Administrator | Oszołomiony Roger potrząsnął głową.
Wiele ciekawych rzeczy spotkało go już w życiu. Byli już tacy, co dziękowali mu za pomoc. Były już dziewczyny, z którymi namiętnie się całował. I nie tylko.
Natomiast nie pamiętał, by kiedyś dziewczyna rzuciła się na niego, by dziękować za coś, czego nie zrobił. A z pewnością jej nie ratował, chociaż twarz wydała mu się znajoma.
Za co więc dziękowała? Pomyliła się, czy magiczka jakaś w głowie jej zamieszała?
I nie mogła to z podziękowaniami wcześniej się zjawić? Wieczorem na przykład późnym? Miałby wtedy zapewne więcej czasu na przyjmowanie podziękowań.
Rzut oka w bok tłumaczył pospiech dziewczyny.
Pojawiła się pani Bianka, a Roger nie sądził, by pani gospodyni tolerowała obściskiwanie się służby z gośćmi, szczególnie podczas pracy.
Odkleił się od ściany i ruszył znaleźć coś do zjedzenia ciekaw, jak dalej się potoczy tak ciekawie zapowiadający się dzień.
I oczywiście potoczył się ciekawie.
Tylko co ktoś mógł chcieć od niego? Nie on był szefem tej całej grupy, a Castiel był pełnoletni i w pełni odpowiadał za swe czyny.
Jeśli tak można powiedzieć o kimś, komu głowa jest potrzebna do noszenia kapelusza, a nie do myślenia. - Roger Morgan – przedstawił się. - Jest parę sposobów załatwienia tej sprawy – powiedział. – Mam jednak wrażenie, że wszystkim zależałoby na uniknięciu rozgłosu. Różne brutalne metody – rzucił mało przyjazne spojrzenie w stronę Dru, na co gnomka odpowiedziała zdziwionym spojrzeniem. Widać traktowała swe wtrącenie w kategorii żartu, a nie słów wypowiedzianych na poważnie. Zapewne też nie zdawała sobie sprawy z tego, że taki głupi żart, ktoś mógł potraktować poważnie. Zaś Roger kontynuował. – raczej nagłośniłyby sprawę. A chyba nie o to chodzi... Nie można wszak dopuścić do tego, by czyjeś imię lub nazwisko znalazło się na językach...
"Trzeba było pilnować córki" - pomyślał. - "Jakbyś nie wiedział, że tego typu imprezy sprzyjają powstawaniu różnych związków nieformalnych." - Z drugiej strony – spojrzał na Gerarda Montoyę – wcale się nie dziwię, że pragnie pan surowej kary. Chyba, że mamy do czynienia z miłością od pierwszego wejrzenia... Jeśli nikomu nie obiecał pan ręki swej córki, to zawsze może pan sprawdzić rodowód i koligacje tego młodego człowieka... A nuż nadawałby się na zięcia.
"Chyba lepiej być młodym żonkosiem, niż facetem bez jaj" - pomyślał ironicznie. Dru zaś dodała pojednawczym bełkotem.- Mogę go ożenić od ręki. Jeden czy dwa śluby, dla mnie to bez różnicy. - To jakież są jego koligacyje?- spytał Gerard patrząc na Morgana bacznym spojrzeniem. Rodowód i koligacje brzmiały obiecująco, ale...co tak naprawdę Roger wiedział o milkliwym tropicielu?...pomijając fakt, że strasznie się do niego kobiety lepiły. Sadząc po ekwipunku tropiciel nie wypadł sroce spod ogona, ale wszak nie szata zdobi człowieka. Podobno.
"A diabli go wiedzą" - najchętniej by odrzekł, co byłoby odpowiedzią mało dyplomatyczną.
- Nie jestem jego bratem ni swatem - odparł na głos - i w życiorys mu nie patrzyłem. Cóż więc mogę powiedzieć poza tym, że prezencję ma idealną i każda młoda niewiasta powinna być zachwycona mając męża takiego. Natomiast na temat pochodzenia i majątku... To już sam się musi wypowiedzieć. - Ona nie była dziewi...-zaczął odpowiadać Castiel, ale Kastus z całej siły nadepnął mu na stopę. Po czym dodał z uprzejmym, acz złowieszczym uśmiechem.- Lepiej mów na temat, przy swoim przyszłym teściu.
A Rogerowi ciarki przeszły po grzbiecie...wczorajszymi popisami podnóżek Dru, mocno pokiereszował swój wizerunek potulnego pantoflarza. - Jestem potomkiem szlacheckiego rodu.- burknął obrażony Castiel.- Ale zostałem stworzony do zwalczania sił zła i prędze...- tu Kastus przezornie zakrył usta młodemu aasimarowi. -No nie wiem, czy można mu ufać?- spytał senior rodu Montoya. Valdro zaś rzekł.- Urządzimy ślub od razu, za darmo...pozostaje jednak sprawa drużby i druhny pana młodego.
"Zaufać, nie zaufać" - pomyślał ironicznie Roger. - "Grunt to córcię za mąż wydać, nim tatusia wnukiem nieślubnym obdaruje. A w razie konieczności zięcia nieodpowiedniego można się pozbyć, na przykład w długą podróż wysyłając."
-Ja odpadam, będę potrzebny przy asystowaniu i robieniu odpowiedniej oprawy tej ceremonii.- rzekł szybko Kastus. Zaś Gerard zamyślił się nad tym, kto miałby być druhną jego córki.
"Tego jeszcze by brakło" - pomyślał Roger - "bym za drużbę robił, do końca biedaka pogrążając."
- Sądzę, panie Montoya - powiedział szybko - że rodów znamienitych na ślubie nie brakuje. Dobrze by było, gdyby druhna i drużba z rodziny znanej pochodzili. Splendoru młodej parze zawsze to doda. A gdy o miłości nagłej słów parę tu i tam się rzuci, to nikogo ślub dziwić nie będzie. Jeno tylko pan młody ogarnąć, by się nieco musiał, żeby wszystkie panny zazdrościły pannie Leonii małżonka, zaś wszystkie matki i ojcowie - panu wspaniałego zięcia... -Dyć drużba krewnym bądź przyjacielem pana młodego być powinienem. Takaż jest tradycja.- odparł senior rodu Montoya. Spojrzał na Castiela.- Nie jestem pewien, czy wśród gości jest choć jeden, kto zna tego...młodzieńca.
O owej tradycji Roger wiedział równie dobrze, jak i Montoya, ale chęć zostania drużbą była ciągle tak samo daleko, jak przed chwilą. -Skąd pochodzisz Castiel?- spytał Kastus. A on odparł ponuro.- Z Cormyru, ale co to ma...?- -O, szlachta z dziada pradziada w Cormyrze siedzi, ale nikt tu z Cormyru nie jest.- rzekł Gerard. A Kastus spytał.- Może Teu by się nadał?
- Po naszym elfie na pierwszy rzut oka widać szlachetne pochodzenie - Roger szybko przytaknął słowom Kastusa. - Bez wątpienia z całej kompanii najlepiej on się będzie prezentować w tej roli.
Z zaciekawieniem oczekiwał odpowiedzi Teu. Z pewnością elf we fraku prezentowałby się wspaniale... |