Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2010, 21:43   #42
Morfidiusz
 
Morfidiusz's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwu
Żal, wielki żal ściskał serce młodzieńca, gdy na oblicze młodej kuzynki spoglądał. Nie to było najgorszym, że przy jednym ze zbójców serce swe ostawiła, że Jej miłości nie będzie dane rozkwitnąć, ale fakt, iż do ciężaru brzemienia, który młoda akolitka nosiła, nowe jarzmo dołożone zostało. Brzemię, którego waga obecnie wszystkie inne ciężary przewyższać raczyła - MIŁOŚĆ. Uczucie o mocy wielkiej nawet potrafiące przenosić góry, powietrze odbierające i potrafiące obłęd na nieszczęśnika sprowadzić. William pamiętał, jak Marrieta zeszłej wiosny pociechą dla niego była, gdy nieszczęśliwie w uroczej córce radnego - piękniutkiej Delfinie, zakochać się mu było dane. Jak wielce nieszczęśliwym był, kiedy wzgardzonym został. Ile bólu i goryczy przełknąć musiał. Wiele wody musiało upłynąć, by z pod amora strzały wydostać się dane mu było . Chociaż i teraz na samo wspomnienie minionych chwil, serce młodzieńca smutkiem przepełniać się raczyło, wspomnienie zadanego bólu wracało, było słabsze, ale powracało. William pamiętał słowa młodej Marietty "nic to, los się do ciebie uśmiechnie. Ona nie była warta twojej uwagi", jej promienny uśmiech i pełne mocy słowa. Co on miał Jej teraz powiedzieć, co zrobić. Niemoc niosła katusze dla duszy. Musiał działać.
Will podjął decyzje, nie mógł pozwolić, aby dziewczyna musiała cierpieć więcej niż dane Jej było. Bogowie wyznaczyli Jej drogę i bez przyczyny nie postawili tego młodzieńca na Jej szlaku. Bogowie musieli mieć cel splatając ich losy.Nie tak to się miało skończyć.
Chłopak chciał pocieszyć zrozpaczoną dziewczynę, chciał dodać Jej otuchy, ale słowa więzły w gardle. Nie wiedział co ma powiedzieć, co począć. Nie chciał obiecywać niemożliwego, nie chciał składać deklaracji, których nie sposób ziścić było. Bogowie, nie krzywdźcie Jej bardziej. Ona niczemu nie winna. Modlił się w duchu. Chciał ją objąć, ale bał się Jej spojrzenia, Jej smutku i tęsknoty.

Wyrwany ze rozmyślań spojrzał na niziołka, którego spojrzenia niczym dzban lodowatej wody otrzeźwiły jego myśli.
- Wynajęto mnie...a raczej próbowano wynająć do zdobycia twego naszyjnika Pani. - słowo odbijały się głucho po głowie młodzika. Wpatrywał się teraz wsłuchany w jego opowieść, a żołądek mimowolnie podchodził mu do gardła. Jego tłumaczenia i zapewnienia pomocy. Jak mogli być tak nierozważni i opowiadać o wszystkim, kim byli Ci, co zwerbować Tupika chcieli i czy aby nie zwodzi ich teraz owładnięty mocą kamienia. Nie teraz było o tym rozmyślać, jaka głupota było opowieścią zebranych raczyć, gdy na każdym kroku wrogowie czaić się mogli. Nie czas był na to, by zdrady w słowach halfinga dopatrywać. Służył im radą i chęcią pomocy, nie roztropnie było te chęci odrzucić. Will spojrzał na w zmartwione oblicze Marietty, po czym zwrócił się do poprzedniego mówcy i przemawiać zaczął. Mówił powoli, starannie dobierając słowa, aby mieć pewność, że żadne słowo nie umknie uwadze słuchacza. Niziołkowi zdawać się mogło, że oblicze młodzieńca odmienił się wielce.

-Dzięki Ci wielkie mości Tupiku, żeś szczerym wyznaniem podzielić się z nami raczył. Miodem dla naszych uszu jest usłyszeć, że przychylnym misji młodej akolitki jesteś. Cieszymy się, że chcesz nam pomóc w trudach wędrówki naszej, za którą jedynie łaska boża na Ciebie spłynąć może. Bądź mi bratem, a odpłacę tym samym. Pokłon tobie i ojcom Twoim nasz mały przyjacielu...


Bagaż nowych doświadczeń, przeżycia i niedawne wydarzenia, bezradność i intrygi wszelakie odbiły się wielce na młodego Williama obliczu. Targany wielkim smutkiem i niemocą opadać w zakamarki umysłu swego zaczął. Uśmiech tego radosnego chłopca spełzł z jego facjaty, na której czujności i podejrzeniu zamieszkać przyszło. Nie mówił za wiele, jeno bacznie otoczenie oglądać zaczął, obowiązek bezpieczeństwa dziewczyny nad wszystko stawiając. Coś ostało przy drzewie na poboczu gościńca rosnącym, gdzie młodego chłopaka źli zbóje wieszać zamiarowali. Tam, gdzie teraz w mroku brejowatego traktu, powróz wisielczy się miota,zawisło coś jeszcze...
 
__________________
"Nasza jest ziemia uwiązana milczeniem; nasz jest czas, gdy prawda pozostaje niewypowiedziana."
Morfidiusz jest offline