Samael leżał i zastanawiał się co jest gorsze, wielki i włochaty pająk stojący dosłownie nad nim czy wkurzony drow, który szuka okazji by go pchnąć. Kłócił się z Nizzre w jakimś dziwnym języku, elfka chyba nie chciała pozwolić mu zginąć. Była słaba psychicznie i kierowała się za często emocjami a za rzadko zdrowym rozsądkiem. Powinna go zabić, nie zrobiła tego. Drow w końcu wraz z swoim pupilkiem przegonił Fufiego. Na tyle by sięgnąć Samaela. Obłąkane spojrzenie, szpony wysuwane z bransolety... Szamil uśmiechnął się. Lewa strona była jak sparaliżowana, plecy piekły żywym ogniem a nad nim pochylało się stworzenie, które zabijało od małego. Gdy on uczył się walczyć na drewniane miecze i noże jego przeciwnik walczył o życie. Cóż... Półdemon miał jednak przewagę, nie był tak zaślepiony żądzami jak drow. -Najprościej zabijać. Dawać się sterować demonowi i patrzeć jak nasi byli towarzysze umierają byśmy my mogli żyć. By zdobyć dusze. Zamiast postawić się Krukowi łudzimy się, że to może nam się poszczęści i to my wygramy. Chociaż nie... Niektórzy mają zapewnione bezpieczeństwo i egzystencje w zamian za zabijanie tych, których wskażą demony.
Drow nie mógł zrozumieć, ewidentnie nie rozumiał w wspólnym. Przemówienie było jednak tylko z pozoru skierowane do niego, prawdziwym adresatem była Nizzre.
Ręka ze szponami wystrzeliła w tej samej sekundzie w której półdemon wyciągnął swoją. Musiał działać błyskawicznie, zgrać się z przeciwnikiem. Chwycić go tuż pod bransoletą i pociągnąć jednocześnie chwytając drugą ręką za szyje. Prosta przerzutka, gdyby tylko nie był ranny a przeciwnik nie był istną maszyną do zabijania.
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...] |