Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2010, 18:13   #665
Fabiano
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Pole walki. Tego nie było odkąd stoczył walkę z Uzjelem stając ramię w ramię z Zielonym przedstawicielem orczej rasy. To co wyprawiał tam ork i Uzjel było zdumiewające. Naprawdę. Próbował se przypomnieć wcześniejsze podobne starcia jakie przeżył. Jakie nauczyły go, jak się zachować walcząc, a co ważniejsze, jak kochać ów walkę.

Poczuł ciśnienie krwi w uszach. Jak by się teraz zatrzymał, na pewno wyciągnięta ręka drżała by mu jak białko jajka w miednicy. Ale wiedział, że wyprowadzony cis będzie celny. Czuł jak przy każdym jego kroku mięśnie ud i łydek napinają się zdolne do nadzwyczajnych wyczynów. Czuł jak czas zwalnia, nie za sprawą magi czy innych mistycznych powodów, po prostu coś co krąży we krwi (a nieliczni szamani i magowie nazywają to adrenaliną) zaczyna działać. Oczy widzą szczegóły a mózg odbiera je i przetwarza z zmorzoną szybkością. Kall'eh przechodzi się w tryb wojownika.

Ruszył instynktownie, za pobratymcem. Dwa dwarfy drące się ile sił w gardłach w morderczym pędzie - tego nawet najzłotrze talary minionych królestw nie są wstanie opłacić. Kall'eh analizował sytuację, nie wiele mógł uczynić jedną ręką. A chciał wykorzystać swoją tarczę, zatem postanowił ją umieścić na plecach, tak by przy sposobności wykorzystać impet i osłonić się tyłem przed atakiem. Tylko po to by później z zakrocznej nogi wziąć obrót i z pół obrotu przyfasolić atakującemu. W prawicy natomiast dzierżył Pieszczocha. Topór ofiarowany przez Zapomnianą Panienkę na placu boju, właśnie wtedy gdy go najbardziej potrzebował. Był to prawdziwy dar.

Tamtą walkę też pamięta dobrze. Pamięta jak wraz z Kiti uciekali przed niezmarłym elfem. Jak walczyli wraz z bardem i kapłanem ognia przeciwko orkom, jak walczyli z jazdą umarlaków, z całą chordą jazdy. Tamte właśnie chwilkę przekonały go, że czyste starcie jest lepsze, niż czyhanie na zwierze w zaroślach z kuszą w łapskach. Chociaż z tego też nie zrezygnował, to teraz starcia przynosił mu satysfakcje. Jak by to powiedział pewien elf: Kall'eh odkrył swoją karłowatość.

Bo i odkrył. Zaciętość i odwagę. Brak zastanowienia - przez innych nazywanym instynktem. Brak obawy. I zwyczajną chęć, chęć przywalenia komuś. Ale tak solidnie i ze wzajemnością. Niczym miłość. Miłość do trzymanego w ręku oręża.

Na pierwszy rzut poszedł Mag. Zaciukali go razem z krewniakiem, który, bez zdziwienia, okazał się wyśmienitym fechmistrzem. A fachem jego była broń. I w żadnym wypadku nie był on kowalem. Ciął, unikał, ryglował, to znowu ciął. Mistrzostwo w Karlim wydaniu. Kall'eh starał się mu nie ustępować ani na chwilę.

W czasie walki ważna jest orientacja w sytuacji a ta nie zapowiadał się ciekawie. Szamil właśnie miał dostać gilotyną z ostrzy w głowę od jakiegoś mrocznego przydupasa. Barbak leżał bez ruchu - Kall'eh zauważył kontem oka, że dostał od kocicy, która teraz zwróciła się w stronę właśnie Kall'eha. Karzeł uśmiechnął się tylko na ten widok. Może, demon, który wyszedł z Uzjela (czy tam się pojawił w okolicy po jego wybuchu), też se radził. Przez chwilę widząc pojawiającą się broń w ręku Może, wpadł na pomysł, lecz wysiłek jaki namalował się mimowolnie na twarzy demona, wskazywał, że ma z tym niejakie problemy.

Od nich leżał już także Gate. Dostała też bestia drowa. Jej się nie bał, natomiast nie miłe wspomnienia miał ze spotkania bestii Nizzre. Do tego dochodziła dziwne uczucie przychodzące na widok elfki, która najwyraźniej pobratała się z tymi dziwnymi i mało bohaterskimi istotami. Może by tak stanąć i z nią pogadać? Szybko jednak zrezygnował z tego pomysłu. A głównym powodem tego było widok Wojownika, o niechlubnym imieniu Deen, szykującego się do ataku na Krewniaka.

- Aa nich Ciebia bimber ściśnie we bebechach! - zawył i ruszył na Woja.

Cały czas miał na uwadze dziwną mieszkankę kota z elfem czy innym dwunożnym. Ale tak to już Krasnolud ma, że szybciej da siebie zaciukać, a niżeli swego krewniaka. Za Barbaka i Szamila zemści się później. A wiedzcie, że ród Moradina jest zaiste pamiętny.

Atak ma być prosty, podczas gdy Deen będzie atakował Krewniaka, Kall'eh wjedzie mu pod ostrze plecami uzbrojonymi w tarcze i tnie gdy Woj tylko odsłoni jakąś część ciała. Żądna krwi część Karła ma nadzieję, ze to będzie głowa. Oczywiście Kall'eh wziął pod uwagę, że jego cel jest też celem Demona, ale może to i lepiej. Woj szybciej padnie.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline