Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2010, 12:06   #17
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
- Rose Ann Black – przywitała się dwójką nowoprzybyłych.

Po krótkiej wymianie zdań, z której nie dowiedziała się zupełnie niczego zapadła niezręczna cisza. Nie miała jednak ochoty na wymuszoną, sztuczna rozmowę o niczym.
Czekała. Skoro zdecydowała się przyjść na spotkanie nie pozostawało jej nic innego. Sączyła powoli kolejną już tego dnia kawę rozglądając się po klimatycznym lokalu. Wypływająca z głośników muzyka Beatlesów idealnie pasowała do tego miejsca. „Hey Jude”, którą znała na pamięć zawsze wprawiała są w dobry nastrój, uspokajała.
Błogą chwilę z muzyką i kawą przerwał niespodziewanie jakiś facet.

- Dzień dobry państwu. Jak się państwo mają? - powiedział uprzejmie - Niestety muszą się państwo przesiąść, gdyż to miejsce jest zarezerwowane.

Zmierzyła go wzrokiem. Starszy, nadziany z pozoru uprzejmy mężczyzna.

- Obawiam się, że to pan musi się przysiąść do nas. Jest pan umówiony z Benjaminem Grrthartem, prawda? – zapytała i nie czekając na odpowiedź wskazała wolne krzesło.

- Na to wygląda – odpowiedział po chwili nie kryjąc zdziwienia i zajął wskazane przez Rose miejsce. - Anthony Jonhsoon – przedstawił się.

***


- Piętnaście minut – burknął pod nosem mężczyzna w drogim garniturze - co on sobie wyobraża – i wstał od stolika rzucając nie niego niedbale zapłatę za whisky.

W tym samym momencie w drzwiach lokalu stanął człowiek, na którego czekali. Widząc młodego agenta FBI, Anthony usiadł z powrotem narzekając na niego cicho i niezrozumiale.
Gerthart nie wyglądał najlepiej. Na jego twarzy widoczne były niepokój i niepewność, co jeszcze bardzie zaciekawiło Rose. Nie miała pojęcia, czego mógł chcieć od niej i pozostałych. Ciekawość brała teraz górę nad wszystkim innym.
Witał się ze wszystkimi po kolei. Po Karen przyszła kolej na nią.

- Rose miło Cię widzieć - wyciągnął do niej rękę - Dobrze będzie też Cię przeczytać ponownie.
- Dzień dobry – powiedziała krótko i uścisnęła mu rękę.

Po krótkim powitaniu i podziękowaniu za przybycie przyszła wreszcie kolej na konkrety.

- Żebyście pojęli jak ważne dla mnie jest to, o co chcę Was prosić musicie o mnie coś wiedzieć. Jestem obdarzony w jakąś specjalną zdolność, czy dar, czy jak sami chcecie to nazwać, tak samo jak i Wy, dlatego mam nadzieję, że mnie zrozumiecie, bowiem kto inny mi uwierzy?

Zrobiła wielkie oczy. Patrzył chwilę na Bena, później rozejrzała się po reszcie Obdarzonych siedzących przy stoliku. Jedno było pewnie - nikt z nich nie miała pojęcia o tym, że siedzi w knajpie z bandą podobnych sobie.
Zdziwienie i podekscytowanie Rose było ogromne, nigdy wcześniej nie spotkała żadnego Obdarzonego, nie wiedziała nawet, że tacy są... Serce waliło jej bardzo szybko i z pewnością nie była to wina trzeciej tego dnia kawy, którą właśnie zaczynała.

Z ogromnym zaciekawieniem słuchała wszystkiego, co mówił młody mężczyzna. Nie wiedziała, nie miała pojęcia, co o tym myśleć. Wszystko była takie nierealna, niespodziewana, zaskakujące. Sny, wizje potwory… Przez chwilę zastanawiała się czy aby na pewno to ona nie śpi, a to, co dzieje się wokół jest jedynie snem wykreowanym przez jej wyobraźnie.

- O jakim detalu mówisz? – spytała wprost z wyraźnym zainteresowaniem w głosie.

- W tej wizji - zaczął znowu Ben - pojawia się pewien przedmiot, który potrafi uratować mi tyłek. Świeca, która zapalona odstrasza te stwory. Jest to jedyna nadzieja na mój ratunek - powiedział wprost spoglądając na tych, którzy go słuchali.

Uważnie przypatrywała się agentowi. Miała ogromny mętlik w głowie. To, co mówił wydawało się być zupełnym absurdem. Choć z drugiej strony…skoro ona miała niezwykłe zdolności mogli je mieć i inni ludzie, a skoro istnieje coś takiego jak nadprzyrodzone moce, mogą istnieć i potwory czyhające na życie stróża prawa, no a skoro są potwory to musi być coś, co je pokonuje, wiec, dlaczego tym czymś nie może być… świeczka?!

Nie, to chore…

Anthony najwyraźniej stwierdził to samo i po krótkiej wymianie zdań postanowił wyjść.

- No to teraz wasza kolej - skierował się do pozostałej trójki. - Co mi powiecie? Jeśli zastanawiacie się jak stąd teraz wyjść, to wam pomogę. Idę do łazienki. Jak wrócę i nie zastanę żadnego z Was to będę wiedział, a Wam będzie łatwiej. Przynajmniej nie będziecie się musieli tłumaczyć.
Wyszedł.

Rose nie wytrzymała prychnęła cichym śmiechem. To, co działo się wokół nie było normalne.
Spotkanie przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Nie myślała o Marku, teraźniejszość była na tyle ciekawa, by przyćmić przeszłość.

- Przepraszam – powiedziała wciąż lekko rozbawiona. – Co o tym sądzicie? – zapytała z mieszaniną podekscytowania i dezorientacji w głosie.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline