Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-01-2010, 13:34   #31
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Tupik i Levan:


Pozostawienie Grzecznego i Wasilija w bramie, by „dogadali się” z nowymi było sporym ryzykiem. Grzeczny nie słynął z powściągliwości, ugodowości w negocjacjach i wybierania półśrodków. Słynął wręcz z czegoś na wskroś przeciwnego. Wasilij był w tym doń bardzo podobny, ale on robił swoje milcząc. To czyniło zeń posępną wersję Grzecznego. Jemu też przeznaczono rolę temperowania Grzecznego, co mogło być nie lada wyzwaniem. Jednak Tupik i Levan byli pewni, że ryzyko, iż w bramie „coś” pójdzie nie tak i tak jest mniejszym ryzykiem niż to na co porywali się oni. Szli na spotkanie z Harapem, mając zamiar przekonać go, że ten który w hierarchii zbirów, oszustów i bandziorów Rosenbergu był przywódcą największego gangu uznającego prymat Harapa, robi pod nim dołki. To było ryzyko, bo tak po prawdzie nie sposób było być nawet tego całkowicie pewnym. Do tego dochodziła konieczność spłacenia długu. Zabawy chłopców w bramie przy wyzwaniach przed którymi stanęli Levan i Tupik były dziecięcymi igraszkami.


Oberża opustoszała od chwili, kiedy wychodzili z „Rzeźni” po raz pierwszy. Nie było w tym nic dziwnego, noc to była pora ich „roboty”. „Ich” w rozumieniu wszystkich tych, którzy gościli wcześniej w „Rzeźni”. Mdłe dziwki wciąż siedziały przy barze wypatrując kolesi, którzy by im postawili w zamian za to samo. Ani Levan ani Tupik na „stójkę” nie mieli ochoty ni głowy do tego. Spokojnie minęli dwóch solidnych ochroniarzy, którzy obrzucili ich badawczym spojrzeniem po czym pozdrowili oszczędnym skinieniem głową. Ormet znał się na ludziach. Dobierał sobie ochronę spośród przednich zakapiorów. Jak przystało na profesjonałów, natychmiast stracili zainteresowanie oboma „chłopakami” Grabarza, jak tylko ich rozpoznali. Wrócili do swojego zajęcia. Czyli do nicnierobienia. Najlepsza robota na świecie, zwłaszcza jeśli ci za nią płacą.


Levan jako wyższy, bardziej rzucał się w oczy. Nic więc dziwnego, że to na niego pierwszego zwrócił uwagę Ormet. – Szef chce was widzieć. Dokładniej to Grabarza. – powiedział wskazując alkowę, gdzie zwykle Harap. Nowiną to specjalną nie było, ale dawało również wiadomość dobrą. Znaczyło bowiem, że choć w alkowie wyraźnie siedzieli tylko Rachmistrz i trójka osiłków. Borg, Ropuch i Kapa. Z Borgiem kiedyś ściął się Grzeczny, ale ich rozdzielono. Nie lubili się zatem.


- Dzięki Ormet. Gdzie go znajdziemy? – Tupik odpowiedział przejmując inicjatywę. Musiał, jeśli chciał liczyć na schedę po Grabarzu. Ormet obrzucił go badawczym spojrzeniem ale nie rzekł nic. Obu ich łączyło zainteresowanie kuchnią a Tupik zdradził mu kiedyś kilka ciekawych przepisów, co zjednało mu przychylność oberżysty. Rzecz w światku nie do przecenienia.


- Gada z kimś na zapleczu. Powiem mu, że czekacie. – powiedział Ormet, po czym ruszył ku tylnemu wyjściu na kuchnię, magazynki i składziki. I tył oberży. Jedno z awaryjnych wyjść z „Rzeźni”. Levan i Tupik siedli przy jednym z wolnych stolików obojętnym wzrokiem obrzucając pozostałych, nielicznych już biesiadników, dziwki i ludzi Szefa. Nie było śladu nerwowości, czy napinki. Wszystko zdawało się w porządku. Na zapleczu dały się słyszeć głosy jakieś i wnet przez przepierzenie, dwie ciężkie kotary osłaniające wyjście na tył oberży, wyszedł Ormet, poprzedzając Harapa i resztę.


Harap nie był typem osiłka. W zasadzie nawet ciężko było by podejrzewać go o to, że może być człowiekiem, który trzęsie Rosenbergiem. Miał nieco ponad metr osiemdziesiąt, więc niknął pośród swoich ochroniarzy, którzy przerastali go nawet o głowę. Nosił się schludnie i skromnie. Zwyczajnie można by go pomylić z jakimś urzędasem albo drobnym handlarzem. Gdyby nie oczy. Zimne, blade oczy za którymi pracował najbystrzejszy umysł, jaki kiedykolwiek zarządzał zbirami w Księstwie. To za jego rządów wszystkie gangi w mieście połączyły się w jedno ciało. Ci, którzy pamiętali czasy samowolek dziwili się sprawności z jaką Harap zapanował nad całością. Jednak ktoś, kto choć raz z nim pogadał, wiedział że człowiek ten zdolny jest do rzeczy wielkich i myślą swą znacznie wybiega w przyszłość. Podobno grywał w szachy. A plotka mówiła, że zna się z samym Księciem, który w interesach ma „udział”. Podobnie jak inna jeszcze plotka opowiadała o tym, że Harap wykładał gdzieś na jakimś uniwersytecie. Nawet jeśli cokolwiek z tego było by łgarstwem i tak Harap należał do ludzi niezwykłych. Takich, których czyny zmieniają oblicze świata. Rosenberg przed Harapem i Rosenberg dziś, to były dwa inne miasta.


Tupik i Levan unieśli się przy stole, grzecznościowo witając swego pryncypała. Fakt faktem grzeczność nigdy w takich sprawach nie wadziła. Harap obrzucił biesiadną izbę oberży beznamiętnym spojrzeniem, po czym ruszył wprost ku nim skinąwszy im na powitanie głową. Nic nie sprawiało wrażenia, by Harap miał być dla nich jakimś problemem. Dopóki z zaplecza za Harapem i jego świtą nie wyszedł „Piękny” Marko. Estalijczyk, szermierz i bawidamek. Prywatnie. Oficjalnie prawa ręka Burego. Nic też nie wskazywało na to, by pomiędzy nim a Harapem coś szło nie tak. Można było by nawet powiedzieć, że po twarzy Pięknego przemknął zagadkowy cień uśmiechu. Tylko cień, ale Tupik wyczulony był na takie sprawy. Nim jednak zdołał zastanowić się głębiej nad tym Harap podszedł do ich stolika i gestem poprosił by usiedli samemu zajmując miejsce na jednym z zydli. Jego ochroniarze, wszyscy jak jeden mąż wykuci z podobnego materiału, zajęli miejsca w koło. Piękny stanął obok Harapa. Co samo w sobie miało pewną wymowę.


- Grabarza szukam. Chciałbym z nim się rozliczyć… - zaczął bezceremonialnie Harap, nie bawiąc się w powitania czy kurtuazję. Jego blade oczy spoglądały beznamiętnie na dwójkę siedzących naprzeciwko „chłopaków” Grabarza. Były jak dwie tafle bliźniaczych jezior. Bezdenne i spokojne…


***

W bramie:


Dyskutować mogli by cały wieczór i do porozumienia nie dojść wcale. Każdy z nich inaczej spoglądał na świat a sytuacja wymagała znalezienie wspólnego mianownika. Jednak w chwilę po odejściu Levana i Tupika wszystko to poszło na bok wobec awantury, jaka rozpętała się w bramie sąsiedniej, przeciwnej kamienicy. Gdzie jakiś chłop zaczął bezceremonialnie lać po pysku trzymaną za włosy dziwkę. Która swoim wrzaskiem skupiła ich całą uwagę. Odwracając ją od spraw im bliższych i bardziej przyciemnych.
 
Bielon jest offline  
Stary 02-01-2010, 14:12   #32
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik bał się Harapa, bał się właściwie tego co Szef mógłby z nim zrobić. Jednak nie miał wyboru, musiał się z nim spotkać choćby po to by oddać dług Grabarza. Na tą chwilę spotkanie i rozmowa z nim całkowicie zawładnęły umysłem Tupika. Na szczęście samo umówienie spotkania nastręczało mniej trudności niż początkowo oczekiwał. Nie wiedział jeszcze czy to dobrze czy źle, że Szef chce się z nimi spotkać. Niecierpliwość połączona z przyjęciem Chłopaków a nie Grabaża osobiście, sprawiała, że Tupik dopiero zaczynał się martwić napiętymi ostatnio stosunkami. Harap nigdy wcześniej nie rozmawiał osobiście z Tupikiem, co prawda ten słyszał już jego zimny głos nie raz, to nigdy jeszcze do tej pory sam nie był obiektem tego głosu. Teraz dokładnie wiedział, dlaczego większość bandziorów wolała płacić daninę Szefowi, tolerować "Nowy porządek" niż sprzeciwiać mu się ryzykując znacznie więcej niż życie. Gdy tylko wychwycił uśmieszek spedalonego fircyka, od razu przeszła mu przez myśl chęć zdławienia go w zarodku...może przez wyrwanie języka? Tak wtedy na pewno by się tak nie uśmiechał... Obecność człowieka Burego postawiła na najwyższe obroty czujność Tupika. Jego plan uległ całkowitej zmianie, nie mógł już powiedzieć nic o Burym, nie mógł poruszyć sprawy Złotego Karla, bo przy braku akceptacji szefa po prostu nie mogliby wykonać misji, a "Piękny" zaraz doniósłby o tym Buremu. " O nie kurwa, tak to ja zrobić się nie dam" . Halfling opanował swoje emocje i rzeczowo, niemal nie mniej chłodnym tonem odparł Szefowi:

- Nie wiemy gdzie jest Grabarz, przysłał tu do nas człowieka zwanego "Miżoch" z kolejną robótką. - Halfling obecnie nie zamierzał zdradzać się ze swej wiedzy, nie przy człowieku Burego. Ale celowo wspomniał o Miżochu...miało to być jego alibi na dalsze działania. Wiedział, że Szef nie dopytuje się o robótki, nie interesowały go zlecenia, dopóki przynosiły zyski. Może gdyby wiedział o co chodzi, nie odpuściłby tak łatwo, ba halfling wiedział, że Szef by nie odpuścił, udając więc własną niewiedzę delikatnie pominął temat Złotego Karla. - Przynosimy jednak pieniądze. - Halfling nie przeciągając dłużej wypatroszył swoje brzuszysko i wyciągnął sakwę oddając ją Harapowi.

- Wybacz Szefie, że nie robimy tego przez rachmistrza, ale do tej pory Grabarz sam rozliczał się jak trzeba, no i powyrywałby nam jajca gdyby nie był pewny, że pieniądze trafią tam gdzie trzeba... - starał się udobruchać Harapa

Halfling miał nadzieję, że to wystarczy. Miał nadzieję, że Szef udobrucha się na tyle otrzymaną sumką, nie małą sumka, iż wybaczy Chłopakom ściągnięcie go do tej sprawy osobiście. Tupik nie mógł pomówić o tym o czym chciał, więc de facto spotkanie z Szefem nie pomogło za bardzo. Dało jednak kolejne informacje, bez których Tupik mógłby popełnić błąd. Teraz gdy wiedział jak się sprawy mają z Burym zamierzał się go pozbyć bez uzyskiwania żadnej zgody. Konkludując w ten sam sposób jak robił to Bury, gdy Szef dowie się o śmierci Burego nie będzie szczęśliwy, ale za to świadomość, że Bury chciał zabić Karla, no i że Grabarz nie jest mu już nic winny, powinny uspokoić Harapa. Wiedział, że i Levan szybko zaczai trudności sytuacji, nie musiał nawet dawać mu żadnych znaków, aby wstrzymał się z opowieścią. Oboje dobrze wiedzieli, że wyjawienie wszystkiego teraz nie przyniosłoby im tego czego chcieli - mianowicie śmierci Burego. Gdyby jeszcze ten drań się wyłgał wówczas marnie by było z samymi chłopakami Grabarza. Na tą chwilę trzeba było zmienić plany. Wiedział już, że są skazani sami na siebie.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 02-01-2010 o 14:15.
Eliasz jest offline  
Stary 02-01-2010, 14:44   #33
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Levan jak zwykle emanował zewnętrznym spokojem i opanowaniem. Jego oszczędne gesty i sposób mówienia nie wskazywały na stan ducha w jakim się znajdował. Nasze położenie jest wprost chujowe – myślał. On sam nie potrafiłby podjąć decyzji, nie było też miejsca na kłótnie. Zwykle w takiej sytuacji Grabarz wiedział co robić i jak robić, ani Levan ani nikt w drużynie nie podważał głośno jego decyzji. Z czasem już przyzwyczaił się, że jego pomysły są zwykle dobre.

Teraz role martwego – o tak, bezpieczniej będzie myśleć o nim jak o martwym – Grabarza przejął Tupik. Levan nie spodziewał się po niziole aż takiego opanowania. Ten kurdupel musiał mieć przecież emocje. Na pewno boi się nie mniej ode mnie. Musieli szybko ustalić co robią, bo Levan nie znosił niepewności. Kiedy już było postanowione ”co i jak”, to kieslevita ochoczo przechodził do działania. Był raczej człowiekiem czynu i pewnie dlatego Grabarz korzystał z jego usług, jak to czasem nazywał.

Delikatny spokój, który w ciągu ostatnich kilku minut wypracował sobie Levan prysnął nagle, gdy zza osiłków Szefa wylazła ta ciota Piękny. Nie było mowy by cokolwiek w tym momencie powiedział Harapowi. Jeśli Tupik by mu to nakazał, to walnąłby go w łeb, który przynajmniej teraz znajdował się na tym samym poziomie co jego poznaczona bliznami głowa. Levanowi przemknęło przez myśl, że może Szef też postawił na nich krzyżyk. Żeby się kurwa nie zdziwił, jak odnajdą truchło Burego.

Czy to udobrucha Szefa? Levan właściwie go nie znał, a słyszał o nim same złe rzeczy. Rządził silną ręką i nie bardzo pozwalał na takie wojenki. One burzyły ten dziwny spokój, który panował w mieście. Levan przypomniał sobie ile osób ginie tygodniowo w różnych porachunkach i słowo spokój zmroziło mu krew w żyłach. Co się ze mną stało w ciągu tych kilku lat? Już nie raz zastanawiał się, czy dobrze ulokował swoje umiejętności. Może ta sytuacja to dobry moment, by bez kłopotów wrócić na moją północ? Chyba nie potrafiłby jednak ot tak zostawić chłopaków, kieslevski honor na to nie pozwalał. Czułby do siebie pogardę większą od obecnej.

Levan już obmyślał zasadzkę. Najważniejsze było w tym wszystkim dopaść tego sukinsyna Miżocha kimkolwiek był. Trzeba będzie wziąć kilku ludzi, którzy przyjdą do starego młyna, tak jak by to oni przyszli – Ci pójdą na pierwszy ogień. Każdego szkoda. Wszystko jeszcze ustalą, Levan właściwie liczył na to, że Tupik wie co robić.

Levan siedział jednak na zydlu, nic nie mówił i robił wszystko by jego postawa wyrażał szacunek ale połączony z pewnym znudzeniem. W jego mniemaniu nadmierny szacunek nie był konieczny, w tym miejscu mógłby spotkać się tylko z drwiną. Nawet jeśli wszyscy przy stole wiedzieli o nieobecności Grabarza, to niestety musieli być pewni swego, tak jakby siedział on dwa stoliki dalej. Levan po cichu miał nadzieję, ze to na razie wystarczy.
 
Azazello jest offline  
Stary 02-01-2010, 22:00   #34
 
Trojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
„Grzeczny” Matt Burgen


Chciał się nowych wypytać, dowiedzieć się więcej. Chciał. Jednak los jak zwykle pokrzyżował jego plany w dupie mając to co chciał Matt. Dla tego właśnie Matt uważał, że los, to sprzedajna, zdradliwa kurwa i liczył tylko na siebie. Tym razem było podobnie. Gdzieś tam w sąsiedniej bramie jakiś amant zabawiał się z dziwką. Może zabawiał się za ostro a może zwyczajnie zmieniła ona w ostatniej chwili zdanie. Albo też była to zwyczajna podpucha. Tak czy siak nie był to ich interes. Nie ich sprawa. „Grzeczny” domyślił się, że któryś z nowych może pęknąć. To było podobne do ludzi ze starego świata. Do tych, którzy do Księstw przybywali z ideałami, które młodzik miał wypisane na twarzy. Ideały w Księstwach były balastem. Ciągnącym na dno i zupełnie zbędnym. On miał je w dupie. Tak głęboko jak to tylko możliwe. Miał nadzieję, że nowi również, ale na wszelki wypadek od razy przejął inicjatywę.


- To nie nasza sprawa, więc się nie mieszajcie. Może to małżeńska kłótnia, może klient się nie dogadał z panienką. Ale z całą pewnością to nie nasza sprawa. Nie wychylajcie się, jak chcecie żyć!


Powiedział to szeptem licząc na zrozumienie. Obaj nowi wyglądali jednak na takich, którzy niewieście w potrzebie pośpieszą na pomoc szybciej niż bretoński szlachcic. O ile Matt był w stanie rozpoznać zresztą akcent, młodzik który nosił się z rycerska pochodził z Bretonii. To przesądzało. „Grzeczny” wiedział, że tę walkę przegrają a kłopoty były ostatnią rzeczą, która była im potrzebna.


- To może być zasadzka. Tu nie ma dziewic spacerujących nocą. Tylko dziwki i suki, które cię wystawią. Jak mówiłem, pierdolcie ambicję. To Rosenberg!


Tym razem miał wrażenie, że ich przekonał. Sam zaś wpełzł głębiej w bramę. Stojąc tak w samym jej zewnętrznym podcieniu, przy takim blasku księżyca, wystawiał się na cel dla przygodnego kusznika. A jeśli krzyk niewiasty był pułapką, przygodny kusznik nie był czymś, czego się spodziewać nie powinni.
 
Trojan jest offline  
Stary 03-01-2010, 09:01   #35
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Tupik i Levan do bramy w której zostawili chłopaków wrócili szybko. Zbyt szybko. Rozmowy z Harapem poszły zupełnie nie tak, jak to sobie mały Nizioł zaplanował. Miało być rzeczowo i merytorycznie z argumentami na stół. Wyszło … inaczej. Kiedy pojawił się w otoczeniu Szefa Piękny, zastępca Burego, nie dało się omówić zdrady tego ostatniego i jego planów zdjęcia Karla. Przeczucie podpowiadało Tupikowi, że jedno z drugim ma wiele wspólnego, ale za cholerę nie mógł zrozumieć o co przeczuciu chodzi. Tak też bywało. Atmosfera wokół całej sprawy gęstniała i nawet z napiętych oblicz skrytych w bramie kompanów można było wyczuć, że ta noc już trwa za długo a trwać miała co najmniej dwa razy tyle. Sami zaś mieli do zrobienia robotę. O ile chcieli się jej w ogóle podjąć. To wymagało planu. I sprawności w działaniu. Gdyby był Grabarz już by zarządził co trzeba. Ale go nie było a i następcy ostatecznie również nie. Musieli się więc spieszyć. Z wszystkim. Ta noc mogła wiele zmienić w ich życiu.


Akcja wymagała narady a tej przeprowadzić w bramie się zwyczajnie nie dało. Musieli spokojnie siąść i zastanowić się co dalej i jak wykonać robotę tak, by się przy tym nie sparzyć. Nora zdawała się jedynym miejscem nadającym się do tego. Tylko jakoś tak nie pasowało im wprowadzanie tam obcych. Z drugiej strony noc była młoda a do rana wiele się jeszcze zdarzyć mogło. Musieli sobie wzajemnie ufać, inaczej równie dobrze mogli zakończyć współpracę w tej bramie. Nie mieszkając więc ruszyli wąskimi ulicami kwartału ku położonemu przy wschodnim murze cmentarzysku. Tam mieli swoją kryjówkę. W końcu przezwisko „Grabarz” też się skądś wzięło.


Cmentarz po zmroku zawsze ział pustką. Nikt przy zdrowych zmysłach nie włóczył się pomiędzy mogiłami, które wskazywały miejsce pochówku co znaczniejszych obywateli miasta. Tych biedniejszych zwyczajnie wrzucano dwie trzy mile za miastem do rzeki w worze obciążonym kamieniami. Tańsze to a tak samo skuteczne. Cmentarz był miejscem, gdzie chowano tych, których na to było stać, tych, których pochówek opłaciły rodziny i bliscy, lub tych, którzy dla miasta się zasłużyli. Ci najznamienitsi mieli tu swoje pomniki, nawet marmurowe. Omszałe, porośnięte bluszczem, zapuszczone. Bo żywi niechętnie wracali pamięcią do tych co odeszli, zwłaszcza tu w Księstwach. A kapłani Morra byli tu bardzo nieliczni. Pewnie dla tego Grabarz wybrał właśnie to miejsce za melinę. Duża, przestronna krypta von Knaufów była wręcz idealna na kryjówkę. Miała tylko jeden feler, którego za cholerę nie dało się wyeliminować. Miała tylko jedno wejście. Ten jednak mankament schodził na plan dalszy wobec niewątpliwych przewag, jakie owo miejsce miało. Rzadko, niemalże sporadycznie odwiedzana okolica, która nawet za dnia zdawała się wyludniona, nocą była prawdziwą oazą ciszy i spokoju. Tu chłopcy Grabarza mogli kryć swoje co cenniejsze fanty przed ich spieniężeniem, zaszywać się w czas jakichś porut w mieście czy zwyczajnie odpoczywać po robocie. Kilka razy spiwszy się postraszyli nocą jakiegoś zapóźnionego żalnika. To było idealne miejsce do narady.


Weszli ostrożnie na teren cmentarza, bo gawrony, które zwykle tam sypiały, krążyły nad cmentarzem, co nocą do rzeczy zwykłych nie należało. Jednak księżyc świecił podle a to zwykle budziło niepokój wszystkich, nawet zwierząt. Nowym na poleceni Tupika zawiązano oczy, kiedy krążyli pomiędzy mogiłami. To był jedyny środek ostrożności na jaki mogli sobie pozwolić. Musieli zachować chociaż jego, jeśli mieli zachować Norę w sekrecie. Jednak Bury, siedzący na progu ich kryjówki z kuszą położoną wzdłuż kolan weryfikował plany całkowicie i nowi spokojnie mogli ściągnąć sobie opaski sami. Rąk im w końcu nikt nie wiązał.


- Uszanowanie, skurwiele. Zdziwko, co? Miżoch zapłacił mi za wasze durne łby, płacąc pięć dych od sztuki, żadnego nie pomijając. Ale już po tej waszej zasranej robocie. – Bury uśmiechnął się szeroko, ukazując równe, zdrowe zęby. Był pewny swego a to źle wróżyło. Jego ludzie musieli być gdzieś w pobliżu a sądząc po tym, że sam czekał z kuszą i oni tak się musieli przygotować. – Tyle, że mnie z grubsza wali plan Miżocha. I uważam, że zostawienie wam sprawy Karla jest z jego strony błędem. No, ale to ciul przyjezdny, nie zna się. Uznałem jednak, że lepiej Karla stuknąć samemu i zebrać samemu fanty. Wiadomo, że wy jesteście za miękcy i się gówno na robocie znacie. Chciałem was wykończyć wszystkich, ale wasz kumpel powiedział mi, że Grabarz kipnął. To oznacza, że szukacie szefa. Chętnie wam go zastąpię. Możecie do mnie się przyłączyć. Albo zginąć tu i teraz. Kurwa, ale wybór, nie?! Liczę do trzech. Raz!


Bury był rad z siebie. Widać było, że sobie wszystko starannie zaplanował. Chłopaki Grabarza stali jak wryci wściekli na siebie, że zlekceważyli znaki natury, gawrony bez przyczyny nocą nie latają. Jak przystało na zwierzynę schwytaną w potrzask szukali jednak desperacko wyjścia z sytuacji i szans ucieczki. Bo starcie z bandą Burego na zaplanowany przezeń sposób z preludium w postaci salwy z kusz było ostatnią rzeczą jakiej by sobie mogli życzyć.


- Dwa!!
 
Bielon jest offline  
Stary 03-01-2010, 10:44   #36
 
Moldgard's Avatar
 
Reputacja: 1 Moldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemuMoldgard to imię znane każdemu
Wędrówka po cmentarzu nie była przyjemnym spacerem, wokoło czuć było odór śmierci, śmierci która przyszła znienacka w postaci sztyletu czy celnego bełtu. Chłopak powoli poznawał to miejsce, i wiedział, że nieliczni dożywali śmierci w swoich własnych łóżkach. Przez sam węch dało się stwierdzić, że niektóre z grobów były pootwierane ponieważ zapach nasilał się od czasu do czasu, a chłopak nawet czuł jakby deptał po kościach umarlaków.

Gdy tylko się zatrzymali, giermek poczuł, że ręka jednego z kompanów puszcza jego ramię. Mathieu wykorzystał tą okazje aby energicznym ruchem zrzucić opaskę, był pewien, że są już na miejscu. Drużyna miała przygotować jakiś plan... niestety on już został przygotowany. Na progu jednej z krypt siedział "Bury", kimkolwiek był, nie wyglądał na sojusznika, takie przynajmniej wrażenie odniósł Mathieu. Po pierwsze, ponieważ ten dziwny typ trzymał napiętą kusze w łapach a po drugie przez głos, głos triumfu, przez który emanował chyba jedyny życiowy sukces.

Gdy tylko tajemniczy nieznajomy rozpoczął odliczanie Bretończyk przygotował się do starcia kładąc wprawioną już dłoń na swój jednoręczny miecz. Jednak nie ruszył do ataku, czekał na reakcje chłopaków, oni znali tego bandziora, tylko oni wiedzieli co potrafi i byli w stanie obliczyć siły przeciwnika jak i nasze. Chłopak czekał na znak, znak aby rozpocząć walkę.
 
__________________
Quick! Like a Shadows we must be!
Moldgard jest offline  
Stary 03-01-2010, 11:08   #37
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Cmentarz był ulubionym miejscem Tupika. Tu dopiero miał ciszę i spokój, tu dopiero żaden zakapior nie patrzył się na niego jak na potencjalna ofiarę do obrabowania. Tu wreszcie halfling czuł się dość wygodnie, wąskie malutkie grobowce, były dla niego niczym sale balowe...Zastanawiał się nawet czy nie przerobić jakiegoś grobowca na kształt chatki jakie budowali halflingowie... szybko jednak doszedł do wniosku, że zanadto rzucałoby się to w oczy i niechybnie jakiś kapłan Morra zaraz by się tym zainteresował. Byli już prawie na miejscu, brzuch od godziny burczał halflingowi, ten jednak zwyczajnie nie miał czasu się nim zająć. Może był to drobiazg, ale dla halflinga mający ogromne znaczenie. Gdy zobaczył bowiem Burego był już na tyle wkurzony głodem, którego nie miał znów jak zaspokoić, że wyparował do Burego w stylu bardziej pasującym do "Grzecznego" niż Tupika. W stylu specjalnie rezerwowanym na takie okazję, gdzie kwieciste słownictwo halflinga , tak miłe dla uszu, zamienia się w stek rynsztokowych epitetów. Różnica była zauważalna dla każdego, zaś pewien rodzaj zaskoczenia i przewagi wart był nieustannej pracy nad utrzymywaniem kultury. Dlatego też nie raz walczył z pogardą czy kpiną, jako halfling miał bardzo pod górkę w przestępczym światku, jedynie jego umiejętności złodziejskie nigdy nie były kwestionowane. Nie raz jednak zdarzało mu się usłyszeć komentarze tyczące się jego postury, szans w jakiejkolwiek walce, czy przyczepki tyczące się języka. Co prawda halfling starał się mówić jak wszyscy w Rzeźni, jednak nie był w stanie aż tak zabrudzić własnej mowy. Gdy zdarzało mu się wpleść przekleństwo w co czwarte słowo, traktował to jak sukces. Większość zbirów miała odwrotne proporcje, normalne słowo było u nich jedno na cztery nienormalne...

- Bury...bury...Czy ciebie przypadkiem coś nie pierdolnęło w główkę? Tak mocno? Co? Bo musiałbyś być ostatnim idiotą, żeby stawiać się Harapowi... Bury zdawał się uśmiechać szyderczo, mówiąc w ten sposób iż pomyślał o Harapie. Piękny pozostawiony z Harapem zdawał się o tym świadczyć. Bury jednak czegoś nie wiedział, nie mógł wiedzieć gdyż Piękny pozostał w Rzeźni a chłopaki grabarza od razu ruszyli na cmentarz, aby się naradzić.

- I się tak kurwa głupio nie ciesz, Harap dostał właśnie swój okrąglutki dług. Kurwa - halflingowi teraz zebrało się na śmiech, ale się powstrzymywał, po prostu uśmiechnął się realnie rozbawiony, nieco szyderczo... - ale ty głupi jesteś, żeby rzucać się na gang Grabarza w najgorszym do tego momencie. Jesteśmy czyści, co oznacza, że się nie wzbogacisz na naszej śmierci, a jedynie sprowokujesz Harapa...bo on już nie jest taki zły na nas...wiesz? - Tym razem halfling, pewny siebie szczerzył uśmiech. Zresztą i tak nie miał wielkiego wyboru, przyłączenie się do Burego nie wchodziło w grę. Pod rządami tego degenerata, halfling straciłby resztki szacunku jakie jeszcze miał do siebie.

- No więc kurwa spierdalaj, zanim sam zacznę liczyć.

"A co do szefa to wkrótce wszystkiego się dowiesz, na razie musimy jeszcze zajebać skurwysyna który zabił Grabarza, tak kurwa Miżocha i to zanim cokolwiek zapłaci za Krala... w dupie mam terez tego Karla....Chmmm" - pomyślał, a myśl swą przekuł w sztylet...

- A tego Krala to sobie kurwa bierz jak chcesz, od przodu, od tyłu, nie obchodzi mnie, my z jasnych powodów dłużej nie pracujemy dla Miżocha, więc jeśli uważasz, że to taki dobry klient, to kurwa do niego wracaj i rób co mówi...ale potem też się nie zdziw jak sprzeda ci kosę w plecy...może nawet łapami ludzi których głosisz się mianem szefa...

Ta ostatnia uwaga miała zniechęcić Burego od pomysłu rekrutacji ludzi Grabarza. Niepotrzebne mu były nowe kłopoty w postaci nowych wewnątrz bandy. Zapewne Bury posłałby wszystkich nowych na pierwszą linię do Karla, o uczciwym wynagrodzeniu chłopaki mogliby zapomnieć.
Zastanawiał się wielokrotnie na ile Bury był pewny swoich ludzi...Na ile nigdy nie wątpił w ich oddanie, Tupik nie wierzył, by tego typu przestępca potrafił zaufać...
Halfling skrzyżował obie ręce na piersi. Nie łapał za broń, nie szykował się do walki. Był pewny swego, zbyt pewny. Kurwa nawet towarzysze nie byli pewni skąd wzięła się ta pewność u Tupika...A ten jak zwykle chłodno kalkulował. Ponieważ od razu odrzucił pomysł przyłączenia się do Burego pozostawało mu jedynie rozegrać partię w inny sposób. Co prawda przyłączenie się do Burego a potem wykończenie go od środka stwarzałoby nowe możlwości, ale zostałoby potraktowane jako zdrada. Nikt z półświatka tego by nie przełknął. Tupik nie zamierzał być niewolnikiem Burego. Pozostawił mu więc krótki wybór , próbując dać do zrozumienia, że w chwili obecnej z śmierci chłopaków nie będzie miał żadnych zysków a jedynie kłopoty.Miał nadzieję że to wystarczy, owszem byli na siebie cięci, ale nie do tego stopnia by się pomordować... nie tak za nic. Halfling udzielił za darmo jeszcze jednej lekcji Buremu, jako najmniejszy , najspokojniejszy, najmniej groźny ( tak to wyglądało z zewnątrz) postawił się jako pierwszy Buremu, twardo, nie ustępując... Po reszcie chłopaków Bury nie mógł oczekiwać niczego lepszego...wiedział o tym.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 03-01-2010 o 11:36.
Eliasz jest offline  
Stary 03-01-2010, 12:19   #38
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Za nadto się spieszyli. Zbytnio uwierzyli w swoją przewagę. Levan przeklął za to Grotołaza, ale głównie sarkał na siebie. Przez chwilę nie mógł uwierzyć, że Bury może być aż tak przebiegły. A może aż tak głupi? – myślał. Nie wiedział w co się pakuje wdając w interesy z Miżochem. My też nie wiedzieliśmy, uwierzyliśmy w jego bajeczkę o Grabarzu jak dzieci, kuurwa… - kiedy o tym pomyślał doszedł do wniosku, że to jedna z najgłupszych rzeczy odkąd pracował z chłopakami Grabarza. Bury był po prostu sprytny. Nie chciał oddawać inicjatywy i biernie na nas czekać, wolał działać. Levanowi to zaimponowało. Bury nie poszedł bowiem na łatwiznę. Z drugiej strony mogło to wynikać z jego zasranej chytrości, której świadkiem już niejednokrotnie był. Chytry dwa razy traci¬ – jak to śpiewał kiedyś bard w stolicy Imperium.

Levan odkąd tylko zobaczył Burego i stanął jak wryty czujnie rozglądał się po okolicznych nagrobkach, pomnikach i mogiłach. Jasno świecący księżyc był ich wrogiem i sprzymierzeńcem jednocześnie. Sami byli wystawieni na strzał, ale też widzieli lepiej. Przy tak mocnym blasku każda postać rzuca cień, więc nawet skryta za drzewem, może być wykryta przez czujnego obserwatora. A takim w tym momencie był Kryuk. Wczystko jakby zwolniło. Słyszał co mówi Bury i słyszał odpowiedź Tupika, ale wszystko było tylko tłem dla jego koncentracji. Zobaczył już nagrobek za którym mógł się ukryć cały, przynajmniej przed strzałem z miejsca, w którym stał Bury.

Kieslevita nie miał wątpliwości, że to co pieprzy teraz Tupik, to marna prowokacja, ostatnia deska ratunku i oznaka desperacji. To się raczej nie rozegra inaczej niż siłowo. Ale jeśli Bury uda się wyprowadzić na chwilę Burego z równowagi, to powinni nagle zaatakować. Levan nie miał wątpliwości, że jest najszybszy z całej grupy. To on powinien być tym, który rzuci się nagle na Burego, dając któremuś z chłopaków szansę na rzut sztyletem. Jest to ryzyko ogromne, bo nie uda mu się uciec przed bełtem. Mógł liczyć tylko na zaskoczenie i na to, że jego refleks pomoże mu uniknąć ran. Jeśli się uda to bury może nie zdążyć wyciągnąć innej broni. Levan napiął wszystkie mięśnie.

- ale potem też się nie zdziw jak sprzeda ci kosę w plecy...może nawet łapami ludzi których głosisz się mianem szefa...

Gdy Levan usłyszał te słowa ruszył powoli do przodu, nie prosto na Burego, ale tak jakby niedbale próbował go obejść. Nie spuszczał wzroku z Burego czujny na każdy inny ruch w zasięgu wzroku. Droga, obrana przez niego starannie, prowadziła tak by w każdej chwili mógł błyskawicznie skryć się za jakąś zasłoną. Chciał odwrócić uwagę Burego od reszty chłopaków, którzy zostali po jego lewej, teraz nieco z tyłu. Nieraz już uskakiwał sprzed wystrzelonych bełtów i wiedział, że nie ma w tym nic trudnego. Wciągnął lekko powietrze…
 
Azazello jest offline  
Stary 03-01-2010, 19:19   #39
 
Trojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
„Grzeczny” Matt Burgen


Wszystko poszło nie tak. Stare powiedzenie mówiło „Jeśli coś ma pójść nie tak, pójdzie." I poszło. Skurwiały los wypiął się na nich dupskiem i świecił im jeszcze w pysk blaskiem księżycowym. Jakby chciał oświetlić finalny przykład ich pecha swoim blaskiem. „Grzeczny” gotował się w sobie od pierwszej chwili, kiedy tylko spostrzegł Burego na progu Nory. Od chwili gdy zobaczył w jego rękach kusze. Nienawidził pierdolonych kusz i pierdolonych po stokroć bardziej kuszników. Teraz nienawidził Burego. Choć na swą twarz wywlekł coś, co przy odrobinie dobrej woli mogło uchodzić za uśmiech. A wielkie jak bochny chleba dłonie złożył do oklasków.


- Brawo Bury! Brawo! Nie spodziewałem się tego po tobie, ale w końcu gadasz z sensem. A ty Tupik, skarlały ciulu zamknij ten swój ryj! Myślałeś gnojku że nami będziesz rządził!? Ty?! Taka mała pluskwa?! - „Grzeczny” zarechotał gromko i sięgnąwszy powoli do pasa wyjął omszałą flaszę z okowitką. Pociągnął z niej solidnie świadom tego, że to teatr jednego aktora i mnóstwa ról drugoplanowych. Jego gardziel zagulgotała kolejnymi łykami a żar rozlał się po całym przełyku. Tak łatwiej powinno pójść wszystko. - Ty Levan stój! Pierdol ambicję, już to mówiłem. Jebać Grzcznego, Jebać kurdupla. Możemy zakończyć to sensownie i wrócić do swoich zwyczajów. Ja Bury biorę twoją robotę. Chłopaki! Pierdolcie ambicję! Znacie mnie, kurwa to nie ma sensu. Wyrżniemy się tu i nic nie zyskamy, tylko zaspokoimy ambicje kurdupla, który już się szefem czuje. Ja tam wolę robić dla Burego. I za to wypiję! - Kolejna seria łyków po czym gromkie hepnięcie. Odstawiona w końcu od ust okowita zadrżała w dłoni osiłka gdy ogarnął go paroksyzm kaszlu. Krótki. Wziął głęboki oddech i dodał – Wam radzę to samo! - I rzucił zakorkowaną flaszę Buremu. Ta koziołkowała w powietrzu tylko chwilę. Zaraz po tym wylądowała w prawicy uśmiechniętego od ucha do ucha Burego. „Miał” „Grzecznego” a „Grzeczny” miał reputację. W zasadzie jeśli przed chwilą miał wątpliwości to teraz właśnie się rozwiały.



Tyle, że „Grzeczny” ciskał już stojącym pod jego ręką na jednej z mogił kagankiem oliwnym. Mierząc w kamienny portyk sarkofagu nad głową Burego, którego uśmiech zastygł w jednej chwili. Bo wiedział, że stracił na ułamek chwili inicjatywę dając się podejść jak dziecko. A lewa ręka, którą teraz trzymał kuszę, nie wystarczała do doskonałego celowania.


- Trzy! - warknął na cały głos „Grzeczny” sięgając do własnych noży i skokiem rzucając się za jeden z pomników. To była zabawa, którą cenił najbardziej i w której tak naprawdę był najlepszy.
 
Trojan jest offline  
Stary 03-01-2010, 23:36   #40
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
"Nie róbcie tego, na to zawsze jeszcze znajdzie się czas..." Halfling z niepokojem dostrzegł jak wszyscy szykują się do bitwy. Sam mają skrzyżowane ręce na piersi zaczął zniżać je delikatnie w stronę pasa. Niemniej jednak grał dalej, grał dopóki nie przemówił "Grzeczny" grzebiąc jakiekolwiek szanse na wyjście z tego bez awantury, obecnie zupełnie zresztą niepotrzebnej. Nie był to jednak świat w którym można było cokolwiek zmienić, kogokolwiek przeprosić, cokolwiek zatrzymać. Gdy już gówno wylewało się z rynsztoka, lało się szerokim strumieniem na wszystkich wokół. Nie inaczej było tym razem, chłopaki postanowili przystać na walkę nie na swoich warunkach. Trudno, tak bywało, niewielkim pocieszeniem byli dwaj goście, od niedawna związani wspólnym celem z chłopakami. Generalnie jednak do walki dojść nie musiało. Bury działał na podstawie pewnych założeń, gdy te zostały zmienione wpadłby co najmniej w zmieszanie i odpuściłby akcję aby na nowo wszystko przemyśleć. Gdyby nawet nie przyjął propozycji Tupika, wtedy można byłoby rozpocząć przedstawienie "Grzecznego". A tak mieli zapewnioną jatkę...tak za darmo...zupełnie nie tak jak spodziewał się Tupik, no ale i nie znał rozmiarów zapalczywości kamratów. A może im naprawdę wydawało się, że nie ma już wyjścia?

Tupik czuł, że "Grzeczny" coś kombinuje jednak po prawdzie niczego nie był pewny. Nieco zrzedła mu mina gdy usłyszał o kurduplu, i innych inwektywach, których po prostu bał się słyszeć od kamratów...nie wiedział jak ma na nie reagować, bo o jakimś siłowym rozwiązaniu nie mogło być mowy. Mógł postraszyć, że dosypie im czegoś do żarcia... no ale to by chwały raczej mu nie przysporzyło. Halfling mógł udawać twardego i niewzruszonego, znał patent na to jak puszczać mimo uszu wszelkie inwektywy, no ale wówczas mógł wydać Grzecznego. Nie powstrzymywał się z wyrażaniem emocji. Gdyby grzeczny zdradzał...to jeszcze byłaby okazja mu to wypomnieć, gdyby wszyscy chłopacy się przyłączyli do Burego, halfling nie miałby wyjścia, nie chciał umierać za nic... Tym razem szykowała się walka, walka bardziej za Chłopaków, za grabarza i za własną niezależność, niż za nic. W takiej walce mógł umrzeć ze świadomością, że nie ginie na darmo. Zdrada grzecznego była jedynie możliwością, raczej mało prawdopodobną - przynajmniej w stosunku do chłopaków. Bardziej pewne było to że Grzeczny podchodzi Burego. Na taką też okoliczność szykował się Tupik. Gdy tylko Grzeczny rzucił kagankiem, halfling doskoczył do najbliższego sobie nagrobka. Był mały, był wielkości nagrobka, dzięki czemu miał osłoniętą całą stronę... Rączki od razu powędrowały do procy i kulek. Miał je przypięte do paska, łatwy dostęp, szybkie dobycie, po chwili kucając zakręci dwa razy nim wypuścił wirującą ołowiana kulkę na Burego. Halfling liczył, że szybkie wyeliminowanie Burego, odwiedzie resztę bandy od dalszej walki...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 03-01-2010 o 23:40.
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172