Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2010, 14:49   #13
Buzon
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
Hibbo i Gezbert

Hibbo. Twój kompan siedział sam przy stoliku i popijał piwem śniadanie. Był już późny ranek. Dosiadłeś się do swojego towarzysza. Podzieliłeś się z nim swoimi informacjami. Krasnolud wysłuchał ciebie. Ty również zjadłeś posiłek na szybko. Wasz czas umilał bard, który obiecał zagrać za darmowy nocleg w oberży.

Wrzuta.pl - Wiedźmin - Rady Jaskra

Po wysłuchaniu wielu z jego pieśni rozpatrzyliście problem co dalej. Gezbert zaproponował udanie się do lasu. Nikt nie miał żadnych przeciw więc zebraliście się i udaliście do lasu. Nim jednak opuściliście miasto Gezbert udał się po swojego wierzchowca. Hibbo także, odebrał swojego.
Udaliście się ma wycieczkę po lesie.
Las był niedaleko miasta. Na granicy lasu z polaną spojrzeliście na siebie i weszliście do lasu. Szliście wydeptanymi już kilkadziesiąt lat wcześniej ścieżkami. Szukaliście czegoś ale nie wiadomo czego. Nie mieliście pojęcia od czego zająć. Gezbert szukał jakiś tropów. Ale niczego nie znalazł. Odpoczęliście na polance. Słońce wam doskwierało nawet pomimo cienia jaki dawały wam drzewa. Po dłuższym odpoczynku udaliście się na dalsze poszukiwania. Znaleźliście kilka jaskiń i nor, ale były zamieszkiwane przez zwykłe zwierzęta. Nie zdawały się one mieć coś wspólnego z sytuacją jaka panuje mieście. Po kilku godzinach postanowiliście wrócić do miasta z niczym. Po raz kolejny odprowadziliście swoje wierzchowce do stajni. Był wczesny wieczór. Udaliście się do karczmy za namową Gezberta. Jego jak zawsze ciągnie do picia.
W karczmie zasiedliście przy tym samy stoliku co rankiem. Padłą propozycja zrobienia zwiadu nocą, ale oboje byliście zbyt zmęczeni po przeszukiwaniach lasu. Po wieczerzy udaliście się na zasłużony spoczynek.


Estatos i Regeth

Estatos zaproponowałeś abyście się zapoznali. Niestety twój pomysł szybko przebił Regeth. Pomysł aby od razu iść i sprawdzić kanały bardziej ożywił dyskusję wśród członków waszej nowej drużyny.
-"Co? Czy to miał być rozkaz?! Nie będzie rządził mną jakiś niebieski jaszczur!!" Kto go kurwa uczynił kapitanem?!"-z oburzeniem powiedział, raczej wydarł się ork.
-"Uspokój się Gormak ! Ja się z nim zgadzam. I ty też powinieneś. On może wiedzieć co gada. Jeśli to coś siedzi w kanałach to im szybciej tam zejdziemy i znajdziemy to tym szybciej dostaniemy naszą nagrodę oraz nasza ekipa przestanie istnieć! Nie ma sensu kłócić się o byle co. Faktycznie nie mamy kapitana. Ale ten problem omówimy później. Teraz proponuję abyś ochłonął i udał się z nami do kanałów. Zgadzasz się?"- sytuację próbował uratować łowca.
-"Pffff.... Ty zawsze musisz być mądrzejszy...Dobra idziemy"- odpowiedział ork po udanej interwencji swojego towarzysza
Udaliście się do najbliższego zejścia do kanału. W bruku znajdowały się wielki kraty. Ork podszedł. Położył obok swój topór. Objął rękoma kraty i spróbował je podnieść. Nie wiadomo skąd, ale przybyli strażnicy, którzy mieli zamiar was złapać. Ale nim doszli ujrzeli na bicepsie orka niebieską opaskę, Nie doszli do was. Wycofali się i zostawili was w spokoju. Ork siłował się z kratą. Ledwo podniósł ją o kilka centymetrów.
-"Kurwa pomóżcie mi! Sam nie dam rady z tym cholerstwem!"- wydarł się ork.
Pomogliście mu. Odsunęliście kraty. Na dół było jakieś dwa metry. Na dole widzieliście wodę. Aby zobaczyć co jest na dole byliście zmuszenie do zeskoczenia na dół, co też uczyniliście.

