Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-12-2009, 13:55   #11
 
Serv's Avatar
 
Reputacja: 1 Serv wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znany
Rzuciłem miecz na łóżko, przyglądałem się chwilę swojej broni.Wyjrzawszy na korytarz, złapałem młodego pielęgniarza i posłałem po bandaże, grube i mocne. Przejrzałem szuflady biurka, w poszukiwaniu kawałka pergaminu, pióra oraz atramentu. Gdy młodzian wrócił z bandażami, uprzejmie zapytałem czy umie pisać, i na moje szczęście, dziękuję wam Bogowie w niebiosach, umiał. Tak więc, zabierając się za bandażowanie ostrza, podyktowałem mu owy list.

Do Wysokiego Kapłana

Dzisiejszego ranka dane mi było obejrzeć zwłoki. Widok to okropny, powiadam przeto ofiary były zmasakrowane. Żadna ręka ludzka nie uczyniła by tych ran, dlatego zwracam się w tym liście z prośbą, o wysłanie pełnego legionu paladynów na pomoc straży, gdyż biedacy nie radzą sobie sami. Jestem też zmuszony poprosić o nadszarpnięcie militarnych zapasów kościoła, i wysłanie mi pochwy na miecz dwuręczny, gdyż swoją zagubiłem.

Uniżony sługa kościoła, Wanderwelt


-Z całym szacunkiem Ojcze, lecz nie wypadało by o ekwipunek prosić straż? -Popatrzył na mnie chłopak, zdziwionym wzrokiem.
-Chłopcze straż ma własne problemy, nie będę im zawracać głowy własnymi. A teraz zanieś mi to pismo do kościoła, powołaj się na mnie, niech to wyślą...-Wyszedł, zanim zdążyłem dokończyć. Odczekałem chwilę, po czym otwarłem okno. Pielęgniarz biegł właśnie z listem.- Jeno ptakiem jakimś, nie koniem!-Zakrzyknąłem za nim. Ten odwrócił się, i skinął porozumiewawczo głową.

Chwyciłem za miecz mój, i ruszyłem ku pobliskiej karczmie. Mijając stajnie, zamyśliłem się. Swego konia zostawiłem w opactwie poza miastem, i chyba będę musiał po niego posłać. Skręciłem za rogiem i udałem się do przybytku. Gwary różne i głosy mieszane, ucichły gdy próg przekroczyłem. Cóż pewnikiem nie często kapłani tu zaglądali. Obdarzyłem wszystkich promiennym uśmiechem i zasiadłem, prosząc o zupę. Nie skłamię mówiąc że była smaczna, ba nawet bardzo, więc zamówiłem sobie kolejny talerz. Za dnia nie mam czego szukać, dlatego postanowiłem posiedzieć w izbie, poczytać moją księgę rytuałów, i może napić się lampki wina. Toć to nie grzech...

Dzień się kończył, ludzie opuszczali przybytek, tak więc i ja chcąc coś sprawdzić, wyszedłem na zewnątrz. Udałem się do ciemnej uliczki, na przeciw karczmy. Miecz odwinąłem, i zasiadłem na zimnej glebie, oczekując nocy, i ataku potwora. Po prawdzie nie sądziłem że zaatakuję mnie, ba że nawet gdzieś w pobliżu dojdzie do mordu. Jednak warto było sprawdzić, i cierpliwie poczekać, być może dane mi będzie spojrzeć chociaż bestii w oczy.
 

Ostatnio edytowane przez Serv : 01-01-2010 o 23:59.
Serv jest offline  
Stary 31-12-2009, 19:13   #12
 
Regeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Regeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwu
Gdy wyszli z pokoju Regeth był niezadowolony ze swej drużyny.Po prostu nie przepadał za ciepłokrwistymi, zwłaszcza za ludźmi, których uważał za swoich wrogów.
-''Phhh.. Co to ma być na Soteka?! Jakiś wieśniak z lasu, tępy idiota, dzikolud i słaby elf...''- Powiedział nerwowo Regeth.
-'' Ale skoro mamy współpracować będę musiał was jakoś zaakceptować ciepłokrwiści.Jestem Regeth, strażnik świątynny z woli Cuotla i Soteka. Przybyłem do tej parodii miasta by uwolnić slanna, bo ten wasz pajac uwięził go. -Na twarzy Regetha pojawił się uśmiech
-''Ale miasto spotka taki sam los jak Lysantię. Ale to zostawię na potem.. No przedstawcie się, żeby wiedzieć jak na was mówić ciepłokrwiści-
Gdy się przedstawili sobie, Regeth wziął opaskę, i przymocował ją sobie na ręce.
-''To od czego mamy zacząć? Gdzie rozpocząć poszukiwania? Najlepiej byłoby poszukać w nocy, mielibyśmy większe szanse na spotkanie bestii."-Powiedział Estatos
-''Ja bym proponował poszukać w kanałach bestii. Być może zabójcami są szczuroludzie, a oni siedzą w różnych dziurach ciepłokrwiści. Jeszcze dziś musimy się tam udać, nie mamy czasu!- Powiedział Regeth
 
Regeth jest offline  
Stary 08-01-2010, 14:49   #13
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
Hibbo i Gezbert

Hibbo. Twój kompan siedział sam przy stoliku i popijał piwem śniadanie. Był już późny ranek. Dosiadłeś się do swojego towarzysza. Podzieliłeś się z nim swoimi informacjami. Krasnolud wysłuchał ciebie. Ty również zjadłeś posiłek na szybko. Wasz czas umilał bard, który obiecał zagrać za darmowy nocleg w oberży.

Wrzuta.pl - Wiedźmin - Rady Jaskra

Po wysłuchaniu wielu z jego pieśni rozpatrzyliście problem co dalej. Gezbert zaproponował udanie się do lasu. Nikt nie miał żadnych przeciw więc zebraliście się i udaliście do lasu. Nim jednak opuściliście miasto Gezbert udał się po swojego wierzchowca. Hibbo także, odebrał swojego.
Udaliście się ma wycieczkę po lesie.
Las był niedaleko miasta. Na granicy lasu z polaną spojrzeliście na siebie i weszliście do lasu. Szliście wydeptanymi już kilkadziesiąt lat wcześniej ścieżkami. Szukaliście czegoś ale nie wiadomo czego. Nie mieliście pojęcia od czego zająć. Gezbert szukał jakiś tropów. Ale niczego nie znalazł. Odpoczęliście na polance. Słońce wam doskwierało nawet pomimo cienia jaki dawały wam drzewa. Po dłuższym odpoczynku udaliście się na dalsze poszukiwania. Znaleźliście kilka jaskiń i nor, ale były zamieszkiwane przez zwykłe zwierzęta. Nie zdawały się one mieć coś wspólnego z sytuacją jaka panuje mieście. Po kilku godzinach postanowiliście wrócić do miasta z niczym. Po raz kolejny odprowadziliście swoje wierzchowce do stajni. Był wczesny wieczór. Udaliście się do karczmy za namową Gezberta. Jego jak zawsze ciągnie do picia.
W karczmie zasiedliście przy tym samy stoliku co rankiem. Padłą propozycja zrobienia zwiadu nocą, ale oboje byliście zbyt zmęczeni po przeszukiwaniach lasu. Po wieczerzy udaliście się na zasłużony spoczynek.


Estatos i Regeth

Estatos zaproponowałeś abyście się zapoznali. Niestety twój pomysł szybko przebił Regeth. Pomysł aby od razu iść i sprawdzić kanały bardziej ożywił dyskusję wśród członków waszej nowej drużyny.
-"Co? Czy to miał być rozkaz?! Nie będzie rządził mną jakiś niebieski jaszczur!!" Kto go kurwa uczynił kapitanem?!"-z oburzeniem powiedział, raczej wydarł się ork.
-"Uspokój się Gormak ! Ja się z nim zgadzam. I ty też powinieneś. On może wiedzieć co gada. Jeśli to coś siedzi w kanałach to im szybciej tam zejdziemy i znajdziemy to tym szybciej dostaniemy naszą nagrodę oraz nasza ekipa przestanie istnieć! Nie ma sensu kłócić się o byle co. Faktycznie nie mamy kapitana. Ale ten problem omówimy później. Teraz proponuję abyś ochłonął i udał się z nami do kanałów. Zgadzasz się?"- sytuację próbował uratować łowca.
-"Pffff.... Ty zawsze musisz być mądrzejszy...Dobra idziemy"- odpowiedział ork po udanej interwencji swojego towarzysza
Udaliście się do najbliższego zejścia do kanału. W bruku znajdowały się wielki kraty. Ork podszedł. Położył obok swój topór. Objął rękoma kraty i spróbował je podnieść. Nie wiadomo skąd, ale przybyli strażnicy, którzy mieli zamiar was złapać. Ale nim doszli ujrzeli na bicepsie orka niebieską opaskę, Nie doszli do was. Wycofali się i zostawili was w spokoju. Ork siłował się z kratą. Ledwo podniósł ją o kilka centymetrów.
-"Kurwa pomóżcie mi! Sam nie dam rady z tym cholerstwem!"- wydarł się ork.
Pomogliście mu. Odsunęliście kraty. Na dół było jakieś dwa metry. Na dole widzieliście wodę. Aby zobaczyć co jest na dole byliście zmuszenie do zeskoczenia na dół, co też uczyniliście.

Na dole panował okropny smród. Wszyscy przytkali nos i usta.
-"Jak tu śmierdzi!"- rzekł każdy z was, ale dalej szliście kanałami.
Po godzinie wędrówki zgubiliście się. Usłyszeliście jak ktoś zasuwa kratę. Jakieś 40 może 50 metrów dalej. ale odległości nie mogliście być pewni. W kanałach panowało echo. Echo ale także i szczury...
Po jakimś czasie dotarliście do...drabiny. Wspięliście się po niej. Ork, który szedł pierwszy otworzył klapę. Wyszedł na powierzchnię a wy zaraz za nim. Cieszyliście się, że nie musicie siedzieć w tym smrodzie. Ale teraz, wy i wasze ubrania, a zwłaszcza buty byliście przesiąknięci smrodem jaki panował tuż pod tym kupieckim miastem. Najrozsądniejszą rzeczą było udanie się do najbliższej oberży aby się wykapać, zjeść coś i zapewne zapoznać.
"Koci Ząb". Tak nazywała się karczma, w której zażyliście ciepłej kąpieli i przebraliście się w świeże ubrania. Zasiedliście przy stole i zamówiliście posiłek. Teraz przyszedł czas na zapoznanie się.
-"Drodzy towarzysze broni."- łowca zwrócił się do was-" Pozwólcie, że teraz się zapoznamy. Znacie nasze imiona. My wasze także. Więc przejdźmy do konkretów. Ja i moi kompani jesteśmy łowcami nagród. Podróżujemy od miasta do miasta i wykonujemy dobre płatne zlecenia. Nasza drużyna znana jest pod nazwą "Trzy Kły". W tym mieście jesteśmy od miesiąca. Do tego zadania zostaliśmy przydzieleni zaraz po tym jak dowiedział się o nas nasz szef. Niestety kazano nam czekać aż będzie nas pięcioro nim przystąpimy do działania. Nasz przyjaciel Gormak jest bardzo głośny i awanturniczy, ale za to nadrabia to swoją siłą i umiejętnościami. Natomiast Ron jest cichą osobą, ale on także posiada ciekawy wachlarz umiejętności. Ja jestem tropicielem. I dowodzę naszej uroczej i wesołej kompanii. To by było tyle na nasz temat. Teraz kolej na was."-spojrzał na was...

Po waszych wypowiedziach nadszedł czas na przypieczętowanie znajomości, która skończyła się późną nocą.

Sagon

Zachodziłeś w głowę, jak się dostać do ciała Orina. Ale nic nie przychodziło ci do głowy. Ukojenia postanowiłeś szukać w czytelni. Spędziłeś tam cały dzień i większość nocy. Zmęczony, poddałeś się uczuciu zmęczenia i usnąłeś nad książką.
Sen trwał kilka godzin. Obudziłeś się późnym rankiem. Na oko była godzina dziesiąta. przetarłeś oczy. Przeciągnąłeś się. Ziewnąłeś i wstałeś od biurka. Podszedłeś do okna. Światło było dla ciebie zbyt ostre. Zasłoniłeś oczy lewą ręką. Odwróciłeś się. Przetarłeś szaty na prawej ręce. Krążyłeś trochę po czytelni nie wiedząc co robić. Zachodziłeś w głowę.- "Co mam zrobić? Co teraz? Jaki wykonać ruch? Ciała nie zobaczę..ale... No tak przecież mogę wyjść na miasto i posłuchać co mówią ludzie."- doszedłeś do banalnego wniosku.
Udałeś się pierw na jakiś posiłek bo głód doskwierał ci już w nocy. Przebrałeś się w swoje nowe szaty. Sprawdziłeś czy dobrze leżą. Pasowały idealnie. Teraz beż większego problemu mogłeś udać się na poszukiwanie informacji. Za najlepsze miejsce uznałeś za rynek. Na rynku było tłoczno, a tym bardziej gwarno. Przeciskałeś się między różnymi osobami. Szukałeś kogoś kto akurat plotkował, gadał o ostatnich wydarzeniach, ale wszyscy nie puszczali pary na ten temat. Woleli wychwalać swoje towary, kłócić się o ich jakość, a nawet słyszałeś jak ktoś nakrywał kogoś na kradzieży, no ale wtedy interweniowała straż. Po kilku godzinach byłeś zmęczony. Nie dowiedziałeś się żadnej interesującej informacji. Udałeś się więc do swojej rodziny. Twój wuj ugościł cię.Powiedziałeś mu co cię trapi. On obiecał ci się pomóc wypytując swoich klientów. Czekałeś w pokoju na górze, czytając jedną z książek, które masz przy sobie. Czekałeś do wieczora. Twój wuj skończył pracę. Niestety nie przyniósł żadnych wiadomości na trapiący cię temat. Zostałeś u niego na noc. Zjadłeś kolację. I udałeś się na spoczynek.

Wanderwelt

Zasiadłeś na zimnym bruku. Mróz z samego początku był nie do zniesienia, ale z czasem przestało ci to przeszkadzać, nie czułeś ani wstrętnego swędzenia ani wkurzającego pieczenia. Mrok, który nadszedł wraz z zachodem słońca przyniósł ze sobą nie tylko ciemność ale także, ciszę i pustkę. Pustkę potęgowała twoja samotność. Byłeś jedyną, żywą duszą na ulicy. A może tak ci się tylko wydawało...
Kolejna godzina mijała, a ty nic nie miałeś. Na ulice miasta nie wyszedł nikt, nikt oprócz ciebie i strażników. Po trzykroć byłeś mijany przez strażników. Dziwił ich twój widok. Byli pełni zdziwienia, że ktoś ma odwagę pokazywać się samemu w nocy. Tylko twój jedyny towarzysz dawał strażnikom do zrozumienia po co tu jesteś. Ale czy on wystarczy jeśli przyjdzie do otwartego starcia? Czy będzie w stanie ci pomóc jeśli będzie to konieczne? Czy zaufasz mu? Powierzysz mu swoje życie? Trudne pytania, przecież to tylko zwykły miecz. Jego prawdziwa moc okazuje się tylko wtedy kiedy kontrolowana jest przez osobą, która go dzierży.
Przysnąłeś sobie na kilka chwil. Cały dzień pełen roboty dawał ci się już we znaki w środku nocy. Spuściłeś głowę. Obiema rękoma mocniej chwyciłeś za rękojeść miecza i udałeś się do krainy spoczynku. Wybudziłeś się że słodkiego letargu. O mało nie zaryłeś twarzą o kostki brukowe. Zdążyłeś się podeprzeć prawą ręką przed niefortunnym upadkiem. Poprawiłeś ubranie. Naciągnąłeś rękawy. Ziewnąłeś głęboko przez kilka sekund wyciągając ręce do tyłu, a następnie nad siebie. Oczy zaszły ci łzami. Szybko skuliłeś się. Zmusił cię do tego powiew zimnego wiatru. Powoli doszedłeś do siebie. Rozejrzałeś się, Na ulicy nadal było cicho i pusto. Spojrzałeś w prawą stronę koło swojej nogi. Leżał tam twój miecz. Schyliłeś się do niego. Kiedy objąłeś prawą ręką rękojeść swojej broni, kątem oka dostrzegłeś ruch. Wydawało ci się, że ktoś biegł po dachu jakieś dwie może trzy uliczki dalej. Trzymając miecz powoli zacząłeś przyciągać go do siebie cały czas obserwując miejsce, w którym wydawało ci się, że widziałeś jakiś ruch. Dociągnąłeś g odo siebie. Używając go zdołałeś powstać. Twoje obolałe i zesztywniałe nogi potrzebowały chwili aby się dostosować i wrócić do normy. Rozluźniłeś mięśnie nóg oraz rąk. zastanawiałeś się czy udać się za potencjalnym śladem czy zostać w miejscu. Obiema rękom chwyciłeś miecz. Przygotowałeś się na wszelki wypadek, gdyby coś lub ktoś miał cię zaatakować. Lekkim begiem udałeś się w tamte strony.
Wbiegłeś w uliczkę gdzie widziałeś ruch. Dom był wysoki na trzy metry. Zastanowiłeś się gdzie mogło się to coś udać. Rozejrzałeś się po dachach. Skierowałeś się na północ. Biegłeś uliczkami. Minąłeś strażników i biegłeś dalej. Strażnicy początkowo udało się za Tobą. Ale po kolejnych dwóch uliczkach zaprzestali pościgu. Nie widzieli w tym sensu. Trochę dalej zatrzymałeś się aby złapać oddech. Ponownie się rozejrzałeś. Tym razem także rozglądałeś się po dachach. Twój wzrok zatrzymał się na tarczy księżyca. Był prawie w pełni. Jego blask urzekł cię. Poczułeś ciepło. Uczucie ciepła miało swój początek na policzkach, przeszło następnie na korpus aż w końcu dotarło do koniuszków palców wszystkich czterech kończyn.
-"Piękny prawda??"-wystraszyłeś się. Ten głoś ,te pytanie padło zza ciebie a raczej nad. Miałeś zamiar się odwrócić-" Nie radzę się odwracać. Stój tak jak stoisz"- usłuchałeś nieznajomego. Miał nad tobą przewagę. stałeś do niego plecami a on zapewne miał przygotowaną broń.
-"Kim jesteś?"- zapytałeś.
-"Nikim. Jestem tylko cieniem. Cieniem, który przemierza to miasto w nocy."- miałeś zamiar zadać kolejne pytanie ale ledwo po rozpoczęciu swojej wypowiedzi nieznajomy przerwał ci- " Nie pytaj o nic więcej. Tylko słuchaj. Pewnie chciałeś zapytać co robię w tym mieście o tej porze. Pewnie to samo co ty. Zdziwiony. Zapewne. Ja także szukam zabójcy. Ale nie po to co ty. Nie jestem łowcą nagród, Nie zależy mi na nagrodzie. Pytasz na czym? Słuszne pytanie. Urodziłem się do tego. Widzisz to moje Przeznaczenie. Co to za przeznaczenie pytasz? Nie możesz tego wiedzieć. Wiedzą tylko o nim dwie osoby i o jedną za dużo. Ale jeśli chcesz wiedzieć, tak bardzo zżera cię ciekawość. Dobra powiem ci, ale musisz wiedzieć jedno. Jeśli ci powiem będę musiał cię zabić. Heh...Wiedziałem, że od razu zmienisz zdanie. A więc przyjacielu, bo chyba mogę się do ciebie tak zwrócić? Naprawdę mogę. Doskonale. Kontynuujmy. Jestem pełen podziwu. Naprawdę jesteś odważny skoro w pojedynkę wychodzisz w nocy, mając tylko zwykły miecz chcesz stawić czoła Marlokom. Jakich Morlokom? Nigdy o nich nie słyszałeś. Ah!! Nic dziwnego. Ludzie tacy jak ty zapomnieli o starożytnych nacjach. Ale cóż tym lepiej dla mnie i moich braci. Tak. Takich jak ja jest więcej. Czym są Morloki? Dla mnie to moja zwierzyna a dla Was dla Ciebie to tylko zwykły wybryk natury, bestia żądna krwi i przemocy. Poczekaj... Niestety musimy zakończyć naszą konwersację robota czeka. Nie! Nie powiem ci na czym polega. Ale jeśli jesteś inteligenty to powinieneś się domyślić. Nie, nie odwracaj się. Zakazałem. Jesteś naprawdę ciekawym rozmówcą. Gdzie mnie znajdziesz? Nigdzie. To ja znajdę Ciebie. Niech bogowie będą z Tobą przyjacielu." - usłyszałeś szybkie kroki. Odczekałeś kilka sekund po czym się odwróciłeś. Nikogo już nie było.
Serce nadal biło ci jak oszalałe. Oparłeś się o ścianę budynku. Miecz oparłeś obok siebie, tak aby w każdej chwili mógł go dobyć w razie potrzeby. W głowie miałeś cały czas głoś nieznajomego. Był on twardy, pewny, stanowczy. Miał nieznany ci akcent, który dodawał mu tajemniczości.-"Marlok, Marlok. Co to jest do cholery trzeba to sprawdzić. Ale gdzie? Biblioteka! Tak tam muszę się udać"- pomyślałeś i udałeś się do biblioteki. Niestety po kilkudziesięciu minutach zostałeś z niczym. Biblioteka w nocy jest nieczynna. Zmęczony i zaspany byłeś zmuszony aby udać się do domu aby się przespać i nabrać sił...
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824
Buzon jest offline  
Stary 08-01-2010, 15:11   #14
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
Cholera łeb mi pęka. Jak ja nienawidzę pić. Nie ma nic gorszego od pijanego elfa. Mamy 3 razy gorszego kaca od ludzi.
Z ogromnym bólem głowy Estatos wstał z łóżka i umył się. Po ubraniu świeżych ciuchów, wyszedł na powietrze.
Jak dobrze. Z kanałów śmierdziało gównem, ale nie tak bardzo jak w moim pokoju.
Po kilku minutach oddychania "czystym" powietrzem usłyszał trzaski.
Co tam się dzieje? Lecę po mój dziennik.
Szybko wbiegł do karczmy, wleciał do swojego pokoju i zabrał notatnik. Wybiegł przed budynek. Słyszał krzyki. Zajrzał zza winkla. Regeth i Gormak walczyli. Była to niesamowita potyczka. 3 metrowy ork i 2 metrowy jaszczur. Estatos dokładnie wszystko notował. Tak go uczono w szkole. Nie wiadomo co może się przydać. Kiedy ork wygrał, elf szybko podbiegł do Regetha.
Cholera, zemdlał. Teraz co zrobić? Nie przeniosę go.
Estatos wbiegł do karczmy. Przy kominku siedział Ron.
-Ron! Pomóż mi!
Oboje wybiegli przed budynek. Razem przenieśli orka i jaszczura do środka Estatos wyciągnął jakieś zioła.
Oby pomogły. Potem udam się do mędrca Apolesa. Mieszka niedaleko. Może coś wiedzieć.
 

Ostatnio edytowane przez Roni : 16-01-2010 o 12:16.
Roni jest offline  
Stary 08-01-2010, 16:11   #15
 
Regeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Regeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwu
Zanim Regeth poszedł na górę spać, udał się jeszcze przed karczmę wyjaśnić coś sobie z Gormakiem.
Słuchaj ty głupi, tępy, niedorozwinięty dzikoludzie!-powiedział nerwowo Regeth
Nie pozwolę sobie na to, by jakiś debil obrażał mnie! Może nie wiesz pajacu, ale my wspaniali saurusi, dawno temu załatwiliśmy mnóstwo takich jak ty. Więc okaż trochę szacunku komuś lepszemu od siebie, gnido!

--Szacunek!? W tych czasach to puste słowo. Tu liczy się siła! Nie dalibyście rady mojemu ludowi. Wy jaszczury kryjecie się w podziemiach jak zwykłe krety, kiedy to my orkowie panujemy na powierzchni-Powiedział ork.
-My kryjemy się w dżungli! Pamiętasz Lysantię, hę? Dwa regimenty najemników takich jak ty, zostały rozgromieni przez nas! Było nas 3 razy mniej, a mimo to, dzięki Sotekowi wygraliśmy!
-Ha będziesz wypominał przeszłość tak?! A kto was wypędził do lasu dzikusie! Ludzie, ci słabi kmiotkowie, którzy trzęsą gatkami na samą myśl o zmierzeniu się z nami! Wygraliście tylko dzięki dowódcy! Stado owiec dowodzone przez lwa jest silniejsze niż stado lwów prowadzonych przez barana! Bez swojego dowódcy jesteście nikim! W rozsypce jesteście jak kaczki do odstrzału.! Nie miałbyś, że mną szans patałachu!
-Mów sobie co chcesz, my odzyskamy to, co do nas należy! Najpierw uwolnię slanna, a potem spalimy to miasto! Radzę, żebyś mi nie wchodził w drogę, bo gorzko tego pożałujesz!
- Śmiesz mi grozić bękarcie?! Mam gdzieś co zrobisz z tym miastem! . Możesz nawet je zjeść cegła po cegle! Jeśli jeszcze raz obrazisz mój wojowniczy lud nie obejdzie się bez walki! Nie myśl, że się boje! W każdej chwili możesz dostać psie!
-Wiesz co, fascynujesz mnie trochę... Nigdy nie widziałem żeby świnia potrafiła mówic. A co do nas, to jakoś gromiliśmy ludzi, chociaż na początku zabijali naszych wodzów. Nie jesteś od nich lepszy, a na pewno nie ode mnie!
-Nie wiesz co mówisz! Gdybyście mieli choć trochę odwagi i siły to nie musielibyście ukrywać się bo lasach. Zwykłe zwierzęta.! Wolę być świnią niż takim gadem jak ty!
-my się nie ukrywamy cały czas.Podczas wojny z Lysantią podbiliśmy, a następnie zniszczyliśmy całe imperium. Wiesz co, wracaj do chlewu z którego przyszedłeś!
-Sam tego chciałeś bękarcie. skoro słowa nic nie dają czyny przemówią za nas!
Po czym rozpoczęła się walka. Ciosy leciały po równo, ork bił mocniej, ale jaszczur za to szybciej. Saurus kopał go po głowie, dotkliwie go raniąc.Niestety ork złapał go za głowę i bił nią o kant budynku. Gdyby nie refleks jaszczura, mógł zginąć na miejscu. Ork dostał masę ciosów, ale nie zrobiło to na nim zbyt wielkiego wrażenia.
-W imię Soteka!!!-wykrzyknął Regeth, uderzając najsilniej jak mógł, i wybijając mu parę zębów.Ork aż się zachwiał, ale wyprowadzając potężne uderzenie, które odrzuciło Regetha na pół metra. gdy obaj odzyskali równowagę, rzucili się ponownie na siebie.Na niekorzyść jaszczura Gormak wpadł w szał. Parę razy uderzył Regetha, raniąc go dotkliwie, ale on również poranił się od ostrych łusek. Gormak złapał Regetha za szyję, podnosząc go do góry.Był to nie lada widok, gdy 3 metrowy potwór podnosi 2 metrowego jaszczura i rzuca nim o ścianę. Jednak Regeth po chwili wstał i znowu bił Gormaka. Obaj byli bardzo zmęczeni, ale nie przerywali pojedynku. Wtedy przylegli do siebie, a następnie ork zaczął miażdźyć jasczura. Ale po paru kopnięciach Regeth uwolnił się. Wtedy ork rzucił w Regetha beczką, a następnie podbiegł i rzucił go o ścianę. Saurus zemdlał na miejscu, a ork chwiał się, gdyby nie podpierał się o ścianę, również padł by ze zmęczenia i ciosów.Gormak był bardzo oszołomiony, ale w końcu siadł w rogu i zasnął.
 

Ostatnio edytowane przez Regeth : 16-01-2010 o 11:53.
Regeth jest offline  
Stary 13-01-2010, 06:59   #16
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
W karczmie krasnal już na niego czekał z obfitym śniadaniem. Hibbo czując przejmujące burczenie w żołądku postanowił nie zostawić swego kompana w potrzebie i podkradł mu trochę jadła. Jednakże widząc baaardzo złą minę brodacza zamówił własny talerz. Wszamał najważniejszy posiłek dnia, aż mu się uszy trzęsły. Ale nawet podczas tak energicznego spożywania posiłku gadatliwy osobnik znalazł czas by opowiedzieć wszystko, ze szczegółami co zobaczył w kostnicy, co chwila przeplatając w swoje "hi hi hi" czy "juhuhu". Wszystkie rany, rozdarte gardła i flaki nie zostały pominięte... smacznego. Po udanym posiłku udał się on po Konika. No to teraz był gotów na dalsze działanie.

Nie wiedząc czemu dwarf wyciągnął go na mały romantyczny spacer po lesie. Może i było by przyjemnie, lecz krasnolud całkowicie nie był w typie staruszka. A zresztą serce i nie te... Bo gdyby był o dwieście lat młodszy... Hi hi hi. Kocyk by się zarzuciło, jakiś makijaż dla poprawienia nastroju i...
No jednak inny mieli cel. Gezbert chciał się upewnić czy te stworzonka czasem nie zamieszkują pobliskiego lasu. No bo czemu akurat w kanałach miały by siedzieć? W lesie ciszej, przytulniej i nie śmierdzi. Ta nadzwyczajna para sprawdziła wszystkie dziury jakie spotkali w gęstwinie leśnej. No może nie wszystkie. Niektóre uciekały...
Tak czy siak, po nie jednej wpadce i kilku starciach z lisami, Hibbo wraz ze swym kamratem wrócili zmęczeni i zrezygnowani do miasta. Przynajmniej tak powinno być. Jednak gnom uważając, że wysiedział się zza młodu, a odeśpi po śmierci skakał radośnie i próbował śpiewać wraz z ptaszkami. Próbował to baaardzo dobre słowo. Mina krasnoluda po raz któryś tam z kolei podczas ich podroży wskazywała na chęć stania się wyższym... znaczy względem ziemi i za pomocą liny. Ale czy gnom się tym przejmował? Skądże! Zaczął nawet układać niezdarnie piosenkę o dzielności jego towarzysza.

"Dzielny mój krasnolud,
Stanął tył na przód,
Pobiegł w drugą strone
Choć za nim miasto płonie!"

Zaśpiewał. Jego rymy nawet nie zasługiwały na miano częstochowskich, a melodia była tak fałszywa jak pióra Kury czarne. Który zresztą nie mógł wytrzymać tej kakofonii i skrył się w plecaku swego właściciela.

Gdy dotarli do karczmy Hibbo szybko rzucił się w stronę swego pokoju. Jakby go stado wilców goniło. Wpadł na pomysł. Wieczór zapowiadał się pracowicie. Staruszek wpadł do pomieszczenia i szybkim wzrokiem rozejrzał się po nim.
- Krzesło, łóżko, pościel. Tak! Mięso... Mięso... Znajdzie się! Damy radę! Panie Hibbo, pan nie wymieńkaj w sprawie... - począł sobie nucić przeglądając zawartość plecaka. Kilka gwoździ, młotek i żelazna blaszka. - Ta historia zaczyna się piątej rano... brzeszczot... śrubokręt... po jaką chorobę przyda mi się śrubokręt? E, odpadasz. - Dobrze, że zabrał mały zestaw młodego... khy khy khy... konstruktora. Po kilku minutach ze stołka, zwiniętego koca podróżnego i kilku gwoździ powstał "manekin" tylko posturą przypominający człowieka. To nawet rąk nie miało. Ważne, że trzy nogi ze stołka zrobione posiadało, i coś na kształt korpusu z kocyka. Na klatce piersiowej (a skąd do cholery on wie gdzie to ma tył albo przód?!) przymocowana była mała metalowa płytka. Teraz tylko zadbać o szczegóły i gotowe.
Stary podróżnik zszedł na dół. Już słońce zaszło za horyzontem lecz noc młoda straszliwe była. Hibbo w kilku krokach, a raczej podskokach znalazł się przy karczmarzu.Pociągnął mu za kant fartucha i spytał:
- Macie może jakiś ochłapy mięcha? Ze szczura, czy innego ścierwa? Gatunek pośledniejszy może być...
Karczmarz łypnął na niego zdziwionym okiem lecz nie przejmując się już zbytnio dziwactwami swych klientów poszedł za szynkwas.
- Coś się znajdzie... O! mam coś dla pana. Dopiszę do rachunku. - łowca pochwycił szybciutko swą zdobycz i pobiegł przymocować ją do swego dzieła.

- Tadam! - zakrzyknął pokazując to "coś" swemu krukowi. Mizerne to było. Znaczy manekin, nie kruk. Stało ledwo na nogach, powykrzywiane, nie staranne. Jedynie blaszka trzymała się solidnie. Przysłużył to tego kawałek drewna po drugiej stronie koca.
- Kraa! Co to jest!?
- Twój nowy kompan po nocnych zwiadach, hi hi hi. Poznaj. To jest Ukar. Ukar to jest Kura. No jak się poznaliście, to się pobawicie.
- Kraaa... - ptaszydło ze zrezygnowaniem pokręciło głową, Wraz ze swym panem wyleciał na podwórko.

Za karczmą znalazł dogodne wejście na dach, i już za trzecim razem udało mu się wdrapać tam wraz z Ukarem. Ustawił go centralnie na dachu sprawdzając czy stabilnie stoi. No wichury to to nie wytrzyma, lecz nie przewracało się tak łatwo. Spojrzał na swoją robotem swym gnomim okiem i zaśpiewał króciutki wersik.
- No to teraz twoja kolej. Hi hi hi. Znów sie przelecisz. Teraz tylko zwracaj baczną uwagę na dachy. To coś musi się nimi przemieszczać. I goń z góry dopóki go nie zgubisz. Ale oczu mu nie wydłub. - zagroził palcem krukowi przed nosem - Mógł by ci krzywde zrobić. Hi hi hi. Na jakieś wierzy sobie przysiądź i miej baczenie. No to pa. Rano stukaj do łokienka. - pognał swe zwierzątko a ono posłusznie odleciało.
Detektyw spojrzał jeszcze raz na swe dzieło, potem na odlatującego ptaka i zadowolony z dobrze wykonanego zadania ruszył do karczmy.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 14-01-2010, 15:24   #17
 
Serv's Avatar
 
Reputacja: 1 Serv wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znanyServ wkrótce będzie znany
Obudziłem się, myślałem że wczesnym porankiem. Ubrałem się pospiesznie, dobyłem swego miecza i opuściłem lokum. Zmylony przez zasłony dopiero po wyjściu stwierdziłem iż południe już się powoli kończy, więc szybkim krokiem, ba biegnąc praktycznie skierowałem się do biblioteki. Prawdę mówiąc jeszcze nie dane mi było oglądać owego budynku, i teraz żałowałem że nie zrobiłem tego już pierwszego dnia pobytu.
-Doprawdy imponujące zbiory-Wyszeptałem do siebie zagłębiając się między różnorakie tomy.

-Ale jak to nie ma! Przecież musi być!-Krzyczałem na wypraszającego mnie już bibliotekarza.-Marloki...
Zawiodłem się. Pośród tylu tomów ani jeden nie wspomniał nawet o tych stworzeniach. Kolejny dzień poszukiwań, kolejny nocny powrót do domu. Gdy szpital ukazywał się moim oczom, coś mnie tchnęło. Odwróciłem się i pobiegłem w stronę gildii. Gdy przebiegałem przez pusty rynek, zwolniłem nieco. Było tu tak martwo i cicho, czułem się odsłonięty i zaniepokojony. Położyłem rękę na mieczu, i spokojniejszym już krokiem dalej zmierzałem w stronę tego zbioru bohaterów. "Może oni coś będą wiedzieć, a jak nie... To przynajmniej dowiedzą się co zabija."
 
Serv jest offline  
Stary 14-01-2010, 18:24   #18
 
Sagon's Avatar
 
Reputacja: 1 Sagon ma w sobie cośSagon ma w sobie cośSagon ma w sobie cośSagon ma w sobie cośSagon ma w sobie cośSagon ma w sobie cośSagon ma w sobie cośSagon ma w sobie cośSagon ma w sobie cośSagon ma w sobie cośSagon ma w sobie coś
Rano wstałem i udałem się do Biblioteki. Zacząłem szukać ksiąg opisujących bestie chaosu. Moją uwagę przykuła pusta przestrzeń między księgami opisującymi mroczne stwory. Niby nic w tym dziwnego gdyby nie to że na tej półce kurz zalegał grubą warstwą i na sąsiednich książkach była nietknięta warstwa pyłu. Ktokolwiek ją wziął musiał wiedzieć konkretnie po która pozycję sięgnąć. Po chwili koło mnie zaczął się przeciskać jakiś kapłan. Widać po nim było, że czegoś nerwowo szuka. Kiedy dotarł do brakującej pozycji strasznie się wściekł i wybiegł z między regałów prosto do starszego bibliotekarza. Podążyłem za nim wzrokiem i widziałem jak mocno gestykuluje i zaczyna się awanturować. W końcu siłą go wyproszono z Biblioteki. Nie było by w tym nic dziwnego, w końcu za zakłócanie ciszy w tym budynku takie kary się stosuje, ale żeby kapłana? Sługę bożego tak traktować? Coś tutaj nie grało. Wyszedłem za nim. Coś mi grało w głowie, że on mógłby mi pomóc i prawdopodobnie mamy podobne cele. Zacząłem go śledzić. Szedł w kierunku szpitala, ale w pewnym momencie z ożywieniem pobiegł w stronę rynku. Ale w pewnym momencie coś go zaniepokoiło. Zacząłem się uważnie rozglądać…
 
__________________
Jeśli coś musisz zrobić to to zrób a nie gadaj o tym
Sagon jest offline  
Stary 16-01-2010, 12:27   #19
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dzień zapowiadał się jak każdy inny z tym małym psychopatą. W karczmie zaczął grać na szczęście bard, którego występ był niebem dla uszu. Kiedy jego występ dobiegł końca, Gezbert energicznie rypnął pięścią w stół, po czym wstał i zaczął klaskać swoimi masywnymi dłońmi. Kochał muzykę, a jeszcze jak jest ona dobra, to warto ją było nagrodzić... oklaskami. Siadł wtem z powrotem po stolika, i dokończył śniadanie. Czekała ich wymagająca wysiłku przeprawa przez gęstwiny lasu, i może jakiś starcie. "Najwyżej dam tej bestii tego skubańca" łupnął kontem oka na niziołka. Nie miał nic do niego, ale nasycił by bestie bynajmniej na kilka chwil.


Po znakomitym posiłku, i odebraniu Mishy z stajni, ruszyli zgodnie w stronę lasu. O dziwo niedźwiedź nie zjadł nikogo z stajennych. Bynajmniej nie było po tym incydencie śladów.

Las okazał się cierniem w dupie. Kilku godzinne przeszukiwanie, męczenie się w tych krzakach, przeciskanie przez gęstwinę boru i nic. Nawet niziołek nie zginął. Możliwe, że następny dzień okaże się lepszy dla niego. Musiał złapać tego padalca, bo nagroda i sława była sowita. Tylko gdzie zacząć szukać...


Brudni, zmęczeni i nieszczęśliwi udali się wnet do karczmy, gdzie postanowili odpocząć do jutra. Krasnolud siadł ciężko na swym łóżko, i zaczął czyścić szmatką swą kusze. Podejrzewał, że ten mały niziołek przynosi mu pecha, więc postanowił przejść się w nocy ulicami miasta. Nie zamierzał zapuszczać się w zaułki, ale rozsądniej będzie iść bardziej widocznymi drogami. A w tym patrolu pomóc mu miała Misha
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 22-01-2010, 14:14   #20
 
Regeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Regeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwuRegeth jest godny podziwu
Regeth obudził się bardzo wcześnie rano. Mimo wczorajszej walki z Gormakiem, Regeth nie odczuwał zadnych skutków walki. Wstał z łóżka, a następnie założył zbroję, oraz tarczę z bronią na plecy.
-Głupcy! Ten głupi ork myśli, że pokonał mnie, ale wiem że walczył nieczysto! Gdyby nie ta beczka bym wygrał. Phi..Co to za banda nieudaczników, teraz śpią zamiast szukać bestii! Oni są tylko kulą u mej nogi. Spowalniają mnie, zamiast mi pomagać. To nic, sam znajdę, i zabije te bestie!-zaczął mówić po cichu do siebie.
Następnie wyszedł z budynku i udał się do bram miasta. Po wyjściu z miasta udał się do lasu, aby znaleźć ukryte głęboko w lesie plemię skinków
 
Regeth jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172