Chyba w sumie udało mi się wysłać do wszystkich, ale mogę puścić jeszcze raz
Uwaga, uwaga:
...Cała drużyna niepewnie przedzierała się przez tumany mgły, rozglądając się na boki z coraz większym niepokojem. Ze słów zjawy wynikało, że cokolwiek znajdą na końcu tej ścieżki, będzie to coś ważnego i istotnego dla całego Śródziemia...
W pewnym momencie zobaczyli słaby poblask, jakby ogniska. Skierowali się w tą stronę i już po chwili znaleźli się na polanie - niewielkiej, ale jednak dość dużej, aby się wszyscy wygodnie zmieścili otaczając kręgiem duże ognisko i postać przy nim czekającą. Wszyscy wchodzący zwracali uwagę na dziwne, podłużne przedmioty leżące nieopodal ogniska i, najwyraźniej, Orendila! Cały w uśmiechach machał serdecznie do hobbitów, pozdrawiając też Galdora i Szramę, ciekawie też spoglądał na Strażników, których widział po raz pierwszy. Odmachali tylko, wyraźnie czując, że nie należy się zbliżać, ale dlaczego?
Gdy tylko ostatni z nich zajęli swoje miejsca i zsiedli z koni, złapał oburącz długą rurę z przygotowanego stosu, na chwilę włożył w ognisko, które raptem rozbłysło jaskrawo i wbił z całej siły w ziemię przed sobą, po czym... skrył się pomiędzy wierzchowcami?
Co on wyrabia? - przemknęło przez myśl Strażniczki, jednak nie zdążyła się nad tym głębiej zastanowić, gdyż nagle... HUK!!! Coś świsnęło i jeszcze bardziej zadymiło i tak już zamgloną polanę...
Orendil zaśmiał się jak dziecko, przepędzając jednym machnięciem ręki całą mgłę i dym, po czym wszyscy - usłyszawszy kolejny huk, jak na komendę spojrzeli w niebo. I cóż zobaczyli! Fantastyczne, kwieciste kształty rozwinęły się na nocnym niebie, przeplatając ze sobą, to znów rozdzielając, amarantowe, złote, srebrne, turkusowe, jadeitowe i rubinowe! A Orendil już wyciągał kolejną rurę i wsadzał w płomienie...
W pierwszej chwili Narfin miała ochotę uciekać, ale spojrzawszy na promieniejącego elfa i aż skaczących z uciechy hobbitów, została na miejscu. Gdy zobaczyła pierwszy fajerwerk, aż otworzyła usta ze zdumienia. Nie widziała ich nigdy wcześniej, więc nie miała bladego pojęcia, co to i czego się po tym czymś spodziewać. Jednak, gdy po chwili na niebie ukazały się świetliste kwiaty a po nich sylwetki hobbitów pijących z krasnoludem, śmiała się z pozostałymi jak dziecko.
Pokaz trwał i trwał, co raz to nowe dziwy malowały światła wśród głębokiej nocy. Stwory mityczne i zwierzęta dobrze znane, potworne orki i piękne elfy, ludzie, krasnoludy i hobbity... Nawet Szrama nie utrzymał kamiennego wyrazu twarzy na widok siebie dającego jabłko klaczy. Przy sylwetce Haerthe wszyscy posmutnieli, ale kolejne sceny wygnały ten smutek i znów przywróciły uśmiech... Kiedy w końcu wystrzelony został ostatni fajerwerk i ostatnia scena rozpłynęła się wśród nocy, Orendil wykrzyczał życzenia trafiające wprost do ich serc, przynoszące ukojenie i pewność, że wszystko skończy się dobrze. Bo czyż może być inaczej?
Później było już tylko składanie sobie nawzajem życzeń i uczta (stoły, nie wiadomo skąd, pojawiły się na obrzeżach polany) a po niej błogi sen...