Yashtan z Lantanu zaproponował okolicy Góry Lodowej. W sumie był to równie dobry kierunek jak i ruiny twierdzy. Było to dla niektórych obojętnie. Zatem nie zwlekając ruszyliście.
Czy ten las nigdy się nie kończy? Podróż trwała już wiele godzin, a drogę wciąż otaczają nieskończony szpaler drzew. W górze tworzą liściasto-iglasty baldachim, który zatrzymuje większość promieni słonecznych. – do pogrążonej w półmroku drogi docierają tylko nieliczne. Odkąd grupa śmiałków wkroczyła do lasu, poza tą pełną kolein drogą nie spostrzegli śladów cywilizacji, a przez ostatnią godzinę monotonni podróży nie przerywał nawet świergot ptaków ani szelest poszycia leśnego poruszanego przez jakieś leśne zwierzę. W ciszy lasu krzyk dochodzący z przodu brzmiał wyjątkowo głośno.
Podróżnicy spojrzeli do przodu. Ze trzydzieści metrów na wprost droga zakręcała w lewo, gdy właśnie nagle stamtąd za zakrętu wypadł w szaleńczym biegu, chłop. Był chyba wieśniakiem lub pasterzem, sądząc po ubiorze. Biegł ile wlezie i spoglądał w tył. Gdy zobaczył obcych na trakcie rzucił się w kierunku ich z okrzykiem.
- Goni mnie! Ratunku!
Jaren i Mallai usłyszał głuchy odgłos kopyt szarżującego konia, jeszcze będącego za zakrętem. |