Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2010, 02:21   #26
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Zapadała się w słomie niczym w jakimś trzęsawisku. W lekkiej panice otwierała oczy, nie wiedząc jeszcze gdzie się znajduje. Powolutku zaczynała kojarzyć miejsce, pozostawało tylko pytanie jak tu trafiła. Przez szpary w deskach szopy wpadały promienie prawie południowego słońca, uparcie prosto na jej zaspaną buzię. Zamachała ręką jakby w ten sposób mogła je przegonić. Podniosła się do pozycji siedzącej, zakaszlała słomianym kurzem, wzuła buty, które jakimś cudem wczoraj zdjęła, o ile było to wczoraj i o ile zrobiła to sama. Zobaczyła Siggiego, który wychodził właśnie na zewnątrz. Mimo, że jego potężna sylwetka ledwie mieściła się w niskich drzwiczkach, otwór wpuścił jeszcze więcej światła. Fay zamknęła oczy sycząc cicho. I ponownie, bardzo wolno opadła na słomę. Bolały ją mięśnie brzucha, to akurat pamiętała, dużo się wczoraj śmiała. Z Vellerem.

Spał niedaleko, odwrócony do niej tyłem. Przysunęła się do niego i uśmiechnęła, nie wiadomo czemu bardzo w tym momencie zadowolona, pogładziła mężczyznę po ramieniu, leżała tak chwilę patrząc na jego plecy, potem rysując na nich palcem skomplikowane wzory, po czym znowu uniosła na łokciu, żeby pogłaskać, pod włos, zarośnięty policzek. Coś zaczęło jej się przypominać. Wtedy Veller się poruszył. Fay gwałtownie zerwała się na nogi. Poczuła jak jest gorąco, a na jej twarzy wykwitają idiotyczne rumieńce.

Szepcząc coś pod nosem o niewyżytych kretynkach i pijanych konowałach szybko wyszła na dwór. Z jej rzucającym gromy spojrzeniem musiał zmierzyć się Siggi. Ponuro wpatrywała się w pusty cebrzyk. Głowa jeszcze nie pulsowała, ale nie miała wątpliwości, że będzie. Na razie cholernie chciało jej się pić.
Radosny niczym wiosenny ptak Nulneńczyk napełnił jej wiadro. Prychnęła do niego dziękuję, nadal gniewne, sama siebie nie zrozumiała, tak wyschnięte miała gardło, zdaje się, że musiała wczoraj również śpiewać. Napiła się lodowatej wody i rozkaszlała ponownie. Chwilę rozważała wzięcie przykładu z olbrzyma i wylanie na siebie cebrzyka, ale pewnie skończyłoby się to jeszcze większym wybuchem wesołości Siggiego, więc gniewny nastrój Fay nie pozwolił jej na to przyjemne naśladownictwo.

Po niezjedzonym śniadaniu z przenikliwym bólem głowy walczyła własnymi sposobami, leżąc w wysokiej trawie na łące nad strumieniem i przeklinając pod nosem. Samo leżenie było dosyć przyjemne, łagodny zapach łąki nie dokuczał, ziemia była miękka i ciepła, gdyby pominąć głowę, natrętne łaskotanie pojedynczych źdźbeł i nadmiar przyrody fruwającej i bzyczącej wszędzie wokół - istna sielanka. Przeleżała pół godziny, marząc o tym, że ktoś rozsądny za nią zdecyduje, że nigdzie dziś nie idą. A dziura w pamięci nadal nie chciała się wypełnić. W końcu zmusiła się do wejścia do wody, umyła się trochę, nie zważając na bezwstyd tego publicznego pół negliżu, za to pod wpływem kąpieli wreszcie trzeźwiejąc.
A kiedyś słynęła przecież z mocnej głowy.

Na szczęście nigdzie nie widziała Vellera, którego wzroku starannie unikała przy posiłku, bo jak wiadomo to całkiem niezły sposób na przetrwanie trudnej sytuacji całkowitej konfuzji. Zwłaszcza, że pamięć powinna wrócić więc Fay sprawy, które się wydarzyły albo i nie, odłożyła na później, kiedy to będzie w lepszej formie, podobnie jak zemstę za chytry uśmieszek, tego co w przeciwieństwie do niej wie, bo go akurat wyłowiła kątem oka przy śniadaniu.

Ale wiele rzeczy pamiętała świetnie, na przykład, że Johann, w wiosce podobnie jak oni kompletnie obcy, nie był zbyt chętny do zwierzania się, co tu robi. Odświeżona dziewczyna postanowiła wrócić do obejścia wdowy Hartmann. Rozejrzała się za kobietą i jej współlokatorem. Gospodyni krzątała się w izbie, w której niedawno jedli, Johanna nie było widać. Fay wahała się tylko chwilę. W pobliżu domu, od strony środka wsi, nikt się nie kręcił. Z tyłu nie widziała zupełnie nikogo. Zapukała w okiennicę pokoju, w którym musiał spać mężczyzna. Nikt nie odpowiedział. Otworzyła okno i włożyła głowę do środka. Johanna nie było. Jak najciszej wskoczyła do wewnątrz. Postanowiła zaspokoić ciekawość oglądając rzeczy mężczyzny. Nie miała zamiaru go okradać. Podejrzenia zbyt szybko padłyby na nich. Ale może coś z jego rzeczy, o ile dalej były w pokoju powie jej coś ciekawego, kim jest lub czemu zawędrował w te strony. Choć gdyby miała zgadywać postawiłaby na to, że szuka kogoś z wcześniej zaginionych. Kilkanaście osób to już nie igła w stogu siana, ktoś z ich przyjaciół albo wrogów, musiał tu w końcu dotrzeć.

***

Spotkali się w końcu w centrum wsi, przy studni. Kiedy właśnie miała w odpowiedzi na pytanie Markusa zagłosować za folwarkiem - najpierw, ale lepiej jutro - pojawił się wójt. Ruszyła za nim wraz resztą. Całkiem zresztą zaintrygowana wydarzeniami.
Jednak na miejscu nie przydała się na wiele. Oczywiście rany z tyłu głowy ciekawiły i ją, ale nie miała mądrych pomysłów na wytłumaczenie tej sprawy.
- Może coś czy ktoś szuka jakiegoś … - zawahała się - no… jakiegoś konkretnego mózgu. Zabija i robi tę dziurę, żeby sprawdzić, czy się mózg nadaje. Co? – spojrzała pytająco na Vellera, zapomniawszy zupełnie, że go unika.
Zaraz jej samej ten pomysł wydał jej się głupi. Ale zapanowała nad mimiką. Instynktownie przysunęła się do Siggiego. Niech mądrale myślą, ona nie jest w tym aż tak dobra.
Potem wraz z innymi oglądał znalezioną przez Markusa kość. I oczywiście nie dotrzymała postanowienia sprzed chwili.
- A jeśli napastnikami byli jacyś ożywieńcy? To znaczy trupy? – przypomniało jej się, że Markus mówił o śladach butów, a trupy w butach… i taka ładna teoria się wali. Ale po chwili wpadła na coś innego. – Lepiej spalić te zwłoki, bo jeszcze ożyją. Może to po to te dziury? Szkoda, zę nie ma jak sprawdzić co z krasnoludem.No i w ten sposób buty by pasowały, bo zwłoki mogą być stare i nowe.
Zapewne nie była mądra, ale za to miała bujną wyobraźnię. Popatrzyła wyzywająco na mądrzejszych od siebie.
Najgorsze było to, że naprawdę musieli się dowiedzieć, co się dzieje, jeśli chcieli przeżyć. Zacisnąwszy usta przytakiwała przy propozycji Vellera pokrojenia któryś zwłok.
- A potem kierunek folwark. Może tam będzie ktoś żywy – jakoś w to nagle przestała wierzyć.
Modlitwa do Morra sama wcisnęła się jej na usta.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline