Żarty. Ta cała ekspedycja to jakiś popis miernych cyrkowców. Krzysztof zerwał się z miejsca i napadł na wchodzącego do karczmy rycerza, Wojciech dał się ponieśc emocjom i również opuścił stół. Albrecht uniósł brwi, przechylił kufel i dopił złocisty napój. Wytarł podbródek nadgarstkiem i wstał z miejsca. Rozejrzał się dookoła. Biesiadnicy wpatrywali się w awanturę, jego drużynowi cyrkowcy wykonali zadanie. To była świetna rozrywka dla podchmielonych mężczyzn ucztujących w najlepsze.
Albrecht chwiejnym krokiem ruszył ku rycerzom. Cisnął kuflem o ścianę. Czuł na sobie nieufne spojrzenia Wojciecha, ale nie przejmował się nimi. Znali się bardzo krótko. On też nie ufał Anglikowi. Dłoń oparł na głowni kiwającego się u pasa miecza. Odchrząknął i rzekł:
- Krzysztofie, pójśc tego męża. Wojciechu schowaj swe ostrze. Dostarczyliście wspaniałej rozrywki biesiadnikom. Iście wybornej. Nie poprzestaniemy na pozostawieniu im smaczku, niech się nażrą tą zabawą. Bo co najlepiej bawi lud? Krew. Krzysztofie, wyzywam cię na pojedynek. Jeśli odmówisz, widac żeś tchórz i menda społeczna. Niech roztrzygną Niebiosa!
Ostatnio edytowane przez Kirholm : 10-01-2010 o 19:09.
|