Karanic podniósł głowę spoglądając na złodzieja kiedy ten podszedł do niego wygłaszają swoją honorowo rycerską przemowę. Kiedy z jego ust płynął potok mocno nie przemyślanych słów zwiadowca powoli ugryzł suchy kawałek chleba który trzymał w ręku po czym zapił go niewielkim łykiem wody z bukłaka cały czas nie spuszczając wzroku z twarzy złodzieja. Kiedy kupiec odwrócił się i zaczął iść w kierunku wioski machając, jak sądził zwiadowca, niezdarnie mieczem dłoń Karanica powędrowała płynnie na pas ze sztyletami do miotania. I choć nie widział ich był pewien, że tropicielka i kapłan przyglądają mu się z coraz większym napięciem. Dłoń zwiadowcy minęła umocowany do pasa na piersi sztylet i powędrowała do kołnierza skórzanego kaftana który poluzował lekko.
Po chwili do łotrzyka dołączył mag zaczynając z nim ożywioną dyskusję. Karanic włożył do ust ostatni kawałek chleba po czym schował bukłak do torby. Wstał przeciągając się niczym kot i odciągając ramiona do tyłu po czym spojrzał po zebranej wokół grupy.
- Ruszajmy zanim kupiec zrobi sobie krzywdę - zerknął w stronę oddalającej się pary po czym złapał za torbę, podszedł do swojego konia umocował ją do siodła i wrócił prowadząc zwierzę za uprząż.
__________________ Dziewięć kroków przed siebie obrót i strzał nie najlepszy moment na błąd matematyczny.
Ostatnio edytowane przez Duch : 04-01-2010 o 15:39.
|