Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2010, 17:49   #138
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Michał - Domek


Elfy, a wraz z nimi Giuseppe, zniknęli z pola widzenia. Wkrótce zniknął również kupiec, który miał w planach udanie się po pomoc. Co prawda to, iż ktokolwiek uwierzy w jego opowieści było zdecydowanie rzeczą wątpliwą, jednak przekonany o słuszności swej decyzji nie miał zamiaru zbaczać z wyznaczonej sobie drogi. Został więc Michał sam wraz z nimfą, która najzwyczajniej w świecie zdawała się niczym nie przejmować. No, może poza fryzurą Polaka, którego to włosy wielką atencją z jej strony pochwalić się mogły.

- Chodźmy już. Chciałeś zebrać informacje, prawda? Zam kogoś kto ma ich wiele i chętnie ci pomoże. Nawet mieszka niedaleko. Co ty na to?

Zapytała muskając lekko policzek mężczyzny i przymilnie się do niego uśmiechając.

- Co ja na to? Oczywiście się zgadzam. - odparł, próbując nie zwracać uwagi na zachowanie Serenay ...

Aby cokolwiek przedsięwziąć winienem wpierw swą wiedzę poszerzyć. Czyż w innym wypadku mam szansę przetrwać spotkanie z krwiopijcami, które już raz miały mnie w swojej mocy?
Michał spojrzał w oczy nimfy, chcąc podkreślić wagę swych słów. Lecz czy na pewno? W głębi duszy wiedział, że nie... Chodziło mu jedynie o jej spojrzenie. Szczery, niewinny, współczujący wzrok, który dodawał mu otuchy. Jednak nie chciał się do tego przed samym sobą przyznać. Po pierwsze był człowiekiem, a ona nimfa ... stworzeniem magicznym. Któż wie, ile będzie żyła? Dziesięć, sto, czy może tysiąc lat? Jeśli długo ... sprawi jej ból swą śmiercią. Gdy krótko ... to on nie będzie się mógł po starcie pozbierać.
Poza tym istniał jeszcze jeden powód: strach. Polak bał się, że zwariuje z powodu natłoku zdarzeń, które w ostatnich dniach przeżył, zgromadzenia emocji i napływu nowej, częstokroć szokującej wiedzy o ukrytych przed oczami zwykłych śmiertelników sprawach tego świata.
W ciągu ostatnich dób przeżył tyle, co wielu ludzi w ciągu całego życia, a nawet więcej. Bo czyż przeciętny chłop harując dzień w dzień przy uprawie pól miał okazje zaznać tylu niesamowitości? Albo nawet szlachcic jakowyś, który... posiadłszy bezpieczny dwór, czy zamczysko ... spędza dnie doglądając poddanych, zaś noce przebalowuje? Zapewne nie.

- Nie musisz odpowiadać. - podjął Michał, nim Serenay zdążyła rozpocząć pocieszanie. Nie dopuszczenie damy do głosu nie było czynem zbyt uprzejmym, lecz w tym w pełni uzasadnionym.
- Po prostu mnie poprowadź do swych przyjaciół, gdyż w tej chwili są oni moją największą nadzieją.


Michał - Gdzieś w lesie.



Droga do owych przyjaciół dziewczęcia wiodła wśród nocy i lasu. Pokonywać ją zaś musieli pieszo gdyż żaden rumak nie ocalał z pogromu przez wampiry uczynionego. Dla niej była ciekawa, wesoła i dość gadatliwa. Dla niego? Któż odgadnąć zdoła co się w głowie młodzieńca działo gdy takowym natłokiem informacji o leśnym życiu został uraczony, że i mędrcowi ciężko połapać się było. Wśród tych informacji nie zabrakło i takowych, życia intymnego się tyczących, o których nawet w myślach ciężko by się nie rumienić było. Zdawała się bowiem panna wiedzę dość znaczną na te tematy posiadać i żadnego przy tym oporu przed dzieleniem się nią z towarzyszem swoim.
Dotarli wreszcie rankiem wczesnym, do jeziora nad którym kamienny dom przystanął. Dom to był dość niezwykłej konstrukcji, prędzej zamek jakowyś w miniaturze zrobiony niźli zwyczajne do mieszkania miejsce. Miał on bowiem wieże z której otwory strzelnicze groźne spojrzenia na gości rzucały. Miał również blanki z których snadnie bronić by się można. Reszta jednakże dość zwyczajna była. Większa może niźli zwyczajne domy, lecz trochu jedynie.



Mijały chwile. Księżyc zbliżał się ku linii horyzontu, aby ustąpić miejsca słońcu, a oni wędrowali. Niby krótko ... rankiem byli już na miejscu. Jednakże wedle oceny człowieka wędrówka była potwornie długa. Szczególnie jeżeli liczyć ją w liczbie plotek i opowiastek, które usłyszał. A to o tym, jak elfy domy urządzają, jak nimfy ludzi zwodzą, czy co się ostatnio pod starym dębem zdarzyło. Słowem ... nic przydatnego. Jednak niekiedy na tyle prywatnego, a nawet intymnego, że Michał obawiał się słuchać.
Czyż przystoi mi wiedzieć takie rzeczy... - zastanawiał się raz po razie - ...A czy przystoi kobiecie ... chociażby nimfą była ... rozprawiać o nich...
Tak też mu podróż zlatywała.
Kiedy cel do którego zmierzali zobaczył, poczuł radość w sercu. Bo choć głos jego towarzyszka miała słodki, czuł, że wielkim trudem byłoby ścierpienie kolejnych, długich godzin przy jej ciągłym szczebiocie.
Kiedy Serenay pobiegła do drzwi, mógł w spokoju obejrzeć budynek.

- Chodźże prędzej to może na śniadanie zdążymy.

Ponagliła Michała po czym sama pędem ruszyła ku starszej niewieście która w otwartej bramie się ukazała.
Kiedyś nieco dziwna architektura tego domu wywołałaby u mnie chociaż zaciekawienie. - zauważył w myślach - Jednak teraz jest dla mnie obrazem zupełnej normalności.

- Bella! Bella... Spójrz kogo przyprowadziłam! - Wykrzyknęła radośnie po czym objęła kobietę i złożyła na jej pomarszczonym policzku czuły pocałunek.

Polak westchnął i przyśpieszył, by dogonić nimfę.
Gdy podszedł do drzwi, skłonił się i rzekł:

- Witaj pani. Ta oto moja towarzyszka przyprowadziła mnie tutaj, za co jej ogromnie i z całego serca dziękuję, i powiedziała, iż mogę tu zasięgnąć rady i informacji przed starciem z okolicznymi wampirami, które na moje życie, jak i na duszę czyhają. O tym dlaczego i z jakim skutkiem powiem może później, gdyż teraz wypada mi się przedstawić. Jestem Michał z rod Mieczników. Pochodzę z kraju Polską zwanego.

Przedstawiwszy się, Michał spojrzał z oczekiwaniem na starszą kobietę. To ona miała być tą, która mu pomoże. Z jednaj strony nie wyglądała na osobę, która może się przeciwstawić wampirom. Jednak.... Wszystko jest możliwe, a nawet jeśli wygląd nie był jedynie pozorem, to jako stara i doświadczona mogła mu wiele powiedzieć. W końcu wiek przedśmiertny jest też wiekiem mądrości.
Poza tym nie wiadomo, czy to o nią chodziło nimfie. Może jest tu jedynie gospodynią?

Kobieta, Bellą nazwana, wyswobodziwszy się z objęć rozradowanej dziewczyny uprzejmie skłoniła głowę przed młodzianem.

- Wdzięczny być powinieneś młodzieńcze. Serenay bowiem niezbyt często gości do nas sprowadza, a jeszcze rzadziej ludzi. Wiedza której potrzebujesz zostanie ci przekazana o ile córki moje i synowie zgodę na to wyrażą. Teraz jednak wejdźmy do środka. Głodnyś zapewne i spragniony.

Co mówiąc odwróciła się i ruszyła przodem ku bramie, z której chwilę temu wyszła.

Wieża - północ.



Marco.


Lialam przytuliła się do swego kochanka lecz myślami była gdzie indziej.
Czuła ciepło które od niego płynęło, słyszała słowa które wypowiadały jego usta, jego dotyk. Jednocześnie zaś czuła smutek i niepewność. Zatem tak miało się to zakończyć? Pochyliła głowę tak by nie mógł czytać z jej twarzy. Te wszystkie lata. Smutek i ból. Zatem teraz nadejdzie ich koniec? Nie mogła tu pozostać. Musiała odejść. Musiałą pójść tam. Być tam. Zaczęła nucić. Z początku cicho, ledwie słyszalnie. Z każdą chwilą jej głos nabierał jednak mocy zniewalając i przejmując władzę nad mężczyzną.

- Śpij Marco... Śpij kochany...

Szeptała miedzy czaru słowami. Delikatnie gładząc jego twarz starała się nie dostrzegać wyrazu jego oczu. Nie mogła...
Gdy zasnął wstała i pospiesznie założyła suknię. Zamykając za sobą drzwi miała nadzieję że jej wybaczy.



Giuseppe.



Drzwi do pokoju ukazały się wraz z chwilą gdy o nich pomyślał. Wnętrze wyglądało niemal dokładnie tak jak w chwili gdy je opuszczał. Ogień wesoło płonął w kominku rzucając przy tym wyzwanie cieniom, które się w komnacie zalęgły jako że świece zdążyły żywot swój zakończyć. Rozsunięte zasłony widok na srebrną tarczę księżyca umożliwiały i wstęp jego promieniom łatwiejszym czyniły. Tak więc chłodne jego światło o lepsze z ciepłym blaskiem kominka walczyło. Walka... Wszędzie walkę dostrzec można było jakby całe to miejsce nic lepszego nie miało do czynienia.
Noc jednak minęła spokojnie.




Ranek.



Wstało jak zwykle.
Niepomne śmierci.
Niepomne narodzin.




Marco


Zbudził się czując czyjąś obecność w pokoju. Nie byłą to jednak Lialam. Skąd wiedział? Któż to wie, pewnym jednak było iż ukochanej jego nie było przy nim. W mroku pokoju miast jej słodkiego głosu rozległ się inny, znajomy głos.

- Wybacz że cię zbudziłam Marco. Lialam prosiła by ci przekazać że będzie w ogrodzie. - Zamilkła.
- Jak myślisz, drogi przyjacielu, czy umieranie kogoś takiego jak ja boli?

Otworzył oczy zaskoczony rozglądając się przez chwilę, jakby nie wiedział, co się dzieje.
- Proszę? - rzucił na początku niezorientowany. - Aaa, Merime? - wreszcie otrzeźwiał oraz ... pojął, co powiedziała księżniczka. - Szlag! - wrzasnął kompletnie jak na polu, nie zaś lordowskim dworze. - Co was wszystkich pokopało? Najpierw mała, potem ty? Ani mi się waż gadać takie rzeczy.

W głosie, który dobiegł ze znacznie bliższej oknu stronie niż poprzednio, pobrzmiewało zdziwienie.

- Mała? Chodzi ci o Alaye? Ona żyje Marco, nic się jej nie stało.

- No, to dobrze. Przyszła nocą i nagadała tyle, że prawie dostałem wstrząsu. Teraz natomiast ty. Ech, zajmij się czymś milszym, jak chcesz, chodź do ogrodu. Wiem, ze macie z Lialam trochę na pieńku, ale chwile jakoś wytrzyma. To dobra dziewczyna.


- Między mną a Lialam panuje pokój. Właściwie nawet stara przyjaźń. To jej dar dla mnie. Bądź tak miły Marco i podziękuj jej za to. Teraz...- Skrzypnięcie odsuwanych rygli okiennych rozdarło chwilową ciszę jaka nastąpiła gdy Merime zamilkła.
- Teraz już czas na mnie. Nie mogę dłużej odwlekać tej chwili bez szkody dla Alayi. Jej życie ma bowiem swą cenę. Żegnaj Marco.

Snop światła jaki wdarł się do komnaty, na chwilę oślepił człowieka. Gdy jednak oczy jego przyzwyczaiły się do nagłej jasności, ujrzał Mermie w snopie owym stojącą. Dłoń jej wyciągnięta była w stronę słońca, a na twarzy widniał łagodny uśmiech gdy odwróciwszy się w jego stronę, oznajmiła.

- Nie boli...

Dłoń dziewczyny zamieniać się zaczęła w biały pył. Ten sam los w krótkim odcinku czasu podzieliła reszta jej ciała wraz z szatami które na sobie miała. Pyl ten unosił się łagodnie na falach promieni złocistych, migocząc w nich niczym miliardy drobnych diamentów rozsypane na lśniącym płótnie.



Giuseppe.


Zbudził się czując czyjąś obecność w pokoju. Nie była mu nieznana, lecz inna, odmieniona. Nie wiedział skąd brało się przeświadczenie że miał już z tą osobą do czynienia, ani to mówiące mu, że nie ma się czego z jej strony obawiać. Gdy z ciemności rozległ się głos, nie mogło być wątpliwości. Alaya.

- Dzień dobry Giuseppe. Wybacz że cie budzę tak wczesnym rankiem.

- Dzień dobry, Alayo - powiedział, siadając na łóżku. A raczej, wymiary uwzględniając, na łożu. - Nie masz za co przepraszać. Jak noc minęła? - dodał.

Nie odpowiedziała. Miast tego wypowiedziała kilka słów w śpiewnym, elfim języku. Pokój odpowiedział na nie niemal natychmiast. Wesoły ogień zapłonął w kominku, a blask świec rozjaśnił mrok. Mógł ją więc teraz dostrzec wyraźnie. Nie przypominała tej Alayo, którą poznał. Nie z wyglądu. Długie włosy w odcieniu ciemnego brązu spływały luźno na plecy tworząc naturalny płaszcz. Suknia, biała i raczej prostego kroju, podkreślała bynajmniej nie dziecięce kształty młodej elfki. Nie były to jednak jedyne zmiany. Nieco bledsza skóra, szkarłatne wargi i ten płomienny blask w oczach nie pozwalały na żadne wątpliwości. Giuseppe miał przed sobą kolejnego przedstawiciela Dzieci Nocy.

 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline