Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2010, 18:41   #14
Sani
 
Sani's Avatar
 
Reputacja: 1 Sani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputację
Skutek odwrotny do zamierzonego. Zamiast odpoczynku tylko kolejne igły, wbijające się w serce, małe łyki palącego w gardle drinka i muzyka. Właśnie, muzyka. Shun na pewno polubiłby to miejsce, gdyby tylko w nim pobył chociaż raz. Zadrżała, znów sobie przypominając. Dopiero po chwili zauważyła zniknięcie Maki z miejsca obok.
Rozejrzała się, trochę zaniepokojona. A co, jeśli ją zostawiła tutaj i gdzieś poszła? Sama nie wiedziała, czego się dokładnie spodziewać po siostrze Kaoru. Z pewnością nie była taka sama, jak Shun. I była przeciwieństwem swojego brata. Ale zobaczyła ją, przy schodkach. Do kogoś machała, a kiedy Ayumi uniosła wzrok w górę, zobaczyła go. Mężczyzna o rudych... nie, ufarbowanych na rudo włosach. Najwyraźniej był jednym ze znajomych Maki albo... Potrząsnęła głową. Co za niedorzeczność jej przychodziła!
Patrzyła jeszcze na nich przez chwilę, ale znowu zajęła się drinkiem. Nie obserwowała nawet tłumu tańczących. Co ona tu robiła, sama już nie wiedziała.
- Ayumi! - głos Maki przekrzyczał muzykę. - To Gakidou, poznajcie się!
Teraz mogła się przyjrzeć towarzyszowi siostry Kaoru. Ufarbowane na rudo włosy, czarny cień, kolczyki... Pomyślała, że gdyby pół włosów przefarbował na blond, starł cień i zmienił ułożenie kolczyków... A tak, jeszcze ściął trochę włosy i zmienił styl ubierania się... „Byłby strasznie podobny do Shuna...
- Gakidou desu – powiedział. Sama nie wiedziała, skąd miał szkankę z whisky, przecież tylko spojrzał na tego gościa za barem... „Ech, Maki się umie ustawić...
To było dziwne. Nie umiała rozróżnić jego głosu wśród morza innych, przeróżnych, jakie kiedykolwiek słyszała. Wtapiał się idealnie w tłum tych głosów, chociaż jego wygląd był tak odmienny od masy szarych ludzi... Ale równocześnie czuła, że i tak by ten głos rozpoznała. Przyciągał czymś, tak mocno ją przyciągał...
- Jesteś znajomą Maki, tak? – ten głos wyrwał ją z kolejnego zamyślenia. - Słyszałem, że nigdy nie byłaś w takim miejscu, prawda? Jak ci się podoba
To było dziwne. W jednej chwili usiadł, a ona zaczęła się mu uważnie przyglądać, oceniając każdy element jego aparycji. Chociaż ta była dziwna, to jednak nie mogła się oprzeć wrażeniu, że jednocześnie był dość schludny i dbał o to, co nosi. O wizerunek. I choć mówił normalnie, to go słyszała.
W pewnej chwili zmusiła się, by spojrzeć na jego twarz. Nie uśmiechał się, a te szare... nie, ni szare. One były srebrne. Płynne srebro, wpatrzone teraz w nią. Mimowolnie poczuła się, jakby miała zaraz zostać złapana i zjedzona przez drapieżnika. Wcale się jej to nie podobało. Ale jednocześnie czekał na odpowiedź. I swoją postawą dał do zrozumienia, że nie liczą się tamci, nie liczy się muzyka... Teraz liczyła się tylko ona, Ayumi.
A ona nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Skłamać, czy powiedzieć prawdę. Wydawało się, że mógł wykryć kłamstwo, które wypowie, a prawda była dla niej zbyt bolesna. Sama nie wiedziała, które wyjście będzie najlepsze, jak to ubrać w słowa, żeby zadowolić go jedną odpowiedzią i żeby sobie poszedł. Chociaż... Czy chciała, żeby poszedł? W jednej chwili wydawało się jej, że Gakidou rozumie, co w niej siedzi, chce wysłuchać, może nawet powie coś, co chociaż na chwilę ukoi ten ból... Ale jakie słowa mogły być właściwe, by tak się stało? Biła się tak, nawet nie wiedząc, co się działo wokół. Wszystko zniknęło. Poza Gakidou.
Ale w pewnym momencie doszła do wniosku oczywistego. Prawda zawsze jest lepsza od kłamstwa, choćby nie wiadomo, jak okrutna.
- Wcale – wypowiedziały jej usta, jedno krótkie słowo zamiast długiego zdania, jakie już szykowała w umyśle.
- Spodziewałaś się czegoś innego? - wydawało się jej, że był trochę zaintrygowany jej odpowiedzią.
- Można tak powiedzieć – nie myślała, kiedy to mówiła. W końcu to prawda. Spodziewała się, że nie będzie to takie... Przypominające.
- Nie lubisz nadmiernej swobody, co? - srebrne oczy na chwilę tylko spojrzały gdzieś w bok, na tych ludzi. Jej oczy były utkwione w Gakidou.
- Tu nie chodzi o swobodę... - zaczęła, choć brzmiało to trochę niepewnie. Jaka swoboda Nic nie zauważyła, zainteresowana tylko swoją szklanką i wspomnieniami. - Choć trochę przeszkadza.
Nadmierna, chciała dodać. Jednak nic nie zauważyła wcześniej, osnuta mgłą. Ślepa i głucha na to, co się ziało wokół.
- Więc o co, Ayumi-san?
Drążył temat. A ona znowu była w dylemacie, co mu powiedzieć. Chociaż nie sądziła, żeby słowa zmieniły cokolwiek. Wydawał się o wszystkim wiedzieć...
- Cała ta atmosfera, muzyka... - znów zaczęła niepewnie. Znów problem. - Za bardzo kojarzy mi się z moim przyjacielem.
Powiedziała to w końcu. Ale nadal nie poczuła, jakby spadła jej chociaż część kamienia z serca. Wciąż jej to wszystko ciążyło, poczuła się, jakby nie chciała tutaj zostać ani minuty dłużej. Już miała otworzyć usta, żeby powiedzieć mu, ze musi iść, ale nie zdążyła.
Maki jakby przestała zwracać na nich uwagę, kierując się do faceta za barem. Zagadywała go, jakby Gakidou miał powiedzieć coś, czego tamten nie mógł usłyszeć. Zresztą, widziała. Tylko na nią spojrzał, a ona już wiedziała, co ma robić.
- Maki-chan nie powiedziała ci, że tak wygląda to miejsce?
Ayumi zastanowiła się. Po miejscu spotkania mogła się domyślić wyglądu, jednak... Gakidou coś przeoczył. Nie tylko wygląd stanowił atmosferę, wiedziała to już od dawna. Tak samo, jak przyszła do szkoły po raz pierwszy. Surowe wnętrze, odstraszające wręcz, ale ludzie byli przyjaźni. Mili. Czuła się tam, jakby miała drugi dom, nic więc dziwnego, że do szkoły chodziła z przyjemnością.
- Wygląd nie oddaje w pełni atmosfery.
Wreszcie zobaczyła uśmiech na jego twarzy.
- Przyszłaś tutaj, żeby zapomnieć o swoim przyjacielu – stwierdzał? Pytał? Był aż taki domyślny po tym, co mu wcześniej powiedziała. Kto go wiedział...
Zapomnieć..” pomyślała. „[i]Dlaczego wszyscy mówią o zapomnieniu. Przecież tego się nie da zapomnieć, wciąż będzie tkwiło w umyśle, nawet jeśli nikt tego nie przypomni. Można to tylko zepchnąć, ale czy się da zapomnieć?[i]”
- Zapomnieć to nie jest właściwe słowo – powiedziała po dłuższej chwili takiego bicia się z myślami. - Raczej odpocząć od wspomnień pewnych wydarzeń.
- Raczej ci się to nie udało – jego postawa zaczynała być powoli irytująca. Wydawał się wiedzieć wszystko lepiej... - Może spróbujesz dołączyć do ludzi? - ruch głową. - Oni przyszli tutaj po to samo. Tutaj nie mają zmartwień. Zapominają o tym, co czeka ich za drzwiami klubu, Ayumi-san.
Dołączyć do tłumu? Ta myśl wydawała się jej tak absurdalna, jak niebieskie króliki, skaczące po betonie i obgryzające różowe drzewa, które zamiast koron miały wielkie kwiatki. Miała się wmieszać w ten tłum? Absurd... Przecież była zupełnie inna od nich, który z tych ludzi przeżył to samo, co ona, kto mógłby w ogóle ją zrozumieć? Oni wszyscy wydawali się być zatraceni w muzyce. Ona nie. Miała świadomość, że wszyscy tutaj zachowują się, jakby mieli wyjątkowo psychodeliczne wizje, jakby śnili o raju, do którego nie mieli dostępu. Jeden i ten sam sen... Powtarzalna taśma, którą znają na pamięć, ale uwielbiają ją oglądać, słuchać, dotykać... To nie było to, czego szukała. Już nie.
Spojrzała na Gakidou spod grzywki. Jakoś tak tajemniczo, chociaż nie to było celem jej spojrzenia. Chciała mu uświadomić błąd, jaki zrobił, proponując jej dołączenie do bezkształtnej masy.
- Nawet najgłośniejsza muzyka nie jest w stanie tego zagłuszyć. Choćbym skupiała się na czymś innym, to nadal... – przerwała. Może to nie była ta droga? Może nie był aż taki denerwujący, jak wcześniej myślała? - Wciąż wydaje mi się, jakby to wszystko się stało wczoraj... - powiedziała w końcu, a jej głos przybrał smutniejszych tonów.
- Aż tak bardzo chciałabyś zapomnieć?
- Nie sądzę, żeby się dało – wymijająca odpowiedź z jej strony. Czy chciała zapomnieć? Nie wiedziała.
- Nie o to pytałem – powiedział. Wyjął papierosa, na całe szczęście jej nie poczęstował, tylko sam zapalił. Ale dym i tak był. I trochę to przeszkadzało. Nie powiedziała jednak nic na ten temat. Zresztą, chyba chciał szczerości...
- Chciałabym – odpowiedziała wreszcie. Tak bardzo nie chciała pamiętać
- A gdyby istniała taka możliwość, Ayumi-san? Na co byłabyś gotowa?
O co on pytał? Czy byłaby w stanie zrobić wszystko, by tylko zapomnieć? Znów irytacja. Miał ją za ćpuna?
- Co masz na myśli? - spytała, tym razem patrząc na niego mocno podejrzliwie.
- Co cię czeka, kiedy za kilka godzin stąd wyjdziesz, Ayumi-san? Dalej będziesz cierpieć i brnąć bez celu przed siebie?
Miał ją. Nie wiedziała, jak on to zrobił, ale miał ją. Miał cholerną rację. Odkąd ich straciła, czuła, jakby nie zostało w niej ani trochę życia. Byli podstawą, dla której istniała... Obaj.
Wszystko jakby wczoraj... Skumulowane tak, by stało się jednego dnia... Zimno, niepokój... Jeden telefon i chwila spokoju, potem drugi... później niecierpliwość i krew... I pustka, ból. To, co czuła teraz. Ogromna tęsknota i próżne wspominanie miłych chwil, które nie wrócą... Pochyliła się, zgarbiła, patrząc w szklankę. Czerwone włosy przysłoniły jej twarz, dziwnie połyskiwały w przytłumionych światłach.
- Nie wiem... - powiedziała wreszcie. „Chcę, żyć, ale...” - Ale bez nich jest tak pusto... Chciałabym do nich dołączyć... Ale brakuje mi woli.
Brakowało jej woli, żeby to wszystko zakończyć. Żeby znów być przy nich. Odezwać się do nich...
- Do Kaoru i Shuna? - usłyszała nagle cichy głos Gakidou.
Nagle się wyprostowała, a szklanka wyleciała jej z ręki. Nie była zaskoczona, że wiedział o Kaoru. Mogła mu powiedzieć Maki, co nie byłoby dziwne. Ale skąd...?
- Skąd wiesz o Shunie? - nie sądziła, żeby siostra Kaoru miała pojęcie o tym, co się z nim stało.
- Czy to ważne, Ayumi-san? Ważne, że mogę ci pomóc.
- Ważne – powiedziała. On jej pomóc? Był psychiatrą?
Znów spojrzenie prosto w oczy. I zimny dreszcz na karku. Srebrne tęczówki były punktem, na którym skupiła wzrok. Jakby chciała wyczuć, czy kłamie.
- Wiem to od ciebie, Ayumi-san.
Nie wyczytała nic. Ale ciężko jej było uwierzyć, że wie to od niej. Jak? W jaki sposób? Jakim cudem? Do jej głowy przychodziły coraz bardziej absurdalne pomysły...
- Czytasz w myślach? - wypaliła w końcu. To chyba było najlogiczniejsze z tego wszystkiego.
- Czy interesuje cię to, co powiedziałem? – omijał temat. Jedną z rzeczy, których nie lubiła, było nie udzielenie odpowiedzi na to, co pytała, choćby nie wiadomo jak tajemnicza była.
- Nie zbaczaj z tematu. – znowu ten ton, jakby robił jakiś błąd.
- W takim razie nie jesteś zainteresowana – uśmiech. Znów nie ta odpowiedź.
Co za dureń... Pyta się człowiek, to mógłby chociaż odpowiedzieć, a nie... Zbacza z tematu, idiota...
- Jestem – odpowiedziała prawie natychmiast. Gdyby nie była, czy w ogóle by się pytała o to czytanie w myślach? Chyba nie rozumiał paru rzeczy...
- Może porozmawiamy w bardziej cichym miejscu? – zaproponował, jakby tutaj nie mógł o tym rozmawiać.
- Chciałeś powiedzieć: bez niepotrzebnych świadków? – zapytała, chcąc się upewnić. Z jakiegoś powodu owo bardziej ciche miejsce miało la niej nieprzyjemny wydźwięk.
- Nie. - A to niespodzianka. - W miejscu, gdzie będziesz mogła skupić się na moich słowach, Ayumi-san.
Teraz decyzja należała do niej. Mogła odmówić, ale... Co się potem stanie? Znowu będzie iść bez celu przed siebie? Kiedy w końcu nabierze tej woli, by do nich dołączyć? Może lepiej będzie zapomnieć o tym, co się stało? Tak, to by było dobre rozwiązanie...
- W porządku.
Wstali. Gakidou chyba nie zwracał już uwagi na Maki, zaprowadził Ayumi do drzwi dla personelu. Przeprowadził przez ohydnie żółty korytarz, kojarzący się dziewczynie z czymś mocno obrzydliwym, potem przez białe, kafelkowane pomieszczenie i znów przez korytarz... Pusty, a na końcu metalowe drzwi. Kiedy tylko przez nie przeszli, znowu poczuła zimno. Znajdował się na jakimś wysypanym żwirem placyku, prawdopodobnie miejscu, gdzie ewentualny wykidajło mógłby wywalić jakiegoś awanturnika. Mimo że ów plac był otoczony przez budynki i murek, Ayumi i tak czuła przeraźliwe zimno. No tak... Była w wygrzanym pomieszczeniu i musiała zmienić klimat, a w dodatku nie miała kurtki... Tylko krótki rękaw. Znów się przeklęła za swoją głupotę. Że też się jej spieszyło...
Gakidou usiadł na murku. Patrzyła na niego, drżąc z zimna. Obserwowała, jak odpala olejnego papierosa. „Popielniczka, fuj...
- Powiedz, Ayumi-san – zaczął. - Opowiedz mi, co się stało. Jak myślisz, dlaczego wydarzyło się to wszystko?
Jak myślisz? Nie, nie myślała. Ona wiedziała, dlaczego się to wydarzyło. Doskonale pamiętała wszystkie słowa.
- Myślę.. - ale tak naprawdę nie myślała. Odpowiadała tylko tak, jak on chciał usłyszeć. Podejrzewała, że wiedział, ze wie. - Zazdrość. Przelewająca się czara goryczy.
Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy traktowała Shuna gorzej, niż Kaoru. Nie umiała...
- Kochałaś Kaoru? - pytanie, które dla niej było tak oczywiste...
- Tak.
Nawet nie musiała się zastanawiać. Zawsze mogła tak mówić, bez względu na to, co się stało.
- A Shuna?
O co on pytał? Dlatego zadawał pytania, które dla niej były tak oczywiste?
- Jak przyjaciela... I brata zarazem.
Mimo wszystko, Shun przejawiał też zachowanie opiekuńczego starszego brata, którego nigdy nie miała. Ba, nie miała też i siostry... Strasznie tęskniła.
- Nie czujesz się zdradzona? - kolejne pytania od Gakidou. - Nie czujesz gniewu? Odebrał ci szczęście, nieprawdaż?
Znów pytał o coś, o wymagało głębszego zastanowienia. Czy gniewała się na Shuna za to, co zrobił? Rozumiała przecież, dlaczego... Ale zostawił ją samą. Gdyby był przy niej...
- Poniekąd tak – przyznała się wreszcie. - Mogłabym zrozumieć motyw... Ale on mnie zostawił. - „Zostawił mnie samą, żebym dalej wiodła swoje życie... Dobrze wiedział, ze ni mam na tyle woli, by pójść za nim. Dobrze o tym wiedział! Shun, dlaczego?
- Ayumi-san – głos Gakidou znów się wdarł w jej myśli. Miał przymknięte oczy. Jakby na czymś myślał. - Potrafię zwrócić ci szczęście. Sprawić, żebyś znowu czuła to, co kiedy miałaś ich obu.
Żartował? Nie, wydawał się poważny. Przywróci ich do życia? Sprawi, że znowu będzie...? Nie, to nie było możliwe. Przecież doskonale o tym wiedziała. To nie było możliwe... Więc jak?
- Nie da się przywrócić umarłych do życia – powiedziała. Trochę się już przyzwyczaiła do zimna, więc drżenie się zmniejszyło. Ale nadal mróz ja przenikał.
- Po co ich przywracać, Ayumi-san? Zazdrość i miłość zawsze idą w parze. To już ich defekt – czuła, że w pewnym sensie miał rację. Przeżywałaby drugi raz to samo? - Ja chcę ci dać same doznania. Samo spełnienie, same emocje, Ayumi-san. Bez tych ziemskich skaz.
- Bez nich? – zapytała, trochę oszołomiona.
Patrzyła, jak Gakidou zacaga się papierosem. Nie spuszczała z niego wzroku, jakby natychmiast zmieniła o nim zdanie.
- Tak, jak powiedziałem.
Wszystko to wydawało się takie proste Tylko mu zaufać... Ale z drugiej strony skąd miała pewność, że nie robi ją w konia Że to nie jest jakaś chora gra? Jej spojrzenie zmieniło się na podejrzliwe.
- Dowód – powiedziała dość stanowczym głosem.
Sama nie wiedziała, czy to był dobry pomysł. Potrzebowała dowodu, jeszcze nie do końca mu wierzyła. To było takie łatwe, powiedzieć jedno słowo... Chciała dostać próbkę.
Te srebrne oczy spojrzały głęboko w jej ciemne, ukryte za szarymi soczewkami.
- Pokażę ci sam przedsionek doznań, Ayumi-san. Świata, w którym przestaniesz pamiętać znaczenie słów „ból”, „samotność”, „zdrada”.
- Dobrze – powiedziała tylko, czekając na to, co się stanie.
Więcej nie było żadnych słów. Tylko pulsujące źrenice, czarne koła w płynnym srebrze. I coraz szybsze ich pulsowanie, pożerały srebro coraz szybciej, tak że już po kilku sekundach wypełniały całe oczy mężczyzny.
Utonęła w tej ciemności, pozwoliła się jej pochłonąć, otoczyć... utulić. Nie widziała nic, była tyko w tej pustce, jakby wszystko odbywało się bez jej udziału, jakby tkwiła we śnie...
Ciepło. Fale ciepła, rozchodzące się po jej ciele. Ekstaza i dreszcze, spazmy, targające nawet najdrobniejszą komórką jej ciała. Rytmiczne uderzenia, wraz z każdym z nich kolejna fala. Czyjeś serce biło w rytm przyjemności? W rytm dreszczy, coraz to silniejszych, które nią wstrząsały Chciała krzyknąć. Ale głos uwiązł jej w gardle, otworzyła więc tylko usta, drżąc z rosnącej ekstazy. Strużki potu, spływające po czole, po plecach... Kulminacja rozkoszy, jakiej jej przyszło doświadczać, kulminacja ciepła... Cisza. Ulga, powiązana ze szczytem, wyraźne odprężenie. Uczucie, które przyćmiło wszystkie inne. Pierwszy raz doświadczone, ale zarazem tak przyjazne, jakby znała je od dawna...
Poczuła chłód. Nie, to nie było powietrze. To materiał, który czuła na swoim ciele. Zapach czegoś, co niedawno było wyprane. I cieplejszy powiew na twarzy, niosący za sobą zapach, który pamiętała z wiosny... Kwiaty...
- Ayumi-chan, wstawaj! Ayumi!
Głos, który był taki znajomy... Pozwoliła jeszcze przez chwilę cieszyć nim swoje uszy. Kaoru. Tyko on miał taką ciepłą barwę głosu, zawartą w nim nutkę czułości... Tylko on. Mogłaby słuchać go godzinami, wspominać ten ton, kiedy była sama... Otworzyła oczy, spoglądając na niego.
- Kaoru-kun, nie tak ostro...
Leżał obok niej. Ponad nim widziała znajomy wzór na ścianie... Wiedziała już, gdzie była. Chociaż tak naprawdę była w jego pokoju tylko raz, zapamiętała ten rysunek. Nie miała problemu ze zidentyfikowaniem go. Okno było otwarte. Wiosna, którą tak dobrze pamiętała... I zapach kwiatów.
I uśmiech. Jego uśmiech i wzrok, który tak dobrze znała... Ale mogłaby patrzeć w jego oczy godzinami. Po prostu być, nie mówiąc nic.
- Ayumi-chan, myślałem, że już się nie obudzisz. Szykuję śniadanie.
Martwił się... Wiedziała, że by się nigdy do tego nie przyznał. Ale słyszała to w jego słowach. Zalała ją fala ciepła, tak bardzo chciała go przytulić i ucałować, powiedzieć, żeby się ni martwił... Gdyby nie jego następne słowa.
- Już śniadanie? – była trochę zaskoczona. Poranny wiatr znów dmuchnął jej w twarz. Uśmiechnęła się. - Jesteś kochany...
Tak się starał... Chciała kiedyś zrobić coś dla niego. Coś, z czego mógłby się ucieszyć...Jego czoło przy jej czole. I te ciepłe oczy... Chciałaby w nie patrzeć już zawsze...
- Nie tak jak ty, Ayu-chan... - szepnął.
Ciepły oddech Kaoru na jej ustach. Delikatne drżenie.
- Kłóciłabym się – spojrzała w jego oczy głęboko, tonęła w ciemnych tęczówkach chłopaka. - Kocham cię, Kaoru-kun...
Chciała już z nim zostać na zawsze. Trwać w tej chwili..
- Ja ciebie... - nie słyszała już nic więcej.
Wszystko się rozmazało. Ale przecież nie płakała.. Nie czuła swoich łez... Znów ciemność. Tylko na krótką chwilę.
Żwir, pusty murek... I gorąco. I strużka potu, płynąca z czoła. Jak tak dalej pójdzie, to się na pewno rozchoruje... Nie widziała nigdzie Gakidou. Poszedł. Zostawił ją? Poczuła materiał na jej ramionach i znów go zobaczyła, jak siada na murku. Pożyczył jej płaszcz...
- To.. To było takie prawdziwe... - powiedziała do siebie na głos. Żal. Ton głosu wskazywał na to, że żałuje, że to był tylko sen. Chciała się uchwycić tego snu i już go nie puścić, ale jak miała to zrobić...?
- Poczułaś się lepiej, Ayumi-san? - dlaczego wydawało się jej, że pytał, jakby się o nią troszczył? Nie, to było głupie... Za głupie...
- Trochę – powiedziała po chwili. Tylko niewielka poprawa, ale jakby i wielki krok w stronę oswojenia się z tym wszystkim... A może w stronę zapomnienia?
- Chcesz odkryć ten świat, Ayumi-san? Chcesz kroczyć tą ścieżką u mego boku?
To tylko pytanie... Ale takie proste...
- Chciałabym – odpowiedziała, jednak czuła, że nie będzie nic za darmo. - Ale... Czegoś chcesz za to, prawda?
Byłoby dziwne, gdyby nie chciał. Przecież w tym świecie... Przysługa goniła przysługę.
-Chcę,byś pomogła mi chronić ten świat, Ayumi. Przed tymi, którzy widzą w nim niegodziwość. Czy dawanie ludziom tego czego pragną, bez zbędnego gorzkiego posmaku może być niegodziwością?
Nie umiała mu odpowiedzieć. Ale zaraz coś znów jej się uroiło w umyśle. Jakby miała dzisiaj dzień na paranormalne myśli...
- Czekaj... Co przez to rozumiesz? - zapytała, sama nie rozumiejąc. - Demony, czy jak?
O ironio... Chyba nie było to prawidłowością w myśleniu, bo zobaczyła rozbawiony uśmiech.
- Demony? Wierzysz w demony, Ayumi-san? - chyba się z niej śmiał w zywe oczy... Albo z jej głupoty. - Mój świat daje szczęście tym, którzy idą jego ścieżką. Którzy stają się Sprawiedliwością. Sprawiedliwością ostateczną. Zagoję te wielkie rany na twoim sercu, Ayumi-san. I wierze, że dzięki temu ty pozwolisz mi zagoić rany tego świata.
- Czegoś wymagasz, prawda?
- Chyba powiedziałem jasno. Wierze, ze dasz mi z własnej woli to czego pragnę. Czyli lojalność.
- Lojalność, czy ślepe posłuszeństwo? - coś się jej tutaj nie uśmiechało.
- Ayumi-san. - oj, coś chyba powiedziała źle, bowiem zobaczyła, jak się mu spojrzenie zmienia. - Jeśli myślisz, że to zbyt duża cena za szczęście w szczerej postaci, możesz się odwrócić i odejść. Ale chyba sama widzisz, że czeka cię tylko powolna i bolesna śmierć? Krwawisz. Jak postrzelone zwierze. Już brodzisz we własnej krwi po pas... Sama zdecyduj gdzie chcesz się odnaleźć. Czy chcesz narodzić się na nowo.
- Te dwa pojęcia są mylone ze sobą. - przynajmniej większość myliła lojalność z posłuszeństwem. Czy tu było też tak?
- Jeśli uważasz, że możesz stąd wyjść i zapomnieć o tym co ci dałem to zrób to. Choć możesz się mylić.
Wyjść i zapomnieć? Czy on z niej kpił? Tego się nie dało zapomnieć...
- Nie da się. Po prostu nie chcę się pomylić w interpretacji słowa "lojalność".
- Skoro na zewnątrz nie czeka na ciebie żadne życie, dlaczego tak bardzo obawiasz się tego, które mogę ci dać?
Znowu ją miał.. Zastanawiała się, jak on to robił.
- Chciałam tylko wiedzieć, czy wymagasz tylko lojalności czy jeszcze ślepego posłuszeństwa – powiedziała, ale już nie tak pewnie, jak wcześniej.
- Powiedziałem ci już Ayumi. Chce żebyś pomogła mi wyleczyć rany tego świata. I bronić mojego. Będziesz do tego potrzebowała poczucia lojalności wobec mnie. Nie mam zamiaru ci go narzucać... Człowiek jest istotą szczerze lojalną tylko tym, którzy dają mu to czego potrzebuje. Dam ci to, Ayumi-san. Twoja lojalność nie będzie oparta na pustych słowach, a na szczerych i realnych doznaniach. Wierze, że tak będzie.
Wierzył? Trochę ja to zdziwiło. Ale może mówił prawdę. Chociaż z drugiej strony dawał jej do zrozumienia, że może sobie pójść. I „żyć”.
- Rozumiem już... - chociaż tak naprawdę nie rozumiała prawie nic. - Co będę musiała robić?
- Wszystko się okaże. – Znowu te tajemnice...
-W porządku.
Zszedł z murku. Najwyraźniej rozmowa była skończona.
- Nie, przemyśl to jeszcze. Przyjdź tutaj jutro, Ayumi-san. A postawisz pierwszy krok w tym świecie.
Zniknął. Nie, nie zniknął, wrócił do klubu, zostawiając ją. Znowu poczuła zimno. I nie czuła materiału Płaszcz Gakidou jakby... Rozpłynął się w powietrzu. Nie wiedziała nawet, która była godzina.

Tokyo, dom Ayumi, gdzieś w nocy
Nie miała pojęcia, o której wróciła. Ale rodzice już spali. Snem nieświadomym i spokojnym. Dobrze, że nie wiedzieli, gdzie była i co się stało. Ale pewnie i tak się zapytają jej jutro. Nie zostawiła im kartki, ani nic... Ale to nie było ważne. Już nie. Jakby przestało jej zależeć. Tylko doprowadziła się do względnego porządku, przebrała się i poszła spać.

Jesienią plac zabaw był piękny. Dużo liści, śmiech dzieci... Siedziała na jednej z huśtawek, gdzieś na uboczu, patrząc na bawiące się szkraby. Shun był wciąż chory, lekcje mu zaniosła niedawno i wyszła. Pięć minut w domu, tylko po to, by coś przekąsić i odłożyć plecak. Miała zamiar się przejść spokojnie, nacieszyć jesienią... Wstąpiła na plac zabaw, na którym bawiła się jako dziecko. To były takie miłe czasy... Uśmiechnęła się do siebie. Szkoda tylko, że już minęły, trzeba dorastać. Jeszcze trochę i pójdzie na studia, znajdzie sobie pracę... Będzie samodzielna. I zawsze będzie Shun, chociaż nie będą się spotykać tak często. Wiedziała, że on pójdzie na inny kierunek, ale zawsze będą przyjaciółmi... I Kaoru...
Kaoru od niedawna był w ich gronie. Rozmawiał z Shunem, z nią, ale kiedy na nią spojrzał raz... Coś zaiskrzyło. Czuła to. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie, żeby zaczęła o nim myśleć. Chciała być z nim, przy nim, wciąż o nim śniła... To mogło być tyko zauroczenie, prawda? Mogło...
- Cześć, Ayumi – usłyszała nagle głos obok siebie.
Wzdrygnęła się i zaraz spojrzała w stronę źródła głosu. To nie było możliwe... T ciemnobrązowe włosy i ciemne oczy poznałaby wszędzie... Kaoru...

Stał obok huśtawki i uśmiechał się. Rozpięta kurtka ukazywała szkolny mundurek, w ręku trzymał teczkę. Przypomniała sobie, że miał jeszcze jakieś zajęcia dodatkowe, dlatego chyba o tej porze wracał.
- Kaoru... - powiedziała, patrząc na niego dużymi z zaskoczenia oczami. - Nie strasz mnie tak, proszę cię...
- Przepraszam – wydawało się jej, że trochę posmutniał. - Przeszkadzam ci?
Pokręciła głową. Nie przeszkadzał jej, właściwie... Nawet się ucieszyła, że tu był.
- Chciałem z tobą porozmawiać, ale w szkole nie było czasu...
Odkąd Shun zachorował, dziewczyny go co chwila dopadały. Współczuła mu, to musiało być okropne, być tak otoczonym przez dziewczyny. Widziała, że błagał wzrokiem o pomoc. Ale bała się trochę...
- Uhm, rozumiem – powiedziała, walcząc z rumieńcem. - Więc... O czym?
- No tak.. - zrobił trochę speszoną minę. - Chodzi o to, że... Wiesz, nie mam jutro zajęć i czy... Nie dałabyś się zaprosić gdzieś po szko... yyy, nie po szkole, znaczy po tym, jak zaniesiesz Shunowi lekcje...
Patrzyła na niego z dziwną mieszanką uczuć. Czy on jej proponował spotkanie? To było trudne do uwierzenia. No i nie wiedział, gdzie ona i Shun mieszkają, więc to by było trochę kłopotliwe...
- Może... - zaczęła, czując, że jeszcze trochę i zrobi się czerwona jak burak – Może razem mu zaniesiemy lekcje? I potem pójdziemy?
- Dobry pomysł – uśmiechnął się. - Przy okazji zapytam się go o pozwolenie.
Tego już nie zrozumiała. Jakie pozwolenie?
Uśmiechnął się, widząc jej pytającą minę.
- Bo widzisz... Chciałbym się z tobą spotkać nie tylko jutro... Ale też i częściej... Poza szkołą.
Serce jej zabiło mocniej. Czy to znaczyło, że...? Ale czy to nie była tylko jakaś gra? Nie, to nie mogła być gra. A może jednak...? Nie, gdyby grał... Miała straszny mętlik w głowie.
- To znaczy, że...? - wydusiła z siebie wreszcie. Ale bała się dopowiedzieć resztę.
Kaoru złapał ją za ręce, delikatnie zmuszając do wstania z huśtawki. Ujął jej twarz w dłonie i przycisnął czoło do jej czoła, spoglądając w oczy.
- Tak, Ayumi-chan... - powiedział cicho. - Nie mogę przestać o tobie myśleć. Kiedy widzę, jak na mnie patrzysz, chcę cię przytulić. Wiem, że znamy się krótko, ale... Ale nie mogę już. Ayumi-chan, ja...
W tej chwili ich usta się złączyły. Krótki i delikatny, nieśmiały wręcz kontakt. Żadne nie wiedziało, co zrobić, ale na krótką chwilę poddali się instynktowi. Ayumi zadrżała i wtuliła się w chłopaka...

Otworzyła oczy. Tak nagle, gwałtownie, bez powodu. Przerwał sen-wspomnienie, które było da niej początkiem radości i szczęścia, jakich zaznała... Jednak do jej umysłu wdarła się jedna rzecz, brutalni to odbierając. Kaoru już nie wróci... Poczuła się tak pusta, jakby nie była już ciałem i duszą, tylko pustą skorupą. W oczach pojawiły się łzy, a ciałem wstrząsnął szloch.
- Kaoru-kun...
Wtuliła się w poduszkę, płacząc. Tak bardzo chciała, żeby wrócił...
 
__________________
Destruktywna siła smoczego płomienia...

Ostatnio edytowane przez Sani : 10-01-2010 o 18:54.
Sani jest offline