Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2010, 22:42   #61
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Ruszyli do kancelarii. Alojzy wraz z Pierrem szli na przodzie, ona nieco z tyłu. Miała trochę rzeczy do przemyślenia. Ślub. Mąż i żona. Srebrna obrączka na serdecznym palcu dziwnie ciążyła. Nie nieprzyjemnie. Po prostu dziwnie. Odkąd Franciszek zapukał do pokoju Pierra wszystko działo się jak we śnie. Niepokojącym śnie z którego nie można, a może i nie chce się obudzić.
Nie tak wyobrażała sobie tą chwilę. Nie żeby jej ta odmienność przeszkadzała. Byłą tu z nim i tylko to się liczyło. Jego dotyk, spojrzenie, głos. Przy nim nie brakowało jej tak tych kwiatów, białej sukni i rodziny wokoło. Nie brakowało życzeń i uczty. Dla niego mogła zrezygnować z tego wszystkiego. Właściwie to już zrezygnowała.
Spojrzenie ponownie powędrowało w stronę srebrnego krążka. Brakowało jej tu dziadka i jego pokrzepiającego uśmiechu. Brakowało muzyki i śpiewu. Brakowało radości. Wszystko... Cała ta uroczystość miast być wypełniona pogodą, nacechowana została niepewnością, kłamstwem i zbrodnią.


Odebrali zaświadczenie potwierdzające zawarcie małżeństwa. Właściwie to odebrał je Pierre gdyż Tess stanęła przy oknie. Dłoń dziewczyny raz po raz gładziła rękojeść sztyletu. Teraz nadszedł czas na działanie. Tylko że... Nie mogli tego zrobić tu, w kościele. Nie była szczególnie wierząca, jednak... Nie tu...
Odwróciła się więc z radosnym uśmiechem na twarzy, który jednak nie sięgnął oczu.

- Dziękujemy księdzu. Pasuje nam teraz uczcić tą radosną chwilę. Będziemy zaszczyceni mogąc wznieść toast za szczęście naszego związku wraz z księdzem. Wciąż pamiętam smak wina, które przy kolacji mieliśmy okazję kosztować. Bylibyśmy wdzięczni...

Grymas, jaki pojawił się na twarzy proboszcza z pewnością nie był wyrazem radości. Pierre'owi przez moment skojarzył się ze złapanym w pułapkę szczurem. Może to jednak było tylko wrażenie, bo za moment Alojzy uśmiechnął się szeroko.

- Oczywiście, drogie dziatki - powiedział. - "Bezczelna dziewucha... Jeszcze moim winem ślub swój chce uczcić.... Powinienem był potrójną wziąć stawkę..." - dodał w myślach

Tess skłoniła się uprzejmie po czym przepuściła mężczyzn przodem. Salon proboszczowy znacznie lepiej jej pasował na miejsce spowiedzi, która wkrótce miała nastąpić. Kominek wszak wesoło płonął i coś na knebel zdatnego prędzej się znajdzie. Zaplanowała sobie bowiem by księdza na jego własnym fotelu posadzić i związawszy wcześniej ręce jego z tyłu, przypiec mu pięty. Szarpał się będzie, to pewne. Tedy na jej barkach owo przypiekanie, a na Pierra utrzymanie duchownego w miejscu i pytań zadawanie. Nie czuła przy tym żadnych sumienia wyrzutów. Czy była przez to złą osobą? Może i tak, jednak dla tej osoby litości w jej sercu zabrakło.

Salon pozostał takim jakim go zostawili parę dłuższych chwil temu. Ogień wciąż płonął w kominku, a świece dodatkową jasność dawały. Ruszyła w stronę fotela który najbliżej ognia stał i na którego oparciu haftowana serwera leżała. Chwyciła jej brzeg, nieco wcześniej łagodnie gładząc zdobny ścieg. Odwróciła się i na Pierra spojrzała.

- Najdroższy? - Zapytała, jemu decyzję o rozpoczęciu przesłuchania zostawiając.

Pierre skinął głową. W jego dłoni nagle znalazł się pistolet. Szczęk odwodzonego kurka brutalnie wdarł się w spokojną atmosferę salonu.
- Zechcesz spocząć, Alojzy? - spytał, lufą pistoletu półokrąg zataczając, od proboszcze do fotela przy którym stała Tess.
- Ja? Co? - zakrztusił się proboszcz.

Tess uśmiechnęła się do niego niemal przyjaźnie.

- Chcemy jedynie porozmawiać, księże proboszczu. Pistolet w dłoni mego małżonka ma nam jedynie szczerość księdza gwarantować.

- Wy! - Zdawało się że oczy z orbit mu wyskoczą, a twarz dymić zacznie z wściekłości... Lub też przerażenia.
- Jak śmiecie?! To ja wam...! Z bronią na sługę bożego! Straż!! Straż do mnie! Ratunku!

Krzyki jego z cała pewnością słychać było na zewnątrz.

- Nie usłyszą - spokojnie powiedział Pierre. - Zadbaliśmy o nich wcześniej, dlatego nam w wizycie nie przeszkadzali. A zatem płuc nie marnuj, bo ci się oddech na później przyda.
Niezbyt delikatnym ruchem pomógł proboszczowi zająć miejsce w fotelu, a potem, wykorzystując podartą w pasy serwetę, przywiązał księdza do fotela.

Zamilkł i tylko oczami spoglądał to na jedno, to znów na drugie.

- Mądra decyzja. - Pochwaliła go Tess po czym ruszyła w stronę stolika na którym karafka leżała i nalawszy wina do dwóch kielichów skierowała się z nimi w stronę Pierra.

- Za naszą przyszłość, mężu. - Podała mu jeden z kielichów.
- I za owocną spowiedź.

Upiła łyk po czym zwróciwszy się w stronę Alojzego wzniosła kielich i ponownie upiła łyk.

- Wyśmienite. - Pochwaliła sięgając jednocześnie po pogrzebacz.
- Teraz... Pasuje nieco ocieplić nasze stosunki, nie sądzisz księże proboszczu?

Zapytała podchodząc do kominka i umieszczając go w żarze.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline