Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2010, 17:05   #146
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dzień zapowiadał się pracowicie...
Służba od rana hulała po wszystkich budynkach karczmy szykując się do ceremonii zaślubin. Zjeżdżali się też pozostali goście, w tym tak wpływowi jak przedstawiciel Zakonu Czujnych Magów i Obrońców Aleksander Brunese. Przybyli też rodzice pana młodego. Bogata i wpływowa para. Powoli zbierała się cała kupiecka i rzemieślnicza śmietanka Waterdeep.

Wszystko miało dziś pójść gładko jak po maśle. Nie poszło.

Choć wydawało się, że spór związany z przyłapaniem Castiela na gorącym uczynku uda się załatwić gładko, to elf odmówił współpracy wykonując efektowną „rejteradę”.
A oczy karczmarza i Gerarda spoczęły na Rogerze.
- W takim razie proszę mi przysłać do mojego pokoju jakąś służącą, która pomoże mi doprowadzić mój ekwipunek do wyglądu odpowiedniego do takiego weseliska. - powiedział Roger do Valdro. Z mocnym postanowieniem, że przy najbliższej okazji podstawi Teu nogę...
Valdro kiwnął głową i ruszył wydać polecenia.
Gerard zaś nakazał swoim ochroniarzom przygotować Castiela do ślubu. Po czym obaj się oddalili, zostawiając Sabrie i resztę drużyny.
Ale wojowniczce towarzystwo szybko topniało. Roger oddalił się do swego pokoju by przyszykować do roli drużby. Kastus zaniósł pijaną Dru by ją przygotować do roli jaką zacznie pełnić przy zaślubinach. I Sabrie została sama...prawie. Vraidem ułożył się w pobliżu kobiety i uciął sobie drzemkę. Jakoś nie rozumiał postawy swego pana, który wszak z Castielem nie był w większej komitywie. A i też tego całego ludzkiego ceremoniału nie rozumiał, ani też bardziej zgłębiać nie zamierzał. Wolał poleżeć w cieniu i przedrzemać.
On w przeciwieństwie do swego pana potrzebował spać...I w zasadzie lubił sen.

Rogerowi wkrótce została przydzielona Pearl, która uśmiechając się pomagała świeżo upieczonemu drużbie godnie reprezentować swą rolę. Valdro przesłał przez nią także kilka ze swych kubraków z bufiastymi rękawami, aby Morgan prezentował się lepiej w owej roli.
Pearl stała się jednocześnie służką jak i krytykiem mody, bo usilnie próbowała wcisnąć Rogera w kolejne kubraki Valdro. By wybrać ten, który pasuje najlepiej.
I w takiej sytuacji, Rogera mocującego się kubrakiem karczmarza (który był od Morgana nieco szerszy w barach), zastała kolejna kobieta.



Była od niego starsza, o kilka lat może. Ale urodziwa. Miodowej barwy włosy otulały ładną twarz, a karminowa suknia otulała szczelnie nienaganną sylwetkę i krągłe piersi, kusząco odsłonięte głębokim dekoltem.
-Pan Roger Morgan? Przyszłam się przedstawić. Wszak dotrzyma mi pan towarzystwa w związku z całą tą nietypową sytuacją.- rzekł melodyjnym głosem kobieta, A widząc zaskoczenie na twarzy mężczyzny dodała. – Och...wybaczy pan. Nie przedstawiłam się. Jestem Helena Montoya. Będę druhną, a jak słyszałem że pan będzie drużbą...Kejtila?
No i okazało się że bycie drużbą ma swoje zalety. A właściwie jedną zaletę w postaci Heleny.

Tymczasem Teu przemykał się po gospodzie z irytacją stwierdzając, że kiepsko mu się to ukrywanie wychodzi. Przede wszystkim, był dzień. Cieni było niewiele i były małe. Ciężko więc się było ukryć i przemykać niezauważonym, zwłaszcza przy tłoku panującym w karczmie. Pełno ludzi oznaczało, że często ktoś na niego wpadał i się potykał w wąskich korytarzach. No i ten tłok sprawiał, że elfowi ciężko było zrobić psikusa...za bardzo rzucał się w oczy. I gdy tylko wynurzał się z cienia, zawsze znalazł się ktoś kto go spostrzegł.
Raz jednak udało mu się wyczekać, aż wszyscy wyjdą i doprawić odpowiednio potrawy.
Drugim razem wymachiwał lewitującym kubkiem przed młodszą kucharką. Ale jego popisy wzbudzały małe zainteresowanie. Miastowych mało obchodziły przesądy zatrudnionych w karczmie chłopów. Oba śluby miały odbyć się za wszelką cenę.
Kolejna sztuczka jakim było pisanie liter w cieście, zakończyła się w sposób całkiem nieoczekiwany. Służąca która je przygotowała syknęła tylko pogardliwie.- Byś się nie wygłupiał. Ile ty masz lat? Dziesięć?
Jej spojrzenie rozejrzało się bacznie dookoła i skupiło na kącie w którym elf się skrywał. Westchnęła głośno.- To już rozumu z wiekiem elfom nie przybywa ?A znalazł byś sobie inną rozrywkę.
Kobieta zdjęła miedzianą obrączkę z palca i jej ciało szybko się zmieniło. Urosła, włosy zmieniły się na jasny blond, uszy lekko zaostrzyły, a twarz przecięła blizna. Wścieklica spojrzała na elfa.- Jak się nudzisz, to cię w pieczeniu ciast mogę podszkolić. Akurat jest okazja. Poza tym... nie za duży jesteś na straszenie dziewcząt?
Półelfka wsunęła obrączkę na palec wracając do postaci ciemnowłosej służącej.

Później elf próbował wyśledzić, gdzie jest panna młoda Castiela, ale to akurat było trudne. On sam jej wyglądu nie znał. Sukni ślubnej mieć raczej nie będzie, skoro ślub w pośpiechu.
Plotki jakie wymieniano na korytarza były mętne i mylne. A choć dotyczyły Castiela, to jednak niczego nowego elf się nie dowiedział. Ba, często imię Castiela z Kejtilem mylono.
Samego Castiela łatwiej było znaleźć. Aasimar pod kuratelą trzech doświadczonych wojaków przygotowywał się do wstąpienie na nową drogę życia. Stojący tuż przy oknie elf, mógł jedynie obserwować, choć po prawdzie nie było co. Castiel chyba pogodził się wejściem na nową drogę życia.

Podczas, gdy Roger szykował się do drużbowania, Castiel do ożenku, a Dru pod okiem Kastusa do poprowadzenia tej całej ceremonii ślubnej, Sylphia łaziła po okolicy. Jakoś służki strachliwie ulatniały się, gdy była w pobliżu. Tak więc wiele plotek się magini nie nasłuchała przemierzając obszary karczmy. Ot, że niespodziewanie jakiś Castel, a może Kejtil miał się żenić przed parą młodą. Jedni prawili, że to z wielkiej miłości, inni że na złość rodzicom, ponoć też złapany przez rodziców dziewczyny w jej łożu młodzian wyboru nie miał. A pies ich całował! Mało to czarodziejkę w tej chwili obchodziło.
W końcu zawędrowała do kuźni, właściwie nie wiedząc dokładnie po co. Myślała co by Kaktusika pokusić i może mu w gębę dać, jak nadarzy się okazja. Niezbyt silnie, ot tak dla żartu. Żeby się nie zraził, bo wtedy magini straciła by wiele okazji do wrednej zabawy jego kosztem. Ale jak na złość, Kastusa ni gnomki w kuźni nie było. Była tylko Sabrie czyszcząca oręż i pies elfa. I nikogo innego.

Po wizycie w kuźni magini wybrała się obejrzeć śluby, z daleka jednak. Rozkoszowała się ciepłem słoneczka, które nieco ją uspokajało.

Rozpoczęły się śluby. I było to ciekawe zjawisko. Dru i Kastus stali w ceremonialnych szatach. W przypadku Dru słowo „stać” było eufemizmem. Pijana w sztok gnomka, była podtrzymywana dyskretnie przez Kastusa. Zapewne leczyła tremę kolejnymi „drinkami”. Co ciekawe zachowała zdolność wysławiana się pełnymi zdaniami, jak i logicznego myślenia, mniej więcej.
A może przygotowywała się na to co miało nastąpić? Kastus bowiem zarzynał w brutalny sposób kolejne pieśni religijne, co niestety uszy zgromadzonych licznie gości musiały dzielnie znosić.
A tymczasem do altany przerobionej na tymczasową kapliczkę Gonda zbliżała się pierwsza para. Blady jak ściana Castiel i młoda atrakcyjna blondynka w różowej sukni. Widać nie udało się załatwić czegoś bardziej pasującego do okazji w tym krótkim czasie. Za nimi szedł Roger w towarzystwie atrakcyjnej ponad trzydziestoletniej kobiety.
Ukryty w cieniu krzaków Teu zorientował się, że chyba tylko jemu zależy by uratować Castiela przed małżeństwem. Ocenił ryzyko... Oprócz potężnego maga, przedstawiciela magicznej gildii z Waterdeep , było tu około sześciu magów i sporo ochroniarzy.
Porwać Castiela ? Pomysł niby dobry...ale co potem? Nie dość, że pościg za przesyłką mają na karku, to jeszcze pogoń niedoszłego teścia na siebie ściągać?
Czas na decydowanie upłynął szybko. Ku uldze wszystkich Kastus przestał na moment wyć, za Dru sięgnęła po książeczkę i zaczęła czytać.- Drodzy przyjaciele, zebraliśmy się w tym smutnym dniu, a by odesłać duszę naszego drogiego przyjaciela do Wielkiej Kuźni Wynalazków...
Słowa gnomki przerwało dyskretne syknięcie Kastusa. -Nie ta strona...dwie strony wcześniej.
-Aaaa tak.-
rzekła Dru beztrosko kartkując książeczkę i zaczynając czytać.- Dzisiejszego dnia jesteśmy świadkiem jak dwoje osób, trybików w wielkim mechanizmie tego świata, za sprawą boskiej iskry Gonda odnalazło swoje miejsce obok siebie. Módlmy się do Gonda o szczęście dla nich.
Po długiej modlitwie Kastus zaczął robić to co w wykonaniu innych nazwano by pijackim śpiewem...w wykonaniu Kastusa było zaś obelgą dla pijackiego śpiewu.
A gnomka po krótkiej cichej modlitwie rozpoczęła czytać słowa przysięgi.- Czy ty wstaw imię przysięgasz związać...
Dru po wymruczeniu tych słów szepnęła do Kastusa.- Przestań na moment zawodzić, to ślub nie pogrzeb. Nawet jeśli pan młody bladością lica, nieboszczyków mógłby o zazdrość przyprawić...Poza tym, literki mi się mylą.
Kastus chciał coś odrzec, ale zamilkł urażony. Zaś gnomka spojrzała na kobietę.- Jak masz na imię dziewuszko?
-Leonia Montoya.-
odparła przyszła żona Castiela. A Dru rzekła. – Czy ty Leonio przysięgasz związać swój los z... jak on ma imię?- Kastus zaś rzekł.- Castiel.- a gnomka poprawiwszy okulary na nosku kontynuowała.- Z tym od oto byczkiem Castielem, stać kowadłem dla jego młota, ogniem dla jego miecha i osełką jego miecza. Być mu wierna niczym woda gąbce i żarliwa niczym ogień w piecu i wspierać go w jego zamierzeniach dzielić z nim sukcesy i porażki, dole i niedole?
-Tak.-
odparła Leonia. Dru podrapała się za uchem i dodała.- Teraz ty Castielu. Czy przysięgasz związać swój los z Leonią, stać młotem dla jej kowadła, miechem dla jej ognia i tarczą dla jej ochrony. Być jej wiernym niczym woda gąbce, żarliwym niczym ogień w piecu i wspierać ją w jej zamierzeniach oraz dzielić z nią sukcesy i porażki, dole i niedole?
Odpowiedź Castiela interesowała także Teu. Jeśliby zaprzeczył, elf gotów był nawet go ratować...oznaczało to pewne komplikacje dla samej, ale i sporo radości dla ostatnio sfrustrowanego elfa. Jeśli jednak i on się poddał, to nie istniał już żaden racjonalny powód dla którego Teu miałby się wtrącać. Uszczęśliwianie na siłę nie leżało w jego naturze.Castiel się wahał przez dość długą chwilę, zanim spojrzał na całkiem urodziwą Leonię i rzekł.- Tak, chcę.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Zawarliście oto przysięgę przed bogami i ludźmi. Jeśli przyjdzie wam ją złamać, niech ludzie się od was odwrócą a bogowie ukarzą. –
rzekła Dru z patosem, po czym dodała.- Następna dwójka, nie mamy całego dnia.

Roger odprowadził Helenę na bok, a Castiel swoją małżonkę. Zaś na kobierzec wstąpiła młoda para. Pan młody był nieco blady po wczorajszych figielkach, a panna młoda śliczna...



...acz nieco zdenerwowana. Mocno ściskała bukiet kwiatów i rozglądała się na boki. Oczywiście miała powody do zdenerwowania. Wszak brała ślub z nieznanym sobie młodzieńcem o mało imponującej urodzie. A i dyskretna eskorta krasnoludzkich ochroniarzy robiła swoje. Niemniej te jej zdenerwowanie było podejrzane. Podobnie jak wyjątkowo drobne kroczki w kierunku kapłanów. Zupełnie jakby starała się opóźnić ceremonię.
A powody jej zachowania wkrótce stały się zrozumiałe... Ale nie uprzedzajmy wypadków.

Osobnicy których Lilawander i Harvek śledzili, byli uzbrojeni różnie, ale każdy z nich miał pałkę owiniętą szmatami. Dość dziwna broń jak na rozbójników. Jak dotąd nie połapali się, że są śledzeni przez Harfiarzy, a głównie przez ptaka, należącego do jednego z nich.
Przyspieszyli tempa skręcając z głównego traktu na leśną przesiekę. Założyli na twarze chusty zakrywające nos i usta. Niewątpliwie szykowali się do napadu.

Banda szybko rozpędziła się leśnym traktem i wkrótce było wiadomo co jest ich celem. Spora karczma, na leśnej polanie.
Wokół budynków nie było straży, gdyż większość strażników była na ślubie. W kuźni jednak czuwała Sabrie i to ona wraz z Vraidemem ich zauważyła. I to pies pierwszy wyczuł wyłaniającą się grupę napastników. Najemniczka odruchowo sięgnęła po miecz. Czy to napastnicy z Waterdeep przyszli ponownie zdobyć przesyłkę? Jeśli tak, to wybrali sobie idealny moment. Drużyna była uszczuplona i rozproszona, Dru ubzdryngolona, a wóz rozłożony na części.
Ale bandyci nie zainteresowali szykującą się do boju wojowniczką. Nie wjechali na dziedziniec, a ominęli go kierując się do ogrodu. Czyżby nie przesyłka, a kapłanka ich interesowała?

Także i magini zauważyła 40 chłopów na koniach przejeżdżających szybko obok niej.I ignorujących jej obecność. Ich celem bowiem okazała się ceremonia ślubna.
Na widok nadjeżdżającej grupy mężczyzn, panna młoda wyjęła z kwiatów chustę i zakryła sobie nos i oczy. A napastnicy zaczęli rzucać w ochroniarzy i zgromadzonych gości małymi garczkami.
Starali się jednak nie trafić w konkretne cele, a rozbić garczki na ziemi w ich pobliżu. I miejsce uroczystości ślubnej zasnuł siwy dym wydobywający się z popękanych naczyń.



A Roger...”odpłynął”

Przez chwilę Morganowi było tak przyjemnie i kolorowo, wszystko było radosne i niczym nie trzeba było się przejmować. Mężczyzna jednak opanował się na tyle by rozejrzeć się wokoło i zobaczyć jak jeden z napastników podjeżdża do panny młodej, mijając niedoszłego jej męża śliniącego się w pozycji embrionalnej na ziemi. A samego Rogera obskoczyło stado dziwnych potworków wołając.- Kiedy nas weźmiesz do domu tatusiu?



Na Teu szary opar nie podziałał, ale na wielu gości tak. Elf widział rozmarzone twarze mężczyzn i kobiet i słyszał ich bełkot. Opar szarego dymu rozprzestrzeniły się na cały ogród. Nie były jednak w stu procentach skuteczne. I część gości oraz ochroniarzy oparło się im.
I tych próbowali ogłuszyć uzbrojeni w pałki owinięte materiałami konni napastnicy. Widział też jak przywódca napastników, podjeżdża do panny młodej trzymającej przy twarzy chustę taką samą, jakimi zakrywali sobie twarze bandyci. Zapewne nasączona odpowiednimi specyfikami, chusta chroniła przed działaniem oparów.
Dru chwiała się na nogach...choć trudno stwierdzić, czy pod wpływem narkotyków czy gorzały. Kastus też miał mętne spojrzenie, ale wymachiwał swym buzdyganem próbując chronić gnomkę, jak i broniąc się przed mężczyzną, który chciał się upewnić, że kapłan nie będzie przeszkadzał w działaniach napastników.

Zanim jednak Sabrie zdołała opanować zdziwienie i podjąć decyzję. Pojawiło się dwóch kolejnych mężczyzn na koniach, wyglądających na doświadczonych poszukiwaczy przygód.
Starszy z nich, brodaty mężczyzna o ciemnoblond włosach, uzbrojony w magiczne sejmitary rzekł do wojowniczki, jakby ją znał. Sabrie co się tu dzieje?
Drugi zaś, elf wyglądający na łucznika, przy którego wierzchowcu kręcił się pies, przyglądał się sytuacji w milczeniu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-01-2010 o 10:52. Powód: ważna poprawka !!
abishai jest offline