Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2010, 01:16   #13
XIII
 
XIII's Avatar
 
Reputacja: 1 XIII ma wyłączoną reputację
- To Ty ? - Spojrzał pytająco na Jazz'a.

-No a kto ? Jasne, że ja ! Co tutaj robisz, hmm ? - usiadł przy stoliku. Mówił bardzo szybko. A kiedy usiadł nerwowo podrzucał nogą. Widocznie był na prochach.

- Wyglądasz jakbyś co najmniej pod kosiarkę wpadł. - Uśmiechnął się szeroko. Jednak wcale nie bawiła go ta sytuacja, Jazz kojarzył mu się z tym co było, z tym do czego nie chciał wracać, ale musiał... - Właśnie Ciebie szukałem, potrzebuję roboty, może być wszystko. Oczywiście bez przesady.

Jazz spojrzał na swoją skórę.
- A daj spokój. Mocniejszy towar i byle suce odbija. Pieprzyłem się z dwiema, jedna odleciała i była "zazdrosna". Chora suka złapała za nóż i się na mnie rzuciła !
Roboty ? Szukasz... tej roboty ? - na chwil.e podniósł ręcę w górę, jakby tworząc gardę.

- Może być i taka, byle bardziej dochodowa niż stanie na zmywaku. - Zmrużył oczy rozglądając się po pomieszczeniu jakby chciał sprawdzić czy nikt ich nie podsłuchuje. Czuł się jakby miała zaraz tu wejść Yuriko, mimo iż szanse na to były niewielkie, niepewność rodziła się z poczucia winy, z poczucia niedopełnionego obowiązku. Powinien układać sobie życie na nowo, lepiej, a nie pakować się znów w stare bagno, z którego ledwo uszedł z życiem. - Jak mówiłem, wszystko.

- Hmm.. O walki raczej ciężko. - rozejrzał się - Dalej jesteś w formie ?

- Zależy o czym mowa. Dawno nie chlałem - Zaśmiał się, chociaż każde słowo to był bolesny krok w kierunku dna. Spoważniał kiedy przeszyła go ta myśl, jak igła z lodu. - Nadal mogę komuś połamać łapy jak będzie trzeba.


Pocięty facet wyszczerzył się ukazując złote jedynki.
- Słuchaj... Wiesz jak to jest. Raz wyleciałeś z gry, nie będzie ci łatwo wrócić. Ale słyszałem...- nachylił się do niego. - Jest tutaj taki gość. Gakidou na niego wołają. Nikt nie ma zielonego pojęcia skąd się wziął i za kogo tutaj robi. Ale cała obsługa klubu za nim lata. I zna też wielu ludzi... Słyszałem, że czasem kręci coś na boku. I nie złe z tego kokosy zbiera.... - uśmiechnął się- Mogę cię mu przedstawić. Ale raczej za mną nie przepada

- Tylko nie wpierdol mnie w żadne gówno, bo masz do tego talent. - Podniósł się powoli z siedzenia. Skinął głową ku Jazzowi - Prowadź.
Przeprowadził go przez szalejący do muzyki tłum. Przy jednej ze ścian
znajdowało się kilka wnęk a w nich odrapane z tapicerki sofy. Na większości z nich wyczyniały się orgie grupowe, bądź też bardziej kameralne. Nikt z ludzi tutaj zgromadzonych nie zdawał się jednak w żaden sposób ich zauważać.
Na jednej z tych sof siedziały trzy osoby.

Mężczyzna z długimi ufarbowanymi an rudo włosami. W glanach, czarnym płaszczu i mocnym makijażu . Obok niego chłopak , nieco młodszy od Harukiego. Z długą grzywką zakrywającą pół twarzy, w kilku miejscach przeciętą przez blond pasemka. Oraz dziewczyna, wyglądała na licealistkę. Również w glanach, ubrana na styl gothic lolita. Włosy czarne, ścięte na chłopca.
Dla Goro widok takich osobistości nie był niczym szczególnym, mijał już nawet 30sto letnie kobiety ubrane w podobnym stylu do Nanami, jak i panie opalone wręcz do koloru czarnego mające na twarzy srebrny makijaż.

- Siemasz Gakidou !- uśmiechnął się. Rudzielec spojrzał na niego obojętnie.
- Masz się zwracać Gakidou-sama...- powiedziała dziewczynka.

- A tak...chciałem ci kogoś przedstawić. - wskazał na Harukiego.

Gakidou spojrzał na chłopaka swoimi srebrnymi oczami. Jego spojrzenie było przeszywające.
Chociaż spojrzenie rudowłosego było pełne spokoju widział w nim demona.
Po karku przeszedł mu zimny dreszcz, co wywołało u niego niepokój i chęć odwrócenia się, odruch, który został mu z przeszłości. Poczuł czyjąś obecność za swoimi plecami.

- Goro Haruki. Zwany też Bushi.

Skinął głową w stronę Gakidou, nie zdziwił się tym, że nieznajomy zna jego imię, jednak miał teraz powód do nieufności.

Rudzieles spojrzał na dziewczynkę. Ta zwróciła się do Jazz'a
- Haruki-san może zostać. Ty masz odejść. Jesteś irytujący.

Obejrzał całą trójkę powolnym, badawczym spojrzeniem. - Widzę, że nadal ktoś o mnie pamięta. Czyli Ty jesteś Gakidou - na moment zerknął w stronę dziewczyny - no tak, Gakidou-sama. Potrzebuję pracy, a Ty podobno możesz mi pomóc.

Mężczyzna w płaszczu nic nie powiedział. Sięgnął pod płaszcz i wyciągnął paczkę czerwonych Marlboro. Spokojnie odpalił jednego i się zaciągnął.
- A co umiesz robić, Haruki-san ?

- Co umiem robić ? - Westchnął. - Głównie zabijać, krzywdzić, w mniejszym stopniu obezwładniać, ale szybko się uczę. Normalnie nikt nie potrzebuje takich jak ja, dlatego szukam czegoś na boku.

- Ciekawy CV,Haruki-san. A do czego wcześniej było ci to w życiu potrzebne ?

- Do tego żeby spieprzyć sobie życie. - Przez chwilę myślał, a jego wzrok uciekł gdzieś w dal. - Byłem zawodnikiem walk w podziemiu, tam właśnie takich potrzebują.

- I chcesz do tego wrócić ?

- Muszę - spojrzał na swoje buty po czym wrócił wzrokiem do Gakidou - przynajmniej tymczasowo.

- Masz problemy ?

- Jeden, potrzebuję pracy. - Zmrużył złowrogo oczy jakby chciał dać do zrozumienia, że takie pytania nie będą mile widziane. Rudowłosy zaczął być irytujący, tyle pytań. Z drugiej strony, przecież miał dla niego pracować, więc pytania były koniecznością, co ostatecznie zmusiło go by westchnąć w duchu i jakoś przebrnąć przez to.

- Yakuza. - stwierdził odgaszając papierosa.

Uśmiechnął się i spojrzał z lekkim zdziwieniem. - Yakuza. - Wypowiedział to pół-pytaniem. Przez głowę przeszły mu urywki wspomnień. "Kabuki-mono", jakby wykrzyczał w myślach.

- Sporo przeszedłeś w życiu. A jesteś jeszcze młody... - spojrzał na niego. - Chcesz tylko pieniędzy ?

- Uwierz gdyby dało się żyć bez pieniędzy to chętnie wybrałbym inną ścieżkę. Na obecną chwilę potrzebuję przynieść chociaż jedną wypłatę kobiecie, która mnie utrzymuje, żeby nie skończyć na ulicy.

- A gdybyś mógł żyć dobrze bez pieniędzy i pozbyć się problemów ? Wahałbyś się ?

Przez chwilę milczał. Oferta była ciekawa i kusząca, ale... - Zależy za jaką cenę, bo powiedzmy sobie szczerze, nic nie przychodzi bez wysiłku.

- To prawda, Haruki-san. Cena ? Lojalność i bezwzględność.

- Brzmi prawie jakbym miał zostać niewolnikiem, ale nie pieniędzy tylko drugiej osoby. Jednak - zacisnął dłonie w pięści aż strzeliły mu kostki chociaż muzyka i tak zagłuszyła ten dźwięk.
Nie skończył zdania czekając już na odpowiedź.

- Niewolnikiem ? Haruki-san. Nie szukam niewolników. Stać u mego boku, to nie "pracować" dla mnie. - spojrzał mu prosto w oczy. Chłopak poczuł jak coś chłodnego, przeciska mu się przez organizm, wywołując dreszcz. Zaraz po nim nadeszła dziwna fala... Ciepła ? To coś więcej. Uczucie podobne do zaspokojenia. Jakby ćpun po długim czasie wreszcie dostał swoją działkę.
- To poznawać inny świat, Haruki-san. W którym wzamian za jego chronienie i przebywanie w nim dostaje się coś ważniejszego niż pieniądze.

Zadrżał i potrząsnął głową, jakby chciał strząsnąć z siebie piach. Próbował walczyć myślami z tym co czuje, jakby nie chciał dopuścić Gakidou do siebie. Bał się, jakby miał zaraz stracić świadomość samego siebie, własny umysł. Strach przekształcił się w gniew. - Może zacznijmy od tego kim Ty do cholery jesteś ? - W jego głosie słychać było złość.

- Gakidou-sama !! Zagrajcie ! Zagrajcie ! Gakidou-sama!!
Zaczął nagle skandować tłum. Gakidou wstał, a za nim reszta.

- Taiko odeszła...Minoru też. Kto teraz zagra ?- spytał chłopak z grzywką. Gakidou znowu "wlał" swoje srebrzyste spojrzenie w oczy Goro.

- Haruki-san zagra na basie.

Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, aż lekko uchylił usta. Omal nie zaśmiał się, bo słowa rudzielca były na tyle szalone, że aż go rozbawiły. - Jak to ?

- Odpowiem na twoje pytania, Haruki-san. Ale najpierw ty musisz zrozumieć jedno. Nie dam ci odpowiedzi, które będziesz w stanie zrozumieć. Chodź. Zagrasz z nami. - Ruszył powoli w kierunku tłumu.

Przez moment stał jak wryty w ziemię. Jednak gdy Gakidou zaczął zbliżać się do tłumu poszedł za nim, chociaż stawiał kroki z niepewnością. Idąc dręczyła go myśl co dalej będzie, wciąż coś ciągnęło go do tego dziwnego człowieka, mimo tego, że wydawał się być spaczony, szalony.

Weszli na scenę. Zespół , który grał wcześniej ustąpił im miejsca.
Młoda dziewczyna usiadła przy perkusji. Chłopak z grzywką chwycił gitarę, a Gakidou podał gitarę basową Harukiemu.
- Zagramy cover Gazetto. Ogre. - powiedział tak jakby oczywistością było , ze chłopak zna ten utwór i potrafi go zagrać. Tłum ogarniała euforja

Wziął gitarę od Gakidou, chociaż patrząc mu w oczy kręcił głową. Po chwili zamknął oczy i wziął głęboki oddech, na twarzy wymalowaną miał grobową minę. Spojrzał w tłum, przeraziła go myśl, że może źle wypaść , a tym samym zrobić z siebie pośmiewisko, ale nie mógł uciec, bo wtedy wyszedłby na tchórza.
W tej sytuacji takie myśli wydawały mu się absurdalne jak cały ten wieczór, dziwny, zabawny sen.
Czekał aż Gakidou da znać kiedy zaczynają.
- Chcecie tego ? - zapytał tłumu. Ten ryknął szaleńczo.
- Oddacie duszę ? - Ponowna szalona odpowiedź.
- zaczynamy...
Dziewczyna punknęła dwa razy w talerz i wszyscy zaczęli grać. Haruki był zszokowany. Nagle wiedział jak trzymać giratę, co więcej jak grać i jaką melodię ma zagrać. Momentalnie dał się ponieść sytuacji, jakby odpuszczając powadze rozmów, które miały miejsce oraz życiu "tam poza klubem".
Gakidou ryknął do mikrofonu. Sciany zadrżały.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=g1Q03N7gPC0[/MEDIA]
Self Decay Misuse Awakening Drifting Disorder Abuse
Alienation Self-isolation Disgust Lust Sophism Self-consolatory Abuse
Ogre play
God is not a humanist

I-n-f-e-c-t-i-o-n

Love and Hate Close-mouthed Rejection Dissociation Chosen Infant Abandonment Severed relations
Round dance Detachment Solitude Depression Thoughts of Assault Herd of The Weak

Ogre play
God is a beast
God is a liar
You make money by faith

Ogre Play
You are the ogre who wore skin of God


Ekscytacja tłumu przekraczała wszelkie pojęcie.
Tak jakby głos i muzyka sprawiały im szczerą przyjemność, namacalną i dostrzegalną. Dziewczyna grając patrzyła cały czas przed siebie. Jej mina - jak kamień. Wciąż ta sama, niezmienna. Jedynie nogi i ręce wybijały odpowiednie tony na instrumencie. Chłopak z grzywką szalał niemal tak samo jak tłum przed nimi. Gakidou pieścił tłum ostrym jak brzytwa głosem.
W końcu utwór się skończył. Okrzyk tłumu zatrząsł fundamentami budynku. Zeszli ze sceny i po schodach ruszyli do małego pokoiku zwieszonego nad sceną. Gakidou gestem zachęcił Haruko aby poszedł za nimi.

Stał przez moment wpatrując się ze zdziwieniem w Gakidou. Ostatecznie zbliżył się do niego, idąc powoli i niepewnie zapytał - Jak ? - Całe to zajście było niedorzeczne, nie umiał pozbierać myśli.

- Myślałeś, że nie potrafisz ? - spytał spokojnie kiedy wchodzili już po schodach.

- Dziwne prawda, skoro nigdy do cholery tego nie robiłem. - Powiedział ironicznie z wyraźną złością w głosie.

- Musisz przestać mysleć w tych kategoriach, Haruki-san. Jeśli mamy się zrozumieć i jeśli chcesz wreszcie znaleźć swoje miejsce. Nie ma rzeczy , której z moją pomocą nie umiałbyś zrobić, Haruki-san.

- Z Twoją pomocą ?

- A umiałeś grać na gitarze ? Albo znałeść ten utwór, Haruki-san ?

- Nie, ale mówisz jakbyś był co najmniej bogiem, ale do czego zmierzasz Gakidou, Gakidou-sama ? - Jego złość, nieufność, wszystkie emocje zaczęły uchodzić z niego, jakby w czasie gry na gitarze, wyrzucił poza siebie cały ten ładunek. Czuł po prostu ciepły, przyjemny spokój oderwany od tego co było poza klubem.

- Nie jestem Bogiem. Bo daję to czego pragniecie, bez umiaru. Bez zbdnych pytań. A za to szczęście, pragnę sam byście byli częścią mojego świata.
Otworzył drzwi. W środku panował półmrok. Odrapana niemal całkowicie z obicia sofa. Stolik i dwa krzesła pod oknem wychodzącym na sale. Zabytkowa lodówka głębiej, pod ścianą. I nowoczesna maszynka do Lodu. W powietrzu unosił się zapach papierosów, alkoholu, potu i nasienia. Zresztą strzępy tapicerki sofy nosiły liczne po nim ślady. Chłopak z grzywką i Gakidou usiedli przy stole. Odwracając krzesła w kierunku sofy. Tam usiadła dziewczyna zostawiając miejsce dla Harukiego.
- Byśmy byli częścią Twojego świata ? A czym jest Twój świat i nie mów mi tu o zrozumieniu, niezrozumieniu, tylko mów wprost. Poza tym, czemu aż tak Ci na tym zależy, co Ty z tego masz ?

- Was, u swego boku, Haruki-san. Czy to nie oczywistę ? Wiernośc, poczucie obowiązku ... To głupstwo. Człowiek jest lojalny wobec osób , które potrafią dać mu to czego potrzebuje. Ja jej nie wymagam. Ja wierze , że sami mnie ją obdarujecie w zamian za to co wam daje.

- A skąd Ty masz to czego my chcemy Gakidou-sama ? Zresztą - westchnął, przez moment poczuł się dziwacznie, jakby stał przed swoim nowym mistrzem, który za moment miał go ściągnąć z krawędzi na jakiej stał - nawet nie powinienem zadawać tych pytań, bo to ja stoję tu na ostrzu brzytwy. Wybacz. - Ukłonił się w pas po czym stanął wręcz jak na baczność. Honor, sprawiedliwość, prawda, czy to w dzisiejszym świecie całkowicie umarło ?. Mógł być przy Gakidou sobą, nie narażając się na pogardę, drwinę i wykorzystywanie, przynajmniej tak myślał, miał możliwość podążać swoimi ideałami, które wiecznie tłumione były przez dzisiejszy świat.
Na moment wrócił do dzieciństwa, a świat wokół niego odzyskał barwy, mimo iż stał w istnym burdelu.

- Nie można łatwo wyjaśnić tego słowami, Haruki-san. Przynajmniej takimi, które teraz zrozumiesz. Krocząc jednak tą sicieżką... Razem z nami. Zrozumiesz sam. Zobaczysz prawdę i cel.

- Liczę na to, chociaż, Gakidou-sama co mam powiedzieć Yuriko, której winien jestem zapłatę ?

- Takamochi...
Chłopak z grzywką skinął głową i wyciągnął portfel. Podał plik pieniędzy Harukiemu (równowartość 400 dolarów).
- Czy tyle wystarczy ?

Skinął głową. - Wystarczy, dziękuję za hojność. - Przyjął pieniądze wypuszczając głośno powietrze z ust. Skinął głową w stronę Takamochiego po czym wrócił spojrzeniem do Gakidou - A więc co mam teraz zrobić ?
- Zastanów się, Haruki-san. Dałem ci pieniądze... Tylko pieniądze. A mogę dać ci dużo więcej. - wyciągnął kolejnego papierosa. - Wróć tutaj jutro. Pokażę ci przedsionek świata , którego nigdy nie doznałeś.
- Tak jest. Dziękuję Gakidou-sama i przepraszam za to, że dałem się ponieść własnej wściekłości. - Ukłonił się w pas ku rudowłosemu. - Wrócę jutro. - Przymknął powoli oczy - "Marzenia już dawno umarły, razem z tradycją."- po czym rzucił ostatnie spojrzenie ku rudowłosemu mężczyźnie i ruszył w kierunku drzwi.

Tokyo; Jeszcze tego samego dnia, nocą; Zima.



Padał deszcz ze śniegiem.
Haruki szedł z twarzą zasłoniętą kapturem i szalem, kolorowe neony biły po oczach, można by się zastanawiać czy aby na pewno jest noc.
Ludzie cisnęli ulicami z parasolami w dłoniach.
Przyglądał się wystawom sklepowym, które świeciły mnogim towarem.
Schował ręce do kieszeni po czym ruszył do domu, zastanawiając się nad słowami Gakidou, a jednocześnie nad tym, dokąd zmierzają ludzie.

Tokyo; Po północy; Dom Yuriko; Zima.

Wszedł do domu cicho niczym kot, starał się nie obudzić zapewne śpiącej już Yuriko. Zdjął buty przy wejściu i szybko pomaszerował do jej pokoju.
Podszedł do łóżka na którym spała, pocałował ją delikatnie w policzek, a potem wyciągnął z kieszeni pieniądze by położyć je na szafce stojącej łóżka.
Uśmiechnął się pod nosem, chociaż czuł się trochę tak jakby miał niedługo ją zostawić i zniknąć. Zniknąć, na zawsze.Odwrócił się na pięcie kierując następne kroki ku swojemu pokojowi, był już tym wszystkim zmęczony, chciał iść spać.



Tokyo; Następnego dnia; Dojo "Shiroi-Tora"; Zima.

Klęczał na tatami, ubrany w bogu, jedynie men nie zasłaniało jego ciała.
Pot spływał mu po czole, a oddech jego był ciężki. Trzymał starą, trochę już zniszczoną książkę, którą dostał kiedyś od ojca, na okładce widniał napis "Bushido".
Tradycyjne wnętrze budynku odsuwało na bok cały świat, podobnie jak w momencie gdy przebywał z Gakidou. Wzrokiem po kolei ogarniał każde słowo zapisane na stronach księgi, jednocześnie zastanawiał się jak głupio wygląda w oczach dzisiejszego japończyka, co budziło w nim gniew. Czuł się jak wyrzutek, bo chciał utrzymywać zasady, które świat już dawno porzucił, świat który go pochłonął.

Tokyo; Shibuya, wieczór; Okolice Shiroi-Kami; Zima.

Stał przed klubem jeszcze na chwilę przed tym jak go otworzono, czekał w spokoju na Gakidou, mimo tego że stojące przed wejściem dwie młode japonki w stroju uczennic, spoglądały na niego i chichotały. Miał ochotę dać im w twarz, były irytujące, szczególnie, iż nie wiedział co w nim rozbawiło je tak.
Zastanawiało go ile prawdziwego oblicza mają na twarzach poza makijażem, jak większość ukrywały same siebie.
Zresztą, tak jak on sam.

