Wątek: Cena Życia
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2010, 16:59   #76
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Ucieczka, w panice szybko, szybko, byle dalej od przeżartego chorobą i szaleństwem Lochley. Droga z dala od kolejnych miast czy większych skupisk ludzkich, Ludzie oznaczali niebezpieczeństwo. Ludzie oznaczali prawdopodobieństwo zarażenia się i śmierć.

Choć Darrington wyglądało spokojnie, niczym normalne, ałe amerykańskie miasteczko, późna nocą w czasie niesprzyjającej aury. Wszyscy siedzą w domu i grzeją się przy kominku. Jakby świat nie walił się właśnie i nie stawał na głowie. Mała wyspa normalności w morzu szaleństwa. Może jednak normalność była tylko pozorna? Może za zamkniętymi oknami i ciepło sączącym się z nich światłem nie było już nikogo żywego? Wymarłe ludzkie siedlisko, w którym tylko inteligentne systemy uruchamiają światła i pamiętają o włączeniu grzejnika i o utrzymaniu odpowiedniej temperatury? Kiedy skończy się energia i to przestanie działać. Zostanie tylko wymarły świat, po którym wędrować będą półmartwe bestie, puste powłoki kiedyś nazywane ludźmi.
Światła w oknach kusiły i jednocześnie przerażały Llibrty, gdy zastanawiała się co mogliby za nimi zastać, gdyby zdecydowali się zapukać do któregoś z domów. Nigdy nie miała nadmiernie wybujałej wyobraźni. Była raczej osobą twardo stąpającą po ziemi. Jednak to co działo się od rana, w tym najgorszym dniu jaki przeżyła w swoim życiu, było pożywką, na której jej umysł snuł coraz bardziej paranoidalne wizje.

Nikt chyba nie miał ochoty tego sprawdzać, bo bez słowa minęli miasteczko i pojechali dalej w stronę rezerwatu. W miejsca, gdzie ludzie byli rzadkością, zaczynało się królestwo zwierząt. Niestety na przykładzie zarażonych w bazie Umbrelli psów, nie można było snuć nadziei, że nie natkną się na nic zrażonego. Zmutowany niedźwiedź czy wilk, to nie była przyjemna wizja. Przynajmniej jednak zwierzęta nie żyły w tych lasach w wielkich stadach. By przeżyć musiały trzymać się w małych grupach, a to stanowiło szansę, ze uda się je jakoś pokonać. Znowu naszła ją refleksja, ze potrzebują broń. Bardzo dużo wszelkiej możliwej broni. Najlepiej takiego kalibru,. By jednym strzałek rozwalała na kawałki coś wielkości słonia.

Droga do rezerwatu była w zasadzie tylko ubitym duktem, na szczęście terenowe samochody jakimi dysponowali, były w stanie ją przebyć nawet w zła pogodę, jakby dając im namiastkę nadziei na lepsze jutro deszcze przestał padać.
Informacja o lotnisku zapaliła w głowie Liberty małą lampkę. Może będzie tam jakiś samolot. Którym mogliby przedostać się do Kanady? Może chociaż jakieś paliwo? Trzeba będzie zdecydowanie sprawdzić to miejsce, ale to jutro kiedy odpoczną. Kobieta czuła jaka jest zmęczona od ponad dwunastu godzin prawie cały czas siedziała za kierownicą, a kiedy na chwilę nie kierowała jej nerwy, napięte do ostatnich granic intensywniejszymi się z chwili na chwilę koszmarnymi sytuacjami, nie dawały jej nawet odrobiny odpoczynku.

Kiedy światła samochodu wyłoniły z mroku kolejna blokadę na drodze była już praktycznie na granicy wytrzymałości. W pierwszym odruchu miała ochotę wcisnąć gaz i staranować pojazd stojący jej na drodze. Jednak głos cywilizowanego człowieka, który ciągle jeszcze kołatał się w jej głowie. kazał zdjąć nogę z gazu i zatrzymać się przed blokującym im drogę człowieku, który na szczęście okazał się zdrowy, a domieszka indiańskich genów jakiej można było się dopatrzyć w jego wyglądzie podpowiadała, ze do rezerwatu musi być już blisko.
Z jego słów wynikało jednak jasno, że tej nocy raczej tam nie dotrą. Dostali jednak schronienie, zapewniające chwile wytchnienia i wypoczynku. To jej w tym momencie całkiem wystarczało.
Potem już w domku naszły ja wątpliwości. Indianie byli słabsi od nich. Mniej odporni na choroby zakaźne. To biała rasa sprowadziła na nich choroby zakaźne, ok których prawie całkowicie wyginęło wiele plemion. Nie myślała o tym wcześniej, ale może nie powinni jechać do rezerwatu? Może powinni zabrać jedzenie i sprawdzić lotnisko? Może wrócić do Darrington, zabrać jak największe zapasy paliwa i spróbować przejechać górami na drugą stronę granicy? Postanowiła podzielić się swymi wątpliwościami z Marią, gdy tylko będzie ku temu okazja.
Na razie z produktów, które mieli ze sobą zabrały się z siostrą do gotowania zupy. Wszystkim, nie tylko dzieciom potrzebne było coś ciepłego do jedzenia. Na szczęście rozpaleniem ognia i zagrzaniem pomieszczenia zajął się detektyw.
Na jego słowa popatrzyła na dwuosobowe łóżka znajdujące się w pokoju i odpowiedziała spokojnie:
- Niech w tym łóżku śpi Nathan z dziećmi i Dorothy, to dla nich wystarczająco dużo miejsca. Mamy śpiwory i ciepłe ubrania, więc mogę pod nimi spać w drugim pomieszczeniu. Jestem tak zmęczona, że zasnęłabym w każdych warunkach. Ty też musisz się przespać, nie możesz czuwać cała noc. Jutro czeka nas kolejny dzień i nie wiadomo czy będzie lepszy od poprzedniego. Najlepiej wyznaczmy warty i zmieniajmy się w czuwaniu i przy podtrzymywaniu ognia.
Potem poszła do samochodu po rzeczy. Po drodze pomyślała, ze cudownie byłoby wziąć ciepła kąpiel. Na to jednak raczej nie było wielkich szans.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline