Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2010, 21:32   #10
Nagash Hex
 
Nagash Hex's Avatar
 
Reputacja: 1 Nagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumny
W centrum sali stali przedstawiciele najważniejszej rasy (oczywiście tylko w ich mniemaniu) – Rossi Angeli. Każdy z nich starał się wyglądać majestatycznie i jednocześnie groźnie co tradycyjnie już budziło uśmieszki, bądź niesmak na twarzach mniej przyjaznych aniołom ras. Było ich pięcioro. Niezmiennie od kilkudziesięciu lat na każdym, ważnym zebraniu pojawiali się przedstawiciele starej wiary, jak i nowoczesnych ateistów. Nie inaczej było tym razem, choć w rutynę wkradł się jeden, drobny element. Element o imieniu Alphonse Solf. Na zabraniu znalazł się właściwie przypadkiem. W ostatnich czasach swoimi poglądami wzburzył Radę Starszych i krótko mówiąc został wygnany z terenów zajmowanych przez „starą wiarę”. Ponieważ jego rodzina była w miarę wpływowa miał on dyskretnie przenieść się do obozu Novus Defero. Zgromadzenie zwołane przez Opiekunki było do tego świetną okazją, wiec dwaj emisariusze Rady zabrali ze sobą młodego anioła. Aktualnie stał on nieco z tyłu, wyraźnie odcinając się od swoich towarzyszy. W przeciwieństwie do nich z zainteresowaniem przysłuchiwał się przemowie Babci. Pozostali oczywiście tradycyjnie mierzyli wrogimi spojrzeniami pozostałe rasy i po raz kolejny zastanawiali się dlaczego to nie oni żądzą gatunkiem Salartus. Oczywiście jedynie w duchu przez szacunek i lekki strach przed Opiekunkami. Solf zastanawiał się dlaczego jego bracia są tak krótkowzroczni i dziecinni Cóż widocznie tak chciała Moc. - pomyślał zadumany. Wtem zdarzyło się coś niesamowitego.

- Dlatego pytam wszystkich tu zgromadzonych. Czy znajdą się wśród was chętni, aby wyruszyć na powierzchnię ? Do ludzi ?

Cała sala zamarła. Angeli zaczęli nerwowo się rozglądać, oczekując reakcji pozostałych ras. O dziwo po dłuższej przemowie Babci z końca Sali rozległ się cichy głos. Co jeszcze dziwniejsze właściciel tego głosu dobrowolnie zgłosił się do tej samobójczej misji. Po chwili w jego ślady poszedł jeden z tych dumnych i dziecinnych Feniksów a także przedstawiciel mitycznych ogników.

- Niesłychane – wyszeptał najstarszy Rosso. Potem zamienił kilka słów ze swoim towarzyszem i odwrócił się do „nowoczesnej” dwójki:
-Nie wiem, jak wy, bezbożni wywrotowcy, ale Rada nie zamierza mieć nic wspólnego z tą szaleńczą i samobójczą misją.
Ateiści pokiwali głowami i jeden z nich odpowiedział:
-Wyjątkowo się z tobą zgadzam starcze. Może jednak myślicie czasami, choć pewnie i tym razem musieliście zajrzeć do tej swojej książeczki po radę. – dodał kpiącym tonem wysoki i tęgi Rosso.

Alphonse tymczasem przyglądał się swoim braciom i nie mógł uwierzyć w to co właśnie usłyszał. Opiekunki właśnie poruszyły jedną z najważniejszych kwestii dzisiejszego świata, a ci nie tylko ją zignorowali, a znów zaczęli odwieczną kłótnie.
Nawet w takiej chwili muszą sobie dogryzać i wzajemnie poniżać. Cóż za hańba dla naszej rasy. Cóż za infantylność. - myślał ze smutkiem Al.
Rozmyślania i rozważania Solfa przerwała jakaś istota, która nieuważnie zaczepiła o dostojne skrzydła Anioła. Al odwrócił się zachowując w swoim mniemaniu majestatyczny i groźny wygląd. W końcu wszyscy powinni wiedzieć, która rasa jest najważniejsza. Szybko jednak rozluźnił się widząc, że tajemnicza istota to jeden z Puryfikan, którzy zaliczali się do grona najbliższych przyjaciół każdego Rosso. Szczególnie w tych mrocznych czasach, kiedy bez ich specyfiku Anioły umierały haniebną i niegodną ich śmiercią.
Oczywiście jak każdy Puryfikanin ten również był niezwykle kulturalny i ułożony. Mimo, że incydent był błahy i nieistotny Puryfik (jak sam się przedstawił) szybko i z niezwykła gracją przeprosił Anioła przy pomocy skomplikowanych ruchów mackami.
Dzięki Ci Mocy za wszechobecne zrozumienie. - pomyślał śmiejąc się w duchu Alphonse. Anioł skłonił się nisko i z przyzwyczajenia złożył obie szponiaste ręce na piersi do powitania i rzekł:

- Witaj przyjacielu, zwany Puryfikiem. Nic się nie stało, ale oczywiście przyjmuje twoje przeprosiny. – Anioł skrzeknął, poczym kontynuował – Mam na imię Alphonse. Miło Cie poznać.
- Przyjmij ode mnie powitanie. Ciekawi mnie twe zdanie na temat misji zaproponowanej przez opiekunki? - zagadnął Puryfik.
- Zadałeś trudne pytanie przyjacielu - odpowiedział po chwili Solf - Z jednej strony to niezwykle niebezpieczna i wręcz samobójcza misja. Z drugiej jednak coś mówi mi, że to jedyna szansa dla nas. - to rzekłszy rozejrzał się po wszystkich zebranych i dodał: - Dla Salartus. A Ty co o tym sądzisz Puryfiku?

- Tak nasz gatunek niszczeje i upada. Nie da się ukryć coraz więcej ras cierpi z powodu chorób i innych słabości. Ale myślisz, że tę szansę uda sie wykorzystać?
- Cóż prawdę mówiąc boje się, że wiele ras zbagatelizuje tę misję. Właściwie... - Al urwał i spuścił wzrok - ...przedstawiciele mojej rasy uważają tę misję za szaleństwo i nie chcą brać w niej udziału. Zaprawdę nastały ciężkie czasy dla nas...
- Moja rasa popiera wszelkie projekty, które pomogą podźwignąć nasz gatunek z upadku. Jestem wyznaczony na ambasadora i upoważniony do podjęcia się tej misji. Choć - tu macki wstrzymały się w pół ruchu, jakby zawahały - lęk również nie jest obcy mnie i moim braciom.

Anioł znowu skrzeknął i powiedział cicho, jakby ze wstydem: - Widzisz, Consiluim wraz z Sędzią bardziej zajmuje się naszymi wewnętrznymi, nieznaczącymi konfliktami niż prawdziwym problemem. Salartus umierają! - powiedział tak jakby sam starał się siebie przekonać. Skubnął nerwowo czerwone pióra na głowie i dodał wolno: - Boje się ich Puryfiku. - "ich" wymówił z takim obrzydzeniem i strachem, że mogło dotyczyć tylko ludzi - Wiele mówi się o nas, Aniołach, ale wewnątrz jesteśmy wszyscy tacy sami. Bardzo się boje, ale... - Anioł znowu przerwał i jąkając się dodał - mu..mu...musimy coś z...zrobić

Widząc niepewność anioła Puryfik poczuł do niego sympatię. Sam również odczuwał napięcie i dobrze wiedział, że może to być misja samobójcza. - Zamierzam się zaraz zgłosić do opiekunek, ale dałem pierwszeństwo innym rasom. Pójdziesz ze mną Alphonse? Miło byłoby mieć w tobie towarzysza w tej trudnej wyprawie.
Kimblee spojrzał na nowego przyjaciela i uśmiechnął się lekko. Głos typowej interesowności i egoizmu aniołów cicho przypomniał Alowi, że to samobójstwo, ale tym razem Rosso go nie posłuchał. W końcu i tak został wygnany, a tam, tam na powierzchni może znajdzie odpowiedzi na dręczące go pytania... Anioł machnął radośnie skrzydłami, lekceważąc protesty istot uderzonych masą piór i rzekł:
- Z radością przyjacielu. Wciąż myślę, że to samobójstwo, ale w końcu życie to nie same przyjemności, czyż nie? - zakończył Rosso i znów uśmiechnął się szeroko.

- Musze się z Tobą zgodzić. Życie to dar, może nieco tajemnicze jest jego pochodzenie, ale pewne jest, że przyjemności należy umiejętnie łączyć z obowiązkami wobec naszego gatunku. - ostatnie machnięcia biczów oznaczały zaproszenie do pójścia w ślad za sobą. Puryfik minął inne istoty i zbliżył się do opiekunek. Przekazując im jednocześnie, że zgłasza się do wyprawy na powierzchnię. - Czekam na instrukcje - zakończył szybkim wymachem.
Anioł szybkim krokiem podążył za Puryfikiem ignorując zdumienie w oczach pozostałych Rosso. Dogonił go i rzekł cicho:
- Cieszę się, że cie poznałem. Sam pewnie nigdy bym się nie zdecydował. -
W końcu dotarli do opiekunek. Alphonse spokojnie poczekał na koniec prezentacji Puryfika po czym wysunął się na przód, skłonił lekko i rzekł:
- Pani, Alphonse Solf Kimblee jest gotowy.
 
__________________
One last song
I want to give this world
Before it's gone
One last song

Ostatnio edytowane przez Nagash Hex : 02-01-2010 o 22:35.
Nagash Hex jest offline