Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2010, 16:39   #36
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Siedział dumnie w siodle czekając na rozwój wypadków. Lubił patrzeć na ofiary gdy wychodzą ze swej kryjówki. Zawsze delektował się tym widokiem … przestraszone twarze, łzy, szloch, prośby o darowanie życia. Niewierzący, którzy nagle dostawali oświecenia wiary i żarliwie modlili się do bogów, pojedynczych lub wszystkich naraz, dobrych i złych. Przeważnie nie było bohaterów, ci szybko kończyli jako pierwsi z ostrzem w trzewiach albo poderżniętym gardłem. Potem była uczta oprawców, rabunek, gwałty, podział łupów. Kiedy było po wszystkim trzeba było pozacierać ślady, schować wóz, pozbyć się ciał. Las przyjmował wszystko. Deszcz zacierał ślady, porzucone wozy obrastała roślinność, ciałami zajmowały się wilki. Wszystko odbywało się w zgodzie z prawem natury, prawem silniejszego.
Tym razem jednak miało być inaczej, a nikt oprócz Alego nie wiedział dlaczego. Tą informację znał jeszcze Jorgul, ale zaraz po tym jak ją usłyszał herszt własnoręcznie obciął mu uszy. Teraz w strachu o własny język boi się powiedzieć chodźby słowo. Mieli zabić tylko strażników a wszyscy podróżni poza bohaterami głupcami mieli żyć. Widocznie Ali miał inne plany co do jeńców, a może jechał tam ktoś znaczny, którego zabójstwo byłoby niewłaściwe.

Otworzyły się drzwi karocy. Najpierw ukazała się drobna kobieca dłoń, która na mgnienie cofnęła się do środka, jakby jeszcze nie pewna co do decyzji. Potem pojawiła się znowu zaciśnięta w piąstkę. Wyszła ONA, oświetlona blaskiem pochodni, smukła, z uniesioną dumnie głową, z poruszającymi się w szepcie ustami. Czy to Bogowie, czy też zrządzenie losu sprawiło, że Jasper był tak blisko. Siedział na koniu tuż obok herszta, ale jej spojrzenie padło najpierw na niego i tylko na niego. Ich spojrzenia spotkały się. Znikła jej pewność siebie, znikł także bezczelny uśmiech z twarzy Jaspera. Gorąco przeszło przez jego pierś, poczuł je gdzieś w środku. Nigdy nie doświadczył czegoś podobnego, nie wiedział także do czego może to doprowadzić. Otaczające go dźwięki umilkły jakby je kto zamknął, zakrył jaką niewidzialną zasłoną. Nic innego się już nie liczyło, nic innego poza nią nie widział. Jego oczy błyszczały jak nigdy dotąd, uśmiechał się lekko, ciepło. Chciał coś powiedzieć, żeby się nie bała, że wszystko będzie dobrze ale z półotwartych ust dobywał się jeno obłok pary.

- Jasper, kurwa mać, co z tobą?! W łeb oberwałeś w ataku?! – zawołał ktoś.
- Tak. Nie. Nie wiem…- wyszeptał Jasper, wracając z ogromnym trudem do rzeczywistości.
- To kapłanka…- szepnął do siebie bez sensu. Coś działo się obok, kogoś wieszali, Ali wydawał zimnym głosem rozkazy. Ktoś szturchał go, pokazywał gestem łupy.
- No bierz kurwa, dwóch zabiłeś.
- Nie chce ...
– wymamrotał zauroczony Jasper.

Wszystko docierało jak przez mgłę. Nagle gdzieś znikła, ktoś wbiegł między nich. Parszywe łapska bandytów pchnęły ją na błotnistą ziemię. Jasper zeskoczył z konia, jednym ruchem schował miecz, szedł jak odurzony w ich stronę, gotowy zabić gołymi rękami jeśli trzeba będzie.

Ale co wtedy, tak jej nie uratuję… – pomyślał.

Dalej wszystko potoczyło się szybko, jak zwierzęta rzucili się na nią, brudne łapska szarpały odzienie, dotykały jej ciała. Jasper dopadł do pierwszego, złapał go od tyłu za bary i odrzucił w błoto, drugiego nadbiegającego odepchnął silnie butem, coś mówił … że to kapłanka … że nie wolno.

Może strach przed klątwą ostudzi ich zapały i pozwoli mi działać.

Niektórzy odstąpili, ale jeden rzucił się na dziewczynę, był szybki, dopadł ją siadając okrakiem, rozerwał suknie i patrzył na nagie piersi. Wtórował mu rechot i zachęty złoczyńców.
Jasper schylił się po jakiś płaszcz, chciał zakryć przed całym tym złem jej niewinność. W tym czasie uwaga bandytów powędrował z piersi dziewczyny na wisiorek.

– Dawaj to, kochanie, nie będzie ci już…

Bandyta zerwał wisiorek z szyi dziewczyny i odskoczył ucieszony. W tym czasie Jasper opadł na niewiastę zakrywając ją płaszczem. Odwrócił się do innych czekając aż rzucą się następni. Ale nic nie nastąpiło, chociaż słowo "nic" nie należało do najlepszych w tym momencie. Oczom Jaspera ukazała się scena zagłady tego co ośmielił się. Uszom doszedł szum jakowyś, potem jakby syk węża zmieniający się we wrzask rozbójnika, z którego dłoni bił blask. Ciało jego momentalnie zmieniło się w szary popiół, lekko skurczyło a następnie rozsypało rozwiane przez wicher. Z błotnistej mazi wystawał kamień z zerwanym rzemykiem.
Dziewczyna jak kotka rzuciła się zabrać kamień. Płaszcz spadł z jej ciała odsłaniając wdzięki. Zaskoczony Jasper zerwał się próbując zakryć ją ponownie. Przywarli do siebie, ona schylona zaciskając dłoń na kamieniu, on zakrywając ją płaszczem, obejmując czule. Dłoń Jaspera odszukała jej dłoń i zacisnęła się na niej lekko, ... bo gdyby czasem kamień miał zadziałać znowu niech i ja zniknę razem z nią... - pomyślał. Nie wypuszczając z ramion odwrócił ją do siebie. Patrzyli na siebie szeroko otwartymi oczami, uśmiechali się, przytulali. Dźwięki znowu gdzieś odeszły, świat wirował. Chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił wydobyć dźwięku. Delektował się tą chwilą, było mu przyjemnie gorąco i błogo. Ten czas mógł dla nich trwać wiecznie.

Cios w głowę, potem ciemność. Ciało Jaspera osunęło się bezwładnie podtrzymywane przez dłonie dziewczyny.
 

Ostatnio edytowane przez Irmfryd : 03-01-2010 o 19:17.
Irmfryd jest offline