|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
07-01-2010, 12:19 | #191 |
Reputacja: 1 | -Popierdoliło ją do końca?!- syknął Stormak otwierając z zdziwienia oczy, gdy z wymawianych przez elfkę słów wyzwalających czar, wyczytał ognistą kulę. Sekundę później owa kula popędziła jednak niespodziewanie nie w galeon a w statek straży miejskiej, na którym owa elfka płynęła. Gdyby jego żuchwę nie ograniczały tkanka i skóra, to pewnie uderzyłaby o pokład. Gdy pocisk wpadł pod pokład rozległa się eksplozja. Nawet Ogniotrzep takich wybuchów nie wywoływał, za co elfce należały się słowa uznania. Fala ciepła uderzyła go w zarośniętą twarz. Obok niego spadło kilka strzępów rozbitej na części pierwsze fregaty. Brodacz pokręcił głową z niedowierzania i spojrzał z powrotem na górę. Nie interesowały go krzyki topielców i rannych. Interesowała go jego ex-koleżanka po fachu. Podczas gdy jego przyzwany stwór trafił jedną z ostatnich iluzji, krasnolud uniósł swoją kuszę i wycelował. Był skupiony równie mocno, co podczas rzucania czaru, a może i jeszcze bardziej. Miał nie lada dylemat. W powietrzu unosiły się dwie elfki. Jedna była prawdziwa, druga była iluzją. -Prawa, lewa, prawa, lewa... Prawa!- wyliczał pod nosem nie mogąc się zdecydować. W końcu jednak wybrał cel i strzelił. -Kurwa twoja jebana mać!- krzyknął gdy pocisk bezbłędnie trafił w pierś... Iluzji. Na jego skroni pulsowały niewielkie żyłki zaś twarz była zaczerwieniona z nerwów. Została tylko jedna, prawdziwa elfka. Musieli ją czym prędzej zestrzelić, bo inaczej jej magiczne świecidełka przepadną. -Mam nadzieję, że przeżyjesz, bo wtedy zostawię Cię na całą noc z zielonym ryjem w kajucie...- złożyczył jej pod nosem, zabierając się za ładowanie kuszy. |
07-01-2010, 19:20 | #192 |
Reputacja: 1 | Kapłan z przerażeniem spojrzał jak Urqelius ponownie wznosi miecz do cięcia. Przeraźliwie wielkie ostrze mogło rozrąbać człowieka na pół. Cadom już szykował się żeby odskoczyć przed zabójczym ciosem gdy wtem nagle fregata cała się zatrzęsła, a po chwili nastąpił wielki wybuch. Chyba nikt nie spodziewał się że coś takiego mogło się stać. "Co do jasnej cholery?! Zaminowali okręt czy te patafiany ciągle strzelały, aż w końcu trafili w górę prochu? Idioci." Tylko tyle zdążyl pomyśleć, gdyż po chwili przygniótł go palący się maszt: 10, ból był nie do wytrzymania, zanim kapłan wygrzebal się spod masztu ogień i żar dotkliwie poparzył: 14 mu twarz, nogi dłonie, i ranę zadaną przez kapitana w ramię. Nie mogąc wytrzymać z bólu Cadom zaczął płakać i jęczeć na kolanach, nie był w stanie trzeźwo myśleć. Zanim w ogóle zdołał coś uczynić, na klęczkach zastał go dalszy ciąg eksplozji, tym razem podmuch miotnął nim aż do burty, w którą uderzył głową: 16. Przeżył tylko dzięki Helmowi, gdyby nie mial jego znaku, hełmu, pękłaby mu czaszka i nie miałby szans przeżyć tego wypadku. Ale nawet mimo tej ochrony i tak zaraz po zderzeniu z drewnianą ścianą, kapłan tylko lekko jęknął, przed oczami pojawił mu się mrok, a on sam stracił świadomość. Ostatnio edytowane przez Xulux : 07-01-2010 o 19:23. |
07-01-2010, 20:46 | #193 |
Reputacja: 1 | Powalony wcześniej marynarz skończył swój żywot z nieprzyjemnym chlaśnięciem. Instynktownie próbował tamować krwotok, ale życie nieubłaganie przepływało mu między palcami. Bronthion chwilę obserwował jego rozpaczliwe wysiłki „Mnie także kiedyś to spotka”. Z zamyślenia wyrwał go Ilian szarżujący zgodnie z planem na kapitana wrogiej Fregaty, bez problemu pokonał stojącego mu na drodze przeciwnika lecz… nagle coś się stało. Łotrzyk poczuł na plecach dreszcze, jakby stała za nim czarno odziana postać z kosą czekając na najmniejszy błąd. Odwrócił się by spostrzec kulę ognia pędzącą prosto w kierunku klapy pod pokład – to dało mu wystarczająco wiele czasu na reakcję. Kiedy statkiem wstrząsnęło utrzymał równowagę, seria wybuchów zalała fregatę. Ogień będący efektem połączonej siły zaklęcia i znajdującego się pod pokładem ładunku buchnął w górę zarówno w żywych jak i martwych. Szczęśliwie wymknął się[26] z piekielnej otchłani, która nawet nie osmaliła mu butów. Fregata rozsypywała się w drobny mak, odskoczył przed złamanym masztem i wtedy usłyszał wołanie Iliana. Zdążył go spostrzec gdy przelatująca w nieznanym kierunku beczka uderzyła łotrzyka w skroń. Utrzymał się na nogach lecz ledwo powstrzymał zawroty głowy [23], zacisnął zęby starając się powrócić do rzeczywistości. Po kilku sekundach zaczął szukać wzrokiem Iliana, spostrzegł go leżącego na przechylającym się pokładzie – ewidentnie mocno oberwał. Jego broń przypadkowo znalazła się niedaleko łotrzyka, podniósł ją więc i biegiem skierował się w kierunku rannego. Jego twarz była poparzona i osmalona, znajdował się na niej także siniak, a raczej krwiak – Bronthion nie mógł go tak zostawić. W pośpiechu zawiesił broń łowcy na swoim miejscu i pomógł mu wstać - o ile można mówić o takiej pomocy nieprzytomnemu. Oparł go o siebie i skierował się w miejsce gdzie odległość między statkami była najmniejsza. Kiedy dotarli do celu oparł Iliana o maszt i uderzył w twarz – dosyć mocno by go ocucić, powinien mu to wybaczyć w zaistniałej sytuacji, efektu jednak nie było. „Kurwa mać, porządnie zarobił w łepetynę, nie mogę go wziąć na plecy i skakać…” postanowił poczekać do przebudzenia elfa, miał jedynie nadzieję, że nastąpi to nim statek pójdzie na dno. Dobył broni i zasłonił łowcę, zamierzał odeprzeć ataki potencjalnych przeciwników, przyjął więc postawę defensywną.
__________________ "Kiedy nie masz wroga wewnątrz, Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy." Afrykańskie przysłowie Ostatnio edytowane przez Bronthion : 08-01-2010 o 09:37. |
08-01-2010, 20:11 | #194 |
Administrator Reputacja: 1 | Cały galeon się zachwiał, gdy potężny wybuch wstrząsnął stojącą tuż obok fregatą, ma której cholerna magiczka zaczęła bawić się ogniem. Czy w myśl zasady "Po mnie choćby potop" chciała zniszczyć oba statki? A może na tym miało polegać jej zadanie? Zatrzeć, w razie konieczności, wszelkie ślady i uciec? Kolejna niecelna strzała poszybowała w stronę czarodziejki, a potem nie było już czasu, by bawić się w strzelanie do latających celów. Tonąca fregata mogła pociągnąć za sobą przywiązany do niej galeon. Trzeba było zatem zabrać się za pozbywanie się lin łączących fregatę z galeonem. Wyciąganie haków z pokładu czy mozolne rzezanie lin mijało się z celem. Zanim zdołaliby wykonać połowę pracy znaleźliby się na dnie w towarzystwie fregaty. Trzeba było ciąć liny... Paul zamienił łuk na podniesiony z podłogi tasak - własność jakiegoś nieżyjącego marynarza i podbiegł do burty. Tuż obok niego stanął inny marynarz, toporkiem usiłujący przeciąć linę. Najskuteczniejszy sposób z pewnością nie mógł wywołać zachwytu Harvela, ale innego wyjścia nie było. Tasak trafił dokładnie w miejsce, gdzie lina stykała się z relingiem. Naprężona lina nie mogła stawić oporu dobrej stali. Jeden koniec opadł na pokład galeonu, a drugi ze, świstem przecinając powietrze, pomknął w stronę fregaty, gdzie zwalił z nóg jakiegoś nieuważnego członka załogi. Kolejna lina pękła z trzaskiem, potem następna... - Wracajcie! - Paul okrzykiem i machnięciem ręki ponaglił kompanów, którzy jeszcze pozostali na pokładzie fregaty. Stanął przy burcie z liną w ręku, by w razie konieczności służyć pomocną dłonią tym, którzy nie będą w stanie samodzielnie wrócić na pokład galeonu. - Niech to cholera! - zaklął widząc, że co najmniej dwóch członków drużyny ma pewne kłopoty... Przywiązał linę do relingu a potem skoczył na pokład rozpadającej się fregaty. |
09-01-2010, 14:06 | #195 |
Reputacja: 1 | Wzniósł triumfalny okrzyk bojowy. Uderzył trzy razy pięścią w pierś, na znam że nie ma z nim przelewek. Marynarze bali się go, a gwardziści też byli niepewni swych sił. Oto mu chodziło. Zasiać w nich strach swoim zachowaniem. Barbarzyństwem. Kiedy postanowił przebić się przez szeregi tych ludków, pokładem statku zatrzęsły nieskoordynowane wybuchy. Tuż pod jego stopami zaczęły pękać deski, a nieopodal wyrwany kawałek pokłady poleciał w jego stronę. Na szczęście ugiął się pewnie na nogach, i podparł się ręką, a deski ominęły jego głowę jego głowę. Niespodziewanie podłoże pod nim zaczęło pękać. Instynktownie odskoczył z przysiadu w tył, a pokład pod nim zaczął się rozdzielać pod wybuchami. Z szczelin zaczęły wyzierać płonienie. -Na duchy, czy to otchłań?- krzyknął przerażony. Teraz było mu wszystko jedno czy potomkowie go wzywają, czy też złe duchy. Teraz trzeba było ratować sobie dupę. Kontem oka dostrzegł, że jego cel, najbardziej uzbrojony wojownik wypadł za burtę. Najwidoczniej nie utrzymał równowagi. " Tak się kurwa nie godzi, to moja ofiara !" Przyczepiając miecz, do sprytni skontrowanego uchwytu na plecach, wyrwał sztylet z pasa, i skoczył wprost za nim. Nie pozwoli mu tak odejść... Na szczęście umiał pływać.
