Wątek: Cena Życia
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2010, 12:57   #75
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Świetnie, pomyślał po tym wszystkim, najpierw uciekamy z miasta pełnego cholernych idiotów, a potem dostajemy się w ręce jednego idioty, którego uznajemy za normalnego. I od razu kapitulujemy, o, tylko dlatego, że się do nas raz uśmiechnął, powiedział, że są tutaj jakieś gówniane domki i że w ogóle mamy poczekać na lekarza, tfu, doktora Mengele, który, jak życie życiem w Everett, weźmie, ogoli nas i zabierze na szpilowanie. Po drodze nażrą się gazu w tylnej komorze samochodu. Tak, komorze. A potem, moje Żydki kochane, ciach w serce fenolem.
Włamanie się i splądrowanie tej wszawej apteki poszło szybciej, niż myślał. Cóż, skoro jedyne, co potrzebowali, to ewentualne prochy na uspokojenie dla wszystkich, a także nieco sprzętu polowego dla White'a. Znaczy się, wyleczyć go, a przez to sprawić, żeby czuł się winny. Żeby zasrany reporter nagle poczuł się jak dziecko zależne od dużych, bardzo dużych rodziców, którzy mogą, w zależności od ich kaprysów, dać mu w pierdol. Albo i nie. White to nawet już zdziecinniał, bo leżał tylko, gaworzył i srał. Bez sensu. Kompletnie bez sensu.
Thomson natomiast świetnie wpasował się w robienie normalności na tym nienormalnym świecie, to jest po prostu zakrzątnął się, porąbał drewno i gadał z Marią. Dołączył się do rozmowy.
- Tak na dobrą sprawę – niby to grymas przemknął przez jego twarz – to Whitem nie miał się jeszcze nikt zajmować, a z tym, co mamy, dam radę wyciągnąć mu kule.
- Jest coś jeszcze
– podjął po chwili. - Nie wiem, jak wy, ale dla mnie ten strażnik i ta cała blokada przy tych domkach śmierdzi na kilometr. Było od razu zabić sukinsyna, żeby nie sięgnął do radia i uciekać jeszcze dalej. Według mnie, cokolwiek, co on może tutaj sprowadzić, to gości w skafandrach hermetycznych, żeby odesłali nas z powrotem do centrum, do kwarantanny albo do mamra po prostu. Oto moje zdanie.
Zapalił. Kontynuował.
- Zauważcie, gdzie byli ci wszyscy lekarze i reszta gnojków, kiedy wybuchł naprawdę duży szajs. Czy przybył ktoś, żeby uleczyć tych ludzi, których musieliśmy zabić? Czy było tam, do kurwy nędzy, CIA albo chociaż wojsko, żeby uratować ich przed nimi samymi? Albo nas?
Parsknął na tą myśl.
- Widzieliście, gdzie miały służby specjalne cywilów, takich jak my. Dam głowę, że ten facet chce dzwonić po kolesi z Umbrelli. A kiedy oni przyjadą...
Zaciągnął się dymem, rozmyślając. Może był paranoikiem, albo po prostu dostał w głowę łopatą o jeden raz za dużo. Stracił zaufanie do wszystkiego, co go otaczało, szczególnie do ludzi w mundurach. Nic to; poszedł coś zjeść i zrobić to, co obiecał. A potem, nie mówiąc nikomu, wymknął się z małego domku na swoich krzywych nogach. Wiedział, że wygląda głupio, podejrzewając jakiegoś smutnego bastarda o to, że może ich wsypać, nawet nieświadomie. Bardziej zresztą próbował usłyszeć, gdzie jest tamten i go podejść, niż się skradać na ślepo. Miał ze sobą Berettę. Nie dbał o to, czy tamci się zgadzali, czy nie, on wiedział swoje, a wiedział na pewno, że tamten skurwiel ich wrobi. A jeśli będzie czegoś próbował, to go skasuje.
To wszystko takie proste.
 
Irrlicht jest offline