Steven kulił się z krzakach, nie myślał, jedyne co teraz czuł to strach. Wszędzie w koło kanonada artyleryjska, kule śmigały w niebo. A steven dalej kulił się w krzakach.
Nie wiedział co ma robić więc po prostu siedział. Nagle usłyszał „piorun”.
„Bogu dzięki nasi”- pomyślał steven. Grzmot- Odkrzyknął z radością w głosie. Jeśli mógł się z czegoś cieszyć to chyba tylko z tego że wreszcie spotkał kogoś kto żyje i jest mu przyjazny.
Steven skulił się trochę niżej i zapalił jednego lucky strike’a, szansa że wrogowie go zobaczą była nikła, a on musiał sobie zapalić. Normalnie by się napił, ale teraz musiał zapalić. |