Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-01-2010, 00:05   #131
 
Hiraga_Saito's Avatar
 
Reputacja: 1 Hiraga_Saito nie jest za bardzo znany
Saito uśmiechnął się do Kazana i Kiry i poczuł że chyba w końcu znalazł prawdziwych przyjaciół i może jego życie nie będzie już takie ciężkie jak do tych czas.
-Dzięki Chłopaki...- Powiedział
-No To od czego by tu zacząć...- Saito zrobił poważną minę i przez chwile się zastanowił.
-Zaczniemy może od początku.- Powiedział i ruszył ze swoimi kompanami do Konohy. Po kilku minutach byli już przed główną bramą
-Jak pewnie wiecie to jest główna brama. Pójdziemy wzdłuż ścieżką w stronę Kwatery Hokage którym jest Sarutobi Kotomaru.- powiedział Sairo i ruszyli. Szli przez Konohę zwiedzając najciekawsze miejsca przy okazji żartując i śmiejąc się... Przechodząc koło Ichiraku Ramen zatrzymali się na chwile... Saito był już zbyt głodny po tym morderczym biegu.
- Jesteście głodni ?- Zapytał.-Oboje odpowiedzieli twierdząco.
- Tutaj można zjeść najlepsze Ramen w całym Kraju Ognia.- Usiedli i wszyscy z apetytem zjedli posiedzieli chwilę i poszli dalej. Gdy Saito skończył oprowadzanie szeroko się i uśmiechną i powiedział.
- To był najlepszy dzień w moim życiu. Ciesze się że trafiłem akurat na was. Hajime i Kira rozeszli się do domów. Saito ruszył do siebie w ciąż myśląc o tym jak dobrze zaczyna wyglądać jego przyszłość. "Hm... Sensei... niezdarny zabawny i zarazem najlepszy na jakiego moglem trafić, a przy okazji jest też Medykiem. Hajime chyba jest podobny do mnie czuje ze nigdy nie bd się z nim nudził. Kira... ciekawy świata chłopak... i strateg jakich mało.Hiragai był już zmęczony wrócił do domu odłożył miecz i poszedł się umyć. Gdy skończył położył się spać i pomyślał."Wybacz Derflingerze w ogóle Cie nie użyłem.


Promienie światła raziły Saita. Otworzył oczy spojrzał na zegarek i krzyknął.
-Kuso !!! Zaraz się spóźnię !! A tak dobrze się spało...- Saito migiem się uszykował i u ruszył na miejsce spotkania. Po tak dobrej zabawie i takim ciężkim egzaminie mógł by spać cały dzień ale nie chciał się spóźnić. Kiedy przybiegł wszyscy już byli na miejscu.
-Przepraszam za spóźnienie ale zaspałem trochę.- Powiedział ale widział ze sensei nic nie mówi. Pomyślał ze on też pewnie nie dawno przyszedł przywitał się ze wszystkimi i czekał z niecierpliwością na zadanie.
 

Ostatnio edytowane przez Hiraga_Saito : 10-01-2010 o 00:12.
Hiraga_Saito jest offline  
Stary 10-01-2010, 21:35   #132
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Wszyscy się rozeszli. Ryuushou został sam na chłodnych kamiennych schodach z chusteczką przytkniętą do krwawiącego nosa. Powoli położył się na kamiennym stopniu. Niebieskie oczy wbiły spojrzenie w błękitne niebo, na którym gdzieniegdzie poruszały się powoli białe chmurki.
"Dlaczego... Co jest ze mną nie tak?"- pomyślał z żalem.
Oprócz zawrotów głowy nic mu nie dolegało. W sercu czuł jedynie taką... dziurę. Dawno skrywane wspomnienia powróciły, sprowadzając na chłopaka uczucia, których dawno nie doświadczał. Tęsknota, smutek, melancholia...

Wstał z westchnieniem.
"To nie czas na myślenie!" - pomyślał.
Ryuushou zabrał jedwabną chusteczkę nosa. Gdy się upewnił, że krwotok minął, podszedł do barierki. Oparł na niej łokcie i spojrzał na panoramę. Po chwili przeskoczył ją i zbiegł po stromym zboczu nie przewracając się. Gdy był już blisko płaskiej powierzchni, odbił się od ziemi i wskoczył na dach jakiegoś budynku. Pobiegł dalej, zgrabnie przeskakując na kolejne dachy.
"Moi uczniowie... pewnie mają mnie za słabego mądrale... To moja wina.."
Udał się do Hokage, ze specjalną prośbą...

Gdy wrócił do domu, słońce już zachodziło. Wszedł do domu aby pokazać się rodzicom i zjeść coś. Gdy to zrobił, przebrał się w strój treningowy klanu Mitsuhashi i pobiegł do lasu. Dotarł do miejsca, gdzie las przecinała rzeka. Wszedł do wody po kostki. Była naprawdę ciepła... Na wodzie odbijało się zachodzące słońce...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pr4yG2Rmg8E[/MEDIA]
Rozpoczął trening.
Wysunął przed siebie pięści, ze świstem przecinając powietrze. Obrót, przykucnięcie, wysokie kopnięcie. Plusk wody, obrót, cios otwartą dłonią. Przez cały czas był pochylony, teraz wyprostował się. Kolejne kopnięcie, krok do tyłu, obrót, trzy rytmiczne uderzenia dłoni. Obrót, skok do przodu, wylądowanie na ugiętych nogach. Wyprostowanie, kopnięcie, pięść. Pochylenie, oparcie na rękach, kopnięcie w bok...

Ryuushou kontynuował swój zabójczy taniec przez długi czas, wyprowadzając coraz bardziej skomplikowane ruchy i sekwencje. Kiedy skończył, ściągnął z siebie strój i poszedł na głębszą wodę. Wielki księżyc wisiał nad młodzieńcem, zalewając las srebrzystą poświatą. Prąd rzeki w tym miejscu był słaby, także Ryuushou mógł swobodnie pływać. W końcu wyszedł i ubrał się. Wyciągnął nóż z kieszeni luźnych spodni. Srebrne ostrze błysnęło odbijając światło księżyca.
"Jeżeli mam... ją ocalić, muszę to opanować..."
Podwinął rękawy, po czym przytknął ostrze do skóry lewej ręki. Zrobił długie pionowe cięcie, biegnące od nadgarstka po łokieć. Zakrwawiony nóż odrzucił na bok. Wykorzystując całą swoją koncentrację, wykonał skomplikowaną sekwencję pieczęci...

Nastał świt, bezlitosny budzik wyrwał młodzieńca z łóżka. Pospiesznie założył na siebie coś lekkiego i pobiegł do łazienki. Gdy się zimnym prysznicem zmył z siebie resztki snu, założył na siebie koszulę, spodnie, przewiązał w pasie przepaskę ze znakiem Konohy i za nią umieścił dwa złożone wachlarze. Krok do przodu. Zatrzymał się przy drzwiach. Podwinął rękaw koszuli, spoglądając na brzydką bliznę.
"Jeszcze trochę..."
Zaciągnął rękaw i wyszedł.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2NuuhRrRQZo[/MEDIA]
Miasto skąpane w porannych promieniach słońca budziło się do życia. Ulice Konohy powoli wypełniały się ludźmi, spieszącymi się do pracy, lub właśnie pracujących. Delikatne promienie były bardzo ciepłe. Zapowiadał się upalny dzień. Ryuushou mijał właśnie świeżo rozstawione stoiska kupców, kiedy jego uwagę przykuło jedno z nich. Podszedł powoli do stolika, przy którym siedział siwy, trochę chudy mężczyzna, skryty w cieniu rzucanym przez budynki. To, co zainteresowało Ryuu był srebrny medalion o kształcie ptaka. Dotknął szyi i wydobył spod koszuli wisiorek. Na srebrnym łańcuchu umieszczony był wizerunek pięknego ptaka o wielu ogonach z szafirami w oczach.
"A jednak nie..."
Miał już odejść, ale zatrzymał go kupiec, który przez cały czas patrzył się na młodzieńca.
- Piękne to... ten wisior. - powiedział cicho.
Ryuushou obrócił się z nadzieją.
- Widziałem kiedyś podobny... ale sam nie wiem gdzie... - podrapał się po siwej głowie.
Młodzieniec uśmiechnął się delikatnie i ruszył w dalszą drogę.

Na wzgórzu Uzumaki zjawił się punktualnie. Przywitał się z geninami, obdarzając ich jednym ze swoich szczerych uśmiechów.
- W nagrodę za waszą ciężką pracę, załatwiłem nam trochę poważniejsze zadanie. - założył ręce na biodra.
Widząc pytające spojrzenia swoich podopiecznych kontynuował.
- Mamy udać się do Kraju Rzeki i odebrać stamtąd pewną przesyłkę. Naszym celem jest Taigafuro, miasteczko nieopodal granicy z Krajem Ognia. Czy macie jakieś pytania? - spojrzał na uczniów.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 10-01-2010 o 21:40.
Endless jest offline  
Stary 11-01-2010, 15:48   #133
 
Sabaka's Avatar
 
Reputacja: 1 Sabaka nie jest za bardzo znany
Zdzielił się lekko w twarz. Oczy cały czas same mu się zamykały, organizm dopominał się o sen. Ucieszył się nieco widząc, że Saito spóźnił się bardziej niż on sam.
- Dobra... zadania...- zaczął grzebać po kieszeniach. Co dziwne, posiadał jej w najbardziej zaskakujących miejscach. W końcu z jednej z mało widocznych kieszonek wyjął pogniecioną karteczkę. - A... tutaj są !
Przeczytał wszystko mamrocząc pod nosem.
- A tak, tak. Najpierw Hajime-kun.- uśmiechnął się lekko do chłopaka. - Pomożesz oczyszczać rzekę ze śmieci, później pomożesz naszemu mnichowi w świątyni. To już starszy człowiek i ma wiele obowiązków. Masz pomóc mu w pracach domowych. Na pewno sobie poradzisz. spojrzał w kierunku Kiry- Kira-kun. Ty pomożesz sadzić ryż na wsi tuż pod wioską. Później przyjdziesz do mnie. Z tego powodu przydzielam ci tylko jedno zadanie. - uśmiechał się, ale dojść poważnie spoglądał w kierunku chłopaka.
- Na koniec ty ,Saito-kun. Pierwszym twoim zdaniem jest pomoc w wyłapaniu kotów . Namnożyły się na jednym z osiedli i mocno dają się we znaki mieszkańcom. Tutaj masz adres.- podał chłopakowi kartkę papieru.- Zadanie drugie. Tak abyś mógł odpocząć po uganianiu się za kotami.- uśmiechnął się lekko.- Pomożesz panu Akumoto w jego sklepie. Podobno w tym tygodniu ma mieć wyjątkowo dużą dostawę. A nie ma biedak rąk do pomocy. Pracowałeś kiedyś w sklepie rybnym ? Nie, to świetnie. Poznasz coś nowego !- wystawił kciuk.
- Jeśli wszystko jasne, możecie ruszać. Kira-kun. Moje biuro znajduje się w piwnicach szpitala.
 
Sabaka jest offline  
Stary 11-01-2010, 22:07   #134
 
Tamaki's Avatar
 
Reputacja: 1 Tamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znanyTamaki wkrótce będzie znany
Cisza. Gwiazdy, szum drzew, korzenny zapach drewna i mchu... Cisza. Chropowata powierzchnia kory i delikatny zarys źdźbeł trawy uginających się pod palcami. Świeżość nocnego powietrza. Cisza… nie zmącona najdrobniejszym szmerem. Spokój.
Bezkształtny cień za plecami. Serce przekłute nagle tysiącem igieł niepokoju. Ciemna, tajemnicza sylwetka. I dotyk. Chłodny, lodowaty. Dreszcz niepewności. Obawa. Złe przeczucie.

Dziewczyna zamrugała oczami. Jej myśli powróciły właśnie do rzeczywistego stanu rzeczy, kiedy usłyszała słowa senseia: „Wyruszamy w południe. Teraz macie jeszcze trochę czasu na przygotowanie się.” Sae przypomniała sobie o nauce techniki, którą właśnie chciała rozpocząć. Kiedy więc pozostała dwójka rozeszła się, kunoichi podeszła do nauczyciela spuszczając lekko wzrok. W jej głowie wciąż majaczyły wydarzenia z poprzedniej nocy.

- Ryuushou-sensei – zaczęła nieśmiało – czy mogłabym poprosić cię o poprowadzenie mnie w treningu?
- Słucham?
- odrzekł zdziwiony. – Mam pomóc ci w treningu? - uśmiechnął się. – Za to mi przecież płacą. - mrugnął okiem i zaśmiał się. – W czym dokładnie chcesz abym ci pomógł, Masae-chan?
- No więc..
– zaczęła niepewnie – Jest jedna technika, której bardzo chciałabym się nauczyć i jestem pewna, że bez twojej pomocy, sensei, szybko mi się to nie uda.
- Hm...
- podrapał się po brodzie. – Z chęcią pomogę ci w nauce.
- Arigato gozaimasu Ryuushou-sensei
– odparła dziewczyna z pogodnym uśmiechem na ustach. – Czy możemy zacząć naukę już dziś po wykonaniu naszego zadania? – zapytała z optymizmem.
- Hoho, wątpię żebyśmy wrócili dziś, Masae-chan. Droga do Kraju Rzeki i powrót zajmą nam co najmniej dwa dni. Ale w trakcie podróży będziemy mogli zacząć. - uśmiechnął się lekko.
- Arigato – kunoichi podziękowała jeszcze raz, kłaniając się delikatnie z wyrazem wdzięczności.

Kiedy odwróciła się by pójść przygotować się do misji, jej twarz jednak na powrót przybrała zatroskany wyraz. Mimo, że niezmiernie cieszyła się na myśl o najbliższym treningu z senseiem, roztargnione myśli wciąż zaprzątały jej głowę. Nie mogła zrozumieć, kim była osoba stojąca tej nocy za nią, ani tym bardziej, jakie miała wobec niej zamiary. Nie czas o tym myśleć. – skarciła się w duszy.
Zmierzyła ku wybranemu miejscu wśród drzew, nieopodal Wzgórza Uzumaki by przećwiczyć niedawno opanowaną technikę. Zamierzała dobrze wykorzystać dany jej czas, a przy tym nie stracić zbyt wielu sił. Udała się do domu, zabierając z pokoju plecak, broń oraz prowiant. Tak przygotowana ruszyła w stronę „Itadakimasu!” by zjeść ciepły posiłek, po czym wróciła z powrotem na wzgórze. Słońce wędrowało powoli ku najwyższemu punktowi na widnokręgu. Masae siedziała na jednym z kamieni zadzierając głowę do góry i mrużąc oczy, a jasne i ciepłe promienie oświetlały jej twarz. Nizan nie wyglądał dziś najlepiej. – pomyślała nagle. Coś nie daje mu spokoju i widać to wyraźnie. Jest pełen trosk, mimo że zgrywa zamkniętego w sobie. Pragnie być silny. Po chwili chłopak zjawił się na miejscu i przysiadł na głazie kilka kroków od niej. Dziewczyna, nie zastanawiając się, podeszła do niego nawiązując rozmowę.

- Mimo, że jesteśmy w jednej drużynie, nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Zapewne nie zechcesz mi powiedzieć, co cię dręczy. Rozumiem to. Trudno jest mówić o tym, co boli, ale wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Na nas. – Kunoichi była pewna, że Yuji również nie odmówiłby nikomu pomocy. – Nie musisz zamykać się w sobie by coś osiągnąć.
- Jesteśmy drużyną.
– dodała po chwili.
Chłopak siedział z twarzą wpatrzoną przed siebie. Gdy dziewczyna do niego podeszła, nawet nie drgnął. Siedział tak przez chwilę, gdy nagle wyprostował się, tak, jakby chciał ją złapać za nogę, lecz zatrzymał rękę milimetr przed.
- Czemu uważasz, że coś mnie dręczy?
Spojrzał na jej twarz.
- Widzę to. Nie bije już od ciebie wcześniejsze zdecydowanie i masz niepocieszony wyraz twarzy. Zupełnie inny niż przedtem – odparła Masae.
- Zdecydowanie? - Na jego ustach pojawił się uśmiech. Zamknął oczy i cofnął rękę. Pomału podniósł się do góry.
- To, że nie drę się wyzywając sensei'a na pojedynek, to, że nie chce z nikim walczyć, świadczy o tym, że jest coś źle? Czy myślisz, że moje życie to ciągła walka? Nie mam obowiązku toczenia z nikim walk ani rozmowy. Mylę się?
Dał chwilę pauzy. Spojrzał na nią czekając na odpowiedź.
Sae spojrzała na chłopaka ze zdumieniem.
- Czy ja to wszystko powiedziałam? – odparła spokojnie. – Może twoje domysły każą ci tak odbierać moje słowa, jednak.. – skierowała wzrok gdzieś daleko, po czym zwróciła go znów ku niemu – zobaczyłam w twoich oczach zmartwienie. Tylko to spowodowało, że postanowiłam o nie zapytać.
- Twoim marzeniem jest ochrona rodziny i bliskich, czyż nie? To dąż do tego celu nie zatrzymując się przy innych. Nie patrz ani na mnie ani na nikogo. Gdy za bardzo będziesz ufać w to, że albo sensei albo twój nowy kolega z drużyny Cię wyratuje, a kiedyś go zabraknie, to Twoje marzenia prysną. Na świecie liczy się jednostka, nie grupa. Nie wierzę w bajki opowiadane przez chuuninów w akademiach. Nie będę też narażać życia by ratować was, żebyście o tym wiedzieli. Ja mam swoje cele, wy macie swoje. Nasze drogi skrzyżowały się po raz pierwszy i ostatni. Chcę osiągnąć swoje, nie włączając się do innych osób. Mam nadzieję, że nie będziesz we mnie wierzyć jak przyjdzie do obrony. Bo prawdopodobnie się nie zjawię.
Powiedział to wszystko bardzo spokojnym głosem.
- Nie proszę cię o pomoc. I prawdopodobnie nie będę. Nie w tym celu zapoczątkowałam tę rozmowę, ale nie spodziewałam się zupełnie, że tak zareagujesz. – odpowiedziała kunoichi powściągliwie. Odwróciła się do odejścia, czekając na ostatnie słowo.
Nizan spojrzał na ziemię. Zrobiło mu się... żal. Dziewczyny. Nagle coś w nim zamarło. Stawał się miękki.
{Nie dasz rady mnie zabić, jeśli będziesz zbyt wierzył w ludzi, którzy cię otaczają. Nie posiądziesz TEJ techniki, nawet jeśli będziesz miał ludzi bliskich. Gdy nie będzie ich w pobliżu, ja cię dopadnę. Twoja moc będzie zbyt mała... gdyż będziesz polegał wyłącznie na innych...}
Zacisnął pięści.
Zrównał się barkami z dziewczyną i położył rękę na jej ramieniu.
- Życzę ci, byś spełniła swoje marzenie chroniąc ludzi bliskich i przyjaciół.
Powiedział do niej, patrząc za jej plecy. Następnie ruszył do senseia i Yujiego, gdyż zbliżali się nieopodal.

Masae stała krótki czas bijąc się z myślami. Nie mogła uwierzyć w brednie o byciu jednostką i radzeniu sobie samemu.
Jeśli kiedykolwiek sam będzie potrzebował pomocy, do kogo się zwróci?
 

Ostatnio edytowane przez Tamaki : 11-01-2010 o 22:27.
Tamaki jest offline  
Stary 11-01-2010, 22:55   #135
 
Kroni.PJ's Avatar
 
Reputacja: 1 Kroni.PJ nie jest za bardzo znanyKroni.PJ nie jest za bardzo znany
Gdy Uragiri opuścił salę Tesamimaru postanowił powrócić do medytacji. A może jednak krótki trening - pomyślał. Usiadł w pół lotosie na łóżku i zamknął oczy. Po chwili w okolicach oczodołów pojawiły się żyły. Hyuuga z zamkniętym oczami oglądał wszystko bardzo dokładnie. Zaczął od siebie samego, a potem oddalał się stopniowo tak by naraz widzieć dokładnie wszystko dookoła i poświęcać temu tę samą uwagę.
Parter - recepcja i gabinety; kilku chorych - rysy twarzy.
I piętro - sale, korytarze
Dach, dwór i wszystko inne dookoła. Tylko teraz wszystko na raz z tą samą uwagą...
- Hyuuga starał się obserwować wszystko by niczego nie przegapić. Niczemu nie poświęcał szczególnej uwa... Cała jego uwaga skierowała się na dwóch chuuninach, którzy biegli po dachach z ciałem na barkach. Co jest?! - Tesamimaru otworzył oczy i obrócił głowę w tamtą stronę... O... O cholera! Matka Orisamo. - Hyuuga nie zastanawiał się chwili. Wyskoczył przez okno i pognał na spotkanie dwóm ninja. Cały czas czół ból, ale nie zważał na niego.
- Co się jej stało - rzucił obserwując przepływ energii w ciele kobiety. Nie żyła, to mógł stwierdzić na pewno, ale co spowodowało tę śmierć. Widział ranę. Jakiś obcy w Konosze?
- Nie wiemy Hyuuga-san - rzucił jeden z chuuninów. - Znaleźliśmy ją na dachu jakiegoś domu. Od razu ją podnieśliśmy i biegniemy do szpitala - dodał drugi.
- A gdzie Orisamo - zapytał, ale szybko zdał sobie sprawę z tego, że przecież nie znają młodzieńca. - To znaczy: czy był tam 13 letni genin? - poprawił się.
- Nie wiemy Hyuuga-san - odpowiedział jeden z nich w pośpiechu. - Czy możemy już ruszać?
- Tak, tak... - to i tak nie ma sensu. Ona już nie żyje, ale może przynajmniej odkryją jak umarła - dodał tylko w myślach.
Biegł ile miał tylko sił w nogach. Chciał jak najszybciej znaleźć Katsumi. Nie chciał go teraz zostawiać samego. Szybko zauważył go w pokoju zaraz pod dachem z krwawą plamą.
Chłopak nie wiedział co ze sobą zrobić biegał do pokoju krzycząc ze złości i bezsilności. Był zrozpaczony. Musiał tak trwać w tym szale od dłuższego czasu, nie miał jednak w tym momencie pojęcia o tym, że tak owy w ogóle istnieje.
Gdy emocje rzucały nim po pokoju nagle poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Stał za nim Tesamimaru, który złapał go mocno by chłopak przestał się szamotać.
- Sensei?! - genin wyglądał bardzo niewyraźnie. Hyuuga kawał mu usiąść i wykonać serię technik oddechowych. Orisamo uspokoił się jednak widok umierającej matki cały czas zalewał mu umysł.
Tesamimaru przykląkł przed młodzieńcem i mówił do niego spokojnym, miarowym tonem, cały czas patrząc w jego oczy.
- Wiem co stało się z Twoją matką. To musi być dla Ciebie potężny cios, ale uspokój się. Musisz potrafić zachować spokój i wyciszyć umysł w takich sytuacjach. To jedna z najważniejszych umiejętności shinobi. Jeśli jej nie posiądziesz, Twoje jutsu nie zdadzą się na nic. Uspokój się - Hyuuga powtarzał ostatnie słowa jak mantrę i swoim tonem powoli jakby hipnotyzował chłopaka, by tamten doszedł do siebie.
- Sensei... ale teraz zostałem sam. Nie mam nikogo. Nie dam sobie rady - powiedział bliskim rozpaczy głosem i spojrzał w oczy Hyuugi. Były jak jego serce. Puste. - Spokój nic mi nie da. Teraz zmieniło się całe moje życie.
- Rozumiem Twój ból. Nie możesz się jednak poddać - głos Tesamimaru stał się żywszy. - Musisz wziąć się w garść. Stanąć twarzą w twarz z problem. Ci którzy chowają się przed problemami nigdy nie osiągają swoich celów. Wartościowy człowiek musi omijać przeszkody lub je neutralizować, nie może po prostu odejść - sensei ścisnął ramiona chłopca. - Wiem, że ciężko Ci tak na to spojrzeć, ale dzięki tej tragedii możesz nauczyć się bardzo wiele. Zapewne nie rozumiesz jak mogę być tak oschły albo myślisz, że nie mogę Cię zrozumieć i dlatego mówię o tym wszystkim w tak prosty i rachunkowy sposób, ale uwierz mi. Moje życie przepełnione jest bólem, wygrywają jednak tylko Ci, którzy pozbywają się zbędnych uczuć - Hyuuga zamilkł na chwilę i podjął: - Nie mówię Ci byś zapomniał o matce czy też nie odczuwał miłości i bólu, ale nie okazuj tego i nie pozwalaj temu nad sobą panować. Nie stój u podnóży góry, bo wtedy widzisz tylko pnie, gdy wejdziesz na szczyt widzisz cały las jak i to co jest za nim. Pnie jednak nie znikają. Musisz wznieść się ponad to, ale nie zapomnieć. Rozumiesz?
- Ale co teraz ze mną będzie? Mam dopiero 13 lat. Nie poradzę sobie sam - z łzami w oczach spojrzał na sensei. Szukał w nich wsparcia.
-Właśnie po to tu przybyłem - zaczął Tesamimaru. - Chciałbym Ci zaproponować abyś zamieszkał ze mną. Jako Twój sensei czuję się do tego zobowiązany. Co Ty na to? - Hyuuga patrzył bardzo głęboko w oczy chłopaka.
-Naprawdę? Sensei! - rzucił się na Hyuugę. Bardzo mocno go przytulił. - Bardzo Ci dziękuję. To naprawdę wiele dla mnie znaczy - szybko wstał i poszukał plecaka. Zaczął w niego ładować wszystko co mogło się przydać. Książki, ubrania, broń. - To gdzie Pan mieszka?
Tesamimaru zdziwiła reakcja genina. Przed chwilą ryczał jak bóbr, a teraz?.. Poza tym ta żywiołowość, entuzjazm, poufałość... Hyuuga nie lubił tego wszystkiego, ale nie chciał ranić chłopca odpychając go. Nie zdążył nawet powiedzieć by tamten się spakował. On od razu zaczął biegać z plecakiem i zbierać swoje rzeczy... Czy z nim wszystko ok? - Hyuuga zmartwił się poważnie. Orisamo zdziwił go. Niezwykle go zdziwił. Jak mógł tak szybko zapomnieć o śmierci, jak mógł wpaść w taką euforię? Co jest grane...
- Bez skrajnych uczuć - rzucił Hyuuga nie zwracając uwagi na pytanie genina.
Gdy młody był już gotowy ruszyli. Tesamimaru nie miał ochoty na spacerek przez miasto. Przy okazji czekała go wizyta w szpitalu oraz odwiedziny u pozostałych uczniów. Ruszył po dachach; wolnym tempem. Poruszał się deczko z przodu. Odczuwał jeszcze ból, ale mógł się już w miarę swobodnie poruszać. Był osłabiony, ale nie było źle.

Kiedy dotarli do rezydencji klanu jounina, skłonił się nisko przed jednym ze starszych i rzekł:
- Witaj Neji-sama. To mój uczeń. Przez pewien czas będzie u mnie mieszkał. Nie przeszkadza Ci to? - stary Hyuuga zmierzył wzrokiem najpierw Tesamimaru, a potem jego podopiecznego. Kiwnął tylko głową i ruszył dalej.
Sensei poprowadził młodego Orisamo do skromnego domku zaraz przy lesie.
- Tu mieszkam... to znaczy mieszkamy - otworzył drzwi i zaprowadził chłopaka przez bardzo pusty i zimny korytarz na jeszcze chłodniejsze schody. Dom wydawał się pozbawiony uczuć. Wszystkie ściany były białe i nigdzie nie widać było nawet jednego obrazka, kwiatka - czegokolwiek co świadczyłoby o życiu.
Kiedy stanęli przed drzwiami na piętrze Tesamimaru otworzył je i rzekł:
- Pokój dla gości. Od teraz Twój. Łazienka jest na lewo - rzucił sucho. Po czym spojrzał na chłopaka i dodał: - Rozgość się - próbował się uśmiechnąć i ukazać ciepło, ale wyszło mu to bardzo pokracznie. Dalej nie rozumiał tej nagłej zmiany nastroju.
- Wybacz, ale muszę załatwić kilka spraw. Nie czekaj na mnie - spojrzał ostatni raz na chłopca. - Coś czuję, że jutro czeka nas ciężki dzień - dokończył i ruszył w stronę schodów. Zostawiając małego na piętrze.

Czuł, że nie odzyskał jeszcze w pełni sprawności dlatego postanowił się nie forsować. Wyszedł z domu i powędrował spacerkiem do szpitala. Gdy tylko stanął w drzwiach przerażona recepcjonistka zaczęła na niego krzyczeć, że musi wrócić do łóżka i pytała jak znalazł się na dworze. Nie udzielił jej odpowiedzi. Spojrzał na nią posępnie i rozkazał by wykreśliła go z listy pacjentów.
- Ale pan jeszcze nie doszedł w pełni do siebie - protestowała, ale nie zważał na jej wrzaski. Po jakichś 5 minutach ciszy z jego strony porzuciła próby i zaczęła wypisywać jakiś świstek z opinią. Gdy tylko ją dostał ruszył wgłąb szpitala. Wszedł do swojej sali i zabrał rzeczy. Po czym powędrował do piwnicy. Bardzo dobrze znał szpital, bo często w nim lądował, ale jeszcze częściej przyprowadzał tu Ryuu gdy ten omdlewał bądź dostawał krwotoków. Dobrze, że ta jego dziwna choroba odeszła.
Tesamimaru zatrzymał jedną z pielęgniarek:
- Przepraszam. Czy mogłabyś poprosić Sasatori-san by zajął się ciałem Katsumi-san. Powiedz mu, że to dla mnie ważne. Gdy tylko dowie się co z nią się stało poproś go by skontaktował się ze mną i powiedział mi. Jej syn jest moim uczniem - Tesamimaru skłonił się i odszedł. Bardzo ufał Mamoshy. Lekarz często wyciągał go z bardzo poważnych stanów, a przy okazji doskonale znał się na swoim fachu.

Gdy Tesamimaru znalazł się na dziedzińcu szpitala wykonał serię pieczęci i przyłożył dłoń do ziemi. Na chodniku pojawiły się czarne znaki, a zaraz za nimi siwy dym, z którego wyłonił się biały kot.

- Kaonayuu przyjacielu - rzekł jounin do zwierzęcia - odnajdź proszę Miwę i Omosę. Przekaż im, że jutro mają dzień wolny - kot spojrzał na Hyuugę i wysłuchawszy go ruszył wolnym biegiem przez miasto.
Tesamimaru odczuł ubytek energii dużo silniej niż zwykle. Musiał być na prawdę bardzo słaby. Zostało już tylko jedno. Dziwne zachowanie Orisamo dręczyło jounina... Jak chłopak mógł być tak zmienny, jak mógł odczuć taką radość po stracie najbliższej mu osoby? Hyuuga szybko ruszył do rezydencji rodziny Mitsuhashi. Dostał się pod drzwi ... Cholera późno już...
- Tesamimaru-kun.. - usłyszał za plecami głos przyjaciela.
- Ryuu... - odwrócił się szybko zszokowany Tesamimaru. - Niezauważyłem... Jestem jeszcze trochę słaby, ale uprzedzając Twoje pytanie. Pozwolono mi opuścić szpital pod warunkiem, że nie będę się zbytnio forsował.
- Co robisz tu tak późno? Wyglądasz na zmartwionego... - Ryuushou podrapał się po głowie. Na sobie miał luźny strój treningowy, charakterystyczny dla wojego klanu strój - biały, z niebieskimi wykończeniami przy rękawach.
- Widzisz... - zaczął Hyuuga. - Całą noc trapi mnie pewien problem i potrzebuje Twojej pomocy. Bo widzisz... Tej nocy umarła matka jednego z moich uczniów. Została zabita. Jej ciało do szpitala przynieśli dwaj chuunini. Poznałem ją od razu i zapytałem co się stało i gdzie jej syn. Powiedzieli, że znaleźli ją martwą na dachu. Nikogo koło niej nie było. Ruszyłem do domu Orisamo i zastanawiałem się co z nim zrobić zrobić i w końcu stwierdziłem, że zaproponuje mu by zamieszkał u mnie.
Zastałem go w okropnym stanie, zacząłem go uspokajać. Zachowywał się dziwnie raz płakał, a potem znowu pytał mnie zupełnie trzeźwo co ma teraz zrobić, ale kiedy zaproponowałem mu by u mnie zamieszkał on o mało nie wystrzelił w powietrze. Zaczął biegać, pakować się... Widzisz. Zastanawiam się co z nim zrobić? Bo przecież umarła mu matka, a on...
- Chodź za mną - Ryuushou przeskoczył przez murek ogradzający posiadłość jego rodziny. Udał się na trawiastą polanę, na której wznosiło się niewielkie wzgórze z dużym drzewem, rosnącym na jego środku. Okolice oświetlał księżyc. Ryuu usiadł na ziemi i oparł o drzewo. W czasie, kiedy był jeszcze geninem, on i jego dwójka przyjaciół zwykli spędzać tu sporo czasu, leżąc na ziemi i opierając się w trójkę o to drzewo. Poczekał aż Hyuuga usiądzie przy drzewie. - Naprawdę chcesz mu pozwolić zamieszkać z sobą? - zapytał po chwili.
- On nie ma żadnej rodziny. Do tej pory żył z matką, a teraz został sam. Ma tylko 13 lat. Nie da sobie rady sam - Hyuuga zamyślił się na chwilę, wpatrując się w gwiazdy. - Chciałem żeby stanął na nogi, żeby było mu łatwiej, ale teraz nie wiem co mam robić. Myślałem, że będzie zdruzgotany, że przez kilka tygodni będę go musiał uspokajać i pomagać mu dość do siebie tym czasem on po prostu oszalał z radości - Tesamimaru znowu zamilknął na chwilę. - Nie pytałem go, ale być może widział jej śmierć i już po kilku minutach skacze pod sufit... Nie wiem co mam teraz robić - kolejna pauza. Hyuuga kochał to miejsce. Kojarzyło mu się tak dobrze.
- Do tego - ciągnął - poinformowałem dzisiaj mojego drugiego ucznia - Omosę, tego którego ojciec umarł i on obwiniał za to mój klan, o tym jak naprawdę wyglądała cała sytuacja. Nie wiem czy on sobie z tym poradzi. To jest dla mnie zbyt duża odpowiedzialność. Jeszcze chwilę temu walczyłem o życie - swoje, ich, sennina - a teraz muszę podejmować decyzje, którę mogą zmienić ich losy..
- Życie pełne jest zakrętów, Tesamimaru-kun... - chłopak westchnął. - Myślę, że opieka nad tymi geninami jest dla nas wyzwaniem i jednocześnie ma sprawdzić naszą dojrzałość. - zamilkł na chwilę. - Orisasamo-kun jest jeszcze dzieckiem, a dzieci... no cóż, sam wiesz, dzieciom łatwo jest przestać myśleć o smutnych sprawach i zająć się czymś innym. Za pewne tragiczna prawda dojdzie do niego z czasem... Musi być ciągle w szoku... Oboje dobrze wiemy, co to znaczy stracić kogoś bliskiego. - dodał smutnym głosem, spuszczając głowę.
- Masz rację, Ryuu-kun... - Tesamimaru poklepał przyjaciela po plecach. - Dodałeś mi otuchy i trochę nowego spojrzenia na sprawę. Rzeczywiście może być w szoku - Hyuuga znowu zamilkł na chwilę. - Jak zwykle okazałeś się niezawodny... Dziękuje - powiedział patrząc Mitsuhashiemu prosto w oczy. Wstał i ruszył przed siebie. Jego celem było już tylko łóżko. Czuł jak opuszczają go siły...

Ranek zastał Tesamimaru na nogach. Wstał przed 6. Nie mógł po prostu spać. Zszedł na dół i czekał aż jego uczeń się obudzi. Nie chciał ćwiczyć, bo bał się o swoje siły. Czuł się co prawda lepiej, ale nadal słabo. Nagle zauważył przy drzwiach list. Hyuuga, który nie widzi rzeczy, po których stąpa. Co ze mnie za jounin. - uśmiechnął się w duchu i ruszył po kopertę. Widniało na niej jego imię pisane charakterem pisma Ryuushou. Delikatnie otworzył kopertę i zaczął czytać.

Drogi przyjacielu

Chciałbym ci na początku powiedzieć, że bardzo cię cenię. Jesteś dla mnie bardzo ważnym człowiekiem i, prawdopodobnie, jedynym prawdziwym przyjacielem...
Piszę do ciebie bo się boję... Miewam ostatnio dużo... złych snów. Wciąż powracam w nich do tej pamiętnej chwili, kiedy Rei... odeszła. Śnią mi się okropne sceny, które stają się jej udziałem. Dlaczego to się dzieje? Nie potrafię na to odpowiedzieć... Ale jestem przerażony. Śnię o krwi, o śmierci moich bliskich i przyjaciół... A wszyscy giną z jej ręki. Tesamimaru... jestem na prawdę przerażony. W głębi serca czuję, że za tymi snami coś się kryje. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale... Nie, to zbyt trudne dla mnie. Wciąż nie potrafię pogodzić się z odejściem Rei. Zostawiła za sobą tyle wspomnień... i jeszcze więcej pytań. Dlaczego to zrobiła? Co ją do tego skłoniło, lub kto? Byliśmy razem tacy... szczęśliwi. Czy tylko udawała? Czy udawała przez ten cały czas, kiedy wszyscy się śmieliśmy i kiedy przeżywałem najszczęśliwsze chwile w życiu, u boku prawdziwych przyjaciół? Czuję się taki bezradny... Nie potrafię sobie wybaczyć tego, że odeszła. To moja wina... mogłem ją wtedy zatrzymać, błagać, żeby została... To wszystko przez to, że jestem taki słaby...
Tak, to prawda, jestem słaby. Oprócz kilku rzeczy, wszystko za co się zabiorę, niszczeje. Przez ten czas, kiedy jej już nie ma, czuję, że oddaliliśmy się od siebie, Tesamimaru-kun. Nie chcę tego. Nie chcę stracić kolejnego przyjaciela. Nie mógłbym... tego znieść. Jest tyle rzeczy, o których chciałbym ci powiedzieć, lecz się boję... Boję się, że i ty mnie porzucisz. A teraz potrzebuję twojego wsparcia, bardziej niż rodziny. Moja dawna choroba wróciła... Nie wiem co się ze mną dzieje, krwawię bez powodów. Dochodzą do tego zawroty głowy i uczucie... czuję się, jakbym rozpadał się powoli.
Mój przyjacielu, nie przejmuj się tym. Wszystko będzie dobrze ze mną, zobaczysz. Z dnia na dzień, coraz bardziej panuję nad nowym elementem... Nie powinienem tego mówić, ale pracuję nad stworzeniem nowego rodzaju Jutsu. To niezwykle trudna i niebezpieczna praca... Ale jeżeli opanuję nowy żywioł, to będę w stanie ocalić tych, na których mi zależy. Moją rodzinę, Rei... i ciebie. Tylko ty mi zostałeś...


Trzeba będzie jeszcze raz udać się do Ryuu. Zwierzam się mu i proszę go o pomoc, ale nie zapytam jak sam się czuje. Co ze mnie za przyjaciel... - Hyuuga przeleciał list oczami jeszcze raz. Więc i on ma sekret. Może nadszedł czas bym wyjawił mu swój? I ta technika... Czeka nas długi wspólny trening. - myśl o wspólnym doskonaleniu się ucieszyła i pokrzepiła Tesamimaru jednak fakt, iż choroba jego przyjaciela powróciła silnie go dręczył.

O 9 rano Orisamo dalej spał. Jego nauczyciel krzątał się po domu nie wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu przygotował śniadanie i poszedł obudzić genina. Delikatnie szturchając wybudził młodzieńca.
- Bądź proszę za 15 minut na dole. Zjemy śniadanie, a potem udamy się nad pewną rzeczkę - oznajmij dość ciepło. Dalej dręczyło go jak młodzieniec tak łatwo zapomniał o bólu po śmierci matki.

Tesamimaru podał chłopcu posiłek po czym, gdy tamten tylko zjadł, złapał za Menboku i wyszedł bez słowa. Młodzieniec ruszył za nim. Zaczęli biec przez las. Hyuuga czuł zmęczenie ciała, ale było już całkiem ok. Mógł zacząć trening. Delikatnie i nie forsując się. W końcu stanęli na brzegu rzeki.
- Słyszałem, że chciałeś się szkolić w taijutsu - zaczął sensei. - Jako że długo studiowałem techniki tej gałęzi sztuk walki mogę pomóc Ci nauczyć się czegoś. Zaczniemy od opanowania Gouken. - Hyuuga spojarzał na chłopca i zaczęli trening.
 
__________________
...I'm still alive...Once upon the time...Footsteps in the hall...
Kroni.PJ jest offline  
Stary 11-01-2010, 23:42   #136
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Tego samego wieczoru, gdy Ura opuścił szpital, do wioski powrócił kupiec Horo. Stary znajomy jego ojca, handlarz antykami i starszyzną. Omosa zawsze do niego chodził, przywoził różne cenne rzeczy z za granicy, często zwierające jakieś ciekawe informacje na temat przeróżnych kultur i technik shinobi z innych krain. Tak więc Ura udał się tam i tym razem. Horo przywitał go jak zwykle, fałszywym uśmiechem i rzekomą radością na jego widok. Chłopak i tak dobrze wiedział, że gildia kupiecka tolerowała go ze względu na jego nie żyjącego ojca. Ale Omosa miał to głęboko w poważaniu. Był klientem, a klient to rzecz święta dla kupców. Jak zwykle został odesłany do działu z rzeczami, które Horo uważał za mało wartościowe i byle jakie, nie przedstawiające sobą żadnej wartości. Ura grzecznie udał się w tamten kąt sklepu i przeglądał byle jak stare zwoje, które przedstawiały różne mało ciekawe rzeczy. Kątem oka zauważył obszerną tubę ze skóry cielęcej. Z interesującymi znakami. Przeczekał spokojnie gdy Horo poszedł na zaplecze, szybkim krokiem dopadł pożądany przedmiot. Odplombował wieko i wyciągnął stary pergaminowy zwój. Cały był poplamiony krwią, którą wymazane były imiona. Większość z nich znał. Ręce zaczęły mu się trząść podniecenia. Twarz wykrzywiała się w ohydnym uśmiechu. Szybko się opanował słysząc kroki Horo schodzącego z góry po schodach. Szybko wykonał jutsu zamiany i przemienił pergamin w mały kunai, a kunai w pergamin identyczny do tego który był wewnątrz. Schował podróbkę z powrotem do tuby i odstawił ją na miejsce tak jak stała wcześniej. Nim kupiec się pojawił chłopak jęknął z niezadowoleniem siedząc w kącie ze starociami. Podniósł się i z miną zbitego psa stwierdził że wujaszek Horo jak zwykle niczego ciekawego nie przywiózł. Pożegnał się z jego maleńką trzy letnią córeczką i wyszedł na ulicę. Niebo było już granatowe, a gwiazdy po woli zaczęły się ukazywać. To była piękna noc! Och jakże piękna i cudowna dla Ury!

Rozłożył zwój na dachu swojego domu. Przyjrzał się koślawym krwawym literom. Z uśmiechem pociął sobie palca kunaiem. Krew ciekła strumieniem. Zaczął mazać nim swoje imię znakami kanji na zwoju. Najpierw „zdrada” ( uragiri ) i „ciężki” ( omosa ), choć zapewne nigdy jego rodzicom nie przeszło przez myśl, aby nadać na imię synowi Ciężka zdrada. Gdy rubryka została zapełniona chłopak uśmiechnął się. Skupił po woli i choć nigdy wcześniej tego nie robił, jedynie czytał, wykonał jutsu przywołania. Spojrzał po chwili na efekt swoich trudów. No cóż był duży, pełzał mu pod nogami i po woli zaczął oplatać sparaliżowane ciało chłopaka. Ten stał spokojnie pozwalając niewielkiemu fioletowemu wężu zapętlić się wokół jego szyi. Gad miał szparowate oczy i co chwila wysuwał rozdwojony język aby lepiej zwietrzyć smak chłopca. Miał duży trójkątny łeb zakończony maleńkimi rożkami. Zasyczał okropnie i rozdziawił paszczę ukazując wielkie jadowe kły. Chłopak opanował lęk i chwycił gada za początek ciał tuż za głową i przytrzymał.
- Sssssss … czego chceszzzzzz.
Wysyczał okropny głos. Chłopak uśmiechnął się.
- Nie będę rozmawiał z pachołkami. Chcę się widzieć z królem.
Wąż zamilkł na chwilkę po czym wysyczał przeraźliwie fałszując śmiech.
-Sasasasa! Kim jesteś Sass, żeby rozkazywać wielkiemu?! Ssss. Żałośni ludzie sss. Wystarczę ja, żeby cię zmiażdżyć!
Uścisk oślizgłe cielska na szyi chłopca zacieśnił się. Ura spanikował na chwilkę, jednak szybko zacisnął uścisk na ciele węża a drugą wolną ręką, choć nadal nie tak sprawną, przycisnął mu kunaia do podniebienia. Wycharczał ledwo słyszalnie.
- Nim mnie udusisz gadzie, wpierw przebije ci łeb!
Wąż na chwilę rozluźnił uścisk, jednak nadal oplatał szyje chłopaka. Ura nie zamierzał negocjować. Przycisnął ostrze do podniebienia węża jeszcze bardziej.
- Puszczaj powiedziałem!
Wąż rozluźnił do końca uścisk i uwolnił ciało genina. Ten jednym ruchem odrzucił go jak najdalej od siebie. Oślizgłe cielsko odleciało kawałek i upadło na dach. Wąż zasyczał groźnie i wlepił swoje gały w chłopca.
- Sssss czego takie dziecko Sass, może chcieć od naszzzzzego roduu?!
Ura uśmiechnął się. Rzekł spokojnie.
- Czy twój pan nie chciałby pomścić swojego ojca, na ostatnim z potomków klanu Uchiha? Zniszczyć klan, który prawie wytrzebił jego plemię?! Ja Jestem gotów mu w tym pomóc!
Wąż zatoczył się, zakołysał. Sens słów nie od razu trafił do niego. Po chwili zamerdał końcówką ogona i uniósł wysoko głowę. Wysunął powoli język i wysyczał dość cicho.
- Ty ! Ssssss pomóc nam! Sasasasa! Niby w jaki sposób!
Ura wściekł się, miał ochotę zabić stworzenie w tej chwili! Jednak uspokoił się. Wyszeptał złowrogo.
- Sprawdź mnie! Poddaj próbie i wyjaw swe ohydne imię!
Wąż pod pełzał bliżej.
- Sssssss. Dobrze. Jeżeli zabijesz jedną osobę, bliską ci, bezbronną, nie mającą szansssss się obornić. Jeżeli zabijeszzzzz ją w męczarniach. Jeżeli skona w strachu przed tobą sssss. Wtedy podpiszemy kontrakt! Ssssss.
Zapadła nie przyjemna cisza. Ura był w szoku! Nie spodziewał się czegoś tak trudnego. Pomimo myśli, które nachodziły go w szpitalu, tak naprawdę nie zamierzał na nikim się mścić. To było nie porozumienie. Nie! Omosa nie mógł się do tego posunąć. Nie był kimś tak złym. Poczuł odrazę do stworzenia, które miał przed sobą. Czy to była cena za potęgę?! O nie, nie miał zamiaru jej płacić. Była zbyt wysoka. Już chciał odmówić. I nagle przed oczami miał spojrzenie Miwy wtedy gdy dostrzegła jak płakał na jednym z tygrysów! Ni! Nie mógł sobie pozwolić na słabość! Pomyślał o swoim ojcu i słowach Hyugi. Nienawiść powróciła ze zdwojoną siłą, wzmożona odrazą do tego stworzenia. Wyciągnął przed siebie kunai.
- Pytałem się o imię ścierwo!
Wycharczał gardłowo. Zwierzę wyraźnie się spłoszyło.
-Doku ssss. Nazywam się Doku.
Nagle do uszu Ury dotarł dźwięk zardzewiałej furtki i soczyste bluzgi na wejściu. A więc wujaszek po całodniowym chlaniu powracał do domu?! Zauważył otwarte drzwi.
- Błe szto gnoj, wraca psi syn do chałupy po dwóch dniach, sukinsyn i wietrzy mi dom! Zapluty śmieciu! Gdzieś polazł tym razem! Wyłaź gnoju! Rozkwaszę ci twój gówniany ryj!
Wujo kopnął z całych sił we framugę drzwi. Te lekko zaskrzypiały. Wszedł do domu wywracając jakąś szafkę.
- Ty kurwi synu! Wyłaź!
Ura usłyszał trzask łamanego krzesła. Nagle brzęk tłuczonego wazonu. Doszedł z jego pokoju! Nie zamknął drzwi! Jedyna szklana rzecz to był portret jego matki. Spojrzał na gada, który leżał zwinięty w kłębek i przysłuchiwał się awanturze. Ura wyszeptał zimno.
- Czy bliski liczy się jeżeli chodzi o linie krwi. Znaczy się pokrewieństwo?
- Sssss. To zależy ssss.
- Brat mojego ojca.
Wąż popatrzył chłopakowi w oczy. Wysunął powoli język i go schował.
- Może być ssssss.

Rano okropna nowina obiegła całą dzielnicę handlową. Biedny Uragiri został osierocony do końca. Jego wujek pan Omosa miał tragiczny wypadek. Spadł po pijaku ze schodów i skręcił sobie kark. Pomimo natychmiastowej interwencji bratanka i wezwaniu służb medycznych, pan Omosa poniósł śmierć na miejscu. To była tragiczna wiadomość. Zaczęto mówić o klątwie krążącej nad rodem rodziny kupieckiej. Wszyscy szeptali i plotkowali na ten temat. Podobno chłopiec Ura załamał się. Nie wychodził z domu. Siedział sam, i nie chciał z nikim rozmawiać. Wysłano wiadomość do jego senseia, że nie zjawi się z powodu pogrzebu na miejscu spotkania. Po południu przyszło pismo od sekretariatu Hokage o przymusowym urlopie dla młodego shinobi.
Co złośliwsi powtarzali, że tylko tak pijak pokroju Omosy mógł skończyć. Najpierw przepił rodzinny majątek, potem wykończył brata i własną żonę. W końcu i jemu alkohol zaszkodził. Nie wielu było takich, którzy potrafili współczuć Urze. Wielu sądziło, że pomimo szoku jaki wywołała tragiczna śmierć wuja, chłopakowi wyjdzie to na dobre.

Ura siedział sam w zamkniętym domu na schodach. Miał twarz ukrytą w dłoniach i śmiał się. Obrzydliwie, szaleńczo, śmiał się sam do siebie. Na schodku obok leżało potłuczone zdjęcie jego rodziny, byli na nim on w wieku 4 lat, jego matka, ojciec, ciocia i wujek, jakże inny niż ten pijaczyna. Ura spojrzał w sufit. Wyszeptał niezwykle rozbawiony.
- Sto lat wujku, sto lat!
I śmiał się dalej.
 
Tasselhof jest offline  
Stary 12-01-2010, 00:30   #137
 
Hiraga_Saito's Avatar
 
Reputacja: 1 Hiraga_Saito nie jest za bardzo znany
Saita zamurowało na chwilę. Po czym spojrzał na sensei'a i powiedział.
-Sensei powiedziałeś Kooooty?!?!- Saito zrobił uśmiech tak szeroki ze prawie zabrakło mu twarzy by go okazać. Gdyż miał słabość do tych słodkich zwierzątek.
-Tak więc Sensei dam z Siebie wszystko !!!- Powiedział i ruszył jak z procy. Po chwili dotarł już na miejsce, ale ku jego zdziwieniu żadnych kotów nie było. Rozejrzał się dokoła nic tylko parę mieszkań sklepy i podwórko ogrodzone płotem. Kiedy Saito myślał po raz setny i sprawdzał czy adres na pewno się zgadza podeszła do niego mała dziewczynka.
-Onii-san przyszedłeś po moje kotki?- zapytała z uśmiechem na twarzy.
- Twoje kotki ?- zapytał z niedowierzaniem.
- Hai. Moje kotki, opiekuję się nimi bo ich mama zmarła.
- Rozumiem...- Saito spoważniał na chwile po czym kontynuował.
- Wiesz wysłano mnie tutaj z misja wyłapania tych kotów ponieważ mieszkańcy twierdzą, że dają się one im we znaki.
- Choć choć pokaże Ci je i sam powiesz czy mogą sprawiać kłopot.- Dziewczynka złapała Saita za ramie i zaprowadziła go na zaplecze jednego z mieszkań. Wyglądało na opuszczone od wieków. Przy samym plocie na końcu małego podwórka było rozrzucone siano a na nim leżały kotki.
- JAKIEEE Słoooodkie !!!- Krzyk Saita pewnie było słychać w całej wiosce ale on się tym nie przejmował zaczął po kolei tulić się do kotków. Był tak nimi zachwycony że zapomniał, iż za jego plecami stoi mała dziewczynka która teraz pewnie się śmieje w niebo głosy.
-Ups. Wybacz od zawsze uwielbiałem Koty- Powiedział lekko zakłopotani młodzieniec.
-Tak w ogóle nazywam się Hiragai Saito. A Ty?
- Ichimaru Misa.
-Yoroshiku ne Misa. Wiesz może czemu mieszkańcy tej dzielnicy narzekają na koty?.
-Hai! To pewnie przez parę bezdomnych kotów które mi uciekły może mógłbyś je dla mnie złapać.
-Jasne! Po to tu właśnie jestem. Poczekaj tu na mnie nie długo wrócę.- Skończył ostatnie słowo i wskoczył na najwyższy budynek by mieć dobrą pozycje do obserwacji. Miną jakiś kwadrans i Saito dostrzegł na drzewie jednego z trzech zbiegłych kotów.
- I tu Cie mam cwaniaczku- Wyszeptał. Saito ostrożnie zbliżył się do drzewa tak by nie spłoszyć zwierzaka.
-Mam Cie!- Krzyknął i rzucił się na kota. Lecz niestety kto był sprytniejszy i odskoczył, a Saito w pięknym stylu rąbną twarzą w drzewo, po czym wylądował czterema literami na ziemi.
-Kuso! Dorwę Cię.- Hiragai ruszył w pościg za kotem lecz dystans między nimi się nie zmniejszał. Po jakich 30 minutach zwierze zatrzymało się, przy starszej pani.
-Przepraszam to pani kot ?- zapytał
-Tak chłopcze. Ten i dwa pozostałe których szukasz też. - Odpowiedziała staruszka.
-Mała dziewczynka mówiła ze to jej koty.
-Ooo To pewnie była moja wnuczka. Jest taka kochana, lecz stara się na siłę je uszczęśliwić.- Kiedy skończyła uśmiechnęła się do Saito, pogłaskała kotka i kontynuowała.
-Powiedz Misie że tymi kotami ja się zaopiekuję. Teraz idź bo pewnie już się niecierpliwi.
- Arigato gozaimasu.- Saito szczęśliwy ze jego pierwsza misja nie była tak mordercza jak się spodziewał ruszył z powrotem do Dziewczynki by jej przekazać dobra wiadomość.
- Misa jesteś tam ? Misa?!- wołał ją lecz ona spała razem z kotkami. Była pewnie zbyt zmęczona czekaniem na Hiragi'ego.
-Powodzenia- Wyszeptał i położył obok niej kartkę na której napisał ze jej babcia zaopiekuje się kotami.
-No to czas na drugie zadanie- Powiedział z dumą
-Tylko gdzie ja miałem iść ????- Saito krążył nerwowo i kiedy zobaczył kocięta zajadające sardynki przypomniał sobie
-Właśnie mam pomóc w sklepie rybnym.- Mając jeszcze sporo czasu młody shinobi poprawił sobie kołnierz założył ręce za głowę i ruszył powoli w stronę sklepu."hmm... a może kierownik sklepu da mi parę ryb dla tych maluchów"Pomyślał. "Chociaż trochę pomogę tej małej w opiece nad kociakami".
-No to chyba tutaj...- Powiedział czując rozchodzący się delikatny zapach świeżych ryb. Wszedł do środka i serdecznie przywitał sprzedawcę.
-Ohayo Oji-san. Podobno mam panu pomóc w sklepie.
-Tak tak. Ty jesteś Saito jak mniemam. Yoroshiku ne Saito.
-Yoroshiku panie Akumoto. Tak więc czym mam się zająć?
-Pomożesz mi rozładować towar. Później żebyś odpoczął pozwolę Ci stanąć na stanowisku sprzedawcy. Co Ty na to młodzieńcze ?- Staruszek skończył mówić i czekał na reakcje Saita.
-Naprawdę ?!?! Suuuuper!!!- Saito był dziś pełen energii. Tak więc ruszył na zaplecze by rozładować skrzynie z rybami. Pracował ciężko w pocie czoła i bez wytchnienia ale towaru było tak dużo, że gdy skończył zostały trzy godziny do zamknięcia.
-Cóż chłopcze obietnica to obietnica. Proszę stań i zacznij sprzedawać.- Saito o mało nie dostał zawału gdy stanął. Przy ladzie Klientów było tak wielu,że Hiragai nie widział jej końca. Lecz pracował wytrwale, ponieważ obiecał sobie, że tym razem nie zawiedzie nawet w tak prostej misji jak ta.
Godziny otwarcia się skończyły a pan Akumoto był pełen podziwu dla Saita.
-No chłopcze zasłużyłeś na nagrodę mów czego byś chciał.- Saito w tym momencie zauważył szanse by móc pomóc Misie.
-Tak więc panie Akumoto. Chciałbym wziąć parę rybek dla głodujących kotów. Oczywiście jeżeli nie był by to problem.- Kiedy skończył mówić miał nadzieje że staruszek się zgodzi.
-Jasne chłopcze za taką pomoc weź ile tylko zapragniesz.-Powiedział z uśmiechem Akumoto.
-Arigato arigato arigato gozaimasu.- Saito wziął tyle ryb ile mógł pomieścić w siatce i pożegnał się ze sklepikarzem. Hiragai biegł co sił żeby wręczyć Misie ryby i sprawdzić jak się czują kotki. Gdy dotarł Misa był w niebo wzięta a wszystkie koty i kocięta zaczęły skakać do sitki pełnej ryb.
-Dziękuje Onii-san obiecuję opiekować się nimi ze wszystkich sił.
- Cieszy mnie to niestety muszę już wracać. Sensei pewnie jest na polanie i czeka na mnie żebym powiedział jak mi poszło. Tak wiec Bye Bye.- I ruszył szybko na polanę. Był dumny z siebie że dał rade zadowolić dwie osoby jednego dnia.

Kiedy Hiragai dotarł na polane musiało być już strasznie późno bo nikogo nie było. Znalazł tylko karteczkę na której napisane było:"Jutro o tej samej porze."
-Eh ten Sensei pewnie od razu z góry założył ze nie zdąży wrócić.- Tak więc wycieńczony Saito ruszył do domu gdzie czekało na niego miękkie i wygodne łóżko.

Gdy wrócił, poszedł od razu do łazienki a z niej prosto do łóżka. Lecz gdy spojrzał w okno zobaczył kota, który mówił do niego.
- Dziękuje Ci Hiragai Saito za pomoc w opiece nad moimi dziećmi. Gdy będziesz gotowy odnajdę Cię i zawrzemy kontrakt.
-Milcz!!- Przez okno wdarł się krzyk kogoś jeszcze lecz. Saito był zbyt zmęczony i zasnął. Rano myślał, że to tylko sen. Więc rześki i wyspany uszykował się i ruszył na miejsce spotkania z Sensei'em
 
Hiraga_Saito jest offline  
Stary 12-01-2010, 18:50   #138
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Ura płakał. Łzy ciekły z niego niczym sok z wyciskanej cytryny. Otaczali go ludzie. Wszyscy ubrani na czarno, ze smutno spuszczonymi głowami. Łup. Ziemia uderzyła o okrągłą drewnianą trumnę. Ktoś znowu machnął łopatą, łup. Pani Ototo przytuliła chłopca do siebie. Mocno. Wyszeptała mu do ucha.
- Był jaki był, ale wciąż go kochałeś prawda?
Chłopiec spojrzał jej w oczy. Nic nie powiedział. Płakał dalej. W końcu ceremonia pogrzebowa dobiegła końca. Po niej wszyscy znajomi i kupcy rozeszli się. Został tylko Ura i państwo Ototo. Dziadek zwrócił się do niego.
- Wiesz rozmawialiśmy z małżonką na twój temat i jeśli chcesz, możesz z nami zamieszkać. Co ty na to?
Ura nic nie odpowiedział. Po chwili odwrócił się i powiedział spokojnie.
- Dziękuję, jednak zostanę u siebie. Dom nasz i tak wiele ucierpiał. Postaram się być dobrym gospodarzem.
Pani Ototo chciała protestować, jednak mąż przerwał jej ręką.
- To może potrzebujesz trochę pieniędzy? Jakaś pomoc?
Ura pokręcił przecząco głową.
- Pieniądze mam z misji. Dam sobie radę.
Pani Ototo nie wytrzymała i powiedziala z przyjęciem.
- To chociaż przyjdź do nas po trochę mleka.
- Dbrze, obiecuje.
Powiedział z uśmiechem Ura. Wracał do domu. Nad ranem dostał informacje od senseia że ma wolne, potem hokage dał mu tydzień wolnego. Ura zamirzał się przespać.
 
Tasselhof jest offline  
Stary 12-01-2010, 18:52   #139
 
Qzniar's Avatar
 
Reputacja: 1 Qzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znany
Yuji był przygotowany do misji. Wypoczęty, pochwa na broń pełna. Odszedł jednak ze wzgórza Uzumaki i wrócił do domu.
"Godzina 12 mam być na miejscu - pomyślał i nastawił budzik na 11:30.
Nie miał co robić więc czas wolny poświęcił na trening. Tym razem bez marnowania chakry, w końcu niedługo idzie na misję. Kto wie, może chakra będzie potrzebna?
Ostatnio drużyna 2 mocno oberwała, wiec czegóż się tu spodziewać?
Nie... tym razem postanowił potrenować wszystkie pieczęci i ich kombinacje jedną ręką. Yuji posługiwał się głównie ninjutsu, więc umiejętność wykonywania pieczęci szybko, a w dodatku jedną ręką była bardzo potrzebna.

Tak czas zleciał Yuji'emu błyskawicznie. Po kilkugodzinnym treningu rąk, bolały go niemiłosiernie. Budzik zadzwonił. Wyłączył go i wyszedł z mieszkania. Nie spieszył się, miał jeszcze sporo czasu.

Po drodze na wyznaczone miejsce spotkania zobaczył wyróżniającą się wśród ludzi osobę o niezwykle niebieskich włosach. Podbiegł do niego mówiąc:
- Ooo, Ryuushou-sensei, witaj! - po czym spytał:
Podczas misji z grupą drugą dowiedziałem się od Ury, że ich sensei jest w szpitalu. Co z nim?
- Był poważnie ranny i stracił przytomność. Ale już z nim lepiej.
- powiedział łagodnym tonem.
- To dobrze... wygląda na to, że ich misja była ciężka. - kontynuował genin - Sensei, a tak w ogóle, powiedz co sądzisz o Nizanie. Jest typem samotnika, ale jak dla mnie źle robi.
- Yuji-kun... nie wszystkim wesołość przychodzi równie łatwo jak innym... Nizan wydaje się bardzo cierpieć, ale może z czasem otworzy się przed nami. Czas leczy rany i tworzy więzi, które nie tak łatwo rozerwać, Yuji-kun. - Jounin odpowiedział cierpliwie, lekko się uśmiechając.
- Racja, racja... przepraszam, może trochę przesadziłem. Nie znam mojej drużyny jeszcze za dobrze. - zawstydził się Yuji. - Jednak nie o tym chciałem z Tobą porozmawiać, sensei. Chodzi mi o trening. Jako, że używasz żywiołu lodu, chciałbym Cię prosić o trening w szkoleniu żywiołów: hyouton i reszty składającej się na niego. - powiedział błagalnie.
Dochodzili do podnóża wzgórza Uzumaki.
- Tak... Hyouton, Suiton i Fuuton to moja specjalność. Myślę, że mogę pomóc ci w treningu. - Jounin poklepał genina po ramieniu.
- Dziękuję sensei! Kiedy moglibyśmy go zacząć? Nie chciałbym odstawać od reszty grupy. Nizan cały czas trenuje, nawet przed naszymi spotkaniami tylko wiecznie medytuje. Masae pewnie też nie próżnuje. Ona wygląda raczej na zaciekłą dziewczynę i też nie zamierza od nas odstawać. - opowiadał genin z uśmiechem - Sądzę, że będziemy dobrą drużyną. Nawet jeśli nie będziemy się prywatnie przyjaźnić to z pewnością w czasie walki nawet Nizan nam pomoże.
- Możemy trochę przedłużyć naszą wyprawę, poświęcając czas na trening...
- Ryuushou podrapał się po niebieskich włosach.
- No pewnie! - krzyknął ucieszony Yuji. - Ale co z resztą?
- Obiecałem, że pomogę również Masae-chan. No i Nizan chyba też będzie mógł się czegoś poduczyć..
Czyli wspólny trening? Mi się podoba. Praca zespołowa i poznanie stylu walki reszty będzie na pewno pomocne przy wspólnych misjach.
- Trafna uwaga, Yuji-kun.


Doszli na szczyt wzgórza Uzumaki. Z daleka Yuji zobaczył rozmawiającą parę - resztę drużyny.
"A to gołąbeczki... rozmawiają sobie" - pomyślał Yuji uśmiechając się do siebie. Po chwili w ich stronę zaczął iść Nizan.
- Yo Nizan! Jak tam zdrowie?! - krzyknął żartobliwie do członka drużyny i już niedługo wszyscy razem szli w stronę Masae.
 
Qzniar jest offline  
Stary 12-01-2010, 19:21   #140
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Gdy przeszedł obok Mae bił się z myślami. Wiedział , że nie może mięknąć , tylko dlatego bo jakaś dziewczynka bo pyta o humor. Takie jest bycie ninja.
Z daleka nagle usłyszał głos Yujiego. Na zadane pytanie skrzywił się.
- Ujdzie.
Odparł beznamiętnie.

Czekał też na senseia. Gdy ten w końcu dotarł i powiedział o misji , był gotowy. Mógł wyruszać w każdej chwili.
Niebawem wyprawa miała się zacząć.
 
BoYos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172