Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2010, 20:25   #62
Nimue
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Moment wahania, wywołany zaskoczeniem, trwał naprawdę krótko. Czym prędzej ruszyła do drzwi, rozwarła je z hukiem i dopadła do łkającej postaci.

Dziewczyna zdawała się być całkowicie pozbawioną kontaktu z rzeczywistością. Na jej wejście nie zareagowała, wciąż tkwiąc jak drąg przy łóżku.
- Marie? - wyszeptała prawie, nie chcąc jej przestraszyć.

Bezruch.

- Marie, jestem tu, by ci pomóc. Nie bój się. Odwiozę cię do rodziny. Marie?

Nieznaczne drgnienie.

- Marie, chodź! - podeszła bliżej, wyciągając rękę.
Spazmatyczny ruch, skulenie ciała, które chciałoby najlepiej schować się pod łóżkiem.
- Marie. Jesteś już bezpieczna. Chodź ze mną. Nic ci nie grozi. To już koniec. Chodź, chodź... Czekają na ciebie... Chodź...

Delikatnie dotknęła jej ramienia, nie czując sprzeciwu, pogładziła po barku. Nagle dziewczyna rzuciła się w jej objęcia, łkając wniebogłosy.

- Już dobrze, ciii! Zaraz stąd odjedziemy. Ciii. Już dobrze, dobrze... dobrze.- Przytuliła Marie, pozwalając wsiąkać jej łzom w swój rękaw. Przytuliła ją. Zaczęła gładzić delikatnie jej włosy. - Nic ci już nie grozi, wszystko skończone, nie bój się, to koniec... ciiii. - Podniosła na chwilę wzrok znad jej szyi. Patrzył na nią, chłonął całą sytuację, oceniając i knując zapewne. Przez chwilę próbowała wyczytać zamiary z jego oczu. To co w nich znalazła, kolejny raz ją przeraziło. Szepnęła do Marie:
- Odejdziemy stąd, słuchaj mnie, a nic ci się nie stanie. Zaufaj mi. Wstań teraz ze mną i pozwól się wyprowadzić. Weźmiemy konia, przejdziemy przez las, a potem pojedziesz na nim do miasta. Tam na ciebie czekają. Zrozumiałaś?

Miała świadomość, że nikłe są szanse na powodzenie tego planu, gdyż z oczu dziewczyny trudno było cokolwiek wyczytać. Postanowiła jednak zaryzykować i zawierzyć los dzierlatki przeznaczeniu. Perła z pewnością zawiezie ją tam, gdzie jej przykaże. Oby tylko nic dziwnego nie przydarzyło się im po drodze.
Wzięła ją za rękę i pociągnęła do wyjścia.

- Pozwolisz panie, że zgodnie z zasadami, podarkiem mym dowolnie rozporządzać będę. Tedy pragnę, by znalazł się w miejscu dla niego bardziej godnym. -Nie doczekawszy się reakcji ze strony obserwującego każdy jej ruch i grymas diabelskiego nieznajomego, kontynuowała – Wyprowadzę ją z lasu i wyprawię do miasta, a potem wrócę. Parol mój daję. - Nie czekając na odpowiedź, która wszak w czynach konkretnych odzwierciedlenie mieć mogła, wywiodła Marie przed szopę, odwiązała Perłę i ruszyła ścieżką ku drodze. Na niej zapewniła dziewczynę o bezpieczeństwie, szepnęła klaczy tylko im znane hasło prosto do ucha, co zapewnić miało jej kłus ku najbliższej stajni i pożegnała wzrokiem znikający cel tej przygody.

Pozornie pozbawiona celu awantura trwała jednak w najlepsze. A ona, Cecylia, honorem wykarmiona, nie umiała się z niej wykpić. Wróciła więc do leśnej szopy i z bijącym trwogą sercem czekała na kolejne wydarzenia.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline