Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2010, 22:55   #135
Kroni.PJ
 
Kroni.PJ's Avatar
 
Reputacja: 1 Kroni.PJ nie jest za bardzo znanyKroni.PJ nie jest za bardzo znany
Gdy Uragiri opuścił salę Tesamimaru postanowił powrócić do medytacji. A może jednak krótki trening - pomyślał. Usiadł w pół lotosie na łóżku i zamknął oczy. Po chwili w okolicach oczodołów pojawiły się żyły. Hyuuga z zamkniętym oczami oglądał wszystko bardzo dokładnie. Zaczął od siebie samego, a potem oddalał się stopniowo tak by naraz widzieć dokładnie wszystko dookoła i poświęcać temu tę samą uwagę.
Parter - recepcja i gabinety; kilku chorych - rysy twarzy.
I piętro - sale, korytarze
Dach, dwór i wszystko inne dookoła. Tylko teraz wszystko na raz z tą samą uwagą...
- Hyuuga starał się obserwować wszystko by niczego nie przegapić. Niczemu nie poświęcał szczególnej uwa... Cała jego uwaga skierowała się na dwóch chuuninach, którzy biegli po dachach z ciałem na barkach. Co jest?! - Tesamimaru otworzył oczy i obrócił głowę w tamtą stronę... O... O cholera! Matka Orisamo. - Hyuuga nie zastanawiał się chwili. Wyskoczył przez okno i pognał na spotkanie dwóm ninja. Cały czas czół ból, ale nie zważał na niego.
- Co się jej stało - rzucił obserwując przepływ energii w ciele kobiety. Nie żyła, to mógł stwierdzić na pewno, ale co spowodowało tę śmierć. Widział ranę. Jakiś obcy w Konosze?
- Nie wiemy Hyuuga-san - rzucił jeden z chuuninów. - Znaleźliśmy ją na dachu jakiegoś domu. Od razu ją podnieśliśmy i biegniemy do szpitala - dodał drugi.
- A gdzie Orisamo - zapytał, ale szybko zdał sobie sprawę z tego, że przecież nie znają młodzieńca. - To znaczy: czy był tam 13 letni genin? - poprawił się.
- Nie wiemy Hyuuga-san - odpowiedział jeden z nich w pośpiechu. - Czy możemy już ruszać?
- Tak, tak... - to i tak nie ma sensu. Ona już nie żyje, ale może przynajmniej odkryją jak umarła - dodał tylko w myślach.
Biegł ile miał tylko sił w nogach. Chciał jak najszybciej znaleźć Katsumi. Nie chciał go teraz zostawiać samego. Szybko zauważył go w pokoju zaraz pod dachem z krwawą plamą.
Chłopak nie wiedział co ze sobą zrobić biegał do pokoju krzycząc ze złości i bezsilności. Był zrozpaczony. Musiał tak trwać w tym szale od dłuższego czasu, nie miał jednak w tym momencie pojęcia o tym, że tak owy w ogóle istnieje.
Gdy emocje rzucały nim po pokoju nagle poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Stał za nim Tesamimaru, który złapał go mocno by chłopak przestał się szamotać.
- Sensei?! - genin wyglądał bardzo niewyraźnie. Hyuuga kawał mu usiąść i wykonać serię technik oddechowych. Orisamo uspokoił się jednak widok umierającej matki cały czas zalewał mu umysł.
Tesamimaru przykląkł przed młodzieńcem i mówił do niego spokojnym, miarowym tonem, cały czas patrząc w jego oczy.
- Wiem co stało się z Twoją matką. To musi być dla Ciebie potężny cios, ale uspokój się. Musisz potrafić zachować spokój i wyciszyć umysł w takich sytuacjach. To jedna z najważniejszych umiejętności shinobi. Jeśli jej nie posiądziesz, Twoje jutsu nie zdadzą się na nic. Uspokój się - Hyuuga powtarzał ostatnie słowa jak mantrę i swoim tonem powoli jakby hipnotyzował chłopaka, by tamten doszedł do siebie.
- Sensei... ale teraz zostałem sam. Nie mam nikogo. Nie dam sobie rady - powiedział bliskim rozpaczy głosem i spojrzał w oczy Hyuugi. Były jak jego serce. Puste. - Spokój nic mi nie da. Teraz zmieniło się całe moje życie.
- Rozumiem Twój ból. Nie możesz się jednak poddać - głos Tesamimaru stał się żywszy. - Musisz wziąć się w garść. Stanąć twarzą w twarz z problem. Ci którzy chowają się przed problemami nigdy nie osiągają swoich celów. Wartościowy człowiek musi omijać przeszkody lub je neutralizować, nie może po prostu odejść - sensei ścisnął ramiona chłopca. - Wiem, że ciężko Ci tak na to spojrzeć, ale dzięki tej tragedii możesz nauczyć się bardzo wiele. Zapewne nie rozumiesz jak mogę być tak oschły albo myślisz, że nie mogę Cię zrozumieć i dlatego mówię o tym wszystkim w tak prosty i rachunkowy sposób, ale uwierz mi. Moje życie przepełnione jest bólem, wygrywają jednak tylko Ci, którzy pozbywają się zbędnych uczuć - Hyuuga zamilkł na chwilę i podjął: - Nie mówię Ci byś zapomniał o matce czy też nie odczuwał miłości i bólu, ale nie okazuj tego i nie pozwalaj temu nad sobą panować. Nie stój u podnóży góry, bo wtedy widzisz tylko pnie, gdy wejdziesz na szczyt widzisz cały las jak i to co jest za nim. Pnie jednak nie znikają. Musisz wznieść się ponad to, ale nie zapomnieć. Rozumiesz?
- Ale co teraz ze mną będzie? Mam dopiero 13 lat. Nie poradzę sobie sam - z łzami w oczach spojrzał na sensei. Szukał w nich wsparcia.
-Właśnie po to tu przybyłem - zaczął Tesamimaru. - Chciałbym Ci zaproponować abyś zamieszkał ze mną. Jako Twój sensei czuję się do tego zobowiązany. Co Ty na to? - Hyuuga patrzył bardzo głęboko w oczy chłopaka.
-Naprawdę? Sensei! - rzucił się na Hyuugę. Bardzo mocno go przytulił. - Bardzo Ci dziękuję. To naprawdę wiele dla mnie znaczy - szybko wstał i poszukał plecaka. Zaczął w niego ładować wszystko co mogło się przydać. Książki, ubrania, broń. - To gdzie Pan mieszka?
Tesamimaru zdziwiła reakcja genina. Przed chwilą ryczał jak bóbr, a teraz?.. Poza tym ta żywiołowość, entuzjazm, poufałość... Hyuuga nie lubił tego wszystkiego, ale nie chciał ranić chłopca odpychając go. Nie zdążył nawet powiedzieć by tamten się spakował. On od razu zaczął biegać z plecakiem i zbierać swoje rzeczy... Czy z nim wszystko ok? - Hyuuga zmartwił się poważnie. Orisamo zdziwił go. Niezwykle go zdziwił. Jak mógł tak szybko zapomnieć o śmierci, jak mógł wpaść w taką euforię? Co jest grane...
- Bez skrajnych uczuć - rzucił Hyuuga nie zwracając uwagi na pytanie genina.
Gdy młody był już gotowy ruszyli. Tesamimaru nie miał ochoty na spacerek przez miasto. Przy okazji czekała go wizyta w szpitalu oraz odwiedziny u pozostałych uczniów. Ruszył po dachach; wolnym tempem. Poruszał się deczko z przodu. Odczuwał jeszcze ból, ale mógł się już w miarę swobodnie poruszać. Był osłabiony, ale nie było źle.

Kiedy dotarli do rezydencji klanu jounina, skłonił się nisko przed jednym ze starszych i rzekł:
- Witaj Neji-sama. To mój uczeń. Przez pewien czas będzie u mnie mieszkał. Nie przeszkadza Ci to? - stary Hyuuga zmierzył wzrokiem najpierw Tesamimaru, a potem jego podopiecznego. Kiwnął tylko głową i ruszył dalej.
Sensei poprowadził młodego Orisamo do skromnego domku zaraz przy lesie.
- Tu mieszkam... to znaczy mieszkamy - otworzył drzwi i zaprowadził chłopaka przez bardzo pusty i zimny korytarz na jeszcze chłodniejsze schody. Dom wydawał się pozbawiony uczuć. Wszystkie ściany były białe i nigdzie nie widać było nawet jednego obrazka, kwiatka - czegokolwiek co świadczyłoby o życiu.
Kiedy stanęli przed drzwiami na piętrze Tesamimaru otworzył je i rzekł:
- Pokój dla gości. Od teraz Twój. Łazienka jest na lewo - rzucił sucho. Po czym spojrzał na chłopaka i dodał: - Rozgość się - próbował się uśmiechnąć i ukazać ciepło, ale wyszło mu to bardzo pokracznie. Dalej nie rozumiał tej nagłej zmiany nastroju.
- Wybacz, ale muszę załatwić kilka spraw. Nie czekaj na mnie - spojrzał ostatni raz na chłopca. - Coś czuję, że jutro czeka nas ciężki dzień - dokończył i ruszył w stronę schodów. Zostawiając małego na piętrze.

Czuł, że nie odzyskał jeszcze w pełni sprawności dlatego postanowił się nie forsować. Wyszedł z domu i powędrował spacerkiem do szpitala. Gdy tylko stanął w drzwiach przerażona recepcjonistka zaczęła na niego krzyczeć, że musi wrócić do łóżka i pytała jak znalazł się na dworze. Nie udzielił jej odpowiedzi. Spojrzał na nią posępnie i rozkazał by wykreśliła go z listy pacjentów.
- Ale pan jeszcze nie doszedł w pełni do siebie - protestowała, ale nie zważał na jej wrzaski. Po jakichś 5 minutach ciszy z jego strony porzuciła próby i zaczęła wypisywać jakiś świstek z opinią. Gdy tylko ją dostał ruszył wgłąb szpitala. Wszedł do swojej sali i zabrał rzeczy. Po czym powędrował do piwnicy. Bardzo dobrze znał szpital, bo często w nim lądował, ale jeszcze częściej przyprowadzał tu Ryuu gdy ten omdlewał bądź dostawał krwotoków. Dobrze, że ta jego dziwna choroba odeszła.
Tesamimaru zatrzymał jedną z pielęgniarek:
- Przepraszam. Czy mogłabyś poprosić Sasatori-san by zajął się ciałem Katsumi-san. Powiedz mu, że to dla mnie ważne. Gdy tylko dowie się co z nią się stało poproś go by skontaktował się ze mną i powiedział mi. Jej syn jest moim uczniem - Tesamimaru skłonił się i odszedł. Bardzo ufał Mamoshy. Lekarz często wyciągał go z bardzo poważnych stanów, a przy okazji doskonale znał się na swoim fachu.

Gdy Tesamimaru znalazł się na dziedzińcu szpitala wykonał serię pieczęci i przyłożył dłoń do ziemi. Na chodniku pojawiły się czarne znaki, a zaraz za nimi siwy dym, z którego wyłonił się biały kot.

- Kaonayuu przyjacielu - rzekł jounin do zwierzęcia - odnajdź proszę Miwę i Omosę. Przekaż im, że jutro mają dzień wolny - kot spojrzał na Hyuugę i wysłuchawszy go ruszył wolnym biegiem przez miasto.
Tesamimaru odczuł ubytek energii dużo silniej niż zwykle. Musiał być na prawdę bardzo słaby. Zostało już tylko jedno. Dziwne zachowanie Orisamo dręczyło jounina... Jak chłopak mógł być tak zmienny, jak mógł odczuć taką radość po stracie najbliższej mu osoby? Hyuuga szybko ruszył do rezydencji rodziny Mitsuhashi. Dostał się pod drzwi ... Cholera późno już...
- Tesamimaru-kun.. - usłyszał za plecami głos przyjaciela.
- Ryuu... - odwrócił się szybko zszokowany Tesamimaru. - Niezauważyłem... Jestem jeszcze trochę słaby, ale uprzedzając Twoje pytanie. Pozwolono mi opuścić szpital pod warunkiem, że nie będę się zbytnio forsował.
- Co robisz tu tak późno? Wyglądasz na zmartwionego... - Ryuushou podrapał się po głowie. Na sobie miał luźny strój treningowy, charakterystyczny dla wojego klanu strój - biały, z niebieskimi wykończeniami przy rękawach.
- Widzisz... - zaczął Hyuuga. - Całą noc trapi mnie pewien problem i potrzebuje Twojej pomocy. Bo widzisz... Tej nocy umarła matka jednego z moich uczniów. Została zabita. Jej ciało do szpitala przynieśli dwaj chuunini. Poznałem ją od razu i zapytałem co się stało i gdzie jej syn. Powiedzieli, że znaleźli ją martwą na dachu. Nikogo koło niej nie było. Ruszyłem do domu Orisamo i zastanawiałem się co z nim zrobić zrobić i w końcu stwierdziłem, że zaproponuje mu by zamieszkał u mnie.
Zastałem go w okropnym stanie, zacząłem go uspokajać. Zachowywał się dziwnie raz płakał, a potem znowu pytał mnie zupełnie trzeźwo co ma teraz zrobić, ale kiedy zaproponowałem mu by u mnie zamieszkał on o mało nie wystrzelił w powietrze. Zaczął biegać, pakować się... Widzisz. Zastanawiam się co z nim zrobić? Bo przecież umarła mu matka, a on...
- Chodź za mną - Ryuushou przeskoczył przez murek ogradzający posiadłość jego rodziny. Udał się na trawiastą polanę, na której wznosiło się niewielkie wzgórze z dużym drzewem, rosnącym na jego środku. Okolice oświetlał księżyc. Ryuu usiadł na ziemi i oparł o drzewo. W czasie, kiedy był jeszcze geninem, on i jego dwójka przyjaciół zwykli spędzać tu sporo czasu, leżąc na ziemi i opierając się w trójkę o to drzewo. Poczekał aż Hyuuga usiądzie przy drzewie. - Naprawdę chcesz mu pozwolić zamieszkać z sobą? - zapytał po chwili.
- On nie ma żadnej rodziny. Do tej pory żył z matką, a teraz został sam. Ma tylko 13 lat. Nie da sobie rady sam - Hyuuga zamyślił się na chwilę, wpatrując się w gwiazdy. - Chciałem żeby stanął na nogi, żeby było mu łatwiej, ale teraz nie wiem co mam robić. Myślałem, że będzie zdruzgotany, że przez kilka tygodni będę go musiał uspokajać i pomagać mu dość do siebie tym czasem on po prostu oszalał z radości - Tesamimaru znowu zamilknął na chwilę. - Nie pytałem go, ale być może widział jej śmierć i już po kilku minutach skacze pod sufit... Nie wiem co mam teraz robić - kolejna pauza. Hyuuga kochał to miejsce. Kojarzyło mu się tak dobrze.
- Do tego - ciągnął - poinformowałem dzisiaj mojego drugiego ucznia - Omosę, tego którego ojciec umarł i on obwiniał za to mój klan, o tym jak naprawdę wyglądała cała sytuacja. Nie wiem czy on sobie z tym poradzi. To jest dla mnie zbyt duża odpowiedzialność. Jeszcze chwilę temu walczyłem o życie - swoje, ich, sennina - a teraz muszę podejmować decyzje, którę mogą zmienić ich losy..
- Życie pełne jest zakrętów, Tesamimaru-kun... - chłopak westchnął. - Myślę, że opieka nad tymi geninami jest dla nas wyzwaniem i jednocześnie ma sprawdzić naszą dojrzałość. - zamilkł na chwilę. - Orisasamo-kun jest jeszcze dzieckiem, a dzieci... no cóż, sam wiesz, dzieciom łatwo jest przestać myśleć o smutnych sprawach i zająć się czymś innym. Za pewne tragiczna prawda dojdzie do niego z czasem... Musi być ciągle w szoku... Oboje dobrze wiemy, co to znaczy stracić kogoś bliskiego. - dodał smutnym głosem, spuszczając głowę.
- Masz rację, Ryuu-kun... - Tesamimaru poklepał przyjaciela po plecach. - Dodałeś mi otuchy i trochę nowego spojrzenia na sprawę. Rzeczywiście może być w szoku - Hyuuga znowu zamilkł na chwilę. - Jak zwykle okazałeś się niezawodny... Dziękuje - powiedział patrząc Mitsuhashiemu prosto w oczy. Wstał i ruszył przed siebie. Jego celem było już tylko łóżko. Czuł jak opuszczają go siły...

Ranek zastał Tesamimaru na nogach. Wstał przed 6. Nie mógł po prostu spać. Zszedł na dół i czekał aż jego uczeń się obudzi. Nie chciał ćwiczyć, bo bał się o swoje siły. Czuł się co prawda lepiej, ale nadal słabo. Nagle zauważył przy drzwiach list. Hyuuga, który nie widzi rzeczy, po których stąpa. Co ze mnie za jounin. - uśmiechnął się w duchu i ruszył po kopertę. Widniało na niej jego imię pisane charakterem pisma Ryuushou. Delikatnie otworzył kopertę i zaczął czytać.

Drogi przyjacielu

Chciałbym ci na początku powiedzieć, że bardzo cię cenię. Jesteś dla mnie bardzo ważnym człowiekiem i, prawdopodobnie, jedynym prawdziwym przyjacielem...
Piszę do ciebie bo się boję... Miewam ostatnio dużo... złych snów. Wciąż powracam w nich do tej pamiętnej chwili, kiedy Rei... odeszła. Śnią mi się okropne sceny, które stają się jej udziałem. Dlaczego to się dzieje? Nie potrafię na to odpowiedzieć... Ale jestem przerażony. Śnię o krwi, o śmierci moich bliskich i przyjaciół... A wszyscy giną z jej ręki. Tesamimaru... jestem na prawdę przerażony. W głębi serca czuję, że za tymi snami coś się kryje. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale... Nie, to zbyt trudne dla mnie. Wciąż nie potrafię pogodzić się z odejściem Rei. Zostawiła za sobą tyle wspomnień... i jeszcze więcej pytań. Dlaczego to zrobiła? Co ją do tego skłoniło, lub kto? Byliśmy razem tacy... szczęśliwi. Czy tylko udawała? Czy udawała przez ten cały czas, kiedy wszyscy się śmieliśmy i kiedy przeżywałem najszczęśliwsze chwile w życiu, u boku prawdziwych przyjaciół? Czuję się taki bezradny... Nie potrafię sobie wybaczyć tego, że odeszła. To moja wina... mogłem ją wtedy zatrzymać, błagać, żeby została... To wszystko przez to, że jestem taki słaby...
Tak, to prawda, jestem słaby. Oprócz kilku rzeczy, wszystko za co się zabiorę, niszczeje. Przez ten czas, kiedy jej już nie ma, czuję, że oddaliliśmy się od siebie, Tesamimaru-kun. Nie chcę tego. Nie chcę stracić kolejnego przyjaciela. Nie mógłbym... tego znieść. Jest tyle rzeczy, o których chciałbym ci powiedzieć, lecz się boję... Boję się, że i ty mnie porzucisz. A teraz potrzebuję twojego wsparcia, bardziej niż rodziny. Moja dawna choroba wróciła... Nie wiem co się ze mną dzieje, krwawię bez powodów. Dochodzą do tego zawroty głowy i uczucie... czuję się, jakbym rozpadał się powoli.
Mój przyjacielu, nie przejmuj się tym. Wszystko będzie dobrze ze mną, zobaczysz. Z dnia na dzień, coraz bardziej panuję nad nowym elementem... Nie powinienem tego mówić, ale pracuję nad stworzeniem nowego rodzaju Jutsu. To niezwykle trudna i niebezpieczna praca... Ale jeżeli opanuję nowy żywioł, to będę w stanie ocalić tych, na których mi zależy. Moją rodzinę, Rei... i ciebie. Tylko ty mi zostałeś...


Trzeba będzie jeszcze raz udać się do Ryuu. Zwierzam się mu i proszę go o pomoc, ale nie zapytam jak sam się czuje. Co ze mnie za przyjaciel... - Hyuuga przeleciał list oczami jeszcze raz. Więc i on ma sekret. Może nadszedł czas bym wyjawił mu swój? I ta technika... Czeka nas długi wspólny trening. - myśl o wspólnym doskonaleniu się ucieszyła i pokrzepiła Tesamimaru jednak fakt, iż choroba jego przyjaciela powróciła silnie go dręczył.

O 9 rano Orisamo dalej spał. Jego nauczyciel krzątał się po domu nie wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu przygotował śniadanie i poszedł obudzić genina. Delikatnie szturchając wybudził młodzieńca.
- Bądź proszę za 15 minut na dole. Zjemy śniadanie, a potem udamy się nad pewną rzeczkę - oznajmij dość ciepło. Dalej dręczyło go jak młodzieniec tak łatwo zapomniał o bólu po śmierci matki.

Tesamimaru podał chłopcu posiłek po czym, gdy tamten tylko zjadł, złapał za Menboku i wyszedł bez słowa. Młodzieniec ruszył za nim. Zaczęli biec przez las. Hyuuga czuł zmęczenie ciała, ale było już całkiem ok. Mógł zacząć trening. Delikatnie i nie forsując się. W końcu stanęli na brzegu rzeki.
- Słyszałem, że chciałeś się szkolić w taijutsu - zaczął sensei. - Jako że długo studiowałem techniki tej gałęzi sztuk walki mogę pomóc Ci nauczyć się czegoś. Zaczniemy od opanowania Gouken. - Hyuuga spojarzał na chłopca i zaczęli trening.
 
__________________
...I'm still alive...Once upon the time...Footsteps in the hall...
Kroni.PJ jest offline