Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2009, 22:29   #2
Penny
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Parapet okna wciśnięty był w niewielką wnękę znajdującą się tuż obok łóżka. Izdebka była doprawdy maleńka - z ledwością zmieściło się tu niewielka ława, która imitować miała łóżko, kulawy stolik i jedno krzesło. Milenie to wystarczało w zupełności. Przywykła do niewygód i skromnego życia, choć czasem marzyło jej się coś więcej. Jednakże nie można mieć wszystkiego.

Przyjechała do Wrocławia kilka tygodni temu licząc, że tutaj zgubi swojego prześladowcę oraz, że znajdzie ślad Wilhelma. Wiedziała, że jest na tyle mądry by nie wychylać się albo po prostu uciec z Pragi. Miała nadzieję, że spotkają się tutaj. W końcu apteka Rottera była dosyć znana, a ona sama wspominała mu kilkakrotnie o przyjacielu ojca. A teraz, jak co noc, siedziała właśnie na parapecie okna małej izdebki nad apteką „Korzeń Mandragory”, szukając chwili ochłody po parnym, czerwcowym dniu, gapiąc się po prostu w niebo, tudzież podglądając nocne życie we Wrocławiu. Nie przebrała się nawet w nocną bieliznę, tylko po prostu siedziała.

W izbie było ciemno, ale Milena nie fatygowała się nawet by zapalić świecę. Ciemność jej odpowiadała – była przyjazna, znana. Wiedziała co kryje się pod ławą, wiedziała, że nic nie chowa się w jej torbie z solidnej skóry. Tuż obok leżał niedbale porzucony worek z ubraniami na zmianę.

Nie działo się nic szczególnego do momentu kiedy po drugiej stronie placu rozbłysło światło, a ludzie wysypali się na dwór. Zebrali się na placu i coś oglądali.

Kątem oka pod swoim oknem zobaczyła jakiś ruch. Spojrzała w tamtą stronę wytężając wzrok. Niemal przykleiła nos do szyby z rybich błon. Pod jej nosem przeszło spokojnie trzech mężczyzn. za nic sobie mieli biegnącą straż, która zresztą i tak ich minęła bez słowa.

Zaraz… minęła bez słowa? Coś było nie tak. „Magia” pomyślała, marszcząc brwi i wytężając jeszcze bardziej wzrok. Zdążyła dostrzec tylko jedną twarz. Mężczyzna był wysoki, ciemnowłosy, jego twarz była pociągła i blada, a w oczodołach żarzyły się dwa węgle. Milena odskoczyła od okna, gdy tylko ujrzała to spojrzenie. Spojrzenie diabła.

Serce tłukło się w jej piersi jak oszalałe, a ona sama zamarła w pół kroku. Przez kilka dobrych chwil nie ruszyła się ani trochę, by później nagle odwrócić się do drzwi łapiąc po drodze płaszcz i torbę ze medykamentami. Uchyliła ostrożnie drzwi i nasłuchując zwykłych domowych dźwięków. Jan był zapewne jeszcze w aptece lub na jej zapleczu przygotowując leki na jutro. Anna była w kuchni, którą Milena musiała minąć, by dostać się do drzwi wiodących na schody, które prowadziły bezpośrednio do wyjścia na ulicę. Cicho jak mysz przemknęła po korytarzu i zerknęła na krzątającą się po kuchni gospodynię, która jakby wyczuła, że ktoś się jej przygląda odwróciła się gwałtownie i spojrzała na zaskoczoną dziewczynę. Anna podeszła do drzwi i gwałtownie je rozwarła, a Milena cofnęła się o krok. Trochę obawiała się żony Rottena. Była od niej wyższa o dobre pół głowy i złośliwsza bardziej od przewlekłego kataru. Jednakże tym razem nie miała zamiaru dać się zastraszyć. Odrzuciła na plecy płomiennorude włosy i spojrzała gospodyni w oczy z hardą miną.
- Czego tu szukasz? – warknęła ostro Anna.
- Wychodzę – oznajmiła krótko Milena tonem, który mówił dobitnie gdzie ma opinię starszej matrony. – Późno wrócę, więc proszę zostawcie drzwi otwarte. Inaczej znów was pobudzę.

Mówiąc to zdecydowanie przeszła przez resztę korytarza i zniknęła za drzwiami. Słyszała jeszcze jak Anna narzeka na coś pod nosem. Coś o dobrej woli i niewdzięczności. Dziewczyna pokręciła głową z dezaprobatą i wyszła na ciche ulice Wrocławia. Rozejrzała się dookoła, ale nigdzie już nie zauważyła śladu nieznajomych. Poszła więc w kierunku w jaki obrali kiedy widziała ich po raz ostatni.

- Jesteś niemożliwa – mruknęła sama do siebie. – Przyjechałaś tu by znaleźć jakiś spokojny kąt, a ty pchasz się w nie wiadomo co.

"Pójdę tylko kawałek" - uspokoiła się w myślach. - "Jak ich nie dogonię to wrócę."
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline