„Grzeczny” Matt Burgen
Chciał się nowych wypytać, dowiedzieć się więcej. Chciał. Jednak los jak zwykle pokrzyżował jego plany w dupie mając to co chciał Matt. Dla tego właśnie Matt uważał, że los, to sprzedajna, zdradliwa kurwa i liczył tylko na siebie. Tym razem było podobnie. Gdzieś tam w sąsiedniej bramie jakiś amant zabawiał się z dziwką. Może zabawiał się za ostro a może zwyczajnie zmieniła ona w ostatniej chwili zdanie. Albo też była to zwyczajna podpucha. Tak czy siak nie był to ich interes. Nie ich sprawa. „Grzeczny” domyślił się, że któryś z nowych może pęknąć. To było podobne do ludzi ze starego świata. Do tych, którzy do Księstw przybywali z ideałami, które młodzik miał wypisane na twarzy. Ideały w Księstwach były balastem. Ciągnącym na dno i zupełnie zbędnym. On miał je w dupie. Tak głęboko jak to tylko możliwe. Miał nadzieję, że nowi również, ale na wszelki wypadek od razy przejął inicjatywę. - To nie nasza sprawa, więc się nie mieszajcie. Może to małżeńska kłótnia, może klient się nie dogadał z panienką. Ale z całą pewnością to nie nasza sprawa. Nie wychylajcie się, jak chcecie żyć!
Powiedział to szeptem licząc na zrozumienie. Obaj nowi wyglądali jednak na takich, którzy niewieście w potrzebie pośpieszą na pomoc szybciej niż bretoński szlachcic. O ile Matt był w stanie rozpoznać zresztą akcent, młodzik który nosił się z rycerska pochodził z Bretonii. To przesądzało. „Grzeczny” wiedział, że tę walkę przegrają a kłopoty były ostatnią rzeczą, która była im potrzebna. - To może być zasadzka. Tu nie ma dziewic spacerujących nocą. Tylko dziwki i suki, które cię wystawią. Jak mówiłem, pierdolcie ambicję. To Rosenberg!
Tym razem miał wrażenie, że ich przekonał. Sam zaś wpełzł głębiej w bramę. Stojąc tak w samym jej zewnętrznym podcieniu, przy takim blasku księżyca, wystawiał się na cel dla przygodnego kusznika. A jeśli krzyk niewiasty był pułapką, przygodny kusznik nie był czymś, czego się spodziewać nie powinni. |