Postronny obserwator miałby wrażenie, że Leo próbował przekrzyczeć wiwernę. Cóż, jego plan był nieco inny… Ale nie można zaprzeczyć, że wykrzykiwał nazwę wykonawczyni najstarszego zawodu świata dosyć głośno. Słowo to ucichło równie nagle, jak wybrzmiało, bo brutalne zetknięcie z podłogą wydusiło powietrze z płuc grajka. Mimo amortyzujących odpadków, wysokość i tak zrobiła swoje.
Gdy w końcu udało mu się pozbierać, ujrzał tylko Niziołka znikającego w korytarzu. Najwyraźniej miał ambicje pościgowo-myśliwskie. Po ostatnich wydarzeniach, Leonard nie miał nawet cienia takich zapędów. Doczłapał niemrawo do skulonego w klatce piersiowej jakiegoś Sigmarowi ducha winnego stworzenia kozaka i począł go ocucać. W międzyczasie zdążył przekląć poczwarę za uprowadzenie jego miecza i podnieść stary oręż, który znalazł wcześniej na polu bitwy. Sztylety chyba zatonęły zaś w łajnie. Pięknie, kurwa, pięknie! – pomyślał, nieświadomie cytując mutanta-łowcę potworów z innego uniwersum.
__________________ W każdej sekundzie rozpadamy się i stajemy się nowym człowiekiem, w którym coraz mniej jest tego, kim byliśmy przed laty. |