Miał nadzieję na spotkanie Gakidou, mimo że szansa na to była mała.
Nagle usłyszał ryk silnika, a zaraz potem pisk opon. Przy wejściu do zaułka zaparkowało czarne, sportowe Mitsubishi. Z jego wnętrza wysiadł Takamochi wraz z Gakidou. Ruszyli spokojnie przez ciemny i śmierdzący zaułek. Bez słowa, wpatrując się gdzieś przed siebie.

- A ! Gakidou-sama. Czy dzisiaj też zagracie ? - wypaliły podekscytowane uczennice. Rudzielec jednak prawie całkowicie je zignorował. Reakcja jego ograniczyła się do dziwnie delikatnego i niewinnego uśmiechu. Klub był jeszcze zamknięty na gości. Ale kiedy stanął przed drzwiami, odźwierny mu otowrzył. Nie zareagował na Harukiego kiedy go mijał. Stawiając krok za progiem odezwał się jednak:
- Haruki-kun. Nie zostawaj w tyle.

Wodził wzrokiem za Gakidou jednak nie odezwał się, ani nie zareagował dopóki nie został wywołany, a gdy tylko usłyszał swoje imię skinął głową i pomaszerował za rudowłosym.
- Liczyłem, że będziesz później Gakidou-sama, ale wolałem czekać już wcześniej.

- Rozumiem. Jak spałeś ? - spytał kiedy schodzili po blaszanych schodkach w dół sali. W tej ciszy całe wnętrze zdawało się... takie nienaturalne.

- Dobrze, ale czy to takie ważne ? - Odpowiedział ze zdziwieniem. Rozglądał się po sali, czuł się tu już prawie jak u siebie w domu. Dziwiło go, bo ledwo znał Gakidou, ale przez swoją samotność, zagubienie oraz akceptację ze strony rudowłosego mógł poczuć coś co ciężko dostać w dzisiejszym świecie, poczucie przynależności i jak mu się wydawało szczerego zainteresowania. Poza klubem był nikomu niepotrzebny.

- A czy wszystko co mówię, musi być ważne, Haruki-kun ?- uśmiechnął się lekko. Usiedli przy barze. Barmana jeszcze nie było, dlatego po drugiej stronie kontuaru stanął Takamochi. Niemal natychmiast podał Gakidou whisky z lodem i pięć kieliszków wódki.
- Co dla ciebie ? - spytał Takamochi.

- Szklanka wody, na oczyszczenie umysłu. - Uśmiechnął się do Takamochiego. - Czy musi być ważne, sam nie wiem. Po prostu zapominam, że na tym świecie istnieją jeszcze ludzie, którzy jak pytają Cię o sen, to mówią to szczerze, a nie bo tak wypada.

Skinął głową , po czym błyskawicznie opróżnił 5 kieliszków.
- Czy kobieta z którą mieszkasz. To twoja partnerka ?

- Nie, ale to długa historia. - Opuścił spojrzenie i skierował je w stronę teraz pustych już kieliszków.

- Rozumiem. To dobrze. - przepił całość brązowym płynem- A myślałeś nad sprawą ?

- Dobrze ? No chyba tak. - Uśmiechnął się jednak w spojrzeniu miał wymalowany żal. - Nie, chyba nie chciałbym zagłębiać się w te uczucia, przynajmniej nie wobec niej.

- Masz racje. - spojrzał na Takamochiego, który napełniał kolejkę kieliszków.- Między nami niczego ci nie zabraknie, Haruki-san. Skoro się zjawiłeś, napewno myślałeś nad naszą wczorajsza rozmową ?

- Tak i tak jak wczoraj mówiłem, stoję na ostrzu brzytwy, ale nie przyszedłem tu bo muszę, jestem bo chciałem przyjść. - Powiedział to chociaż w duchu nie był pewny czy tak jest.

- Rozumiem to, Haruki-san. Chyba jednak wiesz, że chciałbym poznać twoje zdanie.

- Moje zdanie ? Wybacz Gakidou-sama, ale nie wychwyciłem w Twoich słowach czegoś na czego temat miałbym wyrażać swoje zdanie. - Skinął głową. - Jednak też nie wiem czy jest powód bym musiał jakieś zdanie wyrażać, jestem gotów zostać częścią Twojego świata, chociaż nie wiem czym dokładnie ten świat jest.

- Chciałem to usłyszeć. Tak jak mówiłem, nie naciskam na nikogo kto nie chce chwycić mojej wyciągniętej ręki. - opróżnił kolejną serię. - Powiedz mi teraz, Haruki-san. Któremu z bossów naraziłeś się wcześniej ?

Chwilę milczał po czym przyłożył palce do skroni i mocno zacisnął powieki. Pokręcił głową. - Chociaż chciałbym nie jestem w stanie przypomnieć sobie tego, jeszcze nie. Gakidou-sama, moja pamięć z przeszłości jeszcze mnie zawodzi. Nie zdążyłem sobie wszystkiego poskładać, bo nawet nie miałem kiedy.

- Gdyby cię mieli zamiar jeszcze niepokoić, daj mi znać. - powiedział obojętnie.- Czy chcesz dzisiaj posmakować, tego co obiecałem ci dać?

- Wypowiedziałem słowo więc czas zamienić je w czyn. - Skinął głową.

Uśmiechnął się lekko.
- Idziemy na górę.
Takamochi skinął głową. Chwile później byli juz w pokoju nad sceną. Usiedli tak jak wczoraj, dziewczyna była tam przed nimi.

- Nanami-chan. Nalej Harukiemu whisky. - dziewczyna wykonała rozkaz i podała chłopkowi szklankę przypominającą słoik.
Wziął w dłoń szklankę chociaż spoglądał na jej zawartość z pewną niechęcią. Rozejrzał się i z niepewnością spojrzał na rudowłosego. Miał wrażenie, że Gakidou chce go czymś naćpać, whisky wydawała mu się oceanem, który za moment miałby go wciągnąć.
- Wypij wszystko.
Wypił całą zawartość szklanki na jeden raz.

- Rozluźnisz się - uśmiechnął się. Takamochi spoglądał chyba z zazdrością to na Harukiego to na Gakidou

- A co z poznawaniem świata ?

Rudzielec spojrzał prosto w oczy chłopaka. W ułamku sekundy Haruki widział już tylko srebrne tęczówki i drżące źrenice Gakidou.
- Poznasz świat w którym zaznasz przyjemności, Haruki. Niczym nie ograniczonej. - słyszał jego przenikliwy szept.
Czarne źrenice zaczęły pulsować. Coraz szybciej. Chłopak słyszał teraz bicie serca, własnego serca. Niezwykle dokładnie. Przyśpieszyło . Tak jakby właśnie stało się coś ważnego, niepowtarzalnego. Radość dziecka z otrzymanego prezentu. Młodego chłopaka z wyznania miłości. Dorosłego mężczyzny ze spełnienia. Pulsujące uniesienie. Po chwili mrok źrenic zalał wszystko . Ciemność. Usłyszał głosy. Setki głosów. Przyjaznych, pochlebiających. Poczuł jakby znowu wygrał na ringu. Bez bólu zmęczenia, czysta satysfakcja z wygranej. Wszystkie inne myśli zniknęły. Problemy , które miał za drzwiami klubu.Nie był już samotny. W ciemności czuł czyjąś obecność. Przynależność. Ciepło. Uderzenie gorąca, zapach potu i świeżej pościeli. Dotyk na skórze.
Dotyk ? Ocknął się. Rozmazany świat szybko nabrał ostrości. na policzku czuł ciepłą dłoń. Gakidou. To jego dłoń. Przytłumiona muzyka i światła zza okna. Zabawa w klubie już trwała.
- Przyjemne, prawda?
Zegar zawieszony nad oknem wskazywał godzinę 1:00 w nocy. Czuł pot spływający po jego czole. Ciało drżało, jak ciało narkomana , który właśnie wstrzyknął sobie dawkę. Organizm wybudzony chwilę po ekstazie.
Potrząsnął głową i przez moment stał wpatrzony w rudowłosego, serce biło mu bardzo szybko, ciężko oddychał. Na pytanie Gakidou jedynie pokiwał głową.
- To tylko początek, prawda ? - Nie bardzo wiedział co się stało, ani co się dzieje, po prostu był.

- To tylko kropla w oceanie, Haruki-kun. Chcesz zapomnieć co znaczą słowa "wcześniej", "teraz","zawsze" ?

- Tak. - Rozejrzał się po pomieszczeniu, nadal na twarzy miał wymalowane zdziwienie. Miał pustą głowę, nawet nie myślał nad tym co mówi czy nad tym co robi.
- Gakidou-sama, co się działo przez ten cały czas ?

- Jaki czas ? - uśmiechnął się. - To się na stało. To się nie dzieje. To po prostu Jest. - Cienie w pokoju nagle zaczęły się poruszać. Pożerając wszelkie zakątki w które docierało słabe światło żarówek. - Gotowy na następny wdech ?

Otworzył szerzej oczy. Bał się następnej dawki, bo nie wiedział czym to było, ale działało świetnie, jak narkotyk. - A będzie jeszcze ?

- To świat ulotny... skończy się jak sen. Ale też narodzi na nowo, kiedy przyjdzie następny.

Ciemność znowu ogarnęła wszystko. To co się dalej działo... Ponownie poczuł ciepło. Tak jakby każdy milimetr jego ciała przeżywał swoją własną ekstazę, uniesienie. Każdy z osobna , po czym wszystkie razem - do kupy.
Pamiętał śmiechy. Dotyk. Oczy Gakidou, nagie ciała. Nanami, Takamochi, inne osoby. Sala w dole klubu. Zapach potu i dotyk skóry . Kolejne fale gorąca. Nieprzerwany strumień który porywał wszystko i topił w chaosie. Układał wszystko na nowo. Otworzył oczy. Było jasno i chłodno. Czuł powiew wiatru na twarzy Leżał na materacu, pod cienkim prześcieradłem. W małym pokoju. Ściany były odrapane z farby, okno otwarte. Za nim widok na ścianę z czerwonej cegły. Poczuł też ciepło ciała obok. Leżał w jednym łóżku z kilkoma osobami. Dwie dziewczyny, które widział przed wejściem do klubu. Takamochi i jakiś inny chłopak. Wszyscy nadzy tłoczyli się pod jednym prześcieradłem na tym starym materacu. Spali, On jeden już nie.
Wstał nagi rozglądając się za swoim ubraniem, ale nigdzie go nie widział. Zaczął budzić Takamochiego pytając szeptem.

- Gdzie moje ubranie, co to za miejsce, co się stało ? - Był pełen żalu, strachu, niepewności, dosłownie jak po nocy szaleństwa, kiedy człowiek budzi się z głową wewnątrz sedesu, patrząc na własne wymiociny. Pogarda i politowanie dla własnej osoby.
Rozbudzony już chłopak uchylił oko.

- Jesteśmy na tyłach klubu Haru-kun. - uśmiechnął się.- Ubranie... nie jestem pewien. Rozebraliśmy się idąc tutaj. Pewnie leży na korytarzu za drzwiami. Drzwi na końcu po prawej prowadzą na sale. - uniósł głowę patrząc po pomieszczeniu. - Ale chłód.

- Chłód. - Pokręcił głową. "Kurwa, chłód, chłód ! Co ja tu robię ?!" - Wykrzyczał w myślach, miał ochotę wtłuc samemu sobie.
- Niedawno straciłem pamięć, a teraz znów czuję się jakbym ją tracił. - Kiedy mówił szedł tyłem z rozłożonymi rękami w stronę wyjścia z sali. Na jego ciele pojawiła się gęsia skórka.

- Haru-kun. Nie myśl o tym co się działo... przekonaj się co czujesz - Powiedział Takamochi ,kiedy Goro wychodził z pokoju.
Strzępki wspomnień z tego co się działo przelatywały mu przez głowę uderzając go niczym stalowe pociski, które odrywały przelatując przez niego, drobne kawałki jego godności, jeżeli mógł o czymś takim mówić. Wszędzie panowała cisza. Na korytarzu leżały rozrzucone ciuchy.
Próbował doszukać się swoich ubrań, może po trzydziestu minutach, udało mu się znaleźć komplet. Zaraz potem usiadł pod ścianą w korytarzu. Siedział z ugiętymi nogami w kolanach, wpatrywał się we własne buty. Czas mijał własnym tempem, przebywał tam, godzinę, może dwie.
Jego myśli chaotycznie mieszały się, obraz ułożonych obok siebie ciał pod prześcieradłem przywodził mu na myśl robaki w gnijącym mięsie.
Wspomnienie momentu gdy szli wesoło przez korytarz i zrzucali z siebie ubrania, nie wiedzieć czemu, ciągle próbował zobaczyć to w swojej głowie jak najdokładniej mimo, iż było to dla niego bolesne.
Owszem, kiedyś pił, kilka razy brał środki pokroju MDMA, zdarzało mu się również sypiać z nieznanymi kobietami, ale nie z innym mężczyzną, poza tym nie w taki sposób. Sam nie wiedział co o tym myśleć, jednak po pewnym czasie zaczął wracać do siebie, a myśli ucichły.
Jedynie chłodne powiewy wiatru od strony pomieszczenia z otwartym oknem szeptały przerywając pisk kompletnej pustki. Drzwi wyjściowe korytarza w pewnym momencie się otworzyły. A w nich stanęła jak zwykle posępna Nanami, patrzyła na chłopaka przez chwilę, po czym podeszła.

- Gakidou-sama się do ciebie odezwie. Jeśli będziesz czegoś potrzebował możesz tutaj przyjść, Haruki-san. Jeśli będziesz miał potrzebę spotkania się, możesz również się zjawić. Kiedy ty będziesz potrzebny Gakidou-sama przyśle Takamochiego.

Na jego twarzy zawitał posępny uśmiech. Czuł się jakby właśnie wisiała nad nim czarna chmura, z której lał mocny ciepły deszcz, miał ochotę zabić całą swoją wręcz rozpacz, śmiechem, miał ochotę śmiać się na cały głos, prosto w twarz Nanami i do tego wciągnąć ją w to, rozbawić.
- Dobrze. Właściwie, kim Ty dokładnie jesteś ?

Stała i wpatrywała się w niego. Jej oczy zdawały się martwe.
- Nanami desu. - Po krótkiej chwili nagle dodała. - Czujesz już zmianę ?

Przetarł dłońmi twarz.
- Czuję się dziwnie, nie wiem jak to nazwać, może po prostu muszę dojść do siebie, a co to za zmiana ?

Przykucnęła przed nim zaglądając mu w oczy. Wyciągnęła ramię i wskazującym palcem dotknęła jego twarz. Obciągnęła skórę pod okiem w dół, przypatrując się dokładnie. Cały czas myślał czy nie ugryźć jej w palec, tak delikatnie, jakby zachęcająco do igraszek, jednak myśl co Nanami mogła trzymać w dłoniach, odrzuciła go.
- Sam powinieneś je zauważyć... - szepnęła.- Tak. Na pewno się to stało.

Uśmiechnął się. - Nanami, czym Ty się tu zajmujesz i dlaczego zawsze jesteś taka - przez chwile milczał jakby szukał odpowiedniego słowa - taka, ponura ?

Wstała. Patrzyła jeszcze przez chwilę na niego w milczeniu.
- Idź do domu. Musisz coś zjeść. Bądź czujny, oni patrzą. Widzą wszystko. Nie mogą się dopatrzeć zmian, Haruki-san. Tak, idź do domu.
Odwróciła się i kiedy chciała odejść, chwycił ją za ubranie.
- Zaczekaj. Dlaczego uciekasz ?

- Uciekam ? - Spytała nie odwracając się nawet.

- Tak, uciekasz. Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, a już wstajesz i odchodzisz.

- Pytanie ? jestem Nanami. Jestem jaka jestem, robię co mam robić. Puść mnie. - Nawet teraz mówiła tonem pełnym obojętności. Zdawało się , że można by przypalić ją ogniem a powiedziała by chłodno "parzy"

Przez moment wahał się co zrobić, ale ostatecznie puścił dziewczynę i wstał. - Szkoda, że uciekasz, ale jak musisz.
Jednocześnie zrodziła się w nim pustka.

- Idź do domu. - Powtórzyła i zniknęła za drzwiami.

Westchnął i skierował się w stronę drzwi wyjściowych z korytarza, wyszedł zaraz na salę, która jak jego wnętrze świeciła w tej chwili pustką. Jedynie mężczyzna pilnujący otwierania drzwi, siedział sam trzymając rozłożoną gazetę, ogarnięty nieprzeniknioną ciszą. Na stoliku przed nim stał rozbity połowicznie słoik na którego nierówność nadziany był delikatnie papieros.

Wstał zaraz po tym jak Haruki skierował swoje kroki w stronę wyjścia by zamknąć za nim drzwi, tak też się stało.


Tokyo; Poranek; Zima.



Białe niebo prószyło delikatnie śniegiem.
Uniósł głowę i zmrużył oczy, próbował jakoś ogarnąć, pogodzić myśli z samym sobą. Chłodne płatki topiły się na jego twarzy oraz włosach, oczyszczając go.
Nie był pewien czy chce wracać do domu, po prostu nie miał powodu by tam być.
Nagle bez namysłu, pozwalając swoim emocjom na kierowanie sobą, skręcił w pustą uliczkę gdzie zaczął uderzać pięściami o szarą ścianę jakiegoś budynku, aż do momentu gdy została na niej krew, ostatecznie kończąc swój szał kilkoma uderzeniami głową. Stał wymazany brudem i wpatrywał się w ścianę. Strużka ciepłej krwi spłynęła po jego twarzy. Kompletnie nie miał pojęcia co ze sobą zrobić, bezradność powaliła go na kolana. Życie wyleciało mu z rąk, kolejny raz.
Wstał z ziemi i miał ochotę przynajmniej zabić kogoś lub pokrzyczeć. Zamiast tego jakiś czas snuł się po ulicach niczym animowane zwłoki.

Tokyo; Wieczór; Dom Yuriko; Zima.

Wszedł do domu, a gdy ściągnął buty walnął je byle jak na bok. Stanął w drzwiach pokoju gościnnego, wyglądał jak bezdomny, który przywlókł się z ulicy. Dziewczyna siedziała na dużym fotelu, ubrana w kuse kimono koloru sakury, przepasane szeroką wstęgą przedstawiającą Yamata-no-Orochi, ośmio-głowego węża o ośmiu ogonach, kokarda na plecach miała tak ułożone kolory, by po odpowiednim zawiązaniu przypominała purpurowe skrzydła motyla z czarnymi konturami. Wzory dopełniające całość wręcz hipnotyzowały Harukiego przy każdym najmniejszym ruchu Yuriko, wyglądały jakby ciągle kręciły się.
Wielki, płaski ekran telewizora ukazywał jakiś teleturniej, w którym brało udział dwóch starszych japończyków mających na sobie samą bieliznę.
- Liczyłem, że już poszłaś. - Wybełkotał prawie jakby był pijany.

- Czekałam aż wrócisz. - Jej spojrzenie było pełne złości i chłodu.

- Tylko tyle masz mi do powiedzenia ?

- To chyba Ty powinieneś wytłumaczyć mi gdzie byłeś przez ten cały czas ?
Pokręcił głową opierając się o ścianę, jakby z wypisaną na twarzy rezygnacją.
- Kobieto, dałem Ci pieniądze, opłaciłem swój pobyt tutaj, a co robię to moja sprawa. Nie mamusiaj mi tu.

- Więc po co zaczynałeś tą rozmowę ?

Zaciął się, tak naprawdę liczył, że zapyta o to co mu się stało, a Ona jedynie zepchnęła go na bok. Jakby nic już nie znaczył.
- Sam widzisz Haruki, że jeszcze jesteś tylko gnojkiem, mimo wieku. Chciałam Ci pomóc, ale Ty nawet nie potrafisz okazać wdzięczności za to. Nie zamierzam Cię pouczać, a proszę jedynie żebyś się umył i nie pobrudził niczego. To wszystko.
Ciszę, która nastąpiła zabijał jedynie sztuczny śmiech z telewizora oraz jakiś bełkot.
Stał przez moment patrząc na nią.
Potem po prostu przywrócił siebie do porządku, by móc usiąść na łóżku. Próbował uporządkować wszystkie wydarzenia, rozmowy, osoby, ale kiepsko mu to wychodziło. Tkwił niczym uwięziony we własnym umyśle.
 
__________________
"When there's no more room in hell, the dead will walk the earth" - Dawn of the Dead
I got a black cat bone, I got a mojo too
I got John the Conqueroo, I'm gonna mess with you

Ostatnio edytowane przez XIII : 10-01-2010 o 01:28.
XIII jest offline