Informacja o śmierci pani Elwiry wywołała ciszę w biesiadnej sali. Mnich skutecznie ostudził gorące głowy już, co nieco mających w czubie Sarmatów. Jak jeden mąż wszyscy ci, których ogarniał swym jedynym okiem pan Michał zdjęli z głów kołpaki, magierki czy co inszego tam na szlacheckich łbach mieli. Klęknęli.
Ciszę na chwilę przerwały zgrzyty przesuwanych i szturchanych ław i stołów. Potem ktoś zaintonował modlitwę za duszę zmarłych Oratio pro fidelibus defunctis… Requiem aeternam dona eis, Domine,
et lux perpetua luceat eis. Requiescant in pace.
Amen.*
Pan Michał nie był biegły w zagadnieniach prawnych a tym bardziej spadkowych na tyle aby określić jak bardzo śmierć wdowy wpłynie na proces odzyskiwania zagarniętych majętności. Natomiast jego doświadczenie podpowiadało mu, iż teraz rzecz będzie się miała więcej w sile szabel niż pism procesowych.
Jak to zwykle bywa śmierć jednych przypomina o tych, których już nie było wśród nas. Tak to się miało i z panem Dąbrowiczem. Wzięło mu się na wspominki pierwej na tych z rodziny, a następnie dawnych towarzyszy spod chorągwi pancernej… I jak to zwykle bywa, bez odbierania czci i szacunku zmarłej gorzałka dalej krążyła między piwniczką, salą biesiadną a wychodkiem… jeno bez radosnych przyśpiewek i buńczucznych a nade wszystko głośnych przechwałek. Przynajmniej w wykonaniu jednookiego wielkoluda tak było.
-------------------------------------------------
*Mam nadzieję, że niczego nie pokręciłem. |