Po wyczerpującym dniu Teruyo postanowiła trochę wypocząć i odprężyć się. Wcześniej jednak udała się do Kwatermistrza by odebrać swoją zapłatę. Skręciła także do najbliższego sklepu z bronią by uzupełnić jej zapasy. Otrzymała to, czego potrzebowała i wyłożyła pieniądze na ladę z podziękowaniem. Następnie podążyła w stronę gorących źródeł z nadzieją, że odnajdzie tam potrzebny jej teraz spokój i ukojenie. Było to miejsce niezwykle znane w wiosce. W Kraju Ognia znajdowało się takich wiele, ponieważ cieszyły się one dużą popularnością wśród mieszkańców. O tej porze jednak dziewczyna nie spodziewała się zastać wielu osób. Większość z nich była jeszcze w pracy.
Zapłaciła 20 monet za 20 minut kąpieli i weszła do opustoszałej przebieralni. Co za drożyzna. Kilka kobiet w średnim wieku, przebierając się, prowadziło ze sobą zaciekłą konwersację na jakiś frapujący temat. Sae zdjęła ubranie i opatuliła się w miękki, biały ręcznik. Weszła do sali, w której unosiły się opary gorąca. Ciężko było jej cokolwiek zobaczyć. Powierzchnia basenowa rzeczywiście była prawie pusta, nie wliczając małej grupki emerytów oraz kilku matek z dziećmi. Z westchnieniem ulgi kunoichi udała się do średniego zbiornika, w którym, jak się zdawało, nie było nikogo. Bez skrępowania zdjęła więc ręcznik i powiesiła na najbliższym wieszaku. Powoli weszła do kojącego źródła. Mmm, gorąco.. Po drugiej stronie, z kłębów pary zaczęła wyłaniać się czyjaś postać oparta o przeciwległą ścianę basenu. Masae zamrugała z wrażenia oczami. Stał tam srebrnowłosy chłopak średniego wzrostu, dobrze zbudowany. N-N-Nizan?!! …
Jak to możliwe?! Nie, nie widział mnie, nie mógł mnie widzieć TAKIEJ. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Jej policzki zrobiły się purpurowe. Odwróciła szybko wzrok z nadzieją, że chłopak jej nie poznał.
***
Dzisiejszego dnia położyła się spać dużo wcześniej niż zazwyczaj. Wstała również o wiele wcześniej dnia następnego. Zjadła pożywne śniadanie i o godzinie 4:00 opuściła zacisze swego domu. Kazagishi-sama... to do niego kazała udać mi się Kimino baa-chan. Babcia Sae pracująca w kwiaciarni powiedziała dziewczynie, gdzie powinna szukać starca. Po drodze postanowiła się trochę rozgrzać by być gotowa do treningu. Biegiem udała się w stronę opuszczonego miejsca na obrzeżach Konohy i szybko trafiła do drewnianej, wykonanej w tradycyjnym, japońskim stylu chatki mędrca. Ten przywitał wnuczkę serdecznie. - Dawno cię nie widziałem moja droga. Jak ty urosłaś! Widzę, że stałaś się już małą kobietką. Wypiękniałaś.
- Konnichi wa. Emm... tak, cieszę się, że zdrowie ci dopisuje Kazagishi-sama – odpowiedziała Masae głęboko się skłaniając.
Co prawda w myślach nazywała go starym zboczeńcem, jednak z racji jego wieku darzyła go sympatią. Bądź co bądź, mimo swoich specyficznych upodobań był to sympatyczny staruszek. - Ależ skarbie, mów mi dziadku.
- Przyszłam prosić cię o pomoc w nauce nowej techniki Ojii-san.
- Chodzi ci zapewne o technikę przywołania?
Dziewczyna skinęła przytakująco głową. Starzec udał się do pokoju, wskazując wnuczce gestem dłoni, by poszła za nim. Zwoje. Setki zwojów. Wyciągnął jeden z nich, bardzo naznaczony przez czas. Zdmuchnął z niego grubą warstwę kurzu po czym wyszedł z nim na zewnątrz.
- To coś specjalnego. Coś, co czekało właśnie na ciebie długi już czas.
Rozwinął długi cyrograf barwy pożółkłego płótna. Oczom kunoichi ukazały się odbite palce ninja wraz z ich podpisami wykonanymi krwią. - Rozumiem, że ćwiczyłaś solidnie i potrafisz dobrze kontrolować przepływ swojej chakry?
- Tak, mam za sobą wiele godzin wyczerpujących treningów.
- Możemy więc zaczynać. Podpisz zwój własną krwią i odciśnij pod nim palce swojej ręki.
Masae ustosunkowała się do poleceń. Ugryzła się w kciuk i wykonała podpis. Naznaczyła krwią pozostałe palce prawej dłoni po czym odcisnęła je pod swoim imieniem i nazwiskiem. - Wykonaj teraz odpowiednie pieczęci i postaraj się wydobyć wystarczającą ilość chakry.
Ousu-buta. Inu. Tori. Saru. O-hitsuji.
- Kuchiyose no Jutsu!
Pod ręką Sae ukazało się ciemne stworzenie sięgające wysokością jej kolan. Dziewczyna krzyknęła z przerażenia natychmiast odskakując do tyłu. - To ty dziecino ośmieliłaś się zaburzyć mój spokój? Nie bój się, skoro udało ci się mnie przyzwać, jestem do twojej dyspozycji. Mów na mnie Nikame.
- Nazywam się Masae. Masae Truyo.
- Widzę Masae, że nie będziesz mnie już dziś potrzebować. Pamiętaj tylko: wzywaj mnie jedynie w razie potrzeby.
Stworzenie znikło. Zaskoczona kunoichi spojrzała na siedzącego starca. - Udało ci się, brawo. Teraz pamiętaj, trenuj razem z nim i ucz go tak, by był tobie posłuszny. Z czasem będziesz miała możliwość przywoływania podobnych, ale większych i silniejszych istot.
Sae przypomniała sobie nagle o dzisiejszej zbiórce. Jej zegarek wskazywał godzinę 6:45. - Muszę już iść! Arigatō gozaimasu Kazagishi-sama!
- Dō itashimashite. Mów mi dziadku!
***
Na Wzgórzu Uzumaki była punktualnie. Pozostała dwójka geninów znajdowała się już na miejscu. Usiadła więc w skupieniu, wsłuchując się w szum wiatru i drganie liści w koronach otaczających wzniesienie drzew. Włosy dziewczyny bez oporu poddawały się lekkim jego podmuchom. Po niedługim czasie zjawił się Ryuushou-sensei.
Ostatnio edytowane przez Tamaki : 02-01-2010 o 15:18.
|