Na dole panował okropny smród. Wszyscy przytkali nos i usta.
-"Jak tu śmierdzi!"- rzekł każdy z was, ale dalej szliście kanałami.
Po godzinie wędrówki zgubiliście się. Usłyszeliście jak ktoś zasuwa kratę. Jakieś 40 może 50 metrów dalej. ale odległości nie mogliście być pewni. W kanałach panowało echo. Echo ale także i szczury...
Po jakimś czasie dotarliście do...drabiny. Wspięliście się po niej. Ork, który szedł pierwszy otworzył klapę. Wyszedł na powierzchnię a wy zaraz za nim. Cieszyliście się, że nie musicie siedzieć w tym smrodzie. Ale teraz, wy i wasze ubrania, a zwłaszcza buty byliście przesiąknięci smrodem jaki panował tuż pod tym kupieckim miastem. Najrozsądniejszą rzeczą było udanie się do najbliższej oberży aby się wykapać, zjeść coś i zapewne zapoznać.
"Koci Ząb". Tak nazywała się karczma, w której zażyliście ciepłej kąpieli i przebraliście się w świeże ubrania. Zasiedliście przy stole i zamówiliście posiłek. Teraz przyszedł czas na zapoznanie się.
-"Drodzy towarzysze broni."- łowca zwrócił się do was-" Pozwólcie, że teraz się zapoznamy. Znacie nasze imiona. My wasze także. Więc przejdźmy do konkretów. Ja i moi kompani jesteśmy łowcami nagród. Podróżujemy od miasta do miasta i wykonujemy dobre płatne zlecenia. Nasza drużyna znana jest pod nazwą "Trzy Kły". W tym mieście jesteśmy od miesiąca. Do tego zadania zostaliśmy przydzieleni zaraz po tym jak dowiedział się o nas nasz szef. Niestety kazano nam czekać aż będzie nas pięcioro nim przystąpimy do działania. Nasz przyjaciel Gormak jest bardzo głośny i awanturniczy, ale za to nadrabia to swoją siłą i umiejętnościami. Natomiast Ron jest cichą osobą, ale on także posiada ciekawy wachlarz umiejętności. Ja jestem tropicielem. I dowodzę naszej uroczej i wesołej kompanii. To by było tyle na nasz temat. Teraz kolej na was."-spojrzał na was...

Po waszych wypowiedziach nadszedł czas na przypieczętowanie znajomości, która skończyła się późną nocą.

Sagon

Zachodziłeś w głowę, jak się dostać do ciała Orina. Ale nic nie przychodziło ci do głowy. Ukojenia postanowiłeś szukać w czytelni. Spędziłeś tam cały dzień i większość nocy. Zmęczony, poddałeś się uczuciu zmęczenia i usnąłeś nad książką.
Sen trwał kilka godzin. Obudziłeś się późnym rankiem. Na oko była godzina dziesiąta. przetarłeś oczy. Przeciągnąłeś się. Ziewnąłeś i wstałeś od biurka. Podszedłeś do okna. Światło było dla ciebie zbyt ostre. Zasłoniłeś oczy lewą ręką. Odwróciłeś się. Przetarłeś szaty na prawej ręce. Krążyłeś trochę po czytelni nie wiedząc co robić. Zachodziłeś w głowę.- "Co mam zrobić? Co teraz? Jaki wykonać ruch? Ciała nie zobaczę..ale... No tak przecież mogę wyjść na miasto i posłuchać co mówią ludzie."- doszedłeś do banalnego wniosku.
Udałeś się pierw na jakiś posiłek bo głód doskwierał ci już w nocy. Przebrałeś się w swoje nowe szaty. Sprawdziłeś czy dobrze leżą. Pasowały idealnie. Teraz beż większego problemu mogłeś udać się na poszukiwanie informacji. Za najlepsze miejsce uznałeś za rynek. Na rynku było tłoczno, a tym bardziej gwarno. Przeciskałeś się między różnymi osobami. Szukałeś kogoś kto akurat plotkował, gadał o ostatnich wydarzeniach, ale wszyscy nie puszczali pary na ten temat. Woleli wychwalać swoje towary, kłócić się o ich jakość, a nawet słyszałeś jak ktoś nakrywał kogoś na kradzieży, no ale wtedy interweniowała straż. Po kilku godzinach byłeś zmęczony. Nie dowiedziałeś się żadnej interesującej informacji. Udałeś się więc do swojej rodziny. Twój wuj ugościł cię.Powiedziałeś mu co cię trapi. On obiecał ci się pomóc wypytując swoich klientów. Czekałeś w pokoju na górze, czytając jedną z książek, które masz przy sobie. Czekałeś do wieczora. Twój wuj skończył pracę. Niestety nie przyniósł żadnych wiadomości na trapiący cię temat. Zostałeś u niego na noc. Zjadłeś kolację. I udałeś się na spoczynek.

Wanderwelt

Zasiadłeś na zimnym bruku. Mróz z samego początku był nie do zniesienia, ale z czasem przestało ci to przeszkadzać, nie czułeś ani wstrętnego swędzenia ani wkurzającego pieczenia. Mrok, który nadszedł wraz z zachodem słońca przyniósł ze sobą nie tylko ciemność ale także, ciszę i pustkę. Pustkę potęgowała twoja samotność. Byłeś jedyną, żywą duszą na ulicy. A może tak ci się tylko wydawało...
Kolejna godzina mijała, a ty nic nie miałeś. Na ulice miasta nie wyszedł nikt, nikt oprócz ciebie i strażników. Po trzykroć byłeś mijany przez strażników. Dziwił ich twój widok. Byli pełni zdziwienia, że ktoś ma odwagę pokazywać się samemu w nocy. Tylko twój jedyny towarzysz dawał strażnikom do zrozumienia po co tu jesteś. Ale czy on wystarczy jeśli przyjdzie do otwartego starcia? Czy będzie w stanie ci pomóc jeśli będzie to konieczne? Czy zaufasz mu? Powierzysz mu swoje życie? Trudne pytania, przecież to tylko zwykły miecz. Jego prawdziwa moc okazuje się tylko wtedy kiedy kontrolowana jest przez osobą, która go dzierży.
Przysnąłeś sobie na kilka chwil. Cały dzień pełen roboty dawał ci się już we znaki w środku nocy. Spuściłeś głowę. Obiema rękoma mocniej chwyciłeś za rękojeść miecza i udałeś się do krainy spoczynku. Wybudziłeś się że słodkiego letargu. O mało nie zaryłeś twarzą o kostki brukowe. Zdążyłeś się podeprzeć prawą ręką przed niefortunnym upadkiem. Poprawiłeś ubranie. Naciągnąłeś rękawy. Ziewnąłeś głęboko przez kilka sekund wyciągając ręce do tyłu, a następnie nad siebie. Oczy zaszły ci łzami. Szybko skuliłeś się. Zmusił cię do tego powiew zimnego wiatru. Powoli doszedłeś do siebie. Rozejrzałeś się, Na ulicy nadal było cicho i pusto. Spojrzałeś w prawą stronę koło swojej nogi. Leżał tam twój miecz. Schyliłeś się do niego. Kiedy objąłeś prawą ręką rękojeść swojej broni, kątem oka dostrzegłeś ruch. Wydawało ci się, że ktoś biegł po dachu jakieś dwie może trzy uliczki dalej. Trzymając miecz powoli zacząłeś przyciągać go do siebie cały czas obserwując miejsce, w którym wydawało ci się, że widziałeś jakiś ruch. Dociągnąłeś g odo siebie. Używając go zdołałeś powstać. Twoje obolałe i zesztywniałe nogi potrzebowały chwili aby się dostosować i wrócić do normy. Rozluźniłeś mięśnie nóg oraz rąk. zastanawiałeś się czy udać się za potencjalnym śladem czy zostać w miejscu. Obiema rękom chwyciłeś miecz. Przygotowałeś się na wszelki wypadek, gdyby coś lub ktoś miał cię zaatakować. Lekkim begiem udałeś się w tamte strony.
Wbiegłeś w uliczkę gdzie widziałeś ruch. Dom był wysoki na trzy metry. Zastanowiłeś się gdzie mogło się to coś udać. Rozejrzałeś się po dachach. Skierowałeś się na północ. Biegłeś uliczkami. Minąłeś strażników i biegłeś dalej. Strażnicy początkowo udało się za Tobą. Ale po kolejnych dwóch uliczkach zaprzestali pościgu. Nie widzieli w tym sensu. Trochę dalej zatrzymałeś się aby złapać oddech. Ponownie się rozejrzałeś. Tym razem także rozglądałeś się po dachach. Twój wzrok zatrzymał się na tarczy księżyca. Był prawie w pełni. Jego blask urzekł cię. Poczułeś ciepło. Uczucie ciepła miało swój początek na policzkach, przeszło następnie na korpus aż w końcu dotarło do koniuszków palców wszystkich czterech kończyn.
-"Piękny prawda??"-wystraszyłeś się. Ten głoś ,te pytanie padło zza ciebie a raczej nad. Miałeś zamiar się odwrócić-" Nie radzę się odwracać. Stój tak jak stoisz"- usłuchałeś nieznajomego. Miał nad tobą przewagę. stałeś do niego plecami a on zapewne miał przygotowaną broń.
-"Kim jesteś?"- zapytałeś.
-"Nikim. Jestem tylko cieniem. Cieniem, który przemierza to miasto w nocy."- miałeś zamiar zadać kolejne pytanie ale ledwo po rozpoczęciu swojej wypowiedzi nieznajomy przerwał ci- " Nie pytaj o nic więcej. Tylko słuchaj. Pewnie chciałeś zapytać co robię w tym mieście o tej porze. Pewnie to samo co ty. Zdziwiony. Zapewne. Ja także szukam zabójcy. Ale nie po to co ty. Nie jestem łowcą nagród, Nie zależy mi na nagrodzie. Pytasz na czym? Słuszne pytanie. Urodziłem się do tego. Widzisz to moje Przeznaczenie. Co to za przeznaczenie pytasz? Nie możesz tego wiedzieć. Wiedzą tylko o nim dwie osoby i o jedną za dużo. Ale jeśli chcesz wiedzieć, tak bardzo zżera cię ciekawość. Dobra powiem ci, ale musisz wiedzieć jedno. Jeśli ci powiem będę musiał cię zabić. Heh...Wiedziałem, że od razu zmienisz zdanie. A więc przyjacielu, bo chyba mogę się do ciebie tak zwrócić? Naprawdę mogę. Doskonale. Kontynuujmy. Jestem pełen podziwu. Naprawdę jesteś odważny skoro w pojedynkę wychodzisz w nocy, mając tylko zwykły miecz chcesz stawić czoła Marlokom. Jakich Morlokom? Nigdy o nich nie słyszałeś. Ah!! Nic dziwnego. Ludzie tacy jak ty zapomnieli o starożytnych nacjach. Ale cóż tym lepiej dla mnie i moich braci. Tak. Takich jak ja jest więcej. Czym są Morloki? Dla mnie to moja zwierzyna a dla Was dla Ciebie to tylko zwykły wybryk natury, bestia żądna krwi i przemocy. Poczekaj... Niestety musimy zakończyć naszą konwersację robota czeka. Nie! Nie powiem ci na czym polega. Ale jeśli jesteś inteligenty to powinieneś się domyślić. Nie, nie odwracaj się. Zakazałem. Jesteś naprawdę ciekawym rozmówcą. Gdzie mnie znajdziesz? Nigdzie. To ja znajdę Ciebie. Niech bogowie będą z Tobą przyjacielu." - usłyszałeś szybkie kroki. Odczekałeś kilka sekund po czym się odwróciłeś. Nikogo już nie było.
Serce nadal biło ci jak oszalałe. Oparłeś się o ścianę budynku. Miecz oparłeś obok siebie, tak aby w każdej chwili mógł go dobyć w razie potrzeby. W głowie miałeś cały czas głoś nieznajomego. Był on twardy, pewny, stanowczy. Miał nieznany ci akcent, który dodawał mu tajemniczości.-"Marlok, Marlok. Co to jest do cholery trzeba to sprawdzić. Ale gdzie? Biblioteka! Tak tam muszę się udać"- pomyślałeś i udałeś się do biblioteki. Niestety po kilkudziesięciu minutach zostałeś z niczym. Biblioteka w nocy jest nieczynna. Zmęczony i zaspany byłeś zmuszony aby udać się do domu aby się przespać i nabrać sił...
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824
Buzon jest offline