Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-01-2010, 22:42   #61
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Ruszyli do kancelarii. Alojzy wraz z Pierrem szli na przodzie, ona nieco z tyłu. Miała trochę rzeczy do przemyślenia. Ślub. Mąż i żona. Srebrna obrączka na serdecznym palcu dziwnie ciążyła. Nie nieprzyjemnie. Po prostu dziwnie. Odkąd Franciszek zapukał do pokoju Pierra wszystko działo się jak we śnie. Niepokojącym śnie z którego nie można, a może i nie chce się obudzić.
Nie tak wyobrażała sobie tą chwilę. Nie żeby jej ta odmienność przeszkadzała. Byłą tu z nim i tylko to się liczyło. Jego dotyk, spojrzenie, głos. Przy nim nie brakowało jej tak tych kwiatów, białej sukni i rodziny wokoło. Nie brakowało życzeń i uczty. Dla niego mogła zrezygnować z tego wszystkiego. Właściwie to już zrezygnowała.
Spojrzenie ponownie powędrowało w stronę srebrnego krążka. Brakowało jej tu dziadka i jego pokrzepiającego uśmiechu. Brakowało muzyki i śpiewu. Brakowało radości. Wszystko... Cała ta uroczystość miast być wypełniona pogodą, nacechowana została niepewnością, kłamstwem i zbrodnią.


Odebrali zaświadczenie potwierdzające zawarcie małżeństwa. Właściwie to odebrał je Pierre gdyż Tess stanęła przy oknie. Dłoń dziewczyny raz po raz gładziła rękojeść sztyletu. Teraz nadszedł czas na działanie. Tylko że... Nie mogli tego zrobić tu, w kościele. Nie była szczególnie wierząca, jednak... Nie tu...
Odwróciła się więc z radosnym uśmiechem na twarzy, który jednak nie sięgnął oczu.

- Dziękujemy księdzu. Pasuje nam teraz uczcić tą radosną chwilę. Będziemy zaszczyceni mogąc wznieść toast za szczęście naszego związku wraz z księdzem. Wciąż pamiętam smak wina, które przy kolacji mieliśmy okazję kosztować. Bylibyśmy wdzięczni...

Grymas, jaki pojawił się na twarzy proboszcza z pewnością nie był wyrazem radości. Pierre'owi przez moment skojarzył się ze złapanym w pułapkę szczurem. Może to jednak było tylko wrażenie, bo za moment Alojzy uśmiechnął się szeroko.

- Oczywiście, drogie dziatki - powiedział. - "Bezczelna dziewucha... Jeszcze moim winem ślub swój chce uczcić.... Powinienem był potrójną wziąć stawkę..." - dodał w myślach

Tess skłoniła się uprzejmie po czym przepuściła mężczyzn przodem. Salon proboszczowy znacznie lepiej jej pasował na miejsce spowiedzi, która wkrótce miała nastąpić. Kominek wszak wesoło płonął i coś na knebel zdatnego prędzej się znajdzie. Zaplanowała sobie bowiem by księdza na jego własnym fotelu posadzić i związawszy wcześniej ręce jego z tyłu, przypiec mu pięty. Szarpał się będzie, to pewne. Tedy na jej barkach owo przypiekanie, a na Pierra utrzymanie duchownego w miejscu i pytań zadawanie. Nie czuła przy tym żadnych sumienia wyrzutów. Czy była przez to złą osobą? Może i tak, jednak dla tej osoby litości w jej sercu zabrakło.

Salon pozostał takim jakim go zostawili parę dłuższych chwil temu. Ogień wciąż płonął w kominku, a świece dodatkową jasność dawały. Ruszyła w stronę fotela który najbliżej ognia stał i na którego oparciu haftowana serwera leżała. Chwyciła jej brzeg, nieco wcześniej łagodnie gładząc zdobny ścieg. Odwróciła się i na Pierra spojrzała.

- Najdroższy? - Zapytała, jemu decyzję o rozpoczęciu przesłuchania zostawiając.

Pierre skinął głową. W jego dłoni nagle znalazł się pistolet. Szczęk odwodzonego kurka brutalnie wdarł się w spokojną atmosferę salonu.
- Zechcesz spocząć, Alojzy? - spytał, lufą pistoletu półokrąg zataczając, od proboszcze do fotela przy którym stała Tess.
- Ja? Co? - zakrztusił się proboszcz.

Tess uśmiechnęła się do niego niemal przyjaźnie.

- Chcemy jedynie porozmawiać, księże proboszczu. Pistolet w dłoni mego małżonka ma nam jedynie szczerość księdza gwarantować.

- Wy! - Zdawało się że oczy z orbit mu wyskoczą, a twarz dymić zacznie z wściekłości... Lub też przerażenia.
- Jak śmiecie?! To ja wam...! Z bronią na sługę bożego! Straż!! Straż do mnie! Ratunku!

Krzyki jego z cała pewnością słychać było na zewnątrz.

- Nie usłyszą - spokojnie powiedział Pierre. - Zadbaliśmy o nich wcześniej, dlatego nam w wizycie nie przeszkadzali. A zatem płuc nie marnuj, bo ci się oddech na później przyda.
Niezbyt delikatnym ruchem pomógł proboszczowi zająć miejsce w fotelu, a potem, wykorzystując podartą w pasy serwetę, przywiązał księdza do fotela.

Zamilkł i tylko oczami spoglądał to na jedno, to znów na drugie.

- Mądra decyzja. - Pochwaliła go Tess po czym ruszyła w stronę stolika na którym karafka leżała i nalawszy wina do dwóch kielichów skierowała się z nimi w stronę Pierra.

- Za naszą przyszłość, mężu. - Podała mu jeden z kielichów.
- I za owocną spowiedź.

Upiła łyk po czym zwróciwszy się w stronę Alojzego wzniosła kielich i ponownie upiła łyk.

- Wyśmienite. - Pochwaliła sięgając jednocześnie po pogrzebacz.
- Teraz... Pasuje nieco ocieplić nasze stosunki, nie sądzisz księże proboszczu?

Zapytała podchodząc do kominka i umieszczając go w żarze.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 07-01-2010, 20:25   #62
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Moment wahania, wywołany zaskoczeniem, trwał naprawdę krótko. Czym prędzej ruszyła do drzwi, rozwarła je z hukiem i dopadła do łkającej postaci.

Dziewczyna zdawała się być całkowicie pozbawioną kontaktu z rzeczywistością. Na jej wejście nie zareagowała, wciąż tkwiąc jak drąg przy łóżku.
- Marie? - wyszeptała prawie, nie chcąc jej przestraszyć.

Bezruch.

- Marie, jestem tu, by ci pomóc. Nie bój się. Odwiozę cię do rodziny. Marie?

Nieznaczne drgnienie.

- Marie, chodź! - podeszła bliżej, wyciągając rękę.
Spazmatyczny ruch, skulenie ciała, które chciałoby najlepiej schować się pod łóżkiem.
- Marie. Jesteś już bezpieczna. Chodź ze mną. Nic ci nie grozi. To już koniec. Chodź, chodź... Czekają na ciebie... Chodź...

Delikatnie dotknęła jej ramienia, nie czując sprzeciwu, pogładziła po barku. Nagle dziewczyna rzuciła się w jej objęcia, łkając wniebogłosy.

- Już dobrze, ciii! Zaraz stąd odjedziemy. Ciii. Już dobrze, dobrze... dobrze.- Przytuliła Marie, pozwalając wsiąkać jej łzom w swój rękaw. Przytuliła ją. Zaczęła gładzić delikatnie jej włosy. - Nic ci już nie grozi, wszystko skończone, nie bój się, to koniec... ciiii. - Podniosła na chwilę wzrok znad jej szyi. Patrzył na nią, chłonął całą sytuację, oceniając i knując zapewne. Przez chwilę próbowała wyczytać zamiary z jego oczu. To co w nich znalazła, kolejny raz ją przeraziło. Szepnęła do Marie:
- Odejdziemy stąd, słuchaj mnie, a nic ci się nie stanie. Zaufaj mi. Wstań teraz ze mną i pozwól się wyprowadzić. Weźmiemy konia, przejdziemy przez las, a potem pojedziesz na nim do miasta. Tam na ciebie czekają. Zrozumiałaś?

