Kapłan z przerażeniem spojrzał jak Urqelius ponownie wznosi miecz do cięcia. Przeraźliwie wielkie ostrze mogło rozrąbać człowieka na pół. Cadom już szykował się żeby odskoczyć przed zabójczym ciosem gdy wtem nagle fregata cała się zatrzęsła, a po chwili nastąpił wielki wybuch. Chyba nikt nie spodziewał się że coś takiego mogło się stać.
"Co do jasnej cholery?! Zaminowali okręt czy te patafiany ciągle strzelały, aż w końcu trafili w górę prochu? Idioci." Tylko tyle zdążyl pomyśleć, gdyż po chwili przygniótł go palący
się maszt: 10, ból był nie do wytrzymania, zanim kapłan wygrzebal się spod masztu ogień i żar dotkliwie
poparzył: 14 mu twarz, nogi dłonie, i ranę zadaną przez kapitana w ramię. Nie mogąc wytrzymać z bólu Cadom zaczął płakać i jęczeć na kolanach, nie był w stanie trzeźwo myśleć. Zanim w ogóle zdołał coś uczynić, na klęczkach zastał go dalszy ciąg eksplozji, tym razem podmuch miotnął nim aż do burty, w którą uderzył
głową: 16. Przeżył tylko dzięki Helmowi, gdyby nie mial jego znaku, hełmu, pękłaby mu czaszka i nie miałby szans przeżyć tego wypadku. Ale nawet mimo tej ochrony i tak zaraz po zderzeniu z drewnianą ścianą, kapłan tylko lekko jęknął, przed oczami pojawił mu się mrok, a on sam stracił świadomość.