Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-01-2010, 22:19   #137
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Na widok Valdro Sabrie dostała kolejnego ataku irytacji. Znów ma rozprawiać się z kolejnym gondyjczykiem? Nie ma mowy - na pewno wtedy Dru gdzieś zniknie, a ona znów będzie musiała jej szukać. Na szczęście zanim rozpoczęła dyskusję z kapłanką i właścicielem gospody, na zewnątrz rozległ się głośny tupot.

- Paniiiii!! - wrzask Kastusa wypełnił kuźnię, potem stajnię, spłoszył konie, a w końcu dotarł i do części, w której przebywała Drucilla, o krok wyprzedzając swojego właściciela.

- I po kłopocie - mruknęła wojowniczka patrząc, jak rozdygotany kapłan płaszczy się przed zniesmaczoną jego niepokojem Dru. Przynajmniej miała ich oboje na oku, co zapowiadało w miarę spokojną noc. A nawet bardzo spokojną, bo Drucilla łakomym wzrokiem zaczęła spoglądać na wypływający z pyrkającego ustrojstwa płyn.


***

O poranku Sabrie zbudziło pianie ko... Kastusa. Myśl, że przez kolejne dwa tygodnie co rano będzie ją budziło to natchnione wycie momentalnie zważył jej humor. Choć z drugiej strony... fakt, że kapłan po nocnych wyczynach był w stanie zbudzić się o świcie dobrze świadczył o jego kondycji. No i dziewczyna zawsze mogła brać ostatnią wartę - przytomność umysłu o poranku dała by jej czas, by zatkać uszy nim kapłan otworzy usta by rozgłośnie chwalić swego boga.

Wojowniczka podniosła się z wyrka i z obrzydzeniem zmarszczyła nos. Dzięki Drucilli pachniała... no, jak Drucilla, tyle że w powiększeniu. Kąpiel była niezbędna, a wczesna pora dawała nadzieję na to, że łaźnia będzie pusta; oraz na brak ciepłej wody zapewne, ale dziewczyna nie miała zamiaru czekać na jej grzanie, równe temu, że zdąży już wstać pół gospody. Zebrała brudne i czyste rzeczy, upewniła się, że ktoś został z pijaną Dru, po czym wyszła na zewnątrz.
- ... jutrzeeeeenkooo postępuuuu! - wył Kastus, ochlapując głowę wodą z wiadra. Sabrie ominęła go szerokim łukiem i ruszyła w tę stronę, gdzie według jej obliczeń powinna znajdować się łaźnia.

Mgła snuła się nad ziemią, ale dzień zapowiadał się pogodnie. Dziewczyna z lubością wsłuchała się w dobiegający z lasu świegot ptaków, skutecznie zagłuszany przez krzątającą się wokół służbę, porządkującą obejście po wczorajszej libacji. Zbierano porozrzucane przedmioty, fragmenty przyodziewku, a biegające w kółko służki z wiadrami wody wskazywały na to, że nawet przyrodę należało wyczyścić po nazbyt entuzjastycznie raczących się alkoholem gościach. Zdawkowo odpowiadając na ich powitania dziewczyna dotarła wreszcie do przybudówki-łaźni... oczywiście zajętej! Całe szczęście, że przynajmniej przez kobietę - tą fikuśnie, błękitnie ubraną panią, która przybyła wczoraj wraz z innymi gośćmi. "Ale zważywszy na to, że kolejne dni spędzę pewnie bez ciepłej wody i mydła, nie powinnam narzekać na brak prywatności", stwierdziła Sabrie. Przywitawszy się uprzejmie z leżącą w pianie kobietą, rozdziała się szybko i również weszła do wody. Od razu namydliła ciało i włosy, by jak najszybciej pozbyć się zapachu alkoholu, z tęsknotą spojrzała na pachnące sole do kąpieli, po czym z lubością zanurzyła ramiona. Jak do tej pory podróż nie była może męcząca, za to stresująca na pewno, toteż dziewczyna z przyjemnością poczuła, jak pod wpływem ciepłych fal rozluźniają jej się napięte mięśnie. Nie pozwalając sobie jednak na lenistwo sięgnęła po gąbkę i mydło, po czym zaczęła energicznie szorować ramiona i nogi.


Kobieta uśmiechnęła się promiennie do towarzyszącej jej w pianie Sabrie i rzekła miłym, ciepłym głosem. - Tausersis Achnetep, a jak ty się nazywasz? - I podała wspólniczce kąpieli swoje sole i olejki, a Sabrie mimowolnie się zaczerwieniła. Czemu ta kobieta wydawała się jej... pociągająca? Sabrie nie za często myślała o tych sprawach, a jej upodobania ograniczały się przecież do płci przeciwnej. Niemniej było coś w tej Tausersis co powodowało szybsze bicie serca u wojowniczki.

- Sabrie od Miecza - dziewczyna odwróciła twarz, by ukryć dziwny rumieniec i zmieszanie, jakie nieoczekiwanie ją ogarnęło. Od dzieciństwa nie dzieliła z nikim kąpieli... najwyraźniej się po prostu odzwyczaiła. - Ślicznie dziękuję za pachnidła, ale nie chciałabym dziś pachnieć jak perfumeria - "ani w ogóle pachnieć w pracy", dodała w myślach. "Choć kto wie... może gdy skończy to zlecenie to za wypłatę zafunduje sobie niewielki flakonik takich rozkoszności?" Na razie jednak zajęła się spłukiwaniem, ponownym namydlaniem i szorowaniem swojego ciała.

- Och... to drobiazg. I masz rację. Nadmiar perfum psuje efekt. Niemniej kobieta powinna zawsze rozsiewać wokół siebie aurę pięknego zapachu. To dodaje ostatecznego szlifu kobiecej urodzie. No i tajemniczości samej kobiecie. Coś, co nie pozwala zapomnieć mężczyznom o nas, gdy opuszczamy pokój. - rzekła w odpowiedzi Tausersis i spojrzała, na wojowniczkę rozważając jej słowa. - Sabrie od Miecza. Ładnie, poetyckie imię... choć po kupieckiej córce spodziewałabym się jakiegoś bardziej... - Tausersis kontynuowała mycie rozważając wczorajszy dzień.- Bardziej pospolitego. Nie przypominam jednak sobie, bym widziała cię na przyjęciu.

"No i zaraz skończy się miła kąpiułka", zasmuciła się w myślach Sabrie, spłukując włosy i ciało czystą wodą. Szanowna lady z pewnością przestanie być taka miła, gdy się dowie, że kąpie się ze zwykłym najemnikiem. Wyszorowała jeszcze twarz, przedłużając tym samym czas na odpowiedź i upewniła się, że nie śmierdzi już gorzałką.
- Bo i mnie nie widziałaś, pani. Nie jestem tu dla przyjemności, a w pracy. Jednak pani Bianka nic nie wspominała, by pracownikom nie wolno było korzystać z łaźni, stąd moja obecność tutaj.

Kobieta wybuchła perlistym śmiechem, by po chwili zacząć przepraszać.- Wybacz, po prostu jesteś bardzo ładna i... pachniałaś jakbyś wczoraj dobrze się bawiła. Więc pomyślałam... - Przesunęła placami po barku Sabrie, co... wojowniczka uznała za przyjemne uczucie. Towarzyszył temu jednak coraz większy rumieniec kwitnący na jej twarzy. - Rzeczywiście, masz ciało atletki.- dodała Tausersis, spojrzała z uśmiechem.- Ale taka uroda powinna być podkreślana. Bycie wojowniczką, nie powinno być połączone z ukrywaniem urody. - Spoglądała przez chwilę na Sabrie.- Jeśli mogłabym zasugerować inną fryzurę pasującą do tej... uroczystości.
Sabrie słuchając tych słów od czasu do czasu zerkała na harmonijną i zgrabną sylwetkę kobiety, na kształtne piersi i na drobny tatuaż w kształcie kobiecych ust na lewym barku Tausersis. A najgorsze zaś było to, że jej ciało bardzo się Sabrie podobało... cóż... ogólnie. Bez podtekstów. Prawie bez podtekstów.

"Ciekawy tatuaż... jak na kobietę...", pomyślała wojowniczka, a głośno dodała:
- Dziękuję. Chętnie skorzystam z rad w swoim prywatnym czasie, jednak w pracy wolę nie zwracać na siebie uwagi. Sama, pani, rozumiesz, że nie w każdej sytuacji dobrze jest zostawiać po sobie... wrażenie - uśmiechnęła się do kobiety zastanawiając się, czy jest mężczyzna, na którym ta miła dama wrażenia nie robi. Póki co jednak ona sama nie chciała, by uganiały się za nią tabuny mężczyzn... choć to zapewne i z perfumami jej nie groziło. - A co do zapachu, moja pani wczoraj się bardzo dobrze bawiła... i niestety część tej zabawy wylądowała na moim ubraniu. - Sabrie miała zamiar po prostu uprać śmierdzące ubrania w łaźni, ale teraz chyba nie wypadało. - A pani jest od strony którego z państwa młodych, jeśli można spytać?

- Z żadnej strony. Podobnie jak ty, ja tu pracuję. Choć przyznaję, że wczoraj skorzystałam z okazji do zabawy... parę razy. - uśmiechnęła się Tausersis i podsunęła bliżej, a serce najemniczki zaczęło walić jak szalone. Tausersis nie zdawała sobie chyba jednak sprawy z wpływu jaki ma na Sabrie... albo nic ją to nie obchodziło. Wsunęła dłoń w pukle włosów wojowniczki, sprawdzając ich miękkość. Po czym rzekła. - Matka panny młodej wynajęła mnie, bym pomogła młodym małżonkom oswoić się ze sobą i nawiązać miedzy nimi nić porozumienia. Małżeństwa z rozsądku bywają nieszczęśliwe. Ja mam zrobić wszystko, by tym razem było inaczej.- Po czym zmieniła temat. - Masz bardzo miękkie i lśniące włosy. To skarb, który nie powinien się zmarnować.

- Czyli jesteś... miłosną czarodziejką? - Sabrie nabrała tchu i zanurzyła głowę pod wodę. Kolejne mycie włosów nie zaszkodzi, choć w sumie już powinna iść... Ale Dru jest pilnowana, Kastus już trzeźwy... Tamci wybawili się wczoraj, więc dziś chyba i jej należy się chwila wolnego? - Bardzo pożądana profesja jak mniemam? - dodała, gdy wynurzyła się ponownie. - Chyba ten dzisiejszy ślub jest bardzo... z rozsądku, skoro potrzebne są takie metody. Ci krasnoludzcy ochroniarze też nie są zbyt... romantyczni - roześmiała się, mydląc energicznie włosy, by czarodziejka nie miała okazji znów się do nich dobrać. Miłosna czarodziejka - a to dobre!

Tausersis rozsiadła się wygodnie w łaźni prezentując swe walory. Co oczywiście nie było niczym złym, czy dziwnym. Wszak obie były kobietami. Tylko czemu Sabrie musiała sama siebie przekonywać co chwilę w duszy?
- Tak... jestem adeptką błękitnej sztuki. Tak fachowo zwie się czarodziejki miłości. - rzekła spoglądając z aprobatą na myjącą włosy Sabrie. Przesunęła dłonią po swym podbródku. - Mnie też zdziwiły te metody. No, ale ja nie znam tutejszych zwyczajów. Pochodzę zza Przesmyku Vilhon. Aż z Untheru. Myślałam, że tutaj krasnoludzka ochrona panny młodej to miejscowa tradycja. Nawet mająca sens, jeśli szalejący kapłan to częsty widok na weselach.

- To chyba... strasznie daleko. Przybyłaś do Waterdeep na nauki? - zaryzykowała Sabrie. Nigdy nie słyszała o tej części Faerunu. - Przyznam, że szalejący kapłan i mnie zaskoczył - wyznała szczerze i obie roześmiały się. - W każdym razie to weselisko nie zapowiada się ani szczęśliwie, ani spokojnie. Mam nadzieję, że choć twoje czary młodym pomogą. Zaczynasz w noc poślubną, czy już podczas uroczystości? - dziewczyna wyszła z wody i zaczęła wycierać się czystym, świeżym ręcznikiem. Bosko! W takich chwilach jak ta najbardziej tęskniła za domem. Za myślą o domu podążyła myśl o wczorajszym spotkaniu... ciekawe czy zdobędzie jakieś użyteczne informacje. Na razie jednak czas był na śniadanie i zajęcie się spowrotem niesfornym - a dziś do tego i bardzo pijanym - "towarem". "W południe wyruszymy, dobre sobie", sarknęła w myślach. Do południa to Dru co najwyżej wytrzeźwieje, ale z pewnością nie skończy naprawy wozu. No i pewnie będzie jeszcze chciała potańczyć na weselu! Sabrie w zamyśleniu owinęła włosy ręcznikiem i popatrzyła na moczącą się czarodziejkę.

- Woda już się zimna robi... i do roboty czas - stwierdziła smętnie.
- W zasadzie to nie... Podróżuję i zwiedzam Faerun, w różny sposób zarabiając na życie.- odparła Tausersis i uśmiechnęła promiennie wywołując przyjemny dreszczyk na ciele Sabrie.- Mogę porozmawiać z twoją panią. Na pewno przekonam ją, że na weselu nie potrzebna jest tak ścisła ochrona. I będziesz miała nieco więcej swobody. Jak ma na imię?

- Dziękuję, ale nie skorzystam - odwzajemniła uśmiech Sabrie, naciągając na siebie czyste ubrania. - Lubię swoją robotę, a poza tym źle się czuję na przyjęciach, na których nikogo nie znam. - mrugnęła do Tausersis. - Zresztą i tak dzisiaj wyjeżdżamy... mam nadzieję.
- Przyjęcia są po to, by poznawać nowych ludzi.- odparła czarodziejka, ale nie uczyniła nic poza tym wracając do delektowania się kąpielą.

- W takim razie życzę powodzenia w... poprawianiu relacji młodej pary i do zobaczenia na zewnątrz
- pożegnała się Sabrie , zebrała swoje rzeczy, wyszła z parnej łaźni w orzeźwiający ziąb poranka, ruszyła do pralni, by wyczyścić zbezczeszczone gorzałką ubrania, po czym rozwiesiła je... na lufie armaty. Po namyśle jednak zdjęła z niej rzeczy i ułożyła w bezpiecznej odległości od paleniska w kuźni. Oczywiście za wyjątkiem bielizny. Co prawda armata byłaby lepsza, ale Sabrie wolała nie ściągać na siebie gniewu dopiero co udobruchanej Dru. Szybko sprawdziła, czy kapłani są na miejscu - na miejscu, w którym mniej więcej powinni być - po czym ruszyła poszukać jakiegoś pożywnego śniadania. I przy okazji czegoś na zapas - miała dziwne przeczucie, że obiad ich ominie - z takiego, czy innego powodu. A potem... przydało by się naoliwić chyba paski od zmoczonej wczoraj zbroi... no i w ogóle zająć się rynsztunkiem... Dziewczyna miała nadzieję, że w czasie wesela będzie na to czas - ostatecznie chyba nikt nie zwinie Dru wprost z ołtarza?
 
Sayane jest offline