| Kiedy staruszek zniknął za rogiem Jaren, rozważając minione niespodziewane spotkanie, udał się w stronę bramy miasteczka dając nieświadomie wyraz temu jak bardzo miał w nosie to, iż miejscowi będą mieli kolejny powód do twierdzenia jakoby był mocno zdziwaczały. Strażnicy odprowadzili go czujnym i podejrzliwym wzrokiem za bramy miasteczka gderając coś pod nosem. Jaren szedł tak jeszcze chwil kilka, a gdy uznał, że jest już wystarczająco daleko przyspieszył kroku, nabrał rozpędu i odbił się od ziemi rozkładając szeroko ręce, które w przeciągu dosłownie sekund zmieniły się w rozpostarte szeroko, opierzone piórami czarne skrzydła, nos wydłużył się znacząco i stwardniał w pasujący barwą do opierzenia dziób, a nogi zmieniły się w pokryte łuską szpony i nim ktokolwiek zdążyłby się zorientować, Jaren-kruk machnął kilka razy energicznie skrzydłami i poszybował wysoko w powietrze kierując się w stronę lasu. Nie zajęło mu dużo czasu na obrzeża Granicznego Lasu - lawirując w ciemności pomiędzy gałęziami drzew dotarł na brzeg niewielkiej polanki, po środku której stała niewielka, stara chatka. Przysiadł na gałęzi spoglądając na swój tymczasowy dom i zdębiał... otarłby z pewnością oczy, gdyby tylko skrzydłami dało wykonać się taki ruch - przy jego domku pałętały się ta małe, kłapouche diabły z podziemi... kilkoro drowów uzbrojonych po zęby węszyło w koło chaty, a sądząc po otwartych drzwiach pozwolili sobie także zajrzeć do środka i rozgościć się już w jego skromnym przybytku. Jaren aż cały się nastroszył i świerzbiły go pióra, żeby nauczyć te przeklęte pseudo-elfy odrobiny kultury. Miał zmienić się już w swoją normalną formę, by pozamiatać napotkane brudy pod leśną ściółkę, gdy z otwartych drzwi wyszło kolejnych kilkoro... Jaren ponownie nastroszył pióra zgrzytając dziobem - może i miejscowi mieli go za dziwaka, ale przydomka samobójcy jeszcze nie miał zamiaru sobie wypracowywać. Koniec końców i tak planował przenieść się w końcu do miasta, w którym bądź co bądź życie znacznie łatwiejsze było, a miejscowi nie zdawali się żywić wobec niego agresywnych zachowań. W zasadzie wszystko co było mu potrzebne miał zawsze ze sobą to też jedyne, co było mu żal pozostawiać w opanowanym obecnie przez drowy przybytku był niewielki imbryk do parzenia ziół i fajka. Wyglądało na to, że czas przenosin odrobinę się przyspieszy...
[...]
Goście tawerny w dalszym ciągu pili i rozmawiali w niemal niezmienionym składzie, niż ten sprzed godziny, gdy Jaren otworzył drzwi "Tułacza". Był tam nawet ciągle ten sam człowiek, co wywieszał dyndające na gwoździu ogłoszenie. "Komu zatem dość odwagi i sił, by zyskać chwałę i złoto, niechaj stawi się u Dalwara Kaletnika pod twierdzą najpóźniej dwie godziny po świtaniu.”
Jaren podszedł do kontuaru przy, którym jeszcze przed momentem barman rozprawiał o czymś z wysłannikiem władz, spojrzał na obrośniętego siwą brodą mężczyznę i wskazał palcem na zawieszono ogłoszenie.
- To o drowy chodzi? - tym prostym, pojedynczo złożonym pytaniem wywołał, na twarzy barmana i po niektórych zgromadzonych gości wyraz tępego osłupienia. Szczęściem znajomy barmana, owy siwy jegomość w podeszłym wieku dość szybko otrząsnął się z konsternacji i skinął twierdząco głową.
- Dobrze - rzekł Jaren, po czym sięgnął to kieszeni wyciągając stamtąd brzęczący ostatkiem sił mieszek - Potrzeba mi pokoju na noc. - powiedział do karczmarza kładąc na blacie parę monet.
Gdyby Jaren był bardem, z pewnością nie omieszkałby opisać zdziwienia na twarzy właściciela w co najmniej kilku piosenkach. Jakkolwiek Jarenowi dość nie po drodze było do bycia bardem to też zamiast pisać wiersze, stał wpatrując się z determinacją w karczmarza, a gdy ten nie zareagował - zastukał palcem w blat ściągając tym samym wzrok mężczyzny na leżące monety.
- Tak... jasne. Masz. - odpowiedział karczmarz wręczając Jarenowi klucz.
[...]
Ranek przyszedł szybko, a Jaren jak postanowił tak i uczynić miał zamiar, jeśli chodzi o przeczytane wczoraj ogłoszenie. Trza się było przeprowadzić do miasta, ale dom z samych chęci się nie postawi - trzeba było materiały, cieślę, robotników no i przede wszystkim pieniędzy na ten cel. W miejscu wspomnianym w ogłoszeniu stawiło się całkiem sporo osób najprzeróżniejszej maści. Jak się okazało niedługo później - większość była spod znaku cwaniactwa, jako że z chwilą gdy przedstawiciel władz, zwany Dalwarem, dał bardzo do zrozumienia, gdzie powinni się udać Ci, którzy przyszli po zaliczkę, a tym co nie zrozumieli tłumacząc dobitnie, iż miał na myśli 'do diabła'. Tłumek dość szybko się przerzedził, a gdy na miejscu pozostali już tylko ci, faktycznie mający chęci i środki by przynajmniej próbować wykonać ewentualne zadanie - niziołek przemówił głośno, głosem, którego nie powstydził by się krasnolud.
- Zatem słuchajcie mnie! – zakrzyknął – Waszym zadaniem będzie dowiedzenie się co tu robią drowy. Jeden z napadów wydarzył się w pobliżu ruin twierdzy Lostkeep. Wszyscy ją znamy. Drugi to lasy w okolicy Góry Lodowej na trakcie północnym. Płacimy tysiąc sztuk złota za każde a tych miejsc dla pierwszej ekipy, która się z tym upora.
Po tym przemówieniu zrobiło się małe zamieszanie, gdy zaczęły formować się grupki mające współdziałać razem, a Jarenowi - bądź to z przypadku, bądź z musu - trafiła się grupa składająca się z samych przyjezdnych, co też odebrał z radością. Najpewniej dość szybko straciłby cierpliwość do szepczących non stop za jego plecami miejscowych.
- Mówią na mnie Yashtan z Lantanu, przyszli towarzysze broni i wygląda na to, że przyjdzie nam razem pozbyć się drowów z okolic tego miasta. Dlatego proponuje jak najszybciej opuścić miejskie mury i udać się może najpierw w okolice Góry Lodowej i zacząć przeszukiwać lasy. Co wy na to?
~ O tak! ~ przemknęło Jarenowi przez głowę, gdy pomyślał o napotkanych wczoraj drowach i o utraconym imbirku.
Skinął tylko głową dając znak, że odpowiada mu takie rozwiązanie.
Jaren nie zdążył jeszcze skończyć myśleć, gdy imitujący elfa aasimar zaczął jakąś gadaninę. Gdy przyszło co do Jarena - paplał coś o tajemniczości i o niewtrącaniu się w nie swoje sprawy.
~ O tak! Przyda się, żebyś nie wtrącał się w moje sprawy ~
- Nazywam się Viljar Alexander. Moją siłą są zaklęcia i będę niezmiernie rad, jeżeli podczas naszej wędrówki, za ich sprawą zostaną ocalone czyjeś dusze.
I to były już w oczach Jarena konkrety. Dobrze mieć pod ręką kogoś biegłego w tej tak zwanej Sztuce. Dużo można się od takich nauczyć i Jaren miał cichą nadzieję z tego skorzystać. Co więcej... taki czaromiot zdecydowanie zwiększa szansę, że zaplanowany przez Jarena zarobek, jaki ma dzięki temu zadaniu zdobyć, zdobędzie.
- Jaren jestem. Cieszą mnie twoje zainteresowania. - powiedział krótko w ramach przywitania i popatrzył o reszcie - wyglądało na to, że zapowiada się dłuuuuugi i męczący dekadzień...
__________________ Wisdom of all measure is the men's greatest treasure. |