Pokój powoli zapełniał się ludźmi. Gdy wchodził do niego James, panujące tu zatłoczenie było jeszcze całkiem znośne. McLinn, po wcześniejszym przywitaniu się i przedstawieniu z nazwiska Shepardowi, starał się uprzyjemnić pozostałym czas opowieściami o swej nastoletniej córce. Nie bacząc na niewielkie zainteresowanie dwójki mężczyzn, analizował głośno problemy związane z jej wychowaniem. Konsekwentnie jednak nie przedstawiał siedzącego obok niego mężczyzny, ani powodu wezwania - choć tego akurat można się było domyślać.
Mężczyzna przerwał wreszcie swe dywagacje, w momencie gdy do pomieszczenia weszła Sara. Na wypowiedziane przez nią powitanie McLinn wstał i przedstawił się identyczną jak poprzednio formułką:
-Witam, jestem McLinn, czekamy na resztę.
Natomiast drugi z siedzących mężczyzn jedynie skinął lekko głową, nie podnosząc się ze swego miejsca.
Oczekiwanie przeciągało się, gdy po jakimś czasie do gabinetu wszedł kolejny mężczyzna - dość wysoki i postawny, o jasnych, lekko przystrzyżonych włosach. Nie zdejmując letniej kurtki podał swą wielką dłoń McLinnowi i mocno ją ścisnął, nie zwracając szczególnej uwagi na wypowiadane przez niego nazwisko. Rozejrzał się po pomieszczeniu i lekko zdziwiony wzruszył ramionami, po czym podszedł do okna, aby oprzeć się o parapet. Czas dłużył się coraz bardziej, zwłaszcza że nikt nic nie mówił, a McLinn wyraźnie czekał na wszystkich zaproszonych.
Kwadrans po trzynastej przemówił wreszcie dotąd milczący, siedzący w fotelu obok McLinna facet:
-Doczekam się więc kawy?
McLinn zapytał pozostałych, czy również mają ochotę się napić, po czym wyszedł z pokoju. Podczas gdy opuścił gabinet, by zjawić się potem z kilkoma filiżankami i ekspresem do kawy, do budynku wszedł Grigić Dirkovic.
-To już wszyscy? - człowiek czekający na kawę rozejrzał się po twarzach zebranych. Wyraźnie nie znalazł na nich odpowiedzi, westchnął głośno i podsumował - Ciekawe spotkanie, dobrze że nie zaspałem.
McLinn nie kazał na siebie długo czekać. Zjawił się, rozlał kawę i postawił filiżanki na parapecie obok człowieka w kurtce.
-Przepraszam że kazałem Państwu czekać z wyjaśnieniami, ale nie chciałem się kilka razy powtarzać. - McLinn wyszczerzył do zgromadzonych swe białe zęby. - Sprawa jest taka: ojczyzna nas potrzebuje.
-Piękniej nie mógł Pan tego ująć - w zdanie wciął mu się lekko siorbiący kawę facet w fotelu.
-Jeśli pozwoli mi Pan skończyć, Panie Howking... - twarz mówcy przybrała bardziej agresywny wyraz.
-Ojczyzna nas potrzebuje. - po powtórzeniu sloganu, McLinn ciągłął już bardziej rzeczowym tonem:
-Chciałem oznajmić, iż nasza armia postanowiła podpisać z Państwem bardzo prestiżowy kontrakt dotyczący ochrony pewnej grupy naszych ludzi i sprzętu w Iranie. Nie muszę chyba mówić że jest to nie lada wyróżnienie i wielu doświadczonych wojskowych chciałoby dostać tak ważne i opłacalne zlecenie. Nim przejdę do szczegółów, powiem tylko, że Państwa żołd będzie wynosić 5500 dolarów miesięcznie.
Po ostatnim zdaniu McLinn uważniej rozejrzał się po słuchaczach, obserwując ich reakcje.
-Po podpisaniu przez Państwo wszystkich wymaganych oświadczeń, stanę się kompetentny do udzielenia informacji o detalach. Już teraz mogę jednak zapowiedzieć, że Państwa głównym zadaniem będzie ochrona grupy naszych dyplomatów w Tabrizie. Nie muszę chyba zaznaczać, że ich maksymalne bezpieczeństwo to nasz priorytet. Sama misja nie wiąże się jednak z wysokim, bezpośrednim zagrożeniem ze strony Irańczyków. Nasi dyplomaci przebywają bowiem w mieście opanowanym już przez siły koalicyjne, a Państwo są wysyłani jedynie po to, byśmy mieli 100% pewność co do ochrony ważnych dla nas osób.
Mężczyzna wziął niewielki łyk kawy i kontynuował, szybko i na bezdechu:
-Przedstawię Państwu Pana Howkinga - wskazał na niestrudzenie siedzącego w fotelu człowieka - jest on naszym bezpośrednim koordynatorem i prawdopodobnie będzie towarzyszył Państwu w Iranie.
-Nie śpieszmy się aż tak, drogi Panie McLinn. Nie zapytał Pan jeszcze, czy szanowni Panowie i Pani chcą uczestniczyć w naszym przedsięwzięciu.
-Tak, rzeczywiście. - pouczony człowiek odpowiedział z nieukrywaną irytacją. Opanował się jednak w kilka sekund, po czym znów przemówił:
-To oczywiście sprawa formalna. Misja jest względnie bezpieczna, oferujemy wysoki żołd i kontrakt o którym marzy niejeden weteran wojen w Zatoce. Zapytam jednak - zgadzają się Państwo na udział w tej misji?
Howking uśmiechnął się i odstawił filiżankę. Patrzył teraz wnikliwie na zapytanych. |