__________________ "Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki" Sztuka Wojny |
09-01-2010, 14:52 | #196 |
Reputacja: 1 | Mordimer obserwował jak z rąk czarodziejki wylatuje mały koralik ognia i lecąc w ich kierunku stopniowo nabiera coraz większych rozmiarów. Kapłan przestraszył się, że magiczka będzie chciała spalić galeon wraz z załogą, jednak ku jego zdumieniu kula podleciał do fregaty i wleciała pod pokład. Potem rozpętało się piekło. W luku musiał się znajdować proch do dział, który eksplodował sprowadzając chaos cały statek. Kleryk ze zgrozą w oczach obserwował to pandemonium. Wtedy przypomniał sobie, że na wrogim okręcie wciąż znajdują się jego towarzysze. Mordimer podbiegł do miejsce, gdzie łączyły się oba statki odepchnął jeszcze paru marynarzy i ujrzał Bronthiona, podtrzymującego rannego i nieprzytomnego Iliana. - Bronthion podejdź z nim tutaj pomogę ci go wciągnąć! – �-krzyknął w kierunku łotrzyka i poczekał, aż ten przyciągnie rannego elfa. Z pomocą jednego z bardziej przytomnych marynarzy galeonu, kapłan wciągnął elfa na ich statek i rozejrzał się po fregacie. - Cadom też jest nieprzytomny leży tam. – wskazał na miejsce przymusowego spoczynku helmity. – Spróbuj do niego dotrzeć i przyciągnij go tutaj. Trzeba ratować kogo się da. Ja zajmę się Ilianem. Kapłan wzniósł tą samą modlitwę co w przypadku Stromaka i znów jego ręce wypełniły się złotym blaskiem. Część ran elfa natychmiast zniknęła. [Rzut w Kostnicy: 5] - spontaniczne czarowanie, leczenie lekkich ran
__________________ Mogę kameleona barwami prześcignąć, kształty stosownie zmieniać jak Proteusz, Machiavela, łotra, uczyć w szkole. |
09-01-2010, 20:55 | #197 |
Reputacja: 1 | - Ha ha ! Barld , własna kurwa cię pchnęła ostrzem !- wydarł się Harvel widząc jak ognista kula wpada pod pokład fregaty. Był równie uśmiechnięty widząc jak płomienie rozrywają jej kadłub. - Odetnijcie liny ! Do jasnej cholery ! Odetnijcie liny ! I niech ktoś pomoże tym co wypadli za burtę ! Pomyśleć idzie , że wodę widywali jedynie w kałużach ! Na pokład powoli zaczęła przelewać się już woda morska. Tempo w jakim tonęła było zastraszające, ale biorąc pod uwagę uszkodzenia , można było się tego spodziewać. Tym , którzy jeszcze nie zdołali dostać się na bezpieczny pokład galeonu, groziło o wiele więcej niż kąpiel w morskiej toni. Tonąca fregata tej wielkość bez trudu mogła ich wessać za sobą pod wodę. Mieli zatem niewiele czasu. Sorinowi bez z trudem udało się dopłynąć do Urquerliusa. Problemy te stwarzały nie tyle fale, co kilka tuzinów marynarz żywych bądź to martwych unoszących się w wodzie. - Pomóż mi ! Na Bogów, miej litość ! - krzyczał olbrzym widząc Sorina. Wtedy dostrzegł również Orka. Nie był pewny czy tutaj na litość jeszcze będzie mógł liczyć. Jego miecz poszedł w niepamięć, jedyne co pozostało to kozik w pochwie u pasa. Galeon niebezpiecznie przechylił się , ciągnięty przez tonącą fregatę. Marynarze działali tak szybko jak tylko mogli, jednak lin zakotwiczonych o ich burtę pozostało niezwykle wiele. Pomiędzy krzykami o pomoc a rozkazami Harvela dało się słyszeć trzeszczenie drewna wywołane przez napięte do granic wytrzymałości liny. Veshla skupiła swoją uwagę na żywiołaku. To było teraz największe dla niej zagrożenie. Mało obchodziło ją co stanie się z marynarzami. " Galeon odpłynie, reszta pójdzie na dno a ja wrócę do domu."Tylko na tym jej zależało. Skupiła się, szykując kolejne zaklęcie, wtedy to kolejna eksplozja targnęła pokładem fregaty, wyrzucając w powietrze pełno sprzętu. Czarodziejka spojrzała w jej kierunku, było jednak za późno na reakcję. Wieki kawał drewna poszybował w jej kierunku i zbił uderzeniem w toń. Również duch wiatru nie uchronił się przed zderzeniem, siła jednak sprawiła , że zniknął w kłębach pary. ****** Osoby na Galeonie test równowagi ST 15. Nieudany - za burtę ( plum )
__________________ "...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę a kornik napisze twój uładzony życiorys" |
09-01-2010, 21:36 | #198 |
Reputacja: 1 | Chwilę po tym jak przyjął pozycję defensywną celem odparcia ewentualnych przeciwników jego czuły słuch wychwycił znajomy głos. Dobywał się on zza jego pleców, odwrócił się i zobaczył Mordimera, który chciał wciągnąć ogłuszonego na pokład. Bronthion nie zastanawiał się zbytnio tylko zrobił co trzeba, razem udało się im przetransportować Iliana na pokład galeonu. Wyznawca Tymory oczekiwał jednak kolejnych dobrych uczynków. Jeśli chodzi o elfa nie było to problemem, walczył z Bronthionem ramie w ramię przez co został ranny, jednak tym komu miał teraz pomóc był helmita. „Że co ? Miałbym kapłana ratować ? Gdyby wiedział kim jestem najprawdopodobniej przybiłby mnie kołkiem do pokładu” Zawahał się przez chwilę, z jednej strony kapłan jest bardzo przydatny w drużynie i jego strata byłaby niepożądana, z drugiej jednak poprzednie doświadczenia Bronthiona związane z kapłanami nie nastrajały go optymistycznie i najchętniej nie oglądałby ich w ogóle. Była jeszcze inna sprawa, musiał zachować anonimowość jak najdłużej, jego natura nie spotkałaby się z miłym przyjęciem ze strony towarzyszy, a odmówienie pomocy w takiej sytuacji mogłoby wzbudzić pewne podejrzenia i niechęć dlatego powinien grać swoją rolę tak by tego uniknąć. Nie, nie musiał przecież przekonywać do siebie wszystkich, kapłanów sobie odpuści, a helmita niech się sam ratuje. Całe szczęście nim wyszła na jaw odmowa łotrzyka Cadom ocknął się. - Poradzi sobie ! Nikt go nie będzie zatrzymywał w tej sytuacji. –Krzyknął do Mordimera- Po tych słowach cofnął się nieco by nabrać rozpędu i wskoczył iście nieludzkim[34] skokiem na pokład galeonu. Odwrócił się w stronę tonącej fregaty i dostrzegł czarodziejkę spadającą w toń „Kto mieczem wojuje…” na jego twarzy pojawił się wredny uśmiech satysfakcji. Dobył broni i zaczął pomagać w odcinaniu lin łączących oba statki.
__________________ "Kiedy nie masz wroga wewnątrz, Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy." Afrykańskie przysłowie Ostatnio edytowane przez Bronthion : 09-01-2010 o 21:44. |
10-01-2010, 10:28 | #199 |
Administrator Reputacja: 1 | Był chyba szaleńcem, by skakać na pokład tonącego okrętu. W dodatku rozpadającego się pod stopami w bardzo gwałtowny sposób. Z pewnością był szaleńcem. Ruszył szybko w stronę leżącego Cadoma, lecz zanim dotarł do kapłana, ten stanął na równych nogach. Nieco niepewnie, ale stał. - Dotrzesz o własnych siłach na galeon? - spytał, gotowy do służenia pomocną dłonią. Kapłan skinął głową. Nawet jesli coś odpowiedział, to jego słowa zagłuszył kolejny wybuch na fregacie. Paula odrzuciło od kapłana, ale zdołał ustać na nogach. Cofnął się tylko o parę kroków, osłaniając odruchowo głowę przed latającymi w powietrzu kawałkami fregaty. Nie było co tutaj nic do roboty. Raczej lepiej było pomyśleć o powrocie na galeon... Paul rozejrzał się sprawdzając, czy czasem ktoś jeszcze nie potrzebuje jego pomocy. I wtedy jego wzrok na osobę, która - wbrew wszelkim oczekiwaniom - zażywała kąpieli, zamiast bujać wysoko w przestworzach. Gdyby dało się ją wyłowić, byłaby to nader cenna zdobycz. Warta pewnego ryzyka... - Rzućcie mi w razie czego linę! - krzyknął do Cadoma. Miał nadzieję, że kapłan usłyszał. I nie zapomni. Paul podbiegł do burtu i skoczył do wody. Zdecydowanie zimnej, zdecydowanie mokrej, w dodatku występującej w zdecydowanie zbyt dużych ilościach. Jedynym plusem całej akcji było to, że nie musiał skakać z wysoka, bo pokład fragaty, a raczej tego, co pozostało z dumnego niegdyś okrętu, znajdował się niewiele ponad poziomem wody. Dopłynął z pewnym trudem do czarodziejki. Niestety, obdarzona typowo babskim charakterem magiczka, miast okazać mu nieco wdzięczności z próbę, usiłowała go utopić, chwytając go za rękę i skutecznie uniemożliwiając jakiekolwiek próby popłynięcia w stronę galeonu. - Opanuj się, kobieto - chciał powiedzieć, ale niespodziewana fala zalała mu usta, zniekształcając w znacznym stopniu wypowiedź. Paul w ostatniej chwili zdążył chwycić pływający obok kawałek deski. Pozostawało mu tylko czekać, aż ktoś zechce go wyłowić. A raczej ich, bo mimo wszystko nie zamierzał wypuszczać czarodziejki z rąk. |
10-01-2010, 15:59 | #200 |
Reputacja: 1 | Stormak spojrzał w morską toń, gdzie wpadła elfia czarodziejka. Skrzywił się na ten widok. Nie był za dobrym pływakiem i choć jego przeciwniczka mogła mieć przy sobie kilka cennych dla niego przedmiotów nasyconych magią, wolał nie ryzykować utonięcia. Brodacz wartko zaczepił kuszę o skórzany pas, przepleciony przez ramię maga i jego bok. Już chciał dobyć swego krasnoludzkiego topora, by ciąć liny, gdy nagle spore szczątku fregaty idące na dno pociągnęły za sprawą lin drugi z okrętów. Galeon mocno przechylił się w stronę, od której atakowali strażnicy miejscy Waterdeep. Choć stał obok masztu Nie zdołał się utrzymać na nogach. Stormak stracił równowagę i przewrócił się na plecy, pędząc po wypucowanym pokładzie przechylonej łajby na spotkanie z zimną, morską wodą. Sekundę przed wypadnięciem z okrętu zamknął oczy i nabrał powietrza do ust. Podwodny świat był taki spokojny i cichy, aż do momentu bitwy. Choć głosy osób błagających o litość i ratunek dobiegały nad powierzchnią wody, było je świetnie słychać i pod wodą. Spore strzępy zatopionej fregaty na oczach krasnoluda znikały w czarnych odmętach morza, ciągnąc za sobą nie jednego marynarza, który poświęcił życie w służbie miastu Waterdeep, czy swemu dowódcy. W końcu wyłonił się z pod wody, nabierając łapczywie powietrza. Nie był zbyt dobrym pływakiem, lecz kiedyś uczono go pływania na plecach, wyjaśniając, że to świetny sposób na utrzymanie się na wodzie, nie tracąc zbytnio sił. Krasnolud tak zrobił. Spoglądając co chwila przez ramię. Płynął na plecach w kierunku burty galeonu. Choć przedmioty i szata ciążyły mu, utrzymywał się na wodzie. Wzrokiem wodził za jakimś przedmiotem, którego mógłby się złapać, lub przeciwnikiem, który pragnąłby – nie zważając na skutki – posłać na dno chociażby jednego przeciwnika więcej. Miał nadzieję, że prędzej znajdzie to pierwsze. Tymora znów się do niego uśmiechnęła. Krasnolud dostrzegł jedną z kilku lin zwisających z pokładu jego galeonu i wartko do niej podpłynął, a po chwili już jej się trzymał kurczowo. |