Miała świadomość, że nikłe są szanse na powodzenie tego planu, gdyż z oczu dziewczyny trudno było cokolwiek wyczytać. Postanowiła jednak zaryzykować i zawierzyć los dzierlatki przeznaczeniu. Perła z pewnością zawiezie ją tam, gdzie jej przykaże. Oby tylko nic dziwnego nie przydarzyło się im po drodze.
Wzięła ją za rękę i pociągnęła do wyjścia.

- Pozwolisz panie, że zgodnie z zasadami, podarkiem mym dowolnie rozporządzać będę. Tedy pragnę, by znalazł się w miejscu dla niego bardziej godnym. -Nie doczekawszy się reakcji ze strony obserwującego każdy jej ruch i grymas diabelskiego nieznajomego, kontynuowała – Wyprowadzę ją z lasu i wyprawię do miasta, a potem wrócę. Parol mój daję. - Nie czekając na odpowiedź, która wszak w czynach konkretnych odzwierciedlenie mieć mogła, wywiodła Marie przed szopę, odwiązała Perłę i ruszyła ścieżką ku drodze. Na niej zapewniła dziewczynę o bezpieczeństwie, szepnęła klaczy tylko im znane hasło prosto do ucha, co zapewnić miało jej kłus ku najbliższej stajni i pożegnała wzrokiem znikający cel tej przygody.

Pozornie pozbawiona celu awantura trwała jednak w najlepsze. A ona, Cecylia, honorem wykarmiona, nie umiała się z niej wykpić. Wróciła więc do leśnej szopy i z bijącym trwogą sercem czekała na kolejne wydarzenia.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 07-01-2010, 21:11   #63
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Kimże oni są? Wydawała się głupią trzpiotką, umizgującą się do swego wybawcy, który od prac polowych wyrwać się ją łaskaw był. Głupia dziewczyno, zabawi się z Tobą, a potem rzuci na pożarcie innym jak zwykłą ladacznicę, aż będziesz spółkować z samym czartem, gdzie Twe miejsce! – Starał się dotąd taki ton swym myślom nadawać „święty Alojzy” - i wiedz, że ja bym go rozgrzeszył, bo w głupocie wina.
Teraz jednak przeraził się nie lada, bo strachliwy był z natury, i nie mając co najmniej dwukrotnej przewagi zmykał zawsze, gdzie pieprz rośnie lub za majestat swej szaty się chował. Kimże oni są, kiedy dziewczyna sięgnęła w stronę ognia zrozumiał. Odnalazł swoją szansę.
- Nie, nie powiedziałem nic, to nie ja. To ten głupek Francois. - oczami słyszał słowa przybysza: dwójka wystarczy by swe żniwo zebrać. Czemuż nie dostrzegł absurdu sytuacji. Ktoś taki jak przybysz musiał wybrać ową dwójkę. Dziewczyna na pozór niewinna i ten udający muszkietera kawaler. Czyż istniał lepszy kamuflaż? A to test, a on go zda! Bluźniercy cholerni! Cały ślub, błazenada, a on wierzył, że wszystko kontroluje. Teraz był już spokojny. Przecież nie o niego chodziło, był tylko mało istotnym elementem, ale nie takie zniewagi już przeżył. Był znowu sobą, pewny siebie, strach uleciał, bo nie wierzył, że zaryzykują. Każdy niepotrzebny trup utrudni ich plan, muszą z tego zdawać sobie sprawę. Byli najemnikami, a tacy zawsze mają swoją cenę.

*

Siedemnasty uśmiechnął się. Żaden gest nie zdradził go, bo czuł, że ma władzę nad dziewczyną. Jeszcze będzie musiał poświęcić wiele czasu, ale wszystko obrało właściwy kierunek. Przyjęła to, co jej ofiarował, a co za tym idzie, stała się jego.
Jesteśmy jednością Kochanie – powiedział w mrok za znikającą postacią Wybranej. - Jeszcze mnie nie rozumiesz, ale moja w tym głowa byś pokochała to, w czym oboje osiągniemy doskonałość. Jak Adam i Ewa damy początek nowemu życiu.
Przez ciebie zniweczyłem plan realizowany od blisko trzystu lat, lecz on już się nie liczy. Teraz jest nasz czas. Teraz możemy już wszystko. Kupimy to sobie, a jeśli nie to sami weźmiemy, jak teraz ty przyjęłaś mój podarek, a droga nasza zacznie się tu, lecz dotrze na salony. To tylko kwestia czasu, a my mamy go aż nadto. Każdy z nas nauczy drugiego, tego, co jest mu obce, lecz każdy z nas stanie się również posłuszny drugiemu, a to będzie coś, czego Francja jeszcze nie widziała.

Kiedy wróciła wyczuł Jej drżenie. On sam bał się, bo starał się wczuć w Jej rolę. Patrzeć Jej oczami, myśleć i pożądać. Lata doświadczeń i bat, który od dziecka czuwał nad jego zmysłami, pozwolił opanować się. Nie ufała mu na tyle, by mógł się przed nią otworzyć i sięgnąć ku jej ustom by poznać smak, który śnił mu się po nocach. Była jeszcze taka delikatna i słaba, lecz toczyła w sobie walkę. Nikt przecież nie przychodził do Niej każdej nocy odkąd skończyła 6 lat, by jak to nazwał Szesnasty, jego ojciec, kształtować i nadawać nowych kształtów życiu, wyobraźni, pragnieniom. On był już silny lecz nie doskonały, ona mogła naprawić to, co zniszczono, by stworzyć nowego człowieka. Wspaniałego silnego i zdecydowanego, lecz namiętnego. Skończą tę grę, ale najpierw się zemszczą, na tych, przez których oboje cierpieli. Widział twarze Pierra i Raula, to miał być ich cel. Wspólny, łączący ich jak ostatni akt. A potem będą już wolni, bo zostawią za sobą przeszłość.
Sięgnął po puchar z winem, w którym zamoczył swe usta. A potem podał go Jej.
- Wybaczysz Cecylio, lecz w obecnych okolicznościach wspólny kielich to jedyne, co mogę ci zaoferować – popatrzył w stronę pozostałego na stole naczynia – nie zwykłem bowiem pozwolić, by dama piła wino ze zwykłego kubka. Nim zacznę to, co obiecałem ci opowiedzieć, niech toast ten stanowi nowy początek.
 

Ostatnio edytowane przez Athos : 07-01-2010 o 21:23.
Athos jest offline  
Stary 08-01-2010, 22:02   #64
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Kpił, czy o drogę pytał? W swej pysze zupełnie opacznie zrozumiał sytuację. Gestem wyciągniętej pionowo dłoni, powstrzymała oferowany kielich.
Mylisz się. Jestem tu, bo dałam słowo. Nie po to by być twą wspólniczką. Moje czyny towarzyszą honorowi, który mam nadzieję, nigdy nie odwróci się ode mnie. Nie zamierzam mieć z tobą nic wspólnego. A jeden kielich to już niebywała perwersja.
- Skąd wiesz jak mam na imię? - wypaliła znienacka. - Quel diable kazał ci zainteresować się moim życiem. Pourquoi? - wrzasnęła w końcu, odczuwając coraz bardziej ciężar atmosfery towarzyszącej temu spotkaniu.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 10-01-2010, 21:51   #65
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Postawa Alojzego nagle się zmieniła. Całkiem jakby proboszcz uwierzył we własne siły, albo spodziewał się nadejścia nie oczekiwanej wcześniej pomocy.
Pierre na moment przymknął oczy i zamienił się w słuch, usiłując wychwycić jakikolwiek niepokojący odgłos. Nie usłyszał nic. Cóż zatem sprawiło, że na twarzy księdza pojawił się spokój?
A może nie wierzył, że cokolwiek mu grozi?

- Francois, powiadasz ojcze? - zadumanym tonem stwierdził Pierre. - Będziemy musieli to przemyśleć, prawda, Tess?

Dziewczyna skinęła głową.

- Masz rację, kochany. Może jednak nas oszukano - powiedziała nad wyraz poważnym tonem, ale w jej oczach zabłysły wesołe iskierki. Podeszła do kominka i poprawiała pogrzebacz. - Za wolno się rozgrzewał - powiedziała obojętnie - a my mamy za mało czasu. Czeka nas w końcu noc poślubna.

- Tak, kochanie. - Pierre rzucił jej gorące spojrzenie. - Proponowałbym zatem zacząć od stóp - stwierdził obojętnym tonem. - Zawsze słyszałem, że są dość czułe... Co prawda istnieją bardziej wrażliwe miejsca, ale uważam, że jako moja małżonka nie powinnaś patrzeć na takie szczegóły anatomii innych mężczyzn.
- Zastosuję to dopiero w ostateczności, ale mam nadzieję, że tak daleko nie będziemy musieli się posunąć.

Wyciągnął z płomieni pogrzebacz i prysnął na niego kilka kropli wina. W powietrzu rozległ się obiecujący syk.

- No to możemy zaczynać. - Wbrew swoim słowom odłożył pogrzebacz z powrotem do kominka. - Najpierw trzeba ściągnąć buty - wyjaśnił i zaczął rozwiązywać sznurówki trzewików proboszcza. Ten usiłował poruszyć nogą, ale więzy założone przez Pierre'a były zbyt solidne.

- Nie szarp się, Alojzy - powiedział spokojnie Pierre. - To i tak nic nie da...

Sięgnął po pogrzebacz i powolnym ruchem przysunął do podbicia stopy proboszcza.

- Im szybciej zaczniesz mówić, tym mniej będzie boleć... I lepiej mów prawdę. Tess ma bardzo czuły słuch i wychwyci każdą fałszywą notę.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-01-2010, 23:14   #66
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Siedemnasty wybuchnął śmiechem, gestem dłoni zachęcił Cecylię by powstrzymała swą złość.

- Gniew rodzi nienawiść – i kto to mówi - a to ostatnie, czym chciałbym zostać obdarzony. Obiecałem Ci opowieść, a ona wyjaśni Ci każdy szczegół, rozwieje każdą z wątpliwości. Nie traktuj mnie jak wroga lecz spróbuj zrozumieć. - Zaczął krążyć po izbie, pojawiając się to raz naprzeciw, to raz za plecami dziewczyny. Jeśli nawet zlękniona odwracała wzrok w obawie by czegoś nie uczynił bez jej wiedzy, pozostał obcy na jej odruchy. Liczyło się to, co chciał jej przekazać, bo w swym szaleństwie wierzył, że opowieścią może dokonać rzeczy niebywałej, jak pisarz, który jednym gestem pióra zmienia losy całej powieści.

To wszystko zaczęło się trzy wieki wstecz, z racji nauk przez Ciebie otrzymanych nie będę Cecylio przybliżał Ci owej epoki. Dla nas, Ciebie, mnie, Raula i Pierra stanowiło to początek. - Czy zmysły jej wyostrzyły się jeszcze bardziej słysząc, że jej towarzysze nie są przypadkowi w owej opowieści? - Ktoś kiedyś kochał, a ktoś inny nie potrafił owej miłości przyjąć, co gorsza w ową historię wplątało się uczucie jakim obdarzono trzeciego z bohaterów owego dramatu. Dodajmy więc jeszcze, że całość kończy się pojedynkiem uczciwym mniej lub bardziej, to tylko kwestia interpretacji i punktu spojrzenia.
Nie musisz tak patrzeć na mnie, los połączył nas już kiedyś, teraz możemy tylko zaufać i podążyć dalej. By nie zbaczać z przyjętej drogi, jaką winna biec moja opowieść, dodam, że całość obserwowała siostra tego, który zginął owego dnia. Pierwsza, tak ją nazwę, bo imię Marie zbyt mylne wydawać się może. Jestem jej potomkiem i jako Siedemnasty zmuszony zostałem do walki z tymi, którzy zniszczyli coś wyjątkowego, nienamacalnego, pięknego. - sięgnął po puchar i odnalazł w nim pustkę, upłynęły więc cenne chwile gdy ponownie go napełniając nie mówił nic. Gdy powrócił do Niej w pełni swej osobowości ostatnia myśl jakby zawisła w powietrzu, a on podążył gdzieś dalej.
- Kiedy po raz pierwszy zabiłem, nie czułem strachu, bo to było mi obce. - popatrzył w oczy Cecylii by wyczuć w nich nutkę wątpliwości – byłem wtedy zbyt młody by zabijać, miałem ledwie dwanaście lat, lecz to była kwestia sprawiedliwości. Mojej, Twojej, Naszej?
Zabiłem Szesnastego we śnie! Wystarczyło jedno pchnięcie by dusił się krwią, która zalała jego koszulę. Nie patrz tak na mnie, ostrzegłem go kilka godzin wcześniej, że to ostatni raz kiedy sięga po bat. Miał czas by podjąć decyzję. Czy zrozumiał aluzję zapytasz? Jeśli nie, to oznacza jedno, był zbyt głupi na to być żyć. Zbyt plugawy by być Wybranym. Każdy ma taką śmierć na jaką zasłużył, on umarł krztusząc się krwią, prawie jak chłop, którego nie stać na medyka.
Pluł krwią – spojrzał w Jej twarz, przybliżył swój wzrok ku jej oczom i wówczas można by rzec nie był sobą – krwawił, a Wybrani nie krwawią. Oni czasem umierają, lecz nie krwawią. Brzydzą się krwią, zemstą, okrucieństwem, rozumiesz Kochana? - znowu był sobą, stał przed Nią i sięgnął dłonią w stronę jej policzka. Czy dostrzegł łzę, którą chciał zgarnąć w swą dłoń, czy po prostu chciał dotknąć jej ciała, a może i wciąż toczył w sobie walkę. Siedemnasty i Xavier, bo jeśli nie dodałem to były dwie różne osoby.
 
Athos jest offline  
Stary 17-01-2010, 22:00   #67
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Jej natura warzyła się właśnie w kipieli i grzała w nazbyt wznieconym ogniu.

Dość tego! Ile znieść może niewinna dusza kobieca?

Roześmiała się obłąkańczym śmiechem gdzieś pomiędzy „krwią” a „ Kochana”, a może tuż po? Nieistotne. Dość miała już bycia marionetką. Chciała mieć swój udział w realizacji dzieła. Nie tylko statystką, nie tylko aktorką, lecz...

- Grasz swą rolę zaiste barwnie i malowniczo. Nic dodać , nic ująć. Wzruszasz, przerażasz, fascynujesz i budzisz obrzydzenie. Wiesz o tym z pewnością, a jednak wygrywasz swą muzykę, deklamujesz swoje wiersze, wabisz, nęcisz, intrygujesz, odstraszasz.

Musiało go to zaskoczyć z pewnością. Przemiana , która w niej następowała, nie mogła być przewidzianą. Popatrzyła mu w oczy, szukając kolejnej możliwości przytarcia zarozumiałego nosa. - Zapewne masz w swej głowie zapamiętaną recepturę na zaślepioną ukochaną. Głupią dzierlatkę. Idiotkę najpewniej. C'est la fin. Ja już dłużej nie mogę. Koniec gry.
Oszczędź mi parafraz, metafor, paraboli i wszelkich innych środków poetyckich. Spójrz mi w oczy i powiedz dlaczego ja? Dlaczego inne? Nie ubarwiaj, nie uciekaj się do przenośni, opowiedz kim jesteś, co myślisz i dlaczego jednak ... skłamiesz?
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172