Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2009, 12:00   #10
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
"A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien"


Śnił sobie słodko gdy nagle coś go zbudziło. Natrętne pukanie dziobem o szybę okna. Hibbo przeciągnął się teatralnie, podszedł do okna, podrapał się po głowę i spojrzał na kruka po czym powolnym ruchem otworzył jedno ze skrzydeł. Nagły, świeży podmuch powietrza wlał się do środka wraz z czarnym krukiem. Ten usiadł na stoliku i wzrokiem zbitego psa spojrzał na swego pana.
- Kraaa! Zimno! Głodny! Gałka! Gałka! Wołowa!
- Przegrałeś zakład. Gadaj cużeś tam obaczył.
- Kra! Gałka?
- Nie.
- Aleś ty okrrrrutny. No dobrrraa! Siedze ja sobie, marrrrzne okrrrrutnie, głodny, pić się chce...
- Hi hi. Myślisz że się nabiorę?
- No dobrrra. Jedynem com widział to jakiś futrrrrrrrrzak ciemny i goniący go człowiek. Tysz ciemny.

- Człek? Ułuchuchu! To nowina. Gonił go czy prowadził... Hi hi! Coraz fajniej to wygląda. Będzie ubaw! - rzekł niski jegomość po czym ubrał się w swe szaty, narzucił swój czarny, mroczny płaszczyk i wyszedł z pokoju. Jego chowaniec skoczył szybko ze stolika i wylądował mu na ramieniu. Taki ubaw miałby go minąć?

Hibbo stanął na chwilkę przed drzwiami swego kumpla. Wyjał kawałek papieru i naskrobał kilka słów:

Cytat:
Drogi Gezbercie,

Nie moge dłużnej czekać. Nadszedł czas na to by działać. Wiem, że zapewne się ze mną nie zgadzasz, jednak nie mogę powstrzymać tej energii która mnie rozpiera. Idę przejść się po mieście. Może kupię Ci jakąś pamiątkę? Przygotuj śniadanie dla nas obu. Wrócę niebawem.

Twój Hibbo
Po czym wsunął go pod drzwiami uważając by zrobić to maksymalnie cicho. Do stojacej opodal myszy wszamujacej jakieś ziarenko rzekł
- Ciiii. Tylko nie tup tak głośno przy Gezbercie. - Nie chciał by coś przeszkadzało w śnie brodatego człeka. Nie chciał też by krasnolud martwił się o niego. Schodząc na dół powiedział tylko karczmarzowi kilka słów.
- Nie bódźcie mego towarzysza. Miał wczoraj zły dzień i... głowa zapewne go boli. Jak by zszedł na dół dajcie mu kufel zimnego zsiadłego mleka. Ja niedługo wrócę.

Wyszedł na zewnątrz. Doszedł do wniosku, że nie będzie brał Konika. Przejdzie się. Miasto zaczynało budzić się do życia. Kupcy wystawiali swe towary na kramach, a dzieci wybiegały na dwór by w dzień doznać trochę uczucia bezpieczeństwa i zabawy. Niski człowieczek w końcu dotarł pod garnizon. Stało przed nim dwóch strażników opierających się o halabardy. śmiało podszedł do nich.
- Powitać, powitać. Miły dziś dzionek mamy. Zginał kto możne jeszcze wczorajszej nocy? - zagadał wesoło do dwóch gwardzistów.
- A kto ty jesteś, że śmiesz się o to pytać?! Hę? - odwarknął mniej wesoło jeden z ludzi.
- Ja? Chmmm... chcesz znać całe moje miano czy imię Ci wystarczy?
- Nie pyskuj!! Bo wylądujesz w Przedceli!! Jako szpieg!! - prawie krzyknął żołnierz popierając swe słowa mocniejszym chwytem na swej broni.
- Imię i czego chcesz!? - dodał drugi.
- Ułułułu. Jestem Hibbo. Chciałem obaczyć ciała zabijanych nocą. No wiecie... rany, jakieś zadrapania. - odrzekł im nie wzruszony i nie przejęty wrogością swych rozmówców.
- I co karle. myślisz, ze od tak ci powiem gdzie masz iść?! Hahahaha!!! Zabawny jesteś! - wyśmiał go w żywe oczy. Chyba nie często miał do czynienie z osobnikami rasy Hibba.
- Wracaj do domku i idź spać b widzę, że słonko grzeje w główkę. - dorzucił jego partner, ukrywając śmiech.
- A słonko! No tak - gnom grzebie sobie w kieszeni po czym wyjmuje odznakę - Takie słonko - pokazując dokładnie strażnikowi odznakę przynależności do Gildii.
Strażnik kiedy pierwszy raz usłyszał słonko podrapał się po głowie. Gdy obejrzał je dokładnie zlał się czerwonym rumieńcem.
- Kurwa! - jego kolega obok zaczął się śmiać. Już nie powstrzymywał się i prawie zwinął się w przypływie nagłego ataku chichotu.
- Zamknij się już... - uderzył lekko towarzysza w bok po czym oddał odznakę jej właścicielowi - No dobra czego chcesz?
- No, obejrzeć zwłoki. Szukam z moim kolegą...
- Kraa! - kruk potwierdził jego słowa
- ...tej bestyji co sobie stołuje tutaj. Hi hi i nawet chyba już wiem co to jest! Ale rany obaczyć muszę. - zakończył. - Prowadź do kostnicy. Hi hi.
- Pilnuj ja go zaprowadzę. - rzekł do towarzysza - A ty za mną.
Strażnik poprowadził starego łowcę do bocznego wejścia garnizonu i po kręconych schodach w dół. Schody dłużyły się małej postaci. Ich miejsce docelowe musiało być głęboko pod ziemią. Za żelaznymi drzwiami znajdował się niewielki korytarz. Kończył się kolejnymi wrotami. Weszli.
- A ten tu czego??!!- rzekł na biało ubrany elf siedzący za biurkiem w nie wielkim pomieszczeniu.
- Z gildii - sapnął strażnik
- Ehhhh. Dobra. Czego chcesz? - zapytał się. Coś te pytanie ostatnio zbyt często padało.
- No, obejrzeć zwłoki - powiedział po raz trzeci, a jego ptak znów potwierdził - no bo tej bestji szukam.
- Możesz już iść. Dalej sam się nim zajmę - rzucił do strażnika po czym tamten pokornie odszedł - Chodź. - wstał i otworzył drewniane drzwi za sobą.
- Macie już jakieś poszlaki? Dowody? Podejrzenia? - zapytał się gnom rozglądając się z ciekawością dookoła. - Ktoś szuka bestji oprócz nas?
- Oprócz was szukamy jeszcze my no i najemnicy. Niestety nie mamy nic prócz zwłok - w pokoju za nim na dziesięciu stołach leżały przykryte ciała. Na końcu pokoju były kolejne drzwi. Pokój oprócz pochodni na ścianach nie miał nic. Był tam strasznie zimno. Ziąb jaki tam panował przeszył gnoma niczym oddech białego smoka z krańców Lodowej Pustyni - Może wy coś macie? - zapytał
- Jeszcze nic... - skłamał gnom - chociaż... mam przeczucie. - podszedł do pierwszych zwłok i odkrył przykrycie. Chciał obejrzeć rany, zmierzyć ich głębokość, sprawdzić stopień rozszarpania i stwierdzić jaką bronią dało się zrobić takie rany. Elf nie przeszkadzał w tych oględzinach. Pod przykryciem leżała blond włosa elfka. Miała rozprute gardło. Głowę z resztą ciała trzymał tylko kręgosłup. Po krtani nie zostało śladu. Na piersiach miała ślady po czterech pazurach. Rany miały długość od czterech do siedmiu cali i na oko miały głębokość na dwa cale. Krańce ran były poszarpane. Widocznie pazury tego czegoś były dość tępe, ale siła uderzenia znaczna. "Detektyw" sprawdził też inne ciała. łącznie z denatami w innych salach było ich dwudziestu trzech. Były to różne osoby. Elfy, ludzie, kobiety i mężczyźni. Wiek też nie był ten sam. Potwór musiał atakować chaotycznie każdą napotkaną personę. Tylko jedno ich łączyło. Rodzaj ran. Mimo iż cięcia miały różne długości były wykonywane tym samym typem broni. Mogło to świadczyć albo o kilku mordercach różnego wzrostu bądź różnej odległości z jakiej atakował potwór.
- A inne ofiary? Znaczy konwencjonalne? Sztylety, bełty? Ilu zginęło odkąd pojawiła się ta bestia?
- Średnio umiera pięć może sześć osób na tydzień. Ale te ciała nie idą do nas. My nie zajmujemy się czymś za co nam nie płacą.
Ilość morderstw w tym mieście przeraziła Hibba. Już wiedział, że nie chce zamieszkać w tym miejscu.
- Ile osób widziało ciała, kto je znajdywał, kto je oglądał po zabraniu tutaj, czy tu zawsze tak zimno? - zaczął coś podejrzewać. Musiał się tylko upewnić.
- Uspokój się! powoli!! Ciała znajdywały przypadkowe osoby. Po zabraniu tylko ja mam prawo jako pierwszy je zbadać i nic niestety nie mogę wywnioskować prócz tego ze to jest bestia i zabija używając pazurów i kłów. Zimno? Tak zimno. Cały kompleks pokoi jest otoczony bariera zimna. Aby ciała nie zgniły.
- Dokąd idą ciała? Te inne znaczy się. Mam małe przeczucie... brrr zimno tu. Ale to tylko przeczucie.
- Do kościoła idą te które zginęły inną śmiercią niż te co tutaj leżą.
- Dobrze... Czy denaci byli jakimiś ważnymi osobami? Znaczy kapłanami, urzędnikami, kupcami?
- Nie oni są przypadkowi. Zginał tyko jeden kapłan. Reszta to zwykli mieszkańcy.
- Dobrze... W jakich godzinach stwierdzono zgony?
- Nocnych - spojrzał, że zdziwieniem na śledczego.
- A po rozkładzie ciał nie udało wam się stwierdzić czy miedzy dziesiąta, a północą, północą, a drugą czy też między drugą, a czwartą. Ludzie ginęli na ulicy czy w swoich domostwach też?
- Godziny są przeróżne. Ale bliskie północy. Ludzie umierali tylko i wyłącznie na ulicach miasta
- Dobrze... To na razie tyle. Albo nie... powiedz mi proszę ile jest zejść do kanałów, jeśli są. Zakładam, że ginęli na terenie całego miasta, a nie w określonych skupiskach. Czy była by możliwość dostarczenia prostej mapy miasta z zaznaczonymi miejscami zgonów? I z zaznaczonymi zejściami.
- Tak będzie. Wyślemy ją do Gildii. Kto ja ma odebrać??
- Hibbo Utekar Caredo Horo Illudo Handuro Almstith -
gnom wypiął dumnie pierś przedstawiając się - ewentualnie jego chowaniec, Kura - wskazał na kruka otulającego się piórami i trzeszczącego dziobem z zimna.
- Dobra, w skrócie Hibbo - po usłyszeniu nazwiska nadal wyglądał jakby miał zacząć skakać po ścianach i wydawać dziwne dźwięki. Na szczęście się powstrzymał - A więc postaram się je przekazać już jutro z samego rana.
- To będzie chyba już wszystko na dzisiaj. Proszę informować nas jak znajdziecie kolejne ciało, i miło by było gdybym je obejrzał nim ktokolwiek je ruszy z miejsca. A! I prawdopodobnie może wpaść tu taki rudobrody krasnal którego miano brzmi Gezbert. Powiedzcie mu, że ja tu byłem. - malutki starzec zaczął powoli zakrywać zmasakrowane ciała.
- Dobrze. A co do miejsca....Przykro mi ale nikt nie będzie szukał Ciebie w nocy abyś mógł zobaczyć ciało. My musimy pracować szybko i precyzyjnie
- No niech będzie. Bywaj. - odrzekł i ruszył w stronę wyjścia.

Na zewnątrz panowało milutkie ciepełko. Przynajmniej w porównaniu z temperatura kostnicy było wręcz upalnie. Na ulicach tłoczyło już się sporo ludzi. Hibbo całkowicie stracił poczucie czasu w podziemiach tutejszego garnizonu. Przeciągnął swe zamarznięte kości po czym ruszył w kierunku karczmy. Musiał podzielić się ze zdobytymi informacjami ze swym towarzyszem.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline