przed sobą.
 
Azazello jest offline  
Stary 29-12-2009, 17:58   #12
 
Moldgard's Avatar
 
Reputacja: 1 Moldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemu
Chłopak przybrany w bretoński strój milczał przez cały czas, próbując poukładać sobie to wszystko co miało miejsce w karczmie. Było to ciężkim zadanie gdyż był on otempiały przez długą podróż - pełną mnóstwa dziwactw. Na dodatek czuł się zobowiązany wobec Miżocha za pomoc na szlaku tak więc nie widział innej drogi niż spłacenie długu wobec kompana. Sakwa Mathieu także powoli pustoszała. Mężczyzna musiał zgodzić się na propozycję Miżocha, która wydawała się być kuszącą. Kilkadziesiąt złotników za pilnowanie bandy oprychów nie mogło być ciężkim zadaniem a mogły by mu pomóc w dalszej podróży ku Imperium..
*
Podczas spaceru poza karczmą Bretończyk wybrał dogodną pozycję w "orszaku" - taką aby zabezpieczyć się przed zabójczym ciosem z nikąd, w Rzeźni spostrzegł iż każdy osobnik w karczmie posiadał ukrytą w rękawie czy bucie "kosę", którą w każdej chwili mógł zadać śmiertelny cios. Był gotowy na wszystko, jego ręka spoczywała na rękojeści jednoręcznego miecza gotowa do natychmiastowej interwencji, gdbyby zaszła taka potrzeba. Zaś oczy dziko wędrowały po członkach grupy wypatrując zagrożenia.
*
Widząc potajemne znaki pomiędzy Tupikiem a Levanem wiedział o co chodzi. Jego zmysły go nie zawiodły i Matheiu podczas opuszczania lokalu spotrzegł gest Miżocha. Nie bardzo podobał mu się pomysł z rozdzieleniem Levana lecz uważał to za akcję konieczną.
*
"- No dobrze panowie, może na początek przedstawię się wam , skoro mamy przebywać w swoim towarzystwie, jestem Tupik."

Bretończyk zrobił to samo po słowach Halflinga - Zwali mnie Mathieu Deu'Leufree, lecz teraz jestem tylko zwykłym giermkiem, Mathieu. - słowa chłopaka przesiąknięte były żłością. Najwyraźniej jak każdy żywił do kogoś nienawiść i został dotknięty przez los nie gorzej niż prawie wszyscy mieszkańcy starego świata.
 
__________________
Quick! Like a Shadows we must be!

Ostatnio edytowane przez Moldgard : 29-12-2009 o 18:02.
Moldgard jest offline  
Stary 29-12-2009, 21:25   #13
 
Storm Vermin's Avatar
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Wasilij, postawny, wąsaty blondyn odziany w czerwoną kurtę i spodnie, przez całą konwersację w karczmie trzymał dłoń opartą na rękojeści przypiętej do pasa szabli. Nie brał czynnego udziału ani w rozmowie z potencjalnym pracodawcą, ani w odstraszaniu konkurentów. Zamiast tego zastanawiał się, jakim cudem wplątał się w takie problemy. Pracował z resztą bandy od niedawna, a ich dług zdążył już nieźle uprzykrzyć mu życie. Mimo to, nie miał zamiaru opuszczać grupy. Całkiem nieźle mu się pracowało z chłopakami Grabarza, a teraz nadarzała się okazja, by poważnie zarobić. Do tego niziołek, jak zawsze myślący kilka kroków naprzód, postarał się o zwiększenie zapłaty. Ale to było tylko dodatkiem do tego, co w tej chwili naprawdę się liczyło - zapłacenie trzystu marek Harapowi. Wasilij nie przebywał długo w tych okolicach, a mimo to wiedział, że ludzie denerwujący "Szefa" byli znajdowani w bocznych uliczkach z malowniczo poderżniętymi gardłami.

Kislevita wzdrygnął się, gdy usłyszał, kogo mają zabić. Nie robiłoby mu to szczególnej różnicy, gdyby Karl był kochającym ojcem i mężem, ale uśmiercenie kanibala oddającego cześć Mrocznym Bogom nie obciążało aż tak sumienia. Naturalnie, Miżoch mógł też wyolbrzymiać fakty, aby przekonać dwóch nowych, ale, dla Wasilija liczyła się teraz głównie perspektywa zdobycia znacznej sumki pieniędzy i pracodawca mógł im nawet wmawiać, że kupiec jest nowym wcieleniem Sigmara, dopóki płacił.

Oglądał się teraz na niknącą w cieniu sylwetkę, śledzącą Miżocha. Nie wiedział, czy był to szpieg, czy też ktoś mający ubezpieczać Miżocha w razie problemów. Nieco uspokoiło go to, że Levan ruszył śladem nieznajomego. Co jak co, ale skradać się chłopak umiał. Tymczasem, by nie marnować czasu, przedstawił się dwójce nowych.
-Wasilij Matwijenko, czym się zajmuję, już pewnie wiecie- powiedział z mocnym, kislevskim akcentem. Jakby dla potwierdzenia drugiej części wypowiedzi, poprawił wiszący na plecach topór.
 
Storm Vermin jest offline  
Stary 29-12-2009, 22:39   #14
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Zwali mnie Mathieu Deu'Leufree, lecz teraz jestem tylko zwykłym giermkiem, Mathieu. - słowa chłopaka przesiąknięte były złością.

"Ciekawe ile dostał za sprawdzenie czy wykonamy zadanie? Dziwne nie wygląda na kogoś kto pracuje za grosze a jeśli faktycznie wcześniej był szlachcicem, może nawet rycerzem, to groszowe stawki nie wchodzą w rachubę. Z kolei po co płacić komuś dużo kasy za sprawdzenie czegoś co już jutro sprawdziłoby się samo? Wieść o śmierci Złotego Karla do południa zatoczy łuk po całym mieście, zaś brak wieści będzie sugerował, że ludzie Grabarza misji nie wykonali. A może Złoty Karl jest porządnym gościem a cała ta opowieść o kanibaliźmie była zwykła bajką?"

Miżoch nie grzeszył prawdomównością, halfling był już niemal pewny, że nie wykonują roboty dla Grabarza. Jeśli nawet Grabarz miałby wysłać chłopaków na usługi Miżocha co oczywiście powinien zrobić własnoręcznie, to już na pewno nie przystałby na obcą parę oczu. Po co? żeby mieć świadków morderstwa? Tym bardziej, że osoby te nawet nie miały pomagać, co oznaczało tylko jedno - będą przeszkadzać.

Halfling czekał jeszcze na drugiego nieznajomego, chciał wywiedzieć się informacji przed zdradzeniem własnych, bo później może zabraknąć kart przetargowych... Praca na boku mogła wydawać się interesująca, jednak niepewność co dzieje się z Grabarzem nie dawała spokoju Tupikowi. "A może sprawdza naszą lojalność? Podstawił gościa, żeby zobaczyć czy skusimy się na robótkę za plecami szefa... No ale chyba nie kazałby wówczas Miżochowi mówić, że to on go przysłał...Z drugiej strony Miżoch przeczył sam sobie - co albo wskazywało na nieudolne kłamstwo, albo było ono zaplanowane przez Grabarza, aby sprawdzić inteligencję bandy... Nie, chyba nie, to byłoby już zbyt wyrafinowane, nawet jak na Grabarza. Miżoch realnie kłamał, próbując ukryć prawdziwego zleceniodawcę." Czy był nim sam czy był tylko wysłannikiem kogoś poważniejszego? Halfling jeszcze tego nie wiedział, powaga spawy nie pozwalała mu jednak przejść nad nieobecnością grabarza obojętnie. "Gdy spłacimy dług, będzie chwila na jego odszukanie" Halfling nie wiedział jeszcze co zrobi, gdy nie znajdzie Grabarza, prawdopodobnie będzie trzeba dokończyć misję, inaczej przepadnie szansa na resztę pieniędzy... poza tym dom Złotego Karla musiał zawierać fanty być może dorównujące wartością zleceniu. No i była jeszcze ta druga misja... lub równie dobrze kolejne kłamstwo. Co by nie było w chwili obecnej mieli wykonać egzekucję na poważanym - a przynajmniej nie ściganym - członku kupieckiej społeczności, co więcej na tą chwile otrzymali jedynie 100 marek których zaraz mieć nie będą. Gdy zamordują Złotego Karla, z pewnością popadną w poważne tarapaty, a jeśli zleceniodawca się ulotni, nie czekając nawet na odbiór głowy... ? Sprawa była zbyt śmierdząca by wchodzić w nią bez kaloszy. Fakt że Tupik podjął się misji nie znaczyło jeszcze, że ją wykona. Ciekaw był do jakich czynów posuną się niechciani obserwatorzy próbując skłonić grupę Grabarza do wykonania zlecenia. Czy ich obecność polegała wyłącznie na obserwacji, czy tez może siłą próbowaliby wymusić wykonanie zadania?
Gdy tak rozważał przepełniony wirującymi myślami, gdy miał już zadać jedno ze swoich ważnych pytań, wtrącił się Wasilij, nieświadomie denerwując Tupika.

-Wasilij Matwijenko, czym się zajmuję, już pewnie wiecie-


" Kurwasz jego mać, może jeszcze wszyscy się im przedstawią...a zaraz jeszcze dodadzą gdzie mieszkają i o której straż miejska może ich zastać..."
Halfling nie dał tego po sobie poznać, choć spojrzenie jakim obdarzył "Grzecznego" sugerowało, że lepiej aby nie szedł w ślady swojego kompana. Tupik po prostu chłodno kalkulował. Wiedział, że z powodu rasy i przynależności do bandy Grabaża jest dość rozpoznawalny i byle oprych w końcu do niego doprowadzi. Własne imię złożył na stos ofiarny w celu dowiedzenia się jak na imię mają ich obserwatorzy. Po pierwsze wcale nie musieli się im przedstawiać, co nie dało by spocząć Tupikowi, po drugie gdyby byli od straży to za darmo poznali właśnie dodatkowe nazwisko. Halfling nie oczekiwał, iż samotnie zajmie się wszystkim, wiedział jednak że w przepytywaniu jest dobry. Byle głupiec stosując tortury mógł wyciągnąć z rozmówcy wszystkie informację. Lecz wyciąganie informacji bez użycia tortur było sztuką, a Tupik nie lubił gdy cokolwiek psuło jego misterne plany. Jedynie westchnął ciężej, nic jednak nie mówiąc. " Chcesz się zdradzać, chcesz żeby cię zpuszkowali kolejnej nocy? Proszę bardzo, tylko nie mów potem, że to moja wina, lub że ktoś cię wsypał..." Halfling wciąż jeszcze przeżywał to niepotrzebne wtargnięcie Wasilija. Po części jednak był z siebie dumny, najwyraźniej był już tak przekonujący z tym otwarciem się i przymilnością, że nawet Wasilij uległ czarowi sytuacji.

Wciąż jeszcze czekając aż drugi z obserwatorów przedstawi się, dopytał Mathieu celem upewnienia się co do pewnych spostrzeżeń.

- Czyżbyś był Panie rycerzem? Tak przynajmniej zrozumiałem Twe słowa. Znałem Ci ja rycerza w Bretonii, ba nawet podróżowałem przy jego boku... honorowy i światły jegomość. Rzadkość wśród rycerzy jakich podróżując po Bretonii poznałem. Zwał się Sir Robert de Bleis.

Halfling rozmarzył się na chwilę wyłaniając z mroków pamięci, dawno widziane obrazy.

Bretonia, kilka miesięcy wcześniej


"Tupik cały czas czuwał przy towarzyszach, obawiając się, że mogą oni stracić życie nie tylko z powodu otrzymanych już ran. Przyglądał się ranom i zastanawiał się ile tygodni upłynie nim wrócą w pełni do zdrowia.
Tupik przyglądał się uważnie pracy medyka, sam chciałby mieć takie umiejętności jak on. Patrzył jak chwyta się ranę – by końce zbliżyć do siebie, jak nakłuwa się skórę i szyje. Igła która posługiwał się medyk była nieco wygięta na końcu – co wyraźnie ułatwiało zszywanie rany. Tupik sam również mógłby pozszywać rany – wolał jednak tym razem zostawić to specjaliście. W nocy gdy już sam czuwał przy rycerzu wydarzyło się coś niezwykłego.

Piękna podobna do elfki kobieta która weszła, wywołała u Tupika wewnętrzny szok. Zupełnie nie wiedział jak się zachować. Jej pojawienie się było niezwykle tajemnicze i urokliwe, powietrze natychmiast zmieniło zapach, wydawało się, że po pomieszczeniu roznosi się woń róży i innych kwiatów. Sama postać bardziej sunęła niż szła w stronę rycerza.Słowa utknęły w krtani halflinga, gdy jednak zobaczył jak rycerz zostaje cudownie uleczony omal nie zemdlał z wrażenia. Był pewien, ze sama Pani Jeziora o której tyle już słyszał, przybyła aby uzdrowić rannego rycerza.

Halfling padł na kolana składając niewieście głęboki pokłon.

- O Pani, nie jestem godzien abyś przyszła do mnie, ale powiedz tylko słowo a będzie błogosławione ciało moje. Wyruszam wraz z tym oto rycerzem do Mounsilion – do najtrudniejszego obszaru jaki jest pod Twym władaniem. Proszę o błogosławieństwo, aby trudy podróży i napotkane tam niebezpieczeństwa nie przeszkodziły mi pomagać Twemu ludowi. Już sam Twój gest Pani, niezależnie od efektu, będzie dla mnie najwyższym zaszczytem, jakiego nawet nie mogłem się spodziewać.

Halfling trwał w głębokim ukłonie, wciąż klęcząc na podłodze. Modlitwy do bogini domowego ogniska – w takiej wyprawie co najwyżej ściągnęły by go z powrotem do domu. Jedyne na co mógł liczyć, to pomoc którą uda mu się pozyskać w drodze. Był w końcu tylko halflingiem, tempo podróży już mu pokazało, jak bardzo odbiega od reszty drużyny.

Po chwili namysłu, zaaferowany spostrzegł, że prosi o błogosławieństwo a nie ma przygotowanego podarku. Nie wiedział nawet jaką ofiarę można złożyć Pani Jeziora, więc zaoferował to co sam cenił. Podejrzewał też, że w Bretonii może nie rosnąć halflińskie ziele, więc podarek mógł być tym bardziej cenny. Wyciągnął z kieszonki podręczny pakunek z zawartością halflińskiego ziela i położył go przed siebie.

- Przyjmij o Pani ten skromny dar – który to można spalić niczym tytoń, lub sporządzić z niego przepyszną herbatkę.


Nie było czasu na szukanie czegoś w torbie, nie wiedział jak długo będzie przebywać ta boska istota, zazwyczaj chyba robili to po co przyszli i odchodzili… Mały halfling aż lekko dygotał z powodu wewnętrznych przeżyć jakie obecnie doświadczał. Już sam kontakt z tą nieziemską istotą napełniał go otuchą i ogrzewał. Emocje jednak były tak silne, że przy wyciąganiu podarunku spostrzegł jak bardzo spocone ma łapki. Był jednak przedstawicielem prostego, spokojnego i dobrotliwego ludu, nie spodziewał się niczego złego, sam też był przekonany, że również nie zrobił nic co zasługiwało by na jakąś karę boską. Stąd ośmielenie halflinga pozwalające na odezwanie się do Pani Jeziora – za którą brał przybyłą kobietę.

Zaskoczona wystąpieniem Tupika kobieta podeszła do niego.

- Zabawny jesteś niziołku, nie jestem tym, za kogo mnie bierzesz, jestem jej służebnicą, Panną Graala. Owszem nie odmówię ci błogosławieństwa Pani, jeśli tylko będziesz wypełniał jej zalecenia tak jak do tej pory. Służąc szlachcie służysz Pani Jeziora, więc przyjmij moje błogosławieństwo.

Kobieta pochyliła się, zmierzwiła włosy Tupika, następnie poczuł on, iż z rąk Panny promieniuje ciepło."


Tak...błogosławieństwo służebnicy Pani Jeziora oraz papiery od Księcia, pozwalające na podróż pozwoliły bezpiecznie odłączyć się od wyprawy. Chyba nikt z towarzyszy pewnie nie pozwoliłby halflingowi przetrzymywać papiery gdyby podejrzewali, że z nimi zwieje. halfling nie zamierzał jednak na własne oczy oglądać Mousillion, gdzie panowała zielona ospa - śmiertelna odmiana czerwonej ospy, panował tam tez głód i nędza a poborcy podatkowi nie mieli po co się tam zapuszczać. Co więcej teren był odcięty od reszty księstwa z uwagi na panująca tam zarazę i bandytyzm. Nie było lepszej pory na ucieczkę niż ta na warcie, jednak dobrze wiedział, że może mieć za mało czasu, dogadał się więc z towarzyszem podróży krasnoludem Glorimem. Układ był prosty, halfling obejmujący wartę po krasnoludzie miał uciec już na początku jego warty, zabierając papiery i podcinając uprzęże koniom. Dopiero gdy zsabotował możliwości pościgu, pożegnał się z Glorimem i ruszył ku granicy, chcąc jak najszybciej znaleźć się w "bezpiecznym" Imperium. Krasnoludowi, któremu również nie w smak była już podróż, plan sie spodobał. Pozbawieni papierów nie mogli już dalej podróżować, więc i łatwiej mu było z wyprawy oficjalnie zrezygnować. Co się jednak stało tego halfling nie wie, przez tygodnie zajmował się myleniem tropów, szukaniem bocznych ścieżek - z daleka od patroli Bretońskiej straży. Odetchnął nieco po przekroczeniu granicy.

Księstwa dzisiaj

Tupotu stóp Tupika właściwie nie było słychać, szedł bowiem na bosaka. Inaczej się miało z jego towarzyszami ich nierówny krok z łoskotem odbijał się po wąskich uliczkach miasta. Nie szli główną ulicą, nie tylko dlatego, że mogła przyczaić ich straż. Małe alejki miasta były po prostu lepiej znane Tupikowi. stosował włase skróty - nieco uciążliwe dla uzbrojonych ludzi. Rosłemu mężczyźnie, odzianemu w kolczugę ciężej było przedostać się przez dziury, jamy i tuneliki, których Tupik używał, wynajdował, a nawet tworzył poruszając się po mieście. Teraz musiał nieco zrewidować trasę podróży wiedząc, że pewnymi przejściami nikt za nim nie podąży.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 29-12-2009 o 22:48.
Eliasz jest offline  
Stary 29-12-2009, 23:54   #15
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Animositas był zdziwiony tym co się stało jeszcze kilka chwil temu siedział w karczmie sącząc piwo, był pewien że tego sigmar nie zabraniał, a teraz szedł ulicami miasta rozmyślając o tym jak poznał Mathieu.
*

To było bardzo dziwne, Animositas podróżował po księstwach granicznych już kilka dni wypatrując oznak chaosu, nie miał do kogo, przysłowiowej, gęby otworzyć, aż spotkał na szlaku człowieka, przygniatał go bies chaosu, w normalnych okolicznościach bies spokojnie zjadł by Mathieu, lecz dziś był jego szczęśliwy dzień, Animositas był bowiem akolitą Sigmara, Sigmar natchnął go swą mocą i pozwolił przegnać bestię. Animositas podszedł do konającego człowieka i użył jednego z wielu darów Sigmara, kojącego dotyku. Zasklepił rany człowieka i został przy nim na noc aby potwory chaosu go nie tknęły. Minęła noc, Mathieu obudził się i zdziwiony spojrzał na Animositasa. Obudziłeś się wreszcie, dobrze! Tylko nie próbuj mi tu wstawać, prawie rozszarpał cię bies chaosu, jesteś, a właściwie, byłeś ranny.
Jestem Animositas Ariel, jestem sługą Sigmara, tylko proszę cię nikomu o tym nie mów.

Animositas i Mathieu ruszyli w jednym kierunku, Animositas ruszył z Mathieu w myśl zasady „co mi szkodzi”
*
A teraz szedł razem z jakimiś zabójcami w kierunku faktorii „złotego karla” ponoć zjadał on ciała swoich przeciwników co jest oznaką szaleństwa a szaleńcy zwykle są naznaczani przez chaos i należy ich zlikwidować.
*
Nadszedł czas przedstawiania się. Jestem Animositas Ariel, czym się zajmuję wiedzieć nie musicie, albowiem zbyt przyjemne to nie jest.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 30-12-2009, 00:10   #16
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Jestem Animositas Ariel, czym się zajmuję wiedzieć nie musicie, albowiem zbyt przyjemne to nie jest.

"No to już jedno mamy za sobą" - pomyślał z zadowoleniem Tupik. Zaciekawiło go iż Ariel nie chciał podać swej profesji "Czyżby był jeszcze gorszy od nas?" nie wyglądał jednak na żadnego zakapiora. Na razie stanowił dla halflinga zagadkę, ale był to pikuś w porównaniu z całą resztą problemów jakie miał na głowie. Ponieważ przywitania mieli już za sobą należało przejść do konkretów, jak zawsze.

- Porozmawiajmy przez chwilę szczerze, tak dla wzajemnego dobra, wymienimy się wiedzą udzielając możliwie szczerej odpowiedzi, co wy na to?

Zabrzmiało to niemal jak pytanie retoryczne, tym bardziej że Tupik nie czekał długo na ewentualną odpowiedź.

- Tak tak wiem, że nic nie musicie, ale podejrzewam, że sprawa Złotego Karla interesuje was równie mocno co nas, inaczej nie byłoby was tu z nami. A do zwykłego sprawozdania o wykonaniu bądź braku wykonania umowy można kogoś wynająć za parę miedziaków...
-Jaki jest więc wasz prawdziwy cel podróży z nami? Macie się tylko upewnić czy nie zwiejemy, czy też w razie podjęcia walki, macie się upewnić, że Złoty Karl stanie się Martwym Karlem?

Dopiero gdy usłyszy wyczerpujące odpowiedzi, możliwie od obu "obserwatorów" Dorzuci jeszcze dwa ważne pytania.

- I co tak właściwie wiecie o tym Złotym Karlu? Tak obiektywnie, nie od Miżocha... no i jeśli już o nim mowa, to na ile go znacie? W sensie czy moglibyście zaręczyć za jego słowa i realność zapłaty? - Ostatnie pytanie zabrzmiało nieco dziwnie, rozmówcy mogli mieć wrażenie, że albo halfling szuka poręczyciela, albo też próbuje ocenić wiarygodność zleceniodawcy...a może jedno i drugie...
 
Eliasz jest offline  
Stary 30-12-2009, 00:10   #17
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Szli spiesznie, bo i sprawa pilną była. W końcu nie codziennie oddaje się Szefowi dług, którym straszono ich już od jakiegoś czasu. Trzysta marek! Po kiego diabła Grabarz pożyczał taką kasę od Harapa, albo za co mu był winny nie wiedział nikt. Ważne było tylko to, że trzeba było oddać. Idąc skrycie przez miasto w kierunku jednej ze skrytek bandy myśleli w milczeniu o słowach Miżocha i samym zleceniu. Wszyscy, bo każdy z nich miał przemyślenia własne. Inną już zupełnie sprawą było to, że spośród „chłopaków” Grabarza do myślenia nadawał się prawdopodobnie wyłącznie Tupik. Grzeczny miewał przebłyski, ale generalnie mu się nie chciało, Levan myślał, ale milczał a Wasilij nie milczał. Niestety…


Idąc chyłkiem minęli stary rynek, na którym wciąż jeszcze kilku straganiarzy pakowało swój dobytek a kilku innych wyłącznie swego pilnowało w półdrzemce. Ci ludzie harowali jak woły na swoje zarobki. Harap za ich ochronę brał od nich dwie dziesiąte od sta. Nie mało, ale za to byli bezpieczni. Niemal. „Chłopaki” Grabarza i dwójka ludzi Miżocha nie traciło jednak czasu na rozejrzenie się po opuszczonym i wyludnionym nocą targu. Przeszli go brzegiem, przy ścianach okalających go domostw i wnet zanurzyli się w kwartale rzemieślników, drobnych handlarzy i robotników. To była najbiedniejsza dzielnica miasta położona w obrębie murów miejskich. Tu mieszkał najbiedniejszy plebs, tu żyło najwięcej ludzi. Pokonywali zaułki, wąskie uliczki i przejścia przez podwórza zmierzając na skróty, wedle wskazania Tupika. W sumie prowadzić mógł każdy z ludzi Grabarza, ale ustaliło się że wodzi ich Tupik. Miał zmysł i rozum. To pomagało.


Do „skrytki”, tej skrytki, skoczył sam Tupik. „Chłopaki” wraz z nowymi poczekali dwa place dalej, nie było sensu pokazywać nieznajomym sekretnego miejsca. Wydobycie skrzętnie zebranego worka, zawierającego dwieście marek starannie gromadzonych przez ludzi Grabarza w ostatnich dwóch miesiącach, nie nastręczyło żadnych kłopotów. Tupik dołączył do nich ledwie po dwóch pacierzach. Teraz wystarczyło oddać kasę Szefowi i ruszyć do roboty. Powrót do „Rzeźni” nie wydawał się najprzyjemniejszą perspektywą, ale z drugiej strony innego wyjścia nie było. O ile chcieli oddać najpierw dług a tam w końcu umówili się z Levanem. Dużo spokojniej już ruszyli zaułkami miejskimi ku „Rzeźni”. Świadomi swej bezkarności, bo w La Rosenbergu „straż miejska” dla bezpieczeństwa nocami spała. Korzystali na tym niemal wszyscy…


***


Levan szedł krok w krok za śledzącym Miżocha szpiegiem. Starał się trzymać możliwie blisko, bowiem noc była ciemna i śledzeniu nie sprzyjała bynajmniej. Jednak kilkukrotnie złapał się na tym, że podszedł za blisko i idący tropem Miżocha „cień” odwracał się ukradkiem, jakby nasłuchując podejrzliwie, czy aby sam nie jest śledzony. Albo jednak Levan miał wyjątkowe szczęście, albo też był tak dobry w tym co robił, bowiem nieznajomy nie odkrył jego obecności. W taki oto skryty i cichy sposób Miżoch, „cień” i Levan dotarli do kwartału rzemieślników, tuż opodal Wschodniej Bramy. Idący tu dotąd spiesznie Miżoch zwolnił, wyraźnie stracił rezon, jakby szukał czegoś. W końcu znalazł i wszedł. Do niedużego magazynu, którego ściany przylegały do dwóch solidnych kamienic a front zdobiły istne hałdy pak, skrzyń i worów pozostawiając wąskie wejście do środka. „Cień” postąpił śladem Miżocha bez wahania, zatrzymując się jednak na dłuższą chwilę w progu. W końcu jednak zniknął w ciemnej czeluści i on a Levan pozostał na zewnątrz, zastanawiając się krótko co począć.


Los jednak nad nim czuwał, bo po chwili dostrzegł słaby blask ze środka, jaśniejący pomiędzy pakami i ostrożnie, by nie wzbudzić czujności wewnątrz magazynu, Levan podszedł do świetlika, wspiął się z duszą na ramieniu na solidnie wyglądającą beczkę, która cudem jakim nie zaskrzypiała i nie zatrzeszczała i w końcu przywarł twarzą do świetlika zerkając do magazynu i nasłuchując przez szerokie na palec szczeliny w ścianie. A widok, który się przed nim roztoczył, zmroził mu krew w żyłach…


***


W okolice „Rzeźni” doszli bez większych przeszkód, jeśli nie liczyć zatargu z jakimś wyjątkowo wrednym, ujadającym w nieboskłony kundlem, którego w końcu Grzeczny skurwował i nazwał „Skurwysynem” co o dziwo na psa podziałało jak balsam. Towarzyszył im jeszcze ze trzy przecznice nim w końcu się zwinął co każdy z nich przyjął z ulgą. Musieli by burka ubić idąc na robotę a zwierzęcia jakoś tak żaden z nich serca nie miał. Zatrzymali się więc opodal „Rzeźni” w bramie jednej z kamienic, skąd doskonały mieli widok na oberżę. Czekali na Levana, bo tu miał się zjawić a woleli wiedzieć na czym stoją, nim zaczną robić cokolwiek. Levan jednak nie wracał a Tupik i reszta zrozumieli, że może się zdarzyć tak, iż Szef się z oberży zwinie i okazja do spłaty przejdzie im koło nosa. Uznawszy, że reszta może poczekać i „przejąć” Levana Tupik w końcu niechętnie ruszył ku „Rzeźni”. Czuł się jakoś tak dziwnie, niepewnie. A nauczył się w życiu ufać swoim przeczuciom…


***


Magazyn zawalały takie same jak stojące na zewnątrz paki i skrzynie. Starannie poustawiane w równe stosy czekały na swój los w milczeniu. W przeciwieństwie do Miżocha. I rozmawiającego z nim Burego w asyście kilku spośród swoich ludzi. „Cień”, który wychynął z cienia, okazał się być „Matką”. Gdyby Levan to wiedział, nie byłby aż tak ostrożny. „Matka” nie był znany ze swej ostrożności. Widząc jednak, że rozmowa trwa a nie słysząc wiele, Levan przywarł uchem do szczeliny przedkładając dźwięk nad obraz. Z perspektywy czasu przyznać musiał, że postąpił słusznie…


- … już dostali. Resztę obiecałem im, tak jak powiedziałem, w starym młynie. Tam ich dostaniecie. – Miżoch mówił spokojnie, pewnie. Levan rozpoznał by głos skurwiela w samym piekle.


- No to będzie trzy stówy. W sumie tych gnoi zabił bym za darmo, ale trzy stówy piechotą nie chodzą. I fanty. Fanty się też liczą. – Bury myślał głośno i powoli. Zawsze myślał powoli a jeśli kiedyś zdarzyło się mu uczynić to szybciej, skrzętnie to ukrywał.


- W dupie mam, co będą mieli z domu Złotego Karla. Chcę tylko jego głowy.


- No to i lepiej. Szef się nie ucieszy, jak mu powiemy że stuknięto Karla, ale jak dodamy, że to „chłopaki” Grabarza a sami już kwiatki wąchają od spodu pewnie mu przejdzie. Już na nich zęby miał, bo mu kurwie syny forsę grubszą wiszą.
– Bury zarechotał, odpowiedziało mu śmiechem kilku innych.


- Wiem. Pewny jesteś, że wezmą tę robotę? Bo jak nie, to twoi ludzie niech to zrobią… - Miżoch jak zawsze konkretny. Wracał do meritum.


- Do świtu sporo czasu. Myślę, że się uwiną. A jak nie, to my to zrobimy. Tyle, że drożej. – Bury kuł żelazo, póki gorące.


- Cena nie gra roli. Podwoję stawkę.


- Stać cię? Takiś zasobny? To może wyskocz z forsy i miejmy sprawę z głowy? Co?


- Słuchaj ciulu. Jesteś tu z tymi swoimi ludźmi, ale tak naprawdę jesteś sam. Czyli jest nas dwóch. Oni może staną za tobą, ale nie wtedy, jak ci wypruję flaki. Bo wtedy będą walczyli o schedę po tobie. Mi wisi, ale zdążę. Wiesz o tym.


- Wiem Miżoch, wiem. Niepotrzebnie się napinamy. Idź po forsę i do młyna a moi ludzie pójdą tam z tobą. Musimy się przygotować na powitanie chłopaków od Grabarza. A może i jego samego.



- Nie. Grabarz raczej nie przybędzie.


- Pewnyś?
– głos Burego nie wyrażał wątpliwości. Był zwyczajnym podtrzymaniem rozmowy. Odpowiedział mu pewny i wyprany z cienia emocji głos Miżocha.


- Pewnym!


Gdzieś na zewnątrz kocur jakiś zaczął swój koncert a Levan dostrzegł ruch w magazynie. Błyskawicznie zwinął się znikając w najbliższym zaułku. Świadom tego, że pozyskane wieści muszą natychmiast dotrzeć do „Chłopaków”.
 
Bielon jest offline  
Stary 30-12-2009, 00:34   #18
 
Moldgard's Avatar
 
Reputacja: 1 Moldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemu
"-Czyżbyś był Panie rycerzem? Tak przynajmniej zrozumiałem Twe słowa. Znałem Ci ja rycerza w Bretonii, ba nawet podróżowałem przy jego boku... honorowy i światły jegomość. Rzadkość wśród rycerzy jakich podróżując po Bretonii poznałem. Zwał się Sir Robert de Bleis."

-Byłem giermkiem znakomitego wojownika, Pana Laufree. Jednak omamił go jego tytuł i władza jaką posiadał dzięki niemu. Lecz ta opowieść nie jest na tą chwile. Dotrzyjmy gdzie mamy dotrzeć i zakończmy te "potworne" dzieło. - Mimo, że Mathieu był młody jego słowa posiadały pewną dojrzałość i szlachetność, zapewne była to cecha wszystkich ludzi pochodzących z bretoni. Ludzi wychowanych przez Feudałów na Feudałow. Cicha rozmowa, pozwoliła się trochę rozmarzyć chłopakowi gdyż zdjął on ręke z miecza, zajmując ją przeprawą przez wąskie uliczki miejskie, wydające się dla bretończyka istnym labiryntem.
*
- Nosz Kurwa, Panowie! Co to za manewrny? Toczymy otwarty bój? - Gdy spowrotem znaleźli się pod Rzeźnią, Mathieu odważnie wykrzyczał to co czuł, był pewiem, że wszyscy zmierzają wykonać zadanie a nie biegać po mieście w poszukiwanie fantów tych nędznych bandziorów. Jego urażenie wyraziła także obfita gestykulacja oraz mimika twarzy, która przybrała posępny wyraz.

Po chwili jednak, z jego ust dało się słyszeć przeprosiny.- Zachowajmy spokój - powiedział do siebie po czym kontynuował. - Czy któryś ze zgroamdzonych posiada jakiś plan, ponieważ nie zamierzam tracić cennego mi czasu na nocne zwiedzanie tej nory. - Słowa te brzmiały dość specyficznie, ponieważ nie przemawiała przez nie duma, a raczej miały zachęcić kogoś do przejęcia dowodzenia i uporządkowaniu całego chaosu ogarniającego "drużynę".
 
__________________
Quick! Like a Shadows we must be!

Ostatnio edytowane przez Moldgard : 30-12-2009 o 00:49.
Moldgard jest offline  
Stary 30-12-2009, 00:51   #19
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Przeprawa przez miasto niemal odbyła się bez kłopotów. Halfling z ulgą przyjął fakt iż nikt nie skrzywdził psa. Sam już niemal sięgnął po procę, ufając, że kamień skutecznie odstraszy zwierzę, jednak "Grzeczny" ku zdumieniu halflinga opanował bestię. Tupik zanotował w pamięci słowo znak uciszające rozwydrzone psy, po czym pośpiesznie kontynuował podróż. Była właściwie jeszcze jedna drobna niedogodność, w pewnym momencie jeden z "obserwatorów" zaprotestował rozbawiając halflinga.

- Nosz Kurwa, Panowie! Co to za manewrny? Toczymy otwarty bój
? - Mathieu odważnie wykrzyczał to co czuł, był pewien, że wszyscy zmierzają wykonać zadanie a nie biegać po mieście w poszukiwanie fantów tych nędznych bandziorów. Jego urażenie wyraziła także obfita gestykulacja oraz mimika twarzy, która przybrała posępny wyraz.

Odpowiedzią był szczery uśmiech, rozbawienie, a chwilę później śmiech. Halfling zasłonił nawet łapką usta starając się nie parskać, ale rozbawienie w jakie wpędził go były giermek wydawało się nie do zatrzymania.

- No przecież my Ci za sobą iść nie każemy, prawda? - wydusił pomiędzy chichotem, - przepraszam, nie chcę - zduszony chichot - Pana obrazić, po prostu zauważ Panie że nikt z nas nie nalegał ani nie życzył sobie obcego towarzystwa.

Tupik zdołał już opanować rozbawienie, choć wspomnienie wyrazu twarzy, gestykulacji i użytych słów, jeszcze długo nie da mu zasnąć po nocach, wprawiając Tupika w nieprzerwany śmiech. Zabawność sytuacji polegająca na tym, że ogon oburzył się, że musi podążać za tułowiem była po prostu żartem roku. Ileż by dał gdyby każdy szpiegujący go osobnik tak samo jak Mathiaus podchodził do swego zadania. Przejęcie z jakim dążył on do wykonania zadania wskazywała jednak na to, iż nie zamierza być jedynie świadkiem. Tupik zanotował to w pamięci. Prawie poważnym już głosem dokończył

- Nie mówiąc już, że wciąż nie znam odpowiedzi na postawione pytania, mamy więc sporo czasu nim na nie odpowiecie...choćby milczeniem a w międzyczasie pozwolicie nam przyszykować się do zadania, nieprawdaż? Przecież dopiero co dowiedzieliśmy się co mamy zrobić, myślicie że zabijamy tak na zawołanie, bez przygotowania? Na to trzeba czasu, środków, a jeśli mamy zrobić to przed świtem, to proszę odpowiedzcie na moje pytania i nie przeszkadzajcie już więcej...

Po chwili jednak, z ust Mathieu dało się słyszeć przeprosiny.- Zachowajmy spokój - powiedział do siebie po czym kontynuował. - Czy któryś ze zgroamadzonych posiada jakiś plan, ponieważ nie zamierzam tracić cennego mi czasu na nocne zwiedzanie tej nory. - Słowa te brzmiały dość specyficznie, ponieważ nie przemawiała przez nie duma, a raczej miały zachęcić kogoś do przejęcia dowodzenia i uporządkowaniu całego chaosu ogarniającego "drużynę".

Pytania są ignorowane przez Tupika, do czasu aż usłyszy odpowiedzi na wcześniej postawione, własne pytania. Oczywiście zaręcza iż odpowie na nie, ale dopiero po usłyszeniu odpowiedzi na swoje pytania.


Dług Grabarza był ich długiem to byli jego chłopcy, dopóki pracowali dla niego, korzystali z przywilejów ale i dzielili obowiązki. Zresztą Grabarz ich ochranaił, był w porządku wobec swoich chłopaków, żaden z nich nie miał powodu wykiwać pozostałych. A jednak gdy tak Tupik zmierzał w stronę Rzeźni przeszło go dziwne, kuszące uczucie ucieczki. Trzysta marek jakie miał przy sobie przemawiały do wyobraźni, rozepchane miał je na całej rozciągłości brzucha ( po uprzednim wypatroszeniu zawartości z zwiniętego materiału ). Strój kupca dawał więcej możliwości niż się to przeciętnemu złodziejowi wydawało. Wielowarstwowe ubrania pozwalały idealnie chować rzeczy, mieściła się tam nawet mała pułapka na myszy, tyle że tnąca palce niczym brzytwa...na wypadek przeszukania. No ale przede wszystkim kupieckie ubrania stwarzały pozory osoby uczciwej...
Halfling tylko przez moment poddawał się uczuciu pokusy, tak jakby już był poza murami miasta, gdzieś w głębi Imperium z całą tą sakwą pełną marek. Pomimo, że miał jakieś niewielkie ( ale zawsze jakieś ) szanse na ucieczkę to jednak nie zamierzał z tego korzystać. W grę wchodzili chłopaki a tych nie chciał skrzywdzić. Wiedział, że nie uzbieraliby tej sumy w czasie pozwalającym im uniknąć gniewu Szefa, nie bez Tupika...

Z duszą na ramieniu wchodził do Rzeźni, niespecjalnie lubił to miejsce, właściwie to go nie lubił. Teraz szedł sam, czuł się niemal nagi, ale z "Grzecznym" nie wyglądałby lepiej. Wyglądałby na kogoś kto potrzebuje obstawy a Tupik nie zamierzał dawać tej satysfakcji konkurencji. Może gdyby wiedział już o śmierci Grabarza nie przekroczył by progu Rzeźni, może gdyby wiedział że w środku nie ma najgorszych mętów, bo knują właśnie z Miżochem, wszedłby do środka nie obawiając się niczego. Tupik świadomy był braku informacji, tak potrzebnych teraz, tępa złość nie potrafiła go jednak zranić. Wiedział, że czasami trzeba działać zgodnie z aktualną wiedzą a zawsze zgodnie z własnym sercem i sumieniem. Oddanie długu Grabarza było sprawą życia i śmierci, tuż przed wejściem odetchnął głęboko i pewnym już krokiem wszedł do Rzeźni. Czuł, że intuicja go ostrzega, jednak dalsze zwlekanie z oddaniem długu mogło tylko pogorszyć sprawę.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 30-12-2009 o 01:36.
Eliasz jest offline  
Stary 30-12-2009, 16:19   #20
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Wieczorne wrzaski kota wyrwały Levana z zamyślenia. Błyskawicznie zwinął się znikając w najbliższym zaułku. Świadom tego, że pozyskane wieści muszą natychmiast dotrzeć do „Chłopaków”. Nie wiedział, czy zastanie ich już w Rzeźni, nie musieli się tam spieszyć, a musieli jeszcze zahaczyć o dziuplę. Pójdę tamtędy – zawyrokował, p czym zanurzył się w podnoszącej się delikatnej mgiełce. Poruszał się truchtem, tak by się zbytnio nie zmęczyć, ale na tyle szybko, by chłód nie był dla niego żadną przeszkodą. Starał się nie wejść nikomu w drogę i omijać te miejsca, które znał od złej strony.

To co usłyszał w magazynie wciąż kołatało mu się po głowie. Koniecznie musi to powtórzyć Tupikowi, jak tylko ich odnajdzie. Wygląda to na akcję wymierzoną w nich, w Grabarza. Ale to może być także fortel. Może to Miżoch coś kombinuje, może to ktoś trzeci miesza. Napuścić Burego na Grabarza, a potem zająć miejsce po nich. Wygląda na całkiem możliwy plan. Nawet Szef musiałby zaakceptować tę nową siłę, szczególnie, gdy byłaby poparta daniną. A nikt nie jest taki głupi by nie wkupić się w łaski Szefa.

Kilkanaście minut spędzonych w biegu poświęcił Levan na zastanowienie się, jaką liczbą noży dysponował Bury. Mniej więcej tyle samo chłopa co Grabarz. Tylko Grabarza nie było i raczej trzeba się przyzwyczajać do tej myśli. Jeśli on dał się zabić, to znaczy, że spotkali się z kimś mocnym. Ciekawe czym dysponowali Ci dwaj obcy. Nie wyglądali na specjalnie twardych. Ale oceniał ich przez pryzmat bandziorów, a w walce często najlepiej sprawdzały się osoby, które na to nie wyglądały.

Wiele lat i kilkaset mil na północ temu…

Stojący jedną nogą na klatce piersiowej Levana szczupły, wiotki mężczyzna na pewno nie wyglądał na groźnego, gdy Levan postanowił dobyć na niego swój długi, niezbyt dobrze wyważony miecz. Jego strój wskazywał raczej na bawidamka, barda lub innego pedała. Tym bardziej zaskoczył Levana, gdy błyskawicznym, gładkim ruchem dobył broni, która do wtedy wydawała mu się śmieszna i nigdy potem już tak o niej nie pomyślał. Wtedy nie wiedział co Miguel Villa, bo tak przedstawił mu się ten człowiek, dostrzegł w jego oczach – wiedział co w nich się kryło: głód, strach i desperacja.
Miquel, obecnie jego najlepszy przyjaciel, sam niejednokrotnie patrzył w ten sposób na innych, więc rozpoznał to od razu. Tak rozpoczęła się ich długoletnia znajomość, która z biegiem czasu, wspólnej podróży i pracy przerodziła się w wielką przyjaźń.

Księstwa Graniczne, obecnie


Pewnie byłbym teraz z Miquelem, gdyby nie Bretońska dziewczyna, która całkiem zawróciła estalijczykowi w głowie. Ech, ta Salina…- gdy dotarł do dziupli zorientował się, że chłopaki zabrali już złoto. Być może trzeba będzie stąd uciekać wkrótce. Będzie pretekst, by spotkać się z Miquelem. Levan Zabrał swój krótki łuk, kilka najlepszych strzał i skierował swe kroki do Rzeźni.
Jeszcze raz poukładał sobie w głowie wszystko co musiał przekazać chłopakom, a właściwie Tupikowi, bo pewnie tylko on ogarnie wszystko w pełni. Zastanawiał się, co mogło umknąć jemu, ale nie mógł się skupić wystarczająco. Nizioł to rozkmini.

Nieco zziajany dobiegł do gwarnej Rzeźni, tak naprawdę to nie wiedział co ich czeka. Dostrzegł przed budynkiem wszystkich oprócz Tupika, wyglądało jakby dopiero się tu zjawili.
- Bądźcie wyjątkowo czujni – rzucił im – ja muszę natychmiast dorwać Grotołaza – nie zostawił im możliwości zaoponowania, minął całkiem zdziwione jego nagłym pojawieniem się postacie.
Otworzył drzwi speluny i szybko zlustrował wzrokiem wnętrze stojąc w progu. Szukał niewielkiej postaci Tupika, ale też któregoś z ludzi Burego.
 
Azazello jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172