Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2010, 23:04   #57
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
- Oto dzielnica najbogatszych osób w mieście. Wasz senator z pewnością mieszka gdzieś tutaj. Życzę powodzenia.

I tyle go było widać.
Kobieta obejrzała się jeszcze by spojrzeć na miejsce, gdzie przed chwilą znajdował się Rodianin. Aż ciekawym było, że jego własny cień za nim nadążył, tak szybko postanowił ich zostawić, znikając gdzieś w odmętach tego miasta. Zaraz też straciła nim zainteresowanie i na powrót zwróciła swe lica ku placowi, a dokładniej to ku budynkom go okalającym. Już na pierwszy rzut oka dało się wyczuć swoistą.. wyniosłość tego miejsca, gdzie domy były bardziej majestatyczne niż wszystkie te, które dotąd mijali. Majestatyczne bryły, na widok których człowiek czuł się mały, nieważny, drobinką zaledwie.
Kręciło się tutaj o wiele mniej mieszkańców, ale byli oni przy tym lepiej ubrani niż ci z poprzedniej dzielnicy w której byli. Gdzieniegdzie też dostrzegała kroczących pewnym krokiem.. z braku innej słowa zakwalifikowała ich jako strażników tego miejsca.

Najwyraźniej w swej naiwności liczyła na coś więcej niż tylko zostanie zaprowadzoną do innej dzielnicy miasta, do której pewnie koniec końców sami by trafili, bo przecież nie był do niej zakazany wstęp. Była to zaledwie kwestia czasu, zapewne zagadania do jeszcze kilku kupców i może zawitania do kantyny, w której, kto wie, może czego więcej by się dowiedzieli niż od tego jegomościa. Jednak zapłacili i dostali to czego chcieli, w zdecydowanie mniejszym stopniu. Byli NIECO bliżej swego celu niż na poprzednim placu. Ah, ten zaś był nawet większy! O ironio, jakże mało możliwości to dawało.
Błysnęła jej w głowie nawet myśli o tym, czy nie wolałaby przypadkiem wziąć udziału w jakiejś bitwie wraz z innymi członkami Zakonu niż tak mozolnie kluczyć po obcym miejscu. Niezadowolenie Liry uzewnętrzniło się zaledwie westchnieniem głębszym połączonym z chwilowym przymknięciem powiek.

-Ahh.. wiele nam to nie dało, czyż nie? Ciągle pozostaje kwestia odnalezienia właściwego domu – zwróciła się do swego towarzysza, na powrót podnosząc spojrzenie na otoczenie. Lustrowała, szukała, szukała.. wskazówki jakowej, czegoś co mogliby wykorzystać, aby nie biegać od jednego domu do kolejnego w wyjątkowo nachalny sposób. Taka opcja zdecydowanie odpadała w jej mniemaniu.

Tam. Był.
Ze wzrokiem ciężkim i ogólną postawą skłaniającą patrzącego do myślenia, że owy strażnik chętniej by poszedł do kantyny lub po prostu pospałby zamiast trzymać straż w tym miejscu. Stał jakoś tak od niechcenia, od czasu do czasu tylko robiąc sugestię wyprostowania się, gdy kto z tutejszych bogatych mieszkańców przychodził. Lira jednak widziała coś jeszcze, coś, to jej się spodobało. W owym Rodianine dostrzegła szansę na znalezienie senatora w może całkiem szybkim czasie. Zresztą, nie czarowała się. Wszędzie, na każdej planecie, w każdym mieście wśród strażników z zadowoleniem wypełniających swe zadanie, znajdowali się i tacy, który byli w stanie wymienić szereg innych zajęć którymi mogliby się zająć zamiast tego. Słabość jego umysłu mogła być dla nich zbawienna. Rozciągnęła usta w uśmiechu o znaczeniu dość nieodgadnionym.

Sięgnęła ręką pod swój płaszcz i miecz bardziej do tyłu pasa przypięła, by nie było go widać, gdy po chwili szatę rozchyliła nieco, aby widać było i to co pod spodem się znajdowało. Nic nadzwyczajnego, ciało w ubraniu przecież, worek mięsa tak zwany. Ubrana tam była w tunikę z owym pasem szerokim, który w talii ją ściskał, a dekoltowi nie trzeba było wiele uwagi, aby się jego ramy nieco powiększyły i ukazywały tym samym nieco więcej niż wcześniej. Nie było to typowe ubranie dla Jedi, ale też odbiegało daleko od strojów godnych pań o obyczajach lekkich jak piórko. Bo i nie miała wyglądać jak jedna z nich. Wolała pozostawiać sporo tajemnicy skrytej pod materiałem, czasami tylko łaskawie uchylając jej rąbka.

Z takim przygotowaniem wyszła z cienia w którym zostawił ich dawny przewodnik i zostawiając Ricona z tyłu, ruszyła ku swej wypatrzonej ofierze z zamiarem wlania mu w umysł trochę jadu słodkiego. Rodianin widząc, że ktoś się do niego zbliża, przyjął pozycję zaledwie troszkę dumniejszą, jakby mając nadzieję, że dzięki temu jeszcze jego postawa wskaże, że jest strażnikiem, a nie tylko ubranie.
Niewiele musiał czekać, aby Lira się przed nim zatrzymała.

-Przepraszam bardzo, czy mógłby mi szanowny pan pomóc? - Mówiąc to uniosła rękę i dłoń skierowała ku bokowi swej odsłoniętej szyi. Zanim jednak owa znalazła swój cel, palce długie zatańczyły w powietrzu, gdy akurat mijały twarz kobiety w teatralnym geście. Moc zamrowiła ją ciepło, sięgając aż ku opuszkom i subtelnie sięgając ku strażnikowi. Delikatnie, niczym nici pajęczyny pragnące go sobą miękko otulić i zachęcić do rozmowy ze stojącą naprzeciw niego kobietą, której dłoń trafiła już na swoje miejsce. Dodatkowo głowę przy tym przechyliła i przeciągnęła się leniwie lśniąc białą skórą pomiędzy połami szaty i dekoltem tuniki znajdującej się pod spodem.

-Zgubiłam się najwyraźniej, tak duże to miasto się wydaje, a kluczenie wśród uliczek nie zachęca, oj nie. Czy mógłbyś mi wskazać drogę do domu senatora Dongo Ralimy? Byłabym.. cóż..
– Na chwilę uciekła swym wzrokiem w bok, a dłoń zręcznie przesunęła się ku jej twarz, aby kciukiem mogła musnąć dolną wargę. Zaraz też złociste tęczówki powróciły do rozmówcy – Wdzięczna.

Coś się w niej zdrowo zagotowało, kiedy takie gesty jej ciało wykonywało, a z ust takie słowa padały. Z jednej strony szczerze nie przepadała za tym, ale z drugiej zaś chciała w końcu znaleźć tego ich senatora. No i, sporo też ćwiczyła różnych sposobów na przekonywanie innych do swoich racji.
Idiotki pograć nie zaszkodzi.
Raz.
 
Tyaestyra jest offline