Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2010, 13:34   #31
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Tupik i Levan:


Pozostawienie Grzecznego i Wasilija w bramie, by „dogadali się” z nowymi było sporym ryzykiem. Grzeczny nie słynął z powściągliwości, ugodowości w negocjacjach i wybierania półśrodków. Słynął wręcz z czegoś na wskroś przeciwnego. Wasilij był w tym doń bardzo podobny, ale on robił swoje milcząc. To czyniło zeń posępną wersję Grzecznego. Jemu też przeznaczono rolę temperowania Grzecznego, co mogło być nie lada wyzwaniem. Jednak Tupik i Levan byli pewni, że ryzyko, iż w bramie „coś” pójdzie nie tak i tak jest mniejszym ryzykiem niż to na co porywali się oni. Szli na spotkanie z Harapem, mając zamiar przekonać go, że ten który w hierarchii zbirów, oszustów i bandziorów Rosenbergu był przywódcą największego gangu uznającego prymat Harapa, robi pod nim dołki. To było ryzyko, bo tak po prawdzie nie sposób było być nawet tego całkowicie pewnym. Do tego dochodziła konieczność spłacenia długu. Zabawy chłopców w bramie przy wyzwaniach przed którymi stanęli Levan i Tupik były dziecięcymi igraszkami.


Oberża opustoszała od chwili, kiedy wychodzili z „Rzeźni” po raz pierwszy. Nie było w tym nic dziwnego, noc to była pora ich „roboty”. „Ich” w rozumieniu wszystkich tych, którzy gościli wcześniej w „Rzeźni”. Mdłe dziwki wciąż siedziały przy barze wypatrując kolesi, którzy by im postawili w zamian za to samo. Ani Levan ani Tupik na „stójkę” nie mieli ochoty ni głowy do tego. Spokojnie minęli dwóch solidnych ochroniarzy, którzy obrzucili ich badawczym spojrzeniem po czym pozdrowili oszczędnym skinieniem głową. Ormet znał się na ludziach. Dobierał sobie ochronę spośród przednich zakapiorów. Jak przystało na profesjonałów, natychmiast stracili zainteresowanie oboma „chłopakami” Grabarza, jak tylko ich rozpoznali. Wrócili do swojego zajęcia. Czyli do nicnierobienia. Najlepsza robota na świecie, zwłaszcza jeśli ci za nią płacą.


Levan jako wyższy, bardziej rzucał się w oczy. Nic więc dziwnego, że to na niego pierwszego zwrócił uwagę Ormet. – Szef chce was widzieć. Dokładniej to Grabarza. – powiedział wskazując alkowę, gdzie zwykle Harap. Nowiną to specjalną nie było, ale dawało również wiadomość dobrą. Znaczyło bowiem, że choć w alkowie wyraźnie siedzieli tylko Rachmistrz i trójka osiłków. Borg, Ropuch i Kapa. Z Borgiem kiedyś ściął się Grzeczny, ale ich rozdzielono. Nie lubili się zatem.


- Dzięki Ormet. Gdzie go znajdziemy? – Tupik odpowiedział przejmując inicjatywę. Musiał, jeśli chciał liczyć na schedę po Grabarzu. Ormet obrzucił go badawczym spojrzeniem ale nie rzekł nic. Obu ich łączyło zainteresowanie kuchnią a Tupik zdradził mu kiedyś kilka ciekawych przepisów, co zjednało mu przychylność oberżysty. Rzecz w światku nie do przecenienia.


- Gada z kimś na zapleczu. Powiem mu, że czekacie. – powiedział Ormet, po czym ruszył ku tylnemu wyjściu na kuchnię, magazynki i składziki. I tył oberży. Jedno z awaryjnych wyjść z „Rzeźni”. Levan i Tupik siedli przy jednym z wolnych stolików obojętnym wzrokiem obrzucając pozostałych, nielicznych już biesiadników, dziwki i ludzi Szefa. Nie było śladu nerwowości, czy napinki. Wszystko zdawało się w porządku. Na zapleczu dały się słyszeć głosy jakieś i wnet przez przepierzenie, dwie ciężkie kotary osłaniające wyjście na tył oberży, wyszedł Ormet, poprzedzając Harapa i resztę.


Harap nie był typem osiłka. W zasadzie nawet ciężko było by podejrzewać go o to, że może być człowiekiem, który trzęsie Rosenbergiem. Miał nieco ponad metr osiemdziesiąt, więc niknął pośród swoich ochroniarzy, którzy przerastali go nawet o głowę. Nosił się schludnie i skromnie. Zwyczajnie można by go pomylić z jakimś urzędasem albo drobnym handlarzem. Gdyby nie oczy. Zimne, blade oczy za którymi pracował najbystrzejszy umysł, jaki kiedykolwiek zarządzał zbirami w Księstwie. To za jego rządów wszystkie gangi w mieście połączyły się w jedno ciało. Ci, którzy pamiętali czasy samowolek dziwili się sprawności z jaką Harap zapanował nad całością. Jednak ktoś, kto choć raz z nim pogadał, wiedział że człowiek ten zdolny jest do rzeczy wielkich i myślą swą znacznie wybiega w przyszłość. Podobno grywał w szachy. A plotka mówiła, że zna się z samym Księciem, który w interesach ma „udział”. Podobnie jak inna jeszcze plotka opowiadała o tym, że Harap wykładał gdzieś na jakimś uniwersytecie. Nawet jeśli cokolwiek z tego było by łgarstwem i tak Harap należał do ludzi niezwykłych. Takich, których czyny zmieniają oblicze świata. Rosenberg przed Harapem i Rosenberg dziś, to były dwa inne miasta.


Tupik i Levan unieśli się przy stole, grzecznościowo witając swego pryncypała. Fakt faktem grzeczność nigdy w takich sprawach nie wadziła. Harap obrzucił biesiadną izbę oberży beznamiętnym spojrzeniem, po czym ruszył wprost ku nim skinąwszy im na powitanie głową. Nic nie sprawiało wrażenia, by Harap miał być dla nich jakimś problemem. Dopóki z zaplecza za Harapem i jego świtą nie wyszedł „Piękny” Marko. Estalijczyk, szermierz i bawidamek. Prywatnie. Oficjalnie prawa ręka Burego. Nic też nie wskazywało na to, by pomiędzy nim a Harapem coś szło nie tak. Można było by nawet powiedzieć, że po twarzy Pięknego przemknął zagadkowy cień uśmiechu. Tylko cień, ale Tupik wyczulony był na takie sprawy. Nim jednak zdołał zastanowić się głębiej nad tym Harap podszedł do ich stolika i gestem poprosił by usiedli samemu zajmując miejsce na jednym z zydli. Jego ochroniarze, wszyscy jak jeden mąż wykuci z podobnego materiału, zajęli miejsca w koło. Piękny stanął obok Harapa. Co samo w sobie miało pewną wymowę.


- Grabarza szukam. Chciałbym z nim się rozliczyć… - zaczął bezceremonialnie Harap, nie bawiąc się w powitania czy kurtuazję. Jego blade oczy spoglądały beznamiętnie na dwójkę siedzących naprzeciwko „chłopaków” Grabarza. Były jak dwie tafle bliźniaczych jezior. Bezdenne i spokojne…


***

W bramie:


Dyskutować mogli by cały wieczór i do porozumienia nie dojść wcale. Każdy z nich inaczej spoglądał na świat a sytuacja wymagała znalezienie wspólnego mianownika. Jednak w chwilę po odejściu Levana i Tupika wszystko to poszło na bok wobec awantury, jaka rozpętała się w bramie sąsiedniej, przeciwnej kamienicy. Gdzie jakiś chłop zaczął bezceremonialnie lać po pysku trzymaną za włosy dziwkę. Która swoim wrzaskiem skupiła ich całą uwagę. Odwracając ją od spraw im bliższych i bardziej przyciemnych.
 
Bielon jest offline