„Grzeczny” Matt Burgen
Wszystko poszło nie tak. Stare powiedzenie mówiło „Jeśli coś ma pójść nie tak, pójdzie." I poszło. Skurwiały los wypiął się na nich dupskiem i świecił im jeszcze w pysk blaskiem księżycowym. Jakby chciał oświetlić finalny przykład ich pecha swoim blaskiem. „Grzeczny” gotował się w sobie od pierwszej chwili, kiedy tylko spostrzegł Burego na progu Nory. Od chwili gdy zobaczył w jego rękach kusze. Nienawidził pierdolonych kusz i pierdolonych po stokroć bardziej kuszników. Teraz nienawidził Burego. Choć na swą twarz wywlekł coś, co przy odrobinie dobrej woli mogło uchodzić za uśmiech. A wielkie jak bochny chleba dłonie złożył do oklasków. - Brawo Bury! Brawo! Nie spodziewałem się tego po tobie, ale w końcu gadasz z sensem. A ty Tupik, skarlały ciulu zamknij ten swój ryj! Myślałeś gnojku że nami będziesz rządził!? Ty?! Taka mała pluskwa?! - „Grzeczny” zarechotał gromko i sięgnąwszy powoli do pasa wyjął omszałą flaszę z okowitką. Pociągnął z niej solidnie świadom tego, że to teatr jednego aktora i mnóstwa ról drugoplanowych. Jego gardziel zagulgotała kolejnymi łykami a żar rozlał się po całym przełyku. Tak łatwiej powinno pójść wszystko. - Ty Levan stój! Pierdol ambicję, już to mówiłem. Jebać Grzcznego, Jebać kurdupla. Możemy zakończyć to sensownie i wrócić do swoich zwyczajów. Ja Bury biorę twoją robotę. Chłopaki! Pierdolcie ambicję! Znacie mnie, kurwa to nie ma sensu. Wyrżniemy się tu i nic nie zyskamy, tylko zaspokoimy ambicje kurdupla, który już się szefem czuje. Ja tam wolę robić dla Burego. I za to wypiję! - Kolejna seria łyków po czym gromkie hepnięcie. Odstawiona w końcu od ust okowita zadrżała w dłoni osiłka gdy ogarnął go paroksyzm kaszlu. Krótki. Wziął głęboki oddech i dodał – Wam radzę to samo! - I rzucił zakorkowaną flaszę Buremu. Ta koziołkowała w powietrzu tylko chwilę. Zaraz po tym wylądowała w prawicy uśmiechniętego od ucha do ucha Burego. „Miał” „Grzecznego” a „Grzeczny” miał reputację. W zasadzie jeśli przed chwilą miał wątpliwości to teraz właśnie się rozwiały.
Tyle, że „Grzeczny” ciskał już stojącym pod jego ręką na jednej z mogił kagankiem oliwnym. Mierząc w kamienny portyk sarkofagu nad głową Burego, którego uśmiech zastygł w jednej chwili. Bo wiedział, że stracił na ułamek chwili inicjatywę dając się podejść jak dziecko. A lewa ręka, którą teraz trzymał kuszę, nie wystarczała do doskonałego celowania. - Trzy! - warknął na cały głos „Grzeczny” sięgając do własnych noży i skokiem rzucając się za jeden z pomników. To była zabawa, którą cenił najbardziej i w której tak naprawdę był najlepszy. |