Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-12-2009, 21:33   #191
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Zoi nie zdążyła odpowiedzieć znachorowi na jego pytanie kiedy to cała drużyna zebrała się w miejscu obozowiska. A kiedy to na scenę wkroczył Hasvid i jego urażone ego dziewczyna mogła wspomnieć scenę z poprzedniego wieczoru.
- Nie wiem jak wasza zabawa w tawernie ale ja miałam pokaz iście epickiej tragedii. - Skomentowała wczorajsze starcie owych mężczyzn. – Prawdopodobnie gdyby Karanic był bardziej porywczy i rycerski to mielibyśmy dziś akt drugi, ale wątpię by chciał marnować czas na pojedynki o honor.- Cóż, Ona by tak przynajmniej postąpiła. Zignorowała by takiego delikwenta wsiadła na konia i pojechała dalej. No dobrze pewnie ostentacyjnie przejechała by koło wybranego miejsca pojedynku by pokazać mu jak bardzo go ignoruje.
 
Obca jest offline  
Stary 01-01-2010, 19:22   #192
 
Duch's Avatar
 
Reputacja: 1 Duch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znany
Karanic podniósł głowę spoglądając na złodzieja kiedy ten podszedł do niego wygłaszają swoją honorowo rycerską przemowę. Kiedy z jego ust płynął potok mocno nie przemyślanych słów zwiadowca powoli ugryzł suchy kawałek chleba który trzymał w ręku po czym zapił go niewielkim łykiem wody z bukłaka cały czas nie spuszczając wzroku z twarzy złodzieja. Kiedy kupiec odwrócił się i zaczął iść w kierunku wioski machając, jak sądził zwiadowca, niezdarnie mieczem dłoń Karanica powędrowała płynnie na pas ze sztyletami do miotania. I choć nie widział ich był pewien, że tropicielka i kapłan przyglądają mu się z coraz większym napięciem. Dłoń zwiadowcy minęła umocowany do pasa na piersi sztylet i powędrowała do kołnierza skórzanego kaftana który poluzował lekko.
Po chwili do łotrzyka dołączył mag zaczynając z nim ożywioną dyskusję. Karanic włożył do ust ostatni kawałek chleba po czym schował bukłak do torby. Wstał przeciągając się niczym kot i odciągając ramiona do tyłu po czym spojrzał po zebranej wokół grupy.
- Ruszajmy zanim kupiec zrobi sobie krzywdę - zerknął w stronę oddalającej się pary po czym złapał za torbę, podszedł do swojego konia umocował ją do siodła i wrócił prowadząc zwierzę za uprząż.
 
__________________
Dziewięć kroków przed siebie obrót i strzał nie najlepszy moment na błąd matematyczny.

Ostatnio edytowane przez Duch : 04-01-2010 o 15:39.
Duch jest offline  
Stary 01-01-2010, 19:28   #193
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Maldred uśmiechnął się do Greya, który przysiadł się do niego, ale się nie odezwał. W drodze będzie mnóstwo czasu na rozmowy. Chyba że znowu coś ich zatrzyma.
Po chwili przyszedł Hasvid.
- No, Karanic - zwrócił się do tropiciela. - Czas na nas. Tak jak wczoraj powiedziałem, pojedynek. Za zniewagę, która dotknęła mnie do żywego. Tam na dole, obok studni. Miecz kontra miecz. Honorowo, do pierwszej krwi. Mam nadzieję, że tak potrafisz, co? Czekam...
- Mniemam iż wczoraj trochę za dużo wypiłeś, Hasvidzie, i język Ci się plącze, bo niewątpliwie nie chciałeś powiedzieć tego, co właśnie powiedziałeś. Pomijając rację w tym, co mówi Theodore, że nie zawsze trzeba dwóch trafień, żeby zabić człowieka, to nie wydaje mi się, żebyśmy mieli czas na pojedynki i na zajmowanie się kolejnymi rannymi. Jeżeli się boisz, że Ci miecz zardzewieje, to porzuć obawy. Niewątpliwie będzie niejedna okazja użyć go w czasie tej wyprawy w celu innym niż bratobójcza walka.
Rzekłszy to kapłan podstawił obu rannym pod nos zioła na pobudzenie. Po chwili powinni się ocknąć, choć stan Mikhaila nadal pozostawiał wiele do życzenia.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 02-01-2010, 20:27   #194
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Nie odwracając się Hasvid zmierzał w stronę studni. Czuł na plecach palące spojrzenie Karanica i pogardliwe spojrzenia pozostałych członków drużyny. Właściwie spodziewał się, że Karanic strzeli mu w plecy lub ciśnie nożem między łopatki. Jednak nic takiego się nie stało...

Doszedł do studni i odwrócił się. Był sam. Karanic jednak stchórzył. Albo pokazał ile dla niego znaczy honor. „Czy spodziewałem się czegoś innego?” - zapytał sam siebie. „Przecież wiedziałem, że nie przyjdzie. Rację miał Theodore, należało zignorować tego impertynenckiego głupca. Policzę się z nim później, okazja na pewno się znajdzie.”

Skoro jego oponent nie zechciał stoczyć pojedynku, Hasvid przystąpił do wprowadzania w życie tego co zapowiedział.
- Hej, ludziska! - krzyknął. Kilkakrotnie powtórzył okrzyk, aż kilkunastu chłopów wychynęło ze swoich chat. Ich zaczerwienione mordy, rozczochrane włosy i na wpół nieprzytomne oczy wskazywały na to, że impreza w karczmie należała do udanych. - Jeśliby ktoś pytał Was, kto Wam pomocy udzielił, to obwieście że byli to Zoi, Theodore Hess, wielebny Maldred, Greywolf, Blake, Mikhail oraz ja, Hasvid. Wszyscy w zaszczytnej misji zleconej przez Zakon. Jeśli ktoś z Was umie liczyć, to pewnikiem mu się coś nie zgadza. I ma rację, gdyż ostatni z nas, Karanic nie wart jest wspomnienia. To tchórz i pozbawiony honoru sukinsyn! Zapamiętajcie!

To powiedziawszy odwrócił się od zaskoczonych chłopów i odszedł w stronę czekającego na niego w krzakach konia. Hasvid zarzucił na koński grzbiet derkę, na nią siodło, zaciągnął popręgi i wskoczył na Ciapka. Cały czas trzymał się daleko od swoich towarzyszy, również szykujących się do wyruszenia. Nie miał zbytnio ochoty się z nimi zadawać, ale cóż, zlecone zadanie należało wykonać. Urażoną dumę trzeba było schować za pazuchę i działać tak jakby nic się nie stało. Karanica mógł przecież traktować jak powietrze. Do czasu.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 03-01-2010 o 21:52.
xeper jest offline  
Stary 18-01-2010, 15:51   #195
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Grey odwzajemnił uśmiech Maldredowi wyszczerzając swe żółte zębiska. Następnie jego uwagę zwróciła kłótnia Hasvida i Karanica. Barbarzyńca miał nadzieję na walkę między nimi lecz jak zwykle wtrącił się mag. Słowa Theodora przekonały Wolfa dopiero gdy poparł je drużynowy kapłan. Lecz gdy Hasvid odstawił szopkę z wieśniakami barbarzyńca nie mógł się powstrzymać od zaklaskania w swe wielkie dłonie. Mężczyzna zerwał się na swe sękate nogi i zakrzyknął:

- Niech bijo się na pięści! Wielkich ran ni bydzie, a walka uczciwa i honorowa bedzie!

Po tych słowach czekał na reakcję reszty kompanii.
 
Garzzakhz jest offline  
Stary 19-01-2010, 22:41   #196
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Wioskę opanowała kompletna cisza zakłócana jedynie przez rozmowy drużyny i pianie kogutów. Chłopi wylegiwali się po sutej wieczerzy zostawiając skradzione jadło na poranny posiłek. Tego ranka żaden wieśniak nie zamierzał wstawać z łóżka.

Thobius otworzył oczy, natychmiast oślepił go blask porannego słońca. Zaklął siarczyście w swoim języku i przechylił głowę mrużąc oczy. Dookoła widział zbierających się do drogi kompanów i starego kapłana, który zapewne opiekował się nim w nocy. O dziwo nie czuł bólu w piersi, z niedowierzaniem spojrzał na rozerwaną potężnym cięciem kolczugę i magicznie zasklepioną ranę. Mimo wszystko czuł się osłabiony, niczym obieżyświat po długiej podróży. Ostrożnie wsparł się na rękach i stanął na nogi. Przecenił jednak swe siły, zakołysał się i grzmotnął ramieniem w chałupę. Zasyczał i osunął się z powrotem na ziemie. Przetarł oczy pięściami i spojrzał na leżącego obok barda.
Mikhail obudził się kilka chwil wcześniej. Mimo, iż dzięki nietuzinkowym umiejętnościom kapłana wciąż mógł stąpać po ziemi, choć na tą chwilę nawet na sztuka wydawała się być poza jego zasięgiem, siły opuściły jego ciało. Każdy, nawet najdrobniejszy ruch sprawiał mu problemy, lecz bóle stopniowo zmniejszały swe natężenie. Spojrzał w niebo. Zanosiło się na piękny dzień. Starał się przypomnieć co się stało, wspomnienia natychmiast otworzyły wewnętrzną ranę. Czuł upadek, każdy ułamek sekundy kiedy ujrzał wystające z jego brzucha ostrze i ból jaki poczuł uderzając głową o ziemię. Zaklął z cicha i rozejrzał się wkoło. Nie potrafił dostrzec swojego wierzchowca, lecz przez przesłaniającą oczy mgiełkę ujrzał kilku swych towarzyszy kręcących się wokół zgaszonego ogniska i skubiących trawę koni. Mógł przysiąc, iż doszło między nimi do sprzeczki, lecz konflikt zażegnano chyba na tyle szybko, by nie doszło do rękoczynów. Jęknął. Obok leżał krasnolud, brodaty wojownik, który musiał oberwać równie mocno, ponieważ nie wyglądał najlepiej. Bard zmrużył oczy i spojrzał na zniszczony pancerz mężczyzny. Nie ma rany – pomyślał i wtem uświadomił sobie jakież to owładnęły nim czary. Pamiętał doskonale cios zadany mu przez któregoś z bandziorów, a teraz nie było po nim śladu. Jedynie pokryta plamami szkarłatnej posoki, dziurawa koszula i spodnie jak po wyjściu z miejskiego rynsztoku. Pokręcił głową, nie dowierzał, może to już koniec, może wszyscy padli w walce? Rozejrzał się raz jeszcze, doskonale rozpoznawał drewnianą oberżę, wiejski majdan, liche chałupy i felerne wzgórze. Potrząsnął głową, z każdą chwilą odzyskiwał siły. To nie był koniec. Żył. Inni najwidoczniej również.
- Panie, czemuż to nas tak karasz!? – rozmyślenia trubadura przerwał przerażony, męski głos dobiegający spomiędzy chałup. Po dłuższej chwili na piaszczystą drogę wybiegł krępy młodzieniec. Na jego twarzy dosyć klarownie wypisane było, iż uczestniczył we wczorajszej wieczerzy i suto biesiadował. Teraz jednak malował się na nim strach i niedowierzanie.
- Zniknął! – ryczał – Zniknął! Pieprzony bandyta zniknął!
Powoli w oknach pojawiały się kolejne twarze zaspanych wieśniaków. Z nosami przyklejonymi do szyb wyłapywali wykrzykiwane przez młodzika słowa. Nie trzeba było długo czekać, a z chałup wyszli pierwsi ludzie. Chwiejnym krokiem opuścił izbę sołtys, tuż za nim pojawiła się jego latorośl, Malina, spędzająca wczoraj upojne chwile z synem młynarza ze wsi na Wschód stąd. Ona jako jedyna nie wykazywała objawów upojenia alkoholowego.

Mikhail podczołgał się bliżej. Nikt nie zwracał na niego uwagi, oczy wszystkich zwrócone były ku młodzikowi i jego rewelacjom. Sołtys wydzierał się niewyraźnie, zapewne ganił mężczyznę za niedopilnowanie owego uciekiniera. Kim był? Mikhail nie miał prawa wiedzieć, mógł się jedynie domyślać iż chodziło o kogoś ze zbójeckiej hanzy.

- Ty parszywy ścierwopluju! – krzyknął sołtys wycierając ślinę, która pociekła mu na podbródek – Niedoczekanie Twoje! Ekh… moja głowa…
- Ojcze – odezwała się młoda dziewoja wyciągając ku sołtysowi swe delikatne dłonie.
- Odejdź mała dziwko, z Tobą jeszcze zdążę się policzyć! – grubas złapał dziewczynę za przeguby i pchnął tak, że ta wylądowała twarzą w piachu.

***

Mikhail ujrzał dwóch mężczyzn. W jednym z nich rozpoznał łowcę potworów, którego bodaj nazywali Blake. Drugiego nie kojarzył, był to zapewne jeden z wieśniaków, którzy gęsto tłoczyli się wokół sołtysa i drużyny. Podeszli do niego i ostrożnie podnieśli. Mikhail zasyczał, poczuł ból chyba we wszystkich mięśniach. Kątem oka zauważył, że kilku innych chłopów podnosi z ziemi krasnoludzkiego wojownika, a ostatni z trudem i grymasem na twarzy taszczy jego oręż.
Mężczyźni nieśli ich do dość lichego wozu zaprzężonego w dwa silne konie. Były tu przygotowane dwa koce i coś w rodzaju wypełnionych trocinami poduszek. Chłopi ostrożnie złożyli trubadura i woja na posłaniach i skierowali się w stronę zbiorowiska.
Mikhail czuł jak z każdą chwilą nowa energia wypełnia jego ciało. Kiedy jednak plecy wyczuły lichy, acz w miarę miękki materiał zatopił się w królestwie snów.

***

Dzieci wieśniaków poprzynosiły kosze z zapasami. Sołtys oznajmił, iż są to dary za dobrodziejstwo jakiego doznali od wybawców. Nic specjalnego się w owych koszach nie mieściło, przede wszystkim smaczny, ciemny chleb, ser, kiełbasa, kilkanaście jajek i kilka butelek lokalnego bimbru.
- Bierzta! Nie gadajta! – krzyczał wciąż podchmielony wieśniak ukazując kompanii szereg pożółkłych, mocno wybrakowanych zębów.
Chłopi otoczyli drużynę. Uradowani uśmiechali się do wojowników, kilka kobiet zanuciło jakąś ludową piosnkę, a dzieciaki ciskały im pod nogi zebrane na łąkach kwiaty. Z tłumu wynurzył się podniecony sołtys.
- Ludzie dobrzy, dobrodzieje, niech was Słońce błogosławi. Weźta ten oto wóz, rannych weźta do Kamiennego Grodu, a potem oddajcie ten oto wóz do tamtejszych stajni. Powiedzcie, że sołtys Miecław wkrótce go odbierze. Bywajcie!
 
Kirholm jest offline  
Stary 21-01-2010, 20:00   #197
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Nim drużyna zdołała zareagować na pomysł barbarzyńcy, w wiosce rozgorzało.

Ty parszywy ścierwopluju! – krzyknął sołtys wycierając ślinę, która pociekła mu na podbródek – Niedoczekanie Twoje! Ekh… moja głowa…
- Ojcze – odezwała się młoda dziewoja wyciągając ku sołtysowi swe delikatne dłonie.
- Odejdź mała dziwko, z Tobą jeszcze zdążę się policzyć! – grubas złapał dziewczynę za przeguby i pchnął tak, że ta wylądowała twarzą w piachu.
Dzieci wieśniaków poprzynosiły kosze z zapasami. Sołtys oznajmił, iż są to dary za dobrodziejstwo jakiego doznali od wybawców. Nic specjalnego się w owych koszach nie mieściło, przede wszystkim smaczny, ciemny chleb, ser, kiełbasa, kilkanaście jajek i kilka butelek lokalnego bimbru.
- Bierzta! Nie gadajta! – krzyczał wciąż podchmielony wieśniak ukazując kompanii szereg pożółkłych, mocno wybrakowanych zębów.
Chłopi otoczyli drużynę. Uradowani uśmiechali się do wojowników, kilka kobiet zanuciło jakąś ludową piosnkę, a dzieciaki ciskały im pod nogi zebrane na łąkach kwiaty. Z tłumu wynurzył się podniecony sołtys.
- Ludzie dobrzy, dobrodzieje, niech was Słońce błogosławi. Weźta ten oto wóz, rannych weźta do Kamiennego Grodu, a potem oddajcie ten oto wóz do tamtejszych stajni. Powiedzcie, że sołtys Miecław wkrótce go odbierze. Bywajcie!
Widząc i słysząc to Grey zapomniał o tym co wcześniej mówił, chwycił z kosza kawał kiełbasy i napchał sobie nią usta. Następnie podszedł do sołtysa, grzmotnął go mocno w głowę że ten o mało nie zemdlał i powiedział:

- Podnoś panie te kobitkę i przepraszaj bo jaja urwę. Jak tu tak dziewoja traktowana jest to ja ją ze sobą biere!
 
Garzzakhz jest offline  
Stary 24-01-2010, 15:41   #198
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Niech bijo się na pięści! Wielkich ran ni bydzie, a walka uczciwa i honorowa bedzie! - zakrzyknął Grey. Maldred uniósł brwi i przez chwilę się zamyślił.
- Ciekawe rozwiązanie. Proste. Ja nie mam nic przeciw. Niestety większość ludzi z niewiadomych mi powodów postrzega walkę na miecze jako szlachetną, więc raczej nie pójdą na Twoją propozycję. - odrzekł w końcu.
- Nie forsuj się. Według zwyczajnych standardów powinieneś leżeć w łóżku jeszcze tydzień, po takiej ranie. - rzucił nad ramieniem do wstającego krasnoluda.
Po chwili dookoła zrobiło się gorąco. Wieśniacy jednocześnie wyprawiali swoich dobrodziejów w drogę i wrzeszczeli na siebie nawzajem.
- Podnoś panie te kobitkę i przepraszaj bo jaja urwę. Jak tu tak dziewoja traktowana jest to ja ją ze sobą biere! - zakrzyknął barbarzyńca, stając w obronie niejakiej Maliny, jeśli kapłan dobrze zapamiętał z poprzedniego dnia.
- Nie śpiesz się tak. Jak będziesz zabierał wszystkie źle traktowane kobiety jakie spotkasz po drodze, to obawiam się, że jeszcze przed Kamiennym Grodem niemały harem uzbierasz. - rzekł Maldred do Greya, po czym zwrócił się w stronę sołtysa: - Ale muszę przyznać mu rację w jednym: czyż godzi się, by tymi samymi ustami wypowiadać błogosławieństwo w imię Wielkiego Słońca i nazywać własną córkę dziwką? A Słońce widzi i słyszy - powiedział wskazując palcem na wznoszący się coraz wyżej świetlany dysk, przyjemnie już grzejący. - I widzi też, żeście powierzonego Wam więźnia nie dopilnowali. Bo żeście go cichaczem zabili i udajecie że uciekł nawet nie śmiem podejrzewać. Pamiętajcie, sołtysie, im więcej przebaczacie i im więcej do zgody dążycie, tym więcej i Wam będzie przebaczone. Pogódźcie się zatem, przeproście tych, których żeście źle potraktowali - tu wskazał na leżącą ciągle i szlochającą dziewczynę i na mężczyznę, który przyniósł wieść o ucieczce więźnia - i starajcie się ład przywrócić i złoczyńcę znaleźć. Wszak kara sprawiedliwa mu wymierzona być musi. Hmm? - spojrzał na sołtysa, oczekując potwierdzenia, że zrozumiał i że się zgadza.
- A ja ze swojej strony mogę się postarać w Kamiennym Grodzie, żeby ten oddział co go po zbója wyślą, nadto się nie spieszył i dał Wam trochę czasu na poszukiwania. - dodał jeszcze.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 24-01-2010, 17:45   #199
 
Duch's Avatar
 
Reputacja: 1 Duch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znany
- Niech bijo się na pięści! Wielkich ran ni bydzie, a walka uczciwa i honorowa bedzie! - zakrzyknął Grey. Maldred uniósł brwi i przez chwilę się zamyślił.
- Ciekawe rozwiązanie. Proste. Ja nie mam nic przeciw. Niestety większość ludzi z niewiadomych mi powodów postrzega walkę na miecze jako szlachetną, więc raczej nie pójdą na Twoją propozycję. - odrzekł w końcu.
Karanic przyglądał się kapłanowi i Greyowi z zdawałoby się lekkim zaciekawieniem. Zastanawiało jak łatwo innym ludziom przychodziło decydować w jego imieniu jak i czym ma walczyć, wiedział, że w większości to nieodpowiedzialni amatorzy którzy nie mają pojęcia o tym iż jeśli się coś robi to robi się to najlepiej jak potrafi więc kupiec który uważał się za złodzieja najpewniej gryzł by już ziemię, no chyba, że kapłan jakimś cudem potrafi też wskrzeszać umarłych. Tego oczywiście chciał uniknąć, przynajmniej na razie.
Kiedy w wiosce podniósł się rwetes z powodu ucieczki więźnia zwiadowca podjechał zaciekawiony w pobliże kapłana i barbarzyńcy dzielnie stających w obronie wiejskiej dziewuchy. Jeden najwyraźniej chciał zabrać sobie mięso by nie trzymać na wodzy swej męskiej huci, kapłan zaś tradycyjnie prawił morały.
- A ja ze swojej strony mogę się postarać w Kamiennym Grodzie, żeby ten oddział co go po zbója wyślą, nadto się nie spieszył i dał Wam trochę czasu na poszukiwania.
Karanic poczekał aż kapłan skończy.
- Strzeżcie też swoich i dobrze się uzbroicie, bo jeżeli zbój ten nie wróci w większej sile i nie wybije wad do ostatniej nogi, to podąży za nami, a to byłoby o wiele lepsze dla przetrwania waszej wioski. - zwiadowca patrzył na sołtysa z grzbietu swojego rumaka - czasami nauka kosztuje bardzo drogo, módlcie się do słońca aby ktokolwiek mógł z tej nauki skorzystać. - Pociągnął za wodze zawracając konia po czym odjechał kawałek.
- Ruszamy? - spytał chłodno.
 
__________________
Dziewięć kroków przed siebie obrót i strzał nie najlepszy moment na błąd matematyczny.
Duch jest offline  
Stary 24-01-2010, 21:44   #200
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Hasvid z grzbietu konia, przysłuchiwał i przyglądał zajściu jakie miało miejsce na wioskowym majdanie. Więzień, powierzony opiece wieśniaków zbiegł. Być może na swoje szczęście. Nie wiadomo co mogłoby go spotkać z rąk rządnych zemsty mieszkańców wioski po odjeździe drużyny. Mocno skacowany, a być może wciąż pijany sołtys, nie dość że zwyzywał chłopaka odpowiedzialnego za pilnowanie jeńca, co było ze wszech miar słusznym, wyżywał się na swej własnej córce, która w oczach Hasvida nie uczyniła nic złego. W jej obronie stanął potężny barbarzyńca Grey i Maldred. Hasvid przez chwilę rozważał możliwość dołączenia do tych dwóch, jednak zrezygnował. Już raz stanął w obronie kogoś i skończyło się to niesnaskami w zespole. Oczywiście nie z jego winy...

Teraz patrzył tylko ponuro na całe zajście i czekał. Czekał aż pozostali członkowie drużyny w końcu zmobilizują się i wyruszą do Kamiennego Grodu. W końcu to był cel ich misji, a nie ratowanie wiosek przed bandytami. Lub co gorsza ratowanie córek przed rozgniewanymi rodzicielami.
- Ruszamy? - zapytał Karanic. Tym razem Hasvid, chcąc nie chcąc, musiał zgodzić się ze swym niedoszłym przeciwnikiem. Nie było na co czekać.

- Jedźmy - powiedział cicho. - Nic tu po nas. Im szybciej staniemy w Kamiennym Grodzie, tym lepiej dla nas. Może byśmy w końcu się wzięli za wykonywanie powierzonego nam zadania, miast rozwiązywać rodzinne waśnie.
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172