Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2010, 15:10   #6
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Dusz niektórych nie chce ani niebo ani piekło


Jechały do Wrocławia szybko, a i tak zajęło im to ponad dwa tygodnie. Starały się nie zwracać na siebie uwagi, ale było to w ich przypadku trudne, dwie, podróżujące samotnie, młode kobiety bardzo różne lecz w dziwny sposób do siebie podobne, zmysłowa brunetka i szczupła blondynka, obie na gniadych siostrzanych klaczach, przykuwały uwagę. Związały je tajemnice i wola nadprzyrodzona. Zuza wskazałaby na boską, Irmina zapewne na diabelską, ale rozróżnienie nie było do końca istotne, zło i dobro często trudno było odróżnić. To przemyślenie Zuzanny, całkiem głębokie i do rzeczy, pachniało już herezją, może nie husycką tylko katarską, ale tego przecież dziewczyna nie wiedziała. Nie kochała ksiąg ani traktatów, i choć odebrała wykształcenie właściwe dobrze urodzonej pannie, a nawet dobrze urodzonemu drugiemu synowi, prędko zapomniała ile tylko mogła.

W każdym bądź razie jechały razem. Poza więzami quasi fizycznymi łączyło je niespotykane powinowactwo. Pewne rzeczy wróżyły tej znajomości dobrze. Na przykład nazwiska, Różyc i Rosenkrantz. I to, że śmiały się z tej zbieżności do rozpuku. I moment, kiedy się spotkały i żadna nie omdlała, ani nie piszczała, tylko spokojnie ustaliły fakty. Ruszyły do Wrocławia przez Kraków, bo Zuzanna uparła się by tam udać się najpierw. Z wizyty w szpitalu Ducha Świętego nic nie wyniknęło. Jedynie zmitrężyła czas, długo, z twarzą ukrytą w cieniach szerokiego kaptura, obserwując swoją matkę. Blanka ubrana w czarny habit krzątała się wokół chorych. Wydawała się taka cicha, spokojna i radosna. Zuzanna nie pamiętała jej takiej. I choć rodzicielka dziewczyny postarzała się bardzo, trudno się dziwić, wszak szmat czasu upłynął, to jednocześnie wypiękniała. Zuza nie mogła oderwać od niej wzroku. Oj korciło ją, korciło, żeby się ujawnić, na szczęście Mina powstrzymała ją przed nierozważnym krokiem, po co matce spokój duszy zakłócać, a i zginąć by przy tym przecież mogła. Wtedy po raz pierwszy przyszło pannie Różyc do głowy, że Mina może ją jednak naprawdę lubi, i nie tylko to uprzykrzone uwiązanie trzyma je ze sobą razem.

No i w Krakowie wywiedziała się o Andrzeju, który przecież musi jej pomóc, a jak nie, to raz się żyje, a czasem i dwa, na pewno mu nie daruje i zamorduje pewnie, bo musi być jakaś sprawiedliwość na świecie. Z tych planów już się Minie nie zwierzyła.

Niemniej podróż mijała Zuzannie beztrosko. Trakt był ludny, gospody gwarne, a Zuza stęskniona życia. Chwile melancholii zdarzały jej się rzadko, rok to szmat czasu, na pewno znajdzie lekarstwo na swoje przypadłości. Uśmiechała się bez przerwy, pierwsza odzywała się do nieznajomych, nie bacząc wcale na niestosowność takiego zachowania. Spragniona wszystkiego, bezwstydnie wodziła oczami za mężczyznami, nie zawsze powstrzymując się od zaczepnej rozmowy. Choć im bliżej Wrocławia tym stawała się spokojniejsza. I chwała niebiosom, jak uszczypliwie skomentowała ją Irmina. Tylko czasami, patrząc na minę pięknej Miny, Zuza zastanawiała się, czy wdowa na pewno nie ma chęci poderżnąć jej w nocy gardła. Szczęśliwie panna Różyc nie potrzebowała wiele snu.

Miała też inne troski. Któregoś dnia, zapytała się towarzyszki nagle, całkiem poważnie i wielce zafrasowana, którą z nich ten Pełka by wybrał gdyby dane mu było spotkać je w jednym czasie. Mina zaniosła się wtedy śmiechem ogromnym, bo i pewnie było z czego, choć nie zdaniem Zuzy, która wydawała się traktować tak samo poważnie problem urody, a mianowicie czy jest równie ładna jak Irmina, jak i ten, czy znajdzie we Wrocławiu ratunek i przeżyje ponad podarowany cudem rok.

W każdym bądź razie nie udało się ustalić, którą nieboszczyk Rpiński umiłował bardziej.

Kiedy indziej to Mina zapytała ją ile prawdy było w tym, co o polnej pannie w Grodźcu opowiadali, wdając się przy tym z przekornym błyskiem w oku w makabryczne szczegóły niektórych wydarzeń. Zuza rozsierdzona popuściła klaczy cugli, co oczywiście skończyło się pół mili dalej gwałtownym upadkiem. A i Mina gnała już za Zuzą, wiedziona tą siła niepojętą, co uparła się je zaprzyjaźnić.

Koniec końców ustaliły, że Zuzanna będzie się przedstawiać, jako kuzynka Irminy, również wdowa, z Mazowsza. Był to pomysł przedni, bo przecież w tę dziką krainę nikt rozsądny nie jeździł, więc sprawdzić rzecz było trudno. No i tylko u Mazura mogła nie dziwić taka nieznajomość świata, jaką czasem wykazywała się dziewczyna, która jeszcze kilka nocy temu wmawiała sąsiadom przy stole, publicznie, w gospodzie, że biskupem wrocławskim jest niejaki Wacław. Szczęśliwie dla miodowookiej panny Jagiełło cieszył się długim życiem. I tak przez aklamację przyjęły Zuzę w poczet sub Rawa viventes.

***

Do Wrocławia dotarły późnym wieczorem. Wybrały karczmę. Zuza chciała jak najbliżej katedry i siedziby biskupiej, ale Mina wybiła jej to z głowy. Mimo tłoku Jarmarku Świętego Jana jednak zwróciły na siebie uwagę. Obu nie było to na rękę.

Już dwie godziny przed północą znowu źle się czuła. Próbowała niczego po sobie nie pokazać, sama wypytała karczmarza o wolny pokój, oczywiście trzeba było zaświecić dodatkowym groszem by się znalazł. Potem usiadła za stołem, nie głodna ani nie spragniona, marząca tylko o południowym słońcu i szumie polnego wiatru. Przed oczami migały jej krwawe plamy, świat w takich chwilach tracił realność. I chyba tylko tą słabością można wytłumaczyć, że wzięła nieznajomego mężczyznę za Andrzeja. Bo przecież nie mógł być to afekt głęboki, nie po takim czasie i po wszystkich w nim zanurzonych wydarzeniach. Nieznajomy ciemnowłosy, miał niebieskie oczy, nosił się prosto i dumnie, ale na tym podobieństwa się kończyły. Niestety Zuza przekonała się o tym dopiero, gdy złapała go za poły kurtki. Nagłe zawstydzenie prawie ścięło ją z nóg. Wtedy ktoś wpadł do karczmy krzycząc o morderstwie.

Wybiegła na zewnątrz od razu, unikając w ten sposób reakcji nieznajomego. Kręciło jej się w głowie i instynktownie skierowała się na wschód, w stronę oddalonego o prawie dwieście kilometrów Grodźca. Mrok przed oczami ustępował. Za wolno. Wbiegła między dwóch mężczyzn, nie zorientowała się, że to nie ciekawscy z karczmy. Jeden klął, drugi przywoływał imię pańskie, Zuza dodała swoje trzy grosze, prawie wpadając przy tym na solidny buta franciszkanina.
- Co się stało? Kogo zabito?
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 07-01-2010 o 15:53. Powód: literówki
Hellian jest offline