Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2010, 09:32   #139
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
A zatem Alayi się udało...
Nie było już przesympatycznej dziewczynki. Kolejne Dziecię Nocy pojawiło się na tym świecie. Czy był to powód do radości? Czy wprost przeciwnie?

- Zechciałabyś się odwrócić na moment? - spytał. Raczej nie uchodziło, by goły paradował przed panną, co przed chwilą dopiero dorosła się stała. Falkieri mógłby mieć pewne... obiekcje.

Posłusznie odwróciła spojrzenie które skupiło się na płomieniach igrających w kominku.
Giuseppe wysunął się spod kołdry, chwycił leżące niedaleko odzienie i zaczął się ubierać.
- Wszystko poszło jak należy, czy też były jakieś problemy? - spytał.

Płomienie w kominku zaczęły układać się w dziwne obrazy... Walki... Sceny miłosne... Zwierzęta... Alaya nie odpowiadała przez dłuższą chwilę.

- Merime odeszła. - Odpowiedziała wreszcie. - Przekazała mi całą swoją wiedzę i moc. Dała mi życie oddając w zamian swoje. Tylko dzięki temu udało się pokonać czas.

Ogień w kominku wybuchnął nagle posyłając w komin miliony iskier.
Giuseppe wstał. Nie skomentował tej wypowiedzi nawet jednym słowem.

- Nie chciałam żeby tak było, Giuseppe. Chciałam wolności.... - Odwróciła głowę by ponownie na niego spojrzeć.
- Nie miałam siły by się temu sprzeciwić. Zdecydowała za mnie. Cała czwórka zdecydowała za mnie, a ja....

Pokręciła głową po czym ponownie zaczęła bawić się ogniem.

Przedłużające się milczenie Alayi świadczyło o tym, że coś zdecydowanie poszło nie tak, jak powinno. Gdy wreszcie padło imię Merime Giuseppe przygryzł wargi. Nie bardzo wiedział, czy żałować odejścia wampirzycy, czy też nie. I czy taka zamiana wyjdzie wszystkim na dobre, czy też wprost przeciwnie.
- Nie twój to był wybór - powiedział po chwili. - A ona z pewnością by nie chciała, żebyś zadręczała się wątpliwościami. Twój sprzeciw nic by tu nie zmienił.

- Mylisz się. To wciąż była moja decyzja. Gdybym się uparła postawiłabym na swoim. Nikt nie mógłby zmusić mnie do życia gdybym sama oddała się śmierci. Tylko że... To było takie kuszące.. Móc podróżować, zobaczyć inne miejsca, poczuć inne smaki. Poznać innych ludzi, elfy i cała resztę istot zamieszkujących ziemię. Merime chyba o tym wiedziała gdy mnie zaatakowała. Wiedziała że wraz z pierwszym łykiem jej krwi nie będziemy miały wyboru. Z mojej decyzji uczyniła naszą wspólną. Pozwoliła mi się poddać. Teraz muszę żyć, nie mam już żadnego wyboru. - Pokręciła głową.
- Powinnam być wdzięczna zamiast żałować. Powinnam odpocząć zamiast przychodzić do ciebie i przerywać twój odpoczynek. Poza tym... Nie wiem na ile jestem w stanie nad sobą panować. W mojej głowie panuje mętlik. Stanowie dla ciebie zagrożenie... Nie chcę tego...

Czy wampiry miały sumienie? Bo to, co odczuwała Alaya w zasadzie przypominało jakby wyrzuty sumienia. Ciekawy problem...
- Wybór jest zawsze. Nawet w tej chwili mogłabyś odejść, chociaż wówczas przekreśliłabyś wszystko, co starała się osiągnąć Merime. A zagrożenie faktycznie stanowisz... Mam jednak nadzieję, że nie zaczniesz swej dorosłości od polowania na ludzi goszczących w tym domu.
- Jeśli zaś chodzi o opanowanie.... Tu musisz brać przykład z Merime. Ona potrafiła to robić, zatem i ty jesteś w stanie to osiągnąć.


Nie odpowiedziała. Milczenie przeciągało się dość nieprzyjemnie. Gdy je wreszcie przerwała w jej głos zabrzmiał głucho, całkiem wyprany z emocji.

- Czym dla ciebie teraz jestem, Giuseppe?

- Stale jesteś kimś, Alayo - odparł Giuseppe. - Kim... To już bardziej skomplikowana sprawa. Jako artysta widzę przed sobą piękną, młodą kobietę. Ale zdaje się nie o to ci chodzi.
- Uważam cię za sojusznika, nie za wroga. Poza tym musisz pamiętać, że widzę cię przez pryzmat dawnej Alayi, którą bardzo lubiłem. Mam nadzieję, że nie stanie się nic, ci wpłynęłoby na zmianę takiego punktu widzenia.


- Lubiłeś... - Powtórzyła cicho po czym skinęła głową.
- Postaram się by nasze stosunki pozostały niezmienne. Do zobaczenia Giuseppe.

Co mówiąc ruszyła w stronę drzwi.

- Do zobaczenia, Alayo - odpowiedział. "I żeby spodobało ci się twoje nowe życie" - dodał w myślach. - Pamiętaj, że jeśli zechcesz porozmawiać, to zawsze będziesz miłym gościem.

Alaya nie odpowiedziała.
Giuseppe przez moment wpatrywał się w płomienie, które po wyjściu Alayi przygasły nieco, jakby wraz z odejściem wampirzycy opuściła je jakaś część energii. Potem podszedł do okna i odsłonił zasłony.
Na zewnątrz było już jasno. Słońce stało nad horyzontem, a jego promienie próbowały przebić się przez zalegającą dolinę mgłę. Parę z nich, znudzonych bezskutecznymi usiłowaniami, wpadło do komnaty Giuseppe'a. Świece zgasły, jakby obrażone faktem, że ktoś woli prymitywne słońce zamiast ich romantycznego blasku.
Giuseppe otworzył szeroko okno, by prócz słońca wpuścić również nieco świeżego powietrza. Zasłał łoże, poświęcił kilka chwil na poranną toaletę, a potem wybrał się na poszukiwanie kuchni.
Tym razem nie mógł liczyć na pomoc Alayi...

Spojrzenie kucharza nie wyrażało zbyt wielkiego entuzjazmu na widok nieproszonego, jakby nie było, gościa, ale nie oponował, gdy Giuseppe zaczął myszkować po kuchni w poszukiwaniu czegoś, co nadałoby się na śniadanie.
Kilka pajd chleba, parę plastrów szynki, ser, dzbanek wody... Giuseppe skompletował zestaw śniadaniowy, wtawił wszystko wraz z kubkiem na tacę i opuścił kuchnię, skinieniem głowy dziękując kucharzowi. Drzwi zamykać nie musiał, bowiem te same zamknęły się za nim, ledwo przekroczył próg.


Cóż miał dalej robić? Zawracać komuś głowę? Lialam i Marco z pewnością mieli dość zajęć we własnym gronie, Falkieri miał dosyć różnych problemów na głowie, zaś Alaya powinna mieć czas na to, by określić, kim jest, a on nie powinien jej w tym przeszkadzać.

Jeśli nudzisz się będąc sam to zgadnij, kto w twoim towarzystwie jest nudny...
Giuseppe nigdy nie miał problemów z zagospodarowaniem czasu wolnego, zaś pojęcie 'nie mam co robić' było mu dość obce. Teraz, nawet gdy był sam, miał kilka rzeczy do zrobienia i miejsc do odwiedzenia.
Ogród, sala treningowa, łaźnia, biblioteka...
Problem był raczej z tym, czy zdąży przed obiadem. Całe szczęście, że w tej wielkiej wieży wszędzie było blisko.
 
Kerm jest offline