Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2010, 09:44   #29
Trojan
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
„Grzeczny” Matt Burgen



Kiedyś:


Przydrożna karczma ziała pustką, szlak nie był uczęszczany od dawna. Matt siedział na dworze z pienistym kufelkiem, grzejąc się w blaskach zachodzącego słoneczka. Odpoczywał. Przez półprzymknięte powieki świat był po stokroć piękniejszy niż gdy otworzyło się oczy. Nie widać było na przykład mogił na skraju pobliskiego lasku. Karczmarz był dobrym człowiekiem, pochówek nieznajomych nie należał do jego obowiązków. Mógł wrzucić ich do płynącej sto kroków dalej rzeczki. Raki by ich pochowały.


Siedzący osiłek musiał się zdrzemnąć, bo parskanie konia usłyszał dopiero wówczas, kiedy trzech jeźdźców zaryło się kopytami u wrót karczmy. Ich konie były strudzone, ale oni sami nie wyglądali na nazbyt zmęczonych. W końcu to oni jechali na koniach a nie na odwrót. Od pierwszego momentu widać było, że pachną kłopotami. Matt obstawił by nawet trupa. Cuchnęli trupem. Na milę.


- Zająłeś moje miejsce. Spadaj! - powiedział ten największy, który u siodła woził ogromny miecz. Teraz zsiadł i ruszył ku półleżącemu na ganku karczmy Mattowi wznosząc się nad nim niczym góra. Jego ramiona były potężniejsze od ud półleżącego mężczyzny. A wściekły grymas na twarzy sprawiał wrażenie, jakby faktycznie gniewał się o to, że ktoś zajął „jego” kawałek werandy.


- To usiądź obok. - poradził „Grzeczny” niedbale popijając z kufla. Lepiej było piwo wypić, bo co w brzuchu, to twoje. A nie zanosiło się na skończenie kufelka. Wielkolud spojrzał na Matta jakby ten był nimfą. Zdumienie i zaskoczenie walczyły na jego obliczu o palmę pierwszeństwa. Gdyby można było je jakoś odróżnić. Towarzysze wielkiego zaśmiali się i też zsiedli z koni. Matt chciał wierzyć, że popełnili błąd. Wiszące u siodeł kusze dawały by im zdecydowaną przewagę. Podchodzili szeroko, po kilka kroków z każdego boku wielkiego, odcinając Mattowi drogi ewentualnej ucieczki. Profesjonaliści ostrzy jak brzytwa i podstępni jak trucizna.


Wielkolud zaatakował z zaskoczenie, nie wypowiadając żadnej mrocznej i posępnej sentencji, nie odgrażając się ni nie strasząc. W ułamku chwili był już w ruchu a w jego prawicy wielkiej jak bochen chleba pojawił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, długi nóż. Ciął szeroko, niedbale. Pewny swego. Trafił w pustkę a chwilę po tym resztka piwa zalała jego szeroką, zaskoczoną mordę. A zaraz po niej kufel z głuchym trzaskiem wyrżnął go w potylicę roztrzaskując się w drobny mak. Matt cofnął się głębiej na werandę, ale dwójka towarzyszy zbierającego się z ziemi wielkoluda już przesadzało jej rachityczne ogrodzenie. Zachodząc go z dwóch przeciwnych stron. Nie czekał aż ustalą plan. Skoczył ku najbliższemu. Dwa dobyte noże skryte za przedramionami nie zaskoczyły jego przeciwnika, ale i tak popełnił błąd. Po tym co spotkało wielkiego, powinien być ostrożniejszy. Prosty sztych mieczem Matt zbił jednym ze sztyletów wchodząc w półdystans i na ułamek chwili zwierając się z gościem. Kiedy mijali się w swoim śmiertelnym tańcu tamten już nie żył, ale nie wiedział jeszcze o tym. Jelita wypadły mu z rozprutego brzucha trzy kroki dalej. Zaskakując wszystkich.


Wielkolud zerwał się z rykiem mijając opadającego na klęczki druha. Wściekłość wykrzywiła jego szerokie oblicze zmieniając ją w jakąś koszmarną, teatralną maskę. Powinna być raczej pełna zdumienia. Bo ciśnięty przez Matta nóż z furkotem przeciął powietrze i wbił się głęboko w jego oczodół dochodząc do mózgu, gdzieś głębiej. O ile tamten coś takiego miał. Kolejne kroki postępującego do przodu olbrzyma zdawały się temu przeczyć. W końcu jednak ukląkł a po chwili runął na twarz. Został ostatni, który zatrzymał się spoglądając pełen zgrozy na werandę. Kilka minut temu pewnie tego nie przewidywał.


- Zabiłeś Duliaja! I Gorgea! - stwierdził oczywistość. Teraz Matt zrozumiał czemu tamten się włóczył po szlakach. Nie mógł być buchalterem, prawnikiem czy aktorem, bo z myślenia by nie wyżył.


- Może tylko śpią? - podpowiedział mu rozwiązanie. Nie łyknął tego.


- Jesteśmy Strażnikami Dróg! Wyszczałeś się pod huragan durniu! - straszył. Ale też powiedział kilka słów za dużo. Teraz nie pozostawił Mattowi wyboru.


- I po co się było chwalić? Teraz muszę wysłać i ciebie na ten ostatni szlak. Popilnujecie ostatniej drogi, która przed wami. Wiesz, że inaczej być nie może... - wiedział. Kiedy Matt gadał on wyjął nóż i cisnął płynnym ruchem. Ale jego rzut, choć celny z odległości czterech kroków, chybił o tyle, że uderzył trzonkiem w szerokie czoło Matta. To był już niemal koniec pojedynku, ale z drugiej strony początek. Początek czegoś nowego, dla każdego z nich...



* * * * * * * *




Tupik „Szef” był równie groteskowy co „Grzeczny” myśliciel. Obaj jednak mogli by niejednego zaskoczyć. Fakt, że „Grzeczny” sprawiał wrażenie, że zewnętrzna powłoka zbyt ciasna jest na to co w nią wtłoczono, zapewne sugerował wrodzoną tępotę osiłka. Tu niejeden mógł się zdziwić a i jego druhowie nie raz i nie dwa poddawali się temu uproszczeniu. Tak samo było z Tupikiem. W zasadzie niziołek już od dawna pełnił funkcję mózgu bandy, bo Grabarz ostatnio coraz częściej załatwiał własne sprawki. I coraz częściej dawał im wolną rękę. Jednak niziołek „Szef” wyglądał groteskowo. Słysząc jego pełne powagi słowa „Grzeczny” stłumił parsknięcie. Nie chciał podważać autorytetu „Szefa”. Jednak swoje wtrącić musiał. Tupik bowiem sprawiał wrażenie kogoś, komu umyka kilka spraw. I to nie tych, które celowo zataił, by nie obnosić się ze swoimi spostrzeżeniami przed nowymi.


- Słuchaj Grotołaz, myślisz że dobrze wyjdzie jak popytasz chłopaków czy nam kto nie pomoże? To nie poprawi naszej sytuacji. Pomyśl o tym. Ale idź, ja z nowymi się dogadam. Tak sądzę. Są a tak samo czarnej dupie jak my. No, bardziej, bo oni tu nikogo nie znają.


„Grzeczny” wrócił do rozmów z nowymi. Widział i był pewny, że się dogadają. To leżało w ich, szczególnie ich interesie.
 
Trojan